– Ja jestem człowiekiem, który jak sobie wyznaczy jakiś cel to uporczywie do niego dąży. Tak naprawdę u mnie nie ma czegoś takiego jak stres i obawa przed walką, bo wiem po co jadę na turniej, wiem dlaczego tam się znalazłem, wiem co chcę osiągnąć – mówił Mateusz Głuch, brązowy medalista mistrzostw świata w kickboxingu, pięciokrotny mistrz polski w kickboxingu oraz od niedawna również kandydat do Rady Miejskiej w Radomiu w rozmowie z Oskarem Klichem.
Zachęcamy do wysłuchania rozmowy w formie podcastu na naszym kanale na YouTube. Jeżeli spodobał Ci się ten materiał podziękuj za niego redakcji twojradom.pl i postaw nam kawę.
Jak rozpoczęła się Pana przygoda z kickboxingiem i co Pana w tym sporcie najbardziej fascynuje?
Moja przygoda rozpoczęła się w 2002 roku. Miałem wtedy 15 lat i jako młodzieniaszek lubiłem dużo oglądać filmów, przeważnie z aktorami kina akcji.
Motywował mnie zazwyczaj aktor Jean-Claude Van Damme, gdzie po obejrzeniu kilku naprawdę znakomitych filmów w jego wykonaniu, po prostu postanowiłem, że też bym chciał tak kopać. I wtedy postanowiłem zapisać się do sekcji kickboxingu, która była jedyna w tamtych czasach w Radomiu, prowadzona przez świetnego trenera, mogę śmiało powiedzieć, że dla mnie najlepszego w całej Polsce, Włodzimierza Trzeciaka. Tam też zdobywałem swoje największe laury.
Przede wszystkim kickboxing jest sportem, gdzie pracujemy czterema kończynami, zarówno rękoma, jak i nogami. Bardzo kształtuje charakter, bardzo dobrze wpływa na radzenie sobie ze stresem w ciężkich sytuacjach. Buduje pewność siebie, daje poczucie wartości i przede wszystkim buduje wewnętrzny, psychiczny spokój i pewność siebie.
Ma Pan bardzo duże osiągnięcia w tym sporcie. Jak wpłynęły one na życie osobiste i zawodowe?
Po zdobyciu brązowego medalu na Mistrzostwach Świata we Włoszech nie osiadłem na laurach. Wiadomo, moje sukcesy zaczęły się od Mistrzostwa Polski, gdzie po ośmiu miesiącach treningów zdobyłem już dwukrotnego Mistrza Polski. Ciążyła na mnie, mogę powiedzieć, presja w młodym wieku, ponieważ musiałem tych tytułów bronić, a zazwyczaj ciężej jest bronić tytułu mistrza niż go zdobywać. Przed wszystkimi zawodami, przed każdym turniejem ta presja na mnie była naprawdę duża. Ja jestem jednak człowiekiem, który nie osiada na laurach, w myśl tego, że jeśli coś zdobyłem to na tym kończę i to już jest wszystko, tylko moim sukcesem było przede wszystkim dostanie się do kadry narodowej i wyjazd na Mistrzostwa Świata.
To też się spełniło, dostałem się do kadry i byłem w niej 4 lata. Pojechałem na Mistrzostwa Świata we Włoszech i też moim marzeniem było, nie mówię wygrać, ale zdobyć jakikolwiek medal, bo to jest naprawdę już najwyższa impreza, jeżeli chodzi prestiż w kickboxingu. No i udało się, zdobyłem trzecie miejsce. Dla mnie to jest po prostu mega sukces.
Ale tak jak wcześniej wspomniałem, nie osiadłem na laurach i po tym zdobyciu brązowego medalu dalej byłem w kickboxingu, dalej toczyłem swoje pojedynki, dalej byłem głodny sukcesów i po medalu brązowym, który zdobyłem, zdobyłem jeszcze trzykrotnego mistrza Polski. Bronienie tytułów naprawdę było częste.
Jak mnie odbierali moi rówieśnicy i koledzy starsi? Byli mną zafascynowani. Na pewno moje nazwisko było bardzo rozpoznawalne przede wszystkim w naszym mieście, w Radomiu. Jak wpłynęło to na moje życie zawodowe? Mogę tylko powiedzieć tak, że karierę sportowca kontynuuję do dnia dzisiejszego z tym, że dzięki temu, że uprawiałem kickboxing, po prostu pozwoliło mi to przejść na zawodowe MMA, gdzie jestem do dzisiaj czynnym zawodnikiem i dalej walczę.
Było dużo walk, na pewno spotykał Pan trudnych przeciwników. Który z nich okazał się najcięższym do pokonania?
