16 maja – św. Andrzeja Boboli, niezłomnego jezuity, zwanego „duszochwatem”. Był łowcą nieśmiertelnych dusz, który misję powierzoną mu przez Boga wykonywał z miłością i wielkim oddaniem. Dokonywał rzeczy niemożliwych podczas pasterzowania. Nawracał na katolicyzm wyznawców prawosławnych, zamieszkujących wschodnie tereny Rzeczpospolitej. Naraził się tym hierarchom Kościoła Prawosławnego. Zginął śmiercią męczeńską z rąk Kozaków.
„ (…) Niechże więc wszyscy jako we wzór wpatrują się w męstwo Świętego Męczennika Andrzeja Boboli. Niech nieugiętą jego wiarę i sami zachowują i na wszelki sposób bronią. Niech tak naśladują jego apostolską gorliwość, żeby starali się najusilniej, stosownie do swego stanu, Królestwo Chrystusowe na ziemi umacniać i we wszystkich kierunkach rozszerzać… Skoro bowiem Andrzej Bobola z polskiego narodu wyszedł i polską ziemię nie tylko blaskiem rozlicznych cnót, ale i krwią męczeńską uświetnił , jest on dla nich wspaniałą ozdobą i chlubą. Niechże więc idąc za jego świetlanym przykładem nadal bronią ojczystej wiary przeciw wszystkim niebezpieczeństwom, niech usiłują obyczaje do norm chrześcijańskich dostosować , niech to sobie mają mocnym przekonaniem za największą chwałę swojej Ojczyzny, jeżeli przez nieugięte naśladowanie niezachwianej cnoty przodków to osiągną, żeby Polska zawsze wierna była dalej „przedmurzem chrześcijaństwa” (… ) tę właśnie rolę Bóg narodowi polskiemu przeznaczył (…)”.
(fragment z encykliki Invicti Athletae Christi, papieża Piusa XI)
Andrzej Bobola urodził się 30.V.1591 r. w Strachocinie niedaleko Sanoka. Pochodził z rodziny przywiązanej do wiary katolickiej, wywodzącej się ze szlacheckiego rodu, herbu Leliwa. Jego ojciec Mikołaj Bobola dzierżawił sołectwo strachocińskie, które należało do dóbr królewskich.
W 1606 r. piętnastoletni Andrzej wyjechał do Braniewa i podjął edukację w tamtejszej szkole prowadzonej przez jezuitów. Po dwóch latach nauki wstąpił do Sodalicji Mariańskiej (stowarzyszenie religijne, założone przez jezuitów na cześć Najświętszej Maryi Panny) i od tej chwili swoje życie związał z Maryją, dokonując aktu oddania Matce Bożej. Będąc w Sodalicji nabywał cnoty chrześcijańskie, angażował się w pomoc najbiedniejszym, pokrzywdzonym przez los, dotkniętym różnego rodzaju epidemiami. W pracy charytatywnej bardzo mu imponowała postawa Reginy Protmann, założycielki i przełożonej Zgromadzenia Sióstr św. Katarzyny, Dziewicy i Męczennicy. Poświęcała ona swoje życie zakonne służbie chorym, których często odwiedzała, pielęgnowała, przygotowywała im posiłki, karmiła i podawała lekarstwa. Z troską pochylała się również nad ludźmi starszymi, osobami samotnymi, sierotami. W posłudze tej pomagali jej z wielkim oddaniem sodalisi, w tym Andrzej, ucząc się w ten sposób wrażliwości na ludzką nędzę i ofiarnej służby bliźnim.
W jezuickiej szkole uczył się przez 5 lat, zdobywając wykształcenie humanistyczne. Otrzymał w niej również formację w duchu religijnym, dlatego też miał świadomość, że w życiu nie tylko liczy się wymiar doczesny, ale bardzo ważny jest wymiar duchowy, w tym odczytywanie woli Bożej. Zrozumiał, że młody człowiek musi odkrywać w swoim życiu zamiary Boga. Powinien też rozeznawać, do czego Pan Bóg go powołuje, a to jest możliwe tylko dzięki długim godzinom spędzanym na kolanach. Dzięki temu, ze dużo czasu poświęcał na modlitwę, jeszcze mocniej pokochał Jezusa i Maryję i rozeznał, że Bóg powołuje go do życia kapłańskiego. Z miłości do Boga porzucił wszystko, wszelkie dobra materialne, możliwość zrobienia kariery społecznej, czy też politycznej.
