Barbara i Tadeusz Wiosna zaangażowani byli w działalność oddziału partyzanckiego ppor. Tadeusza Zielińskiego ps. „Igła”, za co oboje trafili do komunistycznego więzienia. O swoich rodzicach opowiedział Marcin Wiosna. Rozmawiał Adam Szabelak.
Marcin Wiosna w ub. roku oblał czerwoną farbą pomniki Armii Czerwonej znajdujące się na cmentarzu prawosławnym. 26 lipca br. postępowanie wobec oskarżonego zostało umorzone. Sąd wziął pod uwagę m.in. historię i tradycję jego rodziny.
Adam Szabelak: Kim byli Pańscy rodzice? W jaki sposób „podpadli” oni komunistom?
Marcin Wiosna: Moi rodzice byli zwykłymi, prostymi ludźmi. Tata skończył 7 lat klas szkoły podstawowej do czasów wojny, a mama po wojnie pracowała w aptece w Skaryszewie i kształciła się na farmaceutkę. Oboje byli zaangażowani w pomoc okolicznej partyzantce antykomunistycznej.
Co ich do tego skłoniło?
Mama miała poglądy prawicowe po dziadku, który był przedwojennym wojskowym, służył w 28 Pułku Artylerii Lekkiej w Zajezierzu koło Dęblina, gdzie przed wojną zamieszkiwali z całą rodziną. W czasie wojny musiał ukrywać się przed niemieckim okupantem, jak również po wojnie przez jakiś czas urywał się przed władzą ludową. Dlatego mama nie mogła się zgodzić na to co działo się w Polsce po 1945 roku. Nie walczyła z bronią w ręku, bo miała wtedy 15-16 lat, ale pomagała partyzantom, nosiła im opatrunki i zaopatrzenie do lasu w okolice Podsuliszki czy Wilcznej, gdzie kontaktowała się z kurierem od oddziału „Igły”.
I za to spędziła w więzieniu okres od 30 grudnia 1947 roku do 30 grudnia 1949 roku?
Mama pierwsze dni po aresztowaniu spędziła w areszcie na Moniuszki w Radomiu, później w areszcie na Malczewskiego, a wreszcie większość kary odbyła w Fordonie, było to jedno z najcięższych więzień za czasów komuny dla kobiet. Po wyjściu z więzienia mama już się zbyt intensywnie nie angażowała ze względu na ochronę mnie i mojego brata. Razem z tatą chyba zbyt wiele przeszli, bo w domu nie mówiło się zbyt wiele na temat ich powojennej działalności. Po pewnym czasie mama udzielała się trochę w Związku Żołnierzy AK i w Związku Więźniów Politycznych Okresu Stalinowskiego, żeby pomóc wszystkim tym, którzy byli aktywni i poszkodowani przez władzę ludową.
Z kolei Pański tata spędził w więzieniu 6 lat 10 miesięcy i 7 dni. Wcześniej został skazany wyrokiem z dekretu o postępowaniach szczególnie niebezpiecznych w okresie odbudowy państwa na dożywotnie więzienie na utratę praw publicznych na utratę majątku…
Tata rozmawiał ze mną na ten temat 2 czy 3 razy w swoim życiu. Niestety, zmarł dosyć wcześnie i nie zdążyłem wypytać go dokładnie o jego działalność i o ten czas, gdy przebywał w więzieniu. Wiem, że był zaprzysiężonym żołnierzem Narodowych Sił Zbrojnych. Zajmował się przekazywaniem dla oddziału „Igły” ubrań cywilnych, broni, jedzenia, wiadomości. Nie wszyscy żołnierze byli w lesie. Walczący musieli mieć rozbudowane kontakty wśród cywilów, bo musieli się jakoś zaopatrywać. Tata mieszkał w Radomiu przy ul. Warszawskiej i właśnie w Radomiu organizował wsparcie dla oddziału. Nie wiadomo dlaczego wpadł, kto go wsypał. Pracownicy UB weszli do jego domu, znaleźli broń i to był główny powód aresztowania. Byli świetnie zorientowani co tata robił, kiedy i jak.
W postanowieniu sądu o przyznaniu odszkodowania Pańskiej rodzinie zapisano, że Pana tata był prawdopodobnie bity.
O tym tata akurat najmniej mówił. Kiedyś przejeżdżając przez Polskę zabrał mnie do Sztumu i powiedział, że tutaj siedział. Nie chciał o tym mówić, za dużo cierpienia, za dużo bólu. Tata kilka lat spędził na Dolnym Śląsku, gdzie się leczył po pobycie w katowniach ubeckich. W zasadzie przez całe swoje życie musiał regularnie tam bywać, bo podczas pobytu w więzieniu nabawił się różnych schorzeń. Z więzienia tata został zwolniony w 1955 roku. Przez pierwsze lata dochodził do siebie, a później pracował praktycznie całe swoje życie w spółdzielni remontowo-budowlanej. Jak nastała Solidarność, był przewodniczącym związku w zakładzie co również wpłynęło na to, że pomimo chęci do dalszej pracy, został zmuszony do przejścia na emeryturę. Tata całe swoje życie poświęcił na to, by naszej rodzinie niczego nie brakowało. Życie nauczyło go wielkiej zaradności i dzięki temu zapewnił nam dobry start.
Jak się poznali Pańscy rodzice?
Do końca nie wiem, nie było niestety u nas w domu rozmów bardzo szczegółowych na ten temat. Rodzice bardzo obawiali się, abyśmy w czasie kiedy byliśmy bardziej impulsywni jako młodzi ludzie, nie narobili sobie problemów. Tata jeździł do Skaryszewa do znajomych. Tam była dziewczyna, która mu się spodobała i myślę, że wspólne przeżycia też miały wpływ na ich relacje. Na początku lat 60. mieli się ku sobie i w 1963 roku wzięli ślub. Po ślubie zajęli się życiem codziennym, wychowaniem dzieci i zapewnieniu dobrych warunków bytowych rodzinie. Dopiero kiedy dorośliśmy i czasy pozwalały na spokojniejsze wypowiadanie się na temat walki z komuną, przy różnych okazjach dowiadywaliśmy się o działalności rodziców.
Jakieś słowo na koniec?
Biorąc pod uwagę moje podejście i wybuchowość myślę, że rodzice słusznie do pewnego czasu nie mówili mi o wielu sprawach dotyczących ich działalności patriotycznej, ponieważ mógłbym podjąć może i słuszne, ale bardzo ryzykowne, działania przeciw systemowi komunistycznemu. Dlatego jestem im wdzięczny za ich postawę, bo mogłoby to się źle dla mnie i dla naszej rodziny skończyć.
Dziękuję za rozmowę,