Wywiady

Nie wyobrażam sobie życia bez polityki – mówi poseł Andrzej Kosztowniak

Małgorzata Stasiak: Mimo młodego wieku zdobył Pan spore doświadczenie jako polityk, zarówno na szczeblu samorządowym , jak i parlamentarnym. Czy czuje się Pan spełniony zawodowo?

Andrzej Kosztowniak: Mam nadzieję, że nigdy się nie będę czuł spełniony. Generalnie bardzo bym chciał, żeby wszyscy politycy tak podchodzili do rzeczy, bo gdyby było na odwrót, oznaczałoby to, że straciliśmy chęć do pracy i realizacji zamierzeń, które mamy przed sobą. Polityka jest niezmiernie wciągającą, ale też bardzo trudną dziedziną życia, która wymaga ciągłej nauki i rozwijania się. To prawda, że już jako młody człowiek zdobyłem doświadczenie na scenie politycznej, najpierw pełniąc bardzo ważne funkcje w urzędach samorządowych czy teraz jako poseł RP. Jednak jako polityk cały czas się uczę i rozwijam. Nie jest to dla mnie zamknięty proces.

 

A gdyby nie było w Pana życiu polityki?

Wyobrażam sobie sytuację taką, w której w polityce mógłbym nie być na pierwszej linii frontu. Mógłbym wtedy doradzać albo wskazywać innym drogę. Jednak funkcjonowania całkowicie pozbawionego polityki sobie nie wyobrażam. Polityka zawsze była pasją. Wiadomo, brałem pod uwagę to, że muszę utrzymać swoją rodzinę, muszę funkcjonować, ale wiedziałem, że chce poświęcić swoje życie zawodowe sferze publicznej. Ukończyłem trzy kierunki studiów, prawo, ekonomię i administrację, czyli dziedziny mocno związane z polityką. Trzeba pamiętać, że funkcja prezydenta nie polega jedynie na reprezentacji. W tym urzędzie potrzebne jest odpowiednie przygotowanie zawodowe. Nie ukrywam, że moja wiedza z zakresu finansów, życia społecznego i gospodarczego, zdobyta podczas studiów, bardzo pomogła mi potem w byciu prezydentem Radomia.

 

Jak wspomina Pan swoją prezydenturę? Czy patrząc z perspektywy czasu, coś by Pan w niej zmienił?

Bycie prezydentem Radomia było wspaniałym doświadczeniem i powiem szczerze, że tęsknię za samorządem. Uwielbiałem moją pracę, która bardzo mocno mnie napędzała do działania. Na pewno dokonałbym innych wyborów personalnych, w niektórych obszarach nawet gruntownych, ale w sensie projektów i rozwoju miasta – nie. Zdecydowana większość projektów, które były realizowane za mojej kadencji, były projektami z jednej strony prospołecznymi, z drugiej zaś prorozwojowymi. Jako prezydent dużego miasta w Polsce byłem jedynym człowiekiem, który miał tak złą sytuację polityczną, bo nie miałem wsparcia ze strony opozycji. W państwie rządziła Platforma Obywatelska, która ewidentnie robiła wszystko, żebym rządził jak najkrócej. Szkodziła mi jako prezydentowi, a tym samym miastu. Miałem dużo gorzej niż obecnie ma Radosław Witkowski. Dzisiaj rola prezydenta jest zupełnie inna, nawet po tym, jak PO przegrało wybory w Polsce. Jaka była moja strategia na działania? Ja wraz z całą grupą PiS-u przez 8 lat ciężko, i najlepiej jak potrafiliśmy, pracowaliśmy dla naszego miasta, a już tydzień po wyborach, kiedy zostałem prezydentem, miałem pierwsze konferencje opozycji, która mnie oskarżała. To było niesmaczne i niemądre. My jako PiS wychodzimy z założenia, że ważniejsze jest miasto i jego rozwój. Nasza dojrzałość polityczna  i odpowiedzialność za miasto powoduje, że chcemy wspierać, współpracować i doradzać Radosławowi Witkowskiemu. Ale też nie zrobimy wszystkiego za prezydenta.

 

Obecnie pełni Pan obowiązki posła na Sejm VIII kadencji. Jak odnalazł się Pan w nowej funkcji?

Muszę przyznać, że już nieraz zadawano mi pytanie, czy odnalazłem się w tym miejscu. Tak, odnalazłem się w budynku i wśród ludzi, z którymi przebywam. Ale uważam też, podobnie jak moi starsi koledzy, że przez pierwsze 4 lata człowiek dopiero uczy się parlamentu – mechanizmów jego funkcjonowania, specyfiki, układów między ludźmi czy frakcjami politycznymi. Wszystkiego się trzeba nauczyć, dlatego podchodzę z bardzo dużą pokorą do tego, czym się dzisiaj zajmuję. Staram się przenosić swoje doświadczenie z miasta i cieszę się, że w parlamencie jest wielu takich posłów i senatorów, którzy pochodzą bezpośrednio z samorządu. Jednak to są dwa różne doświadczenia, dwa różne szczeble, dwa inne światy, do których potrzebne są inne kompetencje. Bez wątpienia na mnie samorząd odcisnął największe piętno i myślę, że już zawsze będzie istotny nie tylko dla mojego życia zawodowego, ale również czysto ludzkiego. Bycie prezydentem mnie nakręcało, ale dzisiaj, będąc na innym szczeblu, też zaczynam czuć przyjemność, że biorę udział w takich procesach, które pomagają całemu państwu. Jako samorządowiec uważałem, że ,,koszula zawsze bliższa ciału” i powinienem myśleć przede wszystkim o Radomiu. Uczę się, że w parlamencie najpierw jest praca dla Polski, dopiero potem dla swoich małych ojczyzn.