W życiu miałem dwie takie, można powiedzieć, ciężkie walki. Jedna to była w kickboxingu, a druga w MMA. Ta w kickboxingu była właśnie w obronie tytułu mistrza Polski w Full Contact, gdzie tak naprawdę wróciliśmy ze zgrupowania kadry po Mistrzostwach Świata i mój kolega z Warszawy, z kadry Polski zdobywał swoje laury i walczył w kategorii do 79 kg. Ja wtedy walczyłem do 74 kg, czyli to była kategoria niżej. Ale dlaczego o nim mówię? Dlatego, że on do Mistrzostw Polski w Full Contact, gdzie ja wtedy broniłem tego mojego tytułu w mojej kategorii wagowej, on zbił wagę do mojej kategorii, także większość ekspertów, nawet trenerzy i organizatorzy, cały Polski Związek Kickboxingu po prostu stawiał na to, że w finale spotkamy się we dwóch i dojdzie do pojedynku dwóch kadrowiczów, dwóch tak naprawdę kolegów.
Takie pojedynki są ogólnie ciężkie, gdzie dwóch zawodników się zna, ale byliśmy z innych klubów, więc ta walka na pewno gdyby doszła do finału musiałaby się odbyć.
Niestety, mój kolega przegrał z tak zwanym czarnym koniem tych Mistrzostw Polski. Ten chłopak był z Poznania. Naprawdę nikt na niego nie stawiał, a gościu okazał się bardzo mocnym kandydatem na tytuł Mistrza Polski. On mojego kolegę naprawdę pokonał. Wszyscy byli w szoku, że wchodzi ktoś do naszej kategorii i tak naprawdę ją czyści. Presja znów spadła na mnie, bo ja doszedłem do finału razem z Marcinem, który pokonał mojego kolegę z kadry.
Ja jestem człowiekiem, który jak sobie wyznaczy jakiś cel to uporczywie do niego dąży. Tak naprawdę u mnie nie ma czegoś takiego jak stres i obawa przed walką, bo wiem po co jadę na turniej, wiem dlaczego tam się znalazłem, wiem co chcę osiągnąć. Dobrze ułożony plan taktyczny przez trenera Włodzimierza Trzeciaka i dobre nastawienie psychiczne pozwoliły mi tę walkę raz, że wygrać, a dwa, że po prostu zawalczyć kapitalnie. Pokazałem się świetnie, wszystko w trakcie starcia zagrało. Zagrała głowa, zagrał plan taktyczny i po prostu narzuciłem przeciwnikowi swoje tempo, swoje warunki i walka była 3 do 0 dla mnie.
Głowa i nastawienie są bardzo ważne w sportach walki. Jak radzi sobie Pan ze stresem?
Jako młodzieniaszek zawsze przebywałem w starszym towarzystwie. Mam starszego brata, więc nawet chodząc na treningi kickboxingu, to trenowałem ze starszymi chłopakami. Tak naprawdę dużo mnie to uczyło. Zawsze miałem wpajane w głowę to, że idąc walczyć, to po prostu nie można czuć strachu, nie można się kogoś bać. Wiadomo, że stres jest czynnikiem, który oddziałuje na nasze ciało, jednak tak naprawdę jeśli komuś głowa nie zagra, to walkę ma już na pozycji startującej po prostu przegraną. Sam ze sobą tą walkę po prostu człowiek przegrywa. Ja powiem szczerze, że nigdy nie korzystałem z jakichś porad psychologicznych. Po prostu wydaje mi się, że uprawiając tą dyscyplinę sportu liczę się z konsekwencjami, jakie mogą nas spotkać, typu urazy, kontuzje. Wiem, co mogę w tej walce zrobić, wiem też, czy mogę oberwać, czy nie, bo to jednak jest sport kontaktowy, tam po prostu walczymy, a nie się głaszczemy.
Cała ta otoczka moich starszych kolegów, zarówno na podwórku, jak i kolegów z klubu zawsze oddziaływała na mnie pozytywnie. Pamiętam, że zawsze to były takie mini teksty od nich, „jedziesz małolat, dajesz z siebie wszystko, jesteś dobry”. Po prostu wiem, że wiara w siebie czyni cuda.
Czy sport zajmuje u Pana znaczną część życia, czy ma Pan jakieś jeszcze inne pasje?
Mogę śmiało powiedzieć, że sport jest u mnie już od piętnastego roku życia, także większą część on zajmuje. Wiadomo, teraz już mając rodzinę, mając pracę, na ten sport jest troszeczkę mniej czasu, ale jeśli mam jakąś walkę zawodową, jeśli przygotowuję się do niej, to naprawdę wkładam w to 100%, oddając całego siebie.
Najbardziej mnie cieszy to, że prowadzę treningi personalne, także jestem trenerem personalnym, gdzie przekazuję wiedzę odnośnie kickboxingu mojemu synowi, który też dumnie i z zapałem trenuje i nawet się pochwalę, że trener, który mnie wychował od początku w kickboxingu, o którym wcześniej wspomniałem, trener Włodzimierz Trzeciak, dzisiaj trenuje mojego syna. Fajna historia i bardzo miło mi na to się patrzy, bo wiem, że syn jest w dobrych rękach.
Wiadomo, dzisiaj mamy takie czasy nie tylko w Polsce, ale i na całym świecie, że umieć się obronić to naprawdę jest dobre dla człowieka.
Gdyby ktoś z naszych słuchaczy chciał rozpocząć swoją przygodę z kickboxingiem, gdzie powinien się kierować?
