5 sierpnia 1944 żołnierze harcerskiego batalionu szturmowego AK „Zośka” zdobyli Gęsiówkę. To było jedno z najstraszniejszych miejsc w Warszawie – niemiecki Konzentrationslager Warschau, zwany Gęsiówką od ul. Gęsiej (dziś Anielewicza).
W zamkniętej strefie wokół KL Warschau Niemcy rozstrzeliwali Polaków – więźniów z Pawiaka i ofiary ulicznych łapanek. Żydowscy więźniowie palili zwłoki ofiar tych egzekucji, następnie sami byli mordowani przez SS-manów. Łącznie zginęło tam ok. 20000 ludzi. 28 lipca 1944 r. Niemcy wymordowali 400 chorych więźniów obozu i zarządzili ewakuację pozostałych.
Żołnierze „Zośki” wiedzieli, że w obozie są jeszcze Żydzi i że Niemcy ich zamordują, jeśli nie wyzwolą obozu. Zrobili to sposobem. Wjechali do Gęsiówki zdobytym trzy dni wcześniej czołgiem. Jego dowódca porucznik Wacław Micuta ps. Wacek opisał po latach, jak czołg – który nazwali „Magda” – forsował niemieckie umocnienia.
– Motory szły pełną mocą i czołg z wolna zaczął się drapać na szczyt barykady. W pewnej chwili czołg przechylił się i zwalił na drugą stronę. (…) Niemcy podrzucili granat lub wiązkę granatów, czołg podskoczył, ale gąsienice wytrzymały. Zwrot w prawo i czołg stanął na drugiej barykadzie. Oddaliśmy dwa umówione strzały. Narożna wieża została zniszczona i droga do szturmu otwarta. Kilku chłopców nie doczekało drugiego strzału i już po pierwszym wdarli się do wieży
relacjonował porucznik Wacław Micuta ps. Wacek.
AK-owcy oswobodzili 348 więźniów, w tym 24 kobiety. Przybyła na miejsce dwie godziny później reporterka powstańczego Polskiego Radia relacjonowała:
– Na podwórzu dookoła mnie coraz większa gromadka. Otoczona jestem różnojęzycznym tłumem, odzianym w pasiaki, wykrzykującym jeden przez drugiego, gestykulujących, pijanych ze szczęścia
opisywała reporterka powstańczego Polskiego Radia.
Dowódca batalionu „Zośka” porucznik Ryszard Białous ps. Jerzy zapamiętał, że otoczyła ich „zwarta ciżba rozpromienionych postaci. Posypały się błogosławieństwa, ktoś usiłował ucałować mi rękę (…) Zaraz też rozpoczęły się chóralne niemal prośby: >>Dajcie nam broń, dajcie mundury, chcemy walczyć<<. Górowały głosy polskie. Ten i ów podawał swoje nazwisko. Wielu było obrońcami getta”.
Rzeczywiście część została żołnierzami „Zośki” lub drugiego harcerskiego batalionu, „Parasola”, czy innych powstańczych oddziałów. Wielu usiłowało się wtopić w ludność cywilną, dla której zresztą byli atrakcyjni. Monika Żeromska poznała w powstańczej piwnicy na Starówce Chaima – Żyda z Salonik, absolwenta Sorbony, który zamęczał jej ciotkę i matkę opowieściami o Paryżu, ją pytał o sens powstania, aż wreszcie, przyuczony, został kimś w rodzaju salowego.
Aniela Pinon-Gacka, również ze Starego Miasta, zapamiętała kilku Żydów francuskich, adwokata i lekarza z Budapesztu, „który ofiarował powstańcom swą wiedzę i swe usługi i oczywiście został przyjęty”, a także tenora opery z Salonik. Ten śpiewał po grecku i włosku najpiękniejsze arie, zwłaszcza Ave Maria. Jego „piękny śpiew przenosił nas w inne światy i pozwalał chociaż na chwilę zapomnieć o grozie codziennego życia” – zapisała autorka wspomnień.
Źródło: Instytut Pamięci Narodowej