 

Ostatnimi czasy dużo mówi się o kluczowych dla rozwoju naszego miasta inwestycjach. Jak ocenia Pan realizację takich inwestycji jak Port Lotniczy Radom czy budowa hali widowiskowo-sportowej?

Inwestycje te nie są dla mnie niczym nowym, bo tak na dobrą sprawę jest to kontynuacja działań, które nakreśliłem przez osiem lat swojej prezydentury. Bez dwóch zdań najważniejszą inwestycją dla Radomia jest port lotniczy. Uważam, że dostaliśmy od losu wielką szansę, że taki obiekt już wcześniej istniał i powinniśmy to teraz wykorzystać. Można ją porównać do zbudowania w Radomiu kolei, a tym samym wprowadzenia dużego przemysłu w II Rzeczypospolitej, okresu przedwojennego i powojennego. Wtedy to powstawało w Radomiu naprawdę dużo zakładów, zatrudniających po 8, 10, 12 tys. ludzi, a miasto uzyskało status wielkoprzemysłowego. Niestety, Radom już do tego nie wróci, bo człowiek jest wypierany przez maszyny i technologię. Taki jest trend cywilizacyjny i my w niego brniemy. Trzeba dostrzegać te rzeczy, które dzieją na się teraz świecie. To one będą decydowały, gdzie będzie Radom za kilkadziesiąt lat. Lotnisko jest trzecim, po kolei i dużym uprzemysłowieniu, najważniejszym projektem, które może realizować infrastrukturalnie i przemysłowo nasze miasto. Żaden port lotniczy o przyzwoitych rozmiarach nie jest budowany z roku na rok, wszędzie na świecie trwa to wiele lat, nie ma nigdzie zamkniętego projektu lotniskowego. Ubolewam, że projekt lotniska od dwóch lat jest zamrożony, a wszystkie działania z nim związane są tylko i wyłącznie markowane. Nie ma żadnych znaczących inwestycji i nie jest ono rozbudowywane. To jest dla mnie rzecz niepokojąca i bardzo niebezpieczna zarazem. Istotne dla rozwoju naszego miasta są też inne dwie rzeczy: silne połączenia infrastrukturalne oraz wartość intelektualna. Jeśli spełnimy te warunki, znajdą się inwestorzy, którzy będą chcieli z nami współpracować.  W innym wypadku będziemy umierać, bo możemy nie wykorzystać szansy, którą z powodzeniem wykorzystują inni. Mówi się, że Radom ma bardzo dobrą sytuację komunikacyjną, ale tak nie jest. Ważnym jej elementem jest aleja Wolskiego Polskiego, stanowiąca z ul. Żółkiewskiego i obwodnicą południową najlepsze połączenie  miasta i całego kraju z lotniskiem. Powinniśmy zabiegać o to, aby została zbudowana przynajmniej w parametrach drogi ekspresowej, wtedy to Radom będzie znajdować się na przecięciu ważnych dróg, które prowadzą ze wschodu na zachód Europy. Prezydent publicznie twierdzi, że chce to rozbudowywać, a tak naprawdę inwestuje w rzeczy, które będziemy mocno konsumować. Ktoś kiedyś powiedział, że najpierw jest chleb, dopiero potem igrzyska i jest to wskazanie, że najpierw musimy zająć się rozwojem gospodarczym, dopiero potem myśleć o uprzyjemnieniu sobie życia. Te igrzyska też są nam potrzebne, bo wszędzie musi być równowaga, a służyć temu ma budowa hali widowiskowo-sportowej. Obiekt został zaprojektowany za mojej kadencji, w czasie której udało się również uzyskać od Pani Premier Kopacz deklarację dofinansowania budowy na kwotę 40 mln zł z Ministerstwa Sportu. Niestety, prezydent Witkowski inwestuje pieniądze miejskie, co dla mnie jest ewidentnym błędem w zarządzaniu finansami. Nie oceniam tego w skuteczności podejmowanych decyzji, tylko kontestuję model budowy finansowania, bo nie widzę dzisiaj starania się o pieniądze europejskie ani realizacji projektów z tych środków. Moim zdaniem, jeśli chodzi o halę, to powinniśmy jeszcze zaczekać przynajmniej te cztery lata, po to, żeby zabezpieczyć pieniądze na wkład własny, pozyskać pieniądze ze źródeł zewnętrznych i dopiero w kolejnych latach tym się zająć.

 

Wielkimi krokami zbliża się koniec roku. Czego życzy Pan mieszkańcom Radomia na nadchodzący rok?

Ja zawsze życzę wszystkim tego, czego sam sobie życzę. Bo człowiek mimo wszystko sobie i najbliższym życzy jak najlepiej. A tak traktuje radomian, jestem jednym z nich, więc trudno żebym życzył inaczej. Sobie i swoim bliskim zawsze życzę dwóch rzeczy, zdrowia i mądrości. Jeżeli są te dwie rzeczy, to wszystko inne też się ułoży. Ze zdrowia i mądrości wynika każda inna rzecz. Oczywiście chciałbym też, abyśmy mogli się spotykać, wspólnie rozmawiać i żartować, żeby nas wszystkich omijały wszelkiego rodzaju problemy, ale że jestem człowiekiem racjonalnym, wiem, że życie nie polega tylko i wyłącznie na przyjemnościach. Często bywa bardziej złożone, przeżywamy wzloty i upadki, mamy problemy rodzinne, zdrowotne, ale też radości, sukcesy osobiste i zawodowe. Uważam, że najważniejsze to mieć te dwie rzeczy, zdrowie i mądrość, dzięki którym człowiek potrafi sobie dać radę, zarówno z sukcesem, jak i porażką.

 

Dziękuję za rozmowę.

Dziękuję bardzo.