Wydaje mi się, że najlepszy klub w kickboxingu jest właśnie u trenera Włodzimierza Trzeciaka w sekcji MOSiR na Borkach. Klub nazywa się Kick Sport Radom.
Jest oczywiście też wiele innych klubów godnych polecenia, ale poleciłbym tam. Dlaczego? Dlatego, że ja tam byłem uczony od podstaw, od A do Z. Dzisiaj jest uczony mój syn i myślę, że ten trener jest naprawdę godny polecenia wszystkim adeptom, którzy chcieliby rozpocząć swoją przygodę z kickboxingiem.
Jak doszło do tego, że zdecydował się Pan startować w do Rady Miejskiej? Jakie cele temu przyświecają?
Przede wszystkim spotkałem się z Robertem Pryglem. Mogę powiedzieć, że jest to gość na bardzo wysokim poziomie, inteligentny. Rozmawialiśmy, ogólnie ta rozmowa była prowadzona w zupełnie inny sposób, zupełnie o czymś innym i tak po prostu zostałem zapytany, czy zgodziłbym się na start do Rady Miejskiej. Byłem zaskoczony. Wiadomo, moje życie całe ukierunkowuje się na sport. Mega mnie to zaskoczyło. Oczywiście pozytywnie, nie mogę powiedzieć, że nie. Dałem sobie chwilkę na zastanowienie, bo ja też nie jestem człowiekiem, który pochopnie podejmuje decyzje. Wolę coś przemyśleć dwa razy niż, jak to się mówi, palnąć o jedno słowo za dużo. Po takim głębszym zastanowieniu, po usłyszeniu przede wszystkim jaki program wyborczy ma Robert Prygiel, co ma zamiar zrobić dla mieszkańców, to stwierdziłem, że ja też jestem osobą, która pomaga.
Przede wszystkim pomagam dzieciom chorym, pomagam osobiście i robię to w celach charytatywnych. Udostępniam też różne posty na mediach społecznościowych, oddaję swoje koszulki, prowadzę treningi, oczywiście jako licytacje, gdzie zbieram też pieniążki dla tych chorych dzieciaczków. Zawsze byłem taką osobą, która służyła pomocą drugiemu człowiekowi i jak usłyszałem program Roberta, w którym są zawarte konkrety, które pomogą mieszkańcom w wielu aspektach m.in. służba zdrowia, zatrzymanie mieszkańców, młodzieży przede wszystkim, w Radomiu, poprawa dróg, stwierdziłem, że ten program wyborczy też służy pomocą przede wszystkim naszym mieszkańcom.
Zdrowie i życie ludzkie jest najważniejsze, więc tak naprawdę to złożyło się to w pewną całość. Ja indywidualnie pomagałem ludziom, przede wszystkim dzieciom, Robert swoim programem wyborczym też chce ten Radom zmienić na lepsze, więc wydawało mi się, że jak się połączymy, to po prostu będziemy mogli razem zrobić coś dobrego dla naszego miasta, a przede wszystkim dla mieszkańców.
Czy ma Pan w planach wprowadzić jakieś sportowe postulaty?
Powiem szczerze, że na tę chwilę nie. Nie wiem, co będzie dalej. Ja też nie jestem człowiekiem, który wybiega w przyszłość, co będzie gdyby, bo tego gdyby może nie być. Wiadomo, człowiek żyje z dnia na dzień. Nie wiemy, kiedy jest nam coś złego pisane.
Dla mnie przede wszystkim, jako kandydata do Rady Miejskiej, najważniejszym celem jest to, żeby mieszkańcom w naszym mieście żyło się lepiej. Chcemy zadbać przede wszystkim o służbę zdrowia, poprawić stan dróg, zatrzymać młodzież, która się tutaj kształci, która kończy szkoły średnie, która idzie na studia i niestety po tych studiach nie ma dla pracy i musi wyjeżdżać, jak to się mówi, za chlebem za granicę albo po prostu opuszczać nasze miasto dla innych miast typu Warszawa, Wrocław, Kraków. Moim zdaniem tego być nie powinno.
Program Roberta jest właśnie taki, że on ma plan na tą młodzież. Fajnie byłoby, gdyby ta młodzież kształciła się u nas w Radomiu i tu zdobywała wszystkie specjalizacje i tutaj po tych studiach się rozwijała dalej.
Wolny głos na koniec.
Chciałbym zachęcić dzieci i młodzież do uprawiania jakiejkolwiek aktywności fizycznej. Wiadomo, że są różne sporty, są sporty zespołowe, są sporty indywidualne. Ja zapraszam was przede wszystkim na sporty indywidualne, ponieważ sam się z nich wywodzę. Dlaczego chciałbym serdecznie was zaprosić do uprawiania sportu? Dlatego, że sport naprawdę kształtuje ludzi, pozwala czuć się bezpiecznym, pozwala wierzyć w siebie i oczywiście ukierunkowuje nas, kształtuje, uczy samodyscypliny, co jest naprawdę bardzo ważne w dzisiejszych czasach.
Oczywiście bardzo bym Państwa chciał prosić o głos na moją osobę 7 kwietnia w zbliżających się wyborach samorządowych.
Dziękuję za rozmowę.
Dziękuję ślicznie.