31 lipca 1611 r., mając 20 lat, wstąpił do Zakonu Jezuitów (Towarzystwo Jezusowe). Nowicjat odbył w Wilnie, pod kierownictwem duchowym o. Wawrzyńca Bartiliusa. Wieczyste śluby zakonne złożył 31 lipca 1613 r. Oznaczało to, że odtąd będzie żył w ubóstwie, czystości i posłuszeństwie. Następnie podjął trzyletnie studia filozoficzne w Kolegium Akademickim. Po pozytywnym zaliczeniu egzaminów, przystąpił do obrony pracy magisterskiej, jednak z powodu swojego trudnego charakteru i problemów w kontaktach z innymi, nie uzyskał stopnia magistra, gdyż nie został dopuszczony do publicznej obrony tez filozoficznych.
Był zdolnym i gorliwym zakonnikiem, ale miał nie łatwy charakter. Po swoich przodkach odziedziczył dynamiczny temperament, porywczość, nerwowość i awanturnictwo. Choć nie zawsze miał rację, uporczywie trwał przy swoim zdaniu. Często działał pod wpływem emocji, w zdenerwowaniu krzyczał. Był niecierpliwy, wyniosły i uparty, ale również stanowczy, aktywny, energiczny i zdecydowany. Posiadał silną wolę, mocno angażował się w to, co robił, wzbudzał zaufanie. Wiedział, że trudne cechy charakteru nie pomagają mu w wypełnianiu jego powołania i na dodatek sprawiają przykrość osobom najbliższym i współbraciom, dlatego też podjął pracę nad sobą. Aby zwalczyć w sobie złe cechy charakteru i rozwinąć dobre strony osobowości, oraz zdobyć cnotę pokory, która prowadzi do świętości, prosił Boga o potrzebne łaski, aby mu pomógł poskramiać i zwalczać negatywne cechy charakteru a rozwijać pozytywne. Codziennie czytał oraz rozważał Słowo Boże, odmawiał różaniec. Długie godziny nocne spędzał na adoracji Chrystusa w Najświętszym Sakramencie. W tej pracy nad przemianą swojej trudnej osobowości, kierował się słowami św. Bernarda: „budowa duchowa nie może dźwigać się inaczej, jak na mocnym fundamencie pokory”.
Praca nad sobą przyniosła dobre owoce, Andrzej stał się nowym człowiekiem i dlatego też pogodził się z niepowodzeniem, nie załamał się. Z pokorą przyjął wolę Bożą, dotyczącą niedopuszczenia go do obrony pracy magisterskiej z filozofii. Potem przez dwa lata odbywał praktyki pedagogiczno-dydaktyczne, najpierw w Braniewie, a potem w Pułtusku. W1618 roku wyjechał do Wilna i rozpoczął studia teologiczne w Akademii Wileńskiej. Po odbyciu tego kierunku studiów, również nie został dopuszczony do obrony tez teologicznych, co oznaczało, że nie mógł uzyskać stopnia licencjata teologii. Pan Bóg po raz kolejny pokazał mu, że jego droga powołania ma wyglądać inaczej. Ma być w zakonie Jezuitów, ale nie naukowcem w habicie, tylko kapłanem oddanym ludowi Bożemu. Ostatnie lata przed święceniami kapłańskimi, Andrzej poświęcił na przygotowanie się do pracy z ludźmi. 18 grudnia 1621 r. otrzymał święcenia subdiakonatu, a niebawem diakonatu. 12 marca 1622 r. został wyświęcony na kapłana, przez ks. bp. Eustachego Wołłowicza. Tego dnia odbyła się w Rzymie kanonizacja jezuitów, Ignacego Loyoli i Franciszka Ksawerego, którzy byli założycielami tego zakonu.
Nowo wyświęcony ksiądz Bobola został wysłany przez przełożonych na wschodnie tereny Rzeczpospolitej, gdzie ukształtowanie terenu było trudne i gdzie chrześcijanie byli podzieleni na katolików i prawosławnych.
Bardzo duży wpływ na rozłam w Kościele Chrystusowym miały różnice kulturowe Wschodu i Zachodu cesarstwa rzymskiego. które coraz mocniej zarysowywały się w V wieku po Chrystusie. Chrześcijanie żyjący we Wschodniej części Cesarstwa zarzucali wyznawcom Chrystusa na Zachodzie, że ci odeszli od prachrześcijańskiej tradycji w wierze i nie kontynuują pierwotnych obyczajów religijnych i liturgicznych. Twierdzili również, że jedynie te są prawidłowe, pobożne i przynoszą chwałę Bogu. W związku z tym konfliktem, rozpoczęła się rywalizacja o to, kto w Kościele jest ważniejszy, patriarcha Wschodu, czy Zachodu (papież). Kolejny spór dotyczył Ducha Świętego, czy pochodzi On od Ojca i Syna, czy raczej od Ojca przez Syna Bożego. Polemizowano także nad kwestią dotyczącą używania podczas Eucharystii niekwaszonego chleba, znaku krzyża, który wyznawcy Kościoła Wschodniego czynią „odwrotnie”. Dyskutowano też o celibacie księży (kapłani katoliccy nie mogli się żenić, natomiast duchowni prawosławni żenili się, mieli dzieci). Dyskusje dotyczyły również zarostu u duchownych, itp. Podejmowane dysputy nic nie dawały, nie przynosiły żadnych rozwiązań, tylko kolejne spory i konflikty. W rezultacie doprowadziły do całkowitego rozłamu Kościoła chrześcijańskiego (16 lipca 1054 r.). Oba Kościoły obłożyły się wzajemnie ekskomuniką i podzieliły się na chrześcijaństwo rzymskie i prawosławne. Katolicy mieli za ojca duchownego kapłana i nabożeństwa odprawiane były w katolickich świątyniach, natomiast osoby wyznania prawosławnego chodziły na nabożeństwa do cerkwi i ich duchowym opiekunem był pop. Te duże rozbieżności, prostym ludziom nie ułatwiały kontaktów z Bogiem i nie przyczyniały się u nich do wzrostu wiary.
Praca duszpasterska ks. Andrzeja w takich warunkach nie była więc łatwa, wymagała ogromnego samozaparcia i poświęcenia. Jednak on nie zrażał się tym. Z wielkim apostolskim zapałem głosił Słowo Boże wśród tych, którzy zostali oderwani od wiary katolickiej. Miał również do czynienia z ludźmi, którzy odeszli od Boga dlatego, że mieli daleko do kościoła i po jakimś czasie zapomnieli, że są katolikami i należą do Chrystusa. Zaczęli więc żyć tak, jakby Bóg nie istniał. Dlatego też ksiądz Bobola nie czekał, aż te zagubione owce przyjdą do kościoła, tylko sam poszedł do nich. Praktykował duszpasterstwo misyjne. Odwiedzał ludzi w domach, rozmawiał z nimi, rozbudzał w nich żal za grzechy, łagodził wszelkie rozterki i niezgody, wprowadzał dobre obyczaje, które przez wielu były zapomniane, głosił pouczające kazania. Dzięki jego posłudze, wielu powracało na drogi Boże i zmieniało swoje życie. Zagubieni chrześcijanie byli wdzięczni Bożej Opatrzności, że otrzymali takiego kapłana, który z wielkim zaangażowaniem pracuje dla sprawy Bożej.
Nazywano go „duszochwatem”, inaczej łowcą dusz nieśmiertelnych, ponieważ niestrudzenie zajmował się zdobywaniem dusz ludzkich dla Pana Boga. Ks. Andrzej tym łowieniem dusz chciał odwdzięczyć się Bogu za pomoc, którą otrzymał, gdy przeżywał trudności w życiu zakonnym. Doświadczył wówczas mocy Bożej i chciał, aby inni też mogli poznać Boga, w taki sposób, w jaki on Go poznał.
W swojej gorliwej pracy duszpasterskiej, ksiądz Bobola zawsze miał na względzie pełnienie woli Bożej. Jego największym pragnieniem było to, aby coraz więcej ludzi poznało i pokochało Jezusa. Uważał, że najważniejszym powołaniem każdego człowieka, jest jedność z Bogiem i że do tego prowadzi święta wiara katolicka. Dlatego też w każdym sposobnym momencie głosił Ewangelię. Do każdego człowieka odnosił się z dobrocią, miłością i wielkim szacunkiem. Starał się, poprzez osobisty kontakt, nauczać prawd wiary i moralnych zasad. W swoich naukach zawsze wskazywał na Boga, który jest miłosierny i któremu bardzo zależy na zbawieniu wszystkich ludzi. Głosił, że tylko wierność Chrystusowi, a więc życie zgodne z Bożymi przykazaniami, trwanie w łasce uświęcającej i dobre wypełnianie powierzonych przez Boga zadań, może człowieka uświęcić i doprowadzić do zbawienia. Swoim własnym przykładem, pokazywał ludziom, że nie głosi pustych słów, ale sam żyje tym, o czym mówi. Zagubionej duszy, potrafił poświęcić wiele czasu, często rezygnując z posiłku i snu. Ludzie, którzy z nim się spotykali, byli pod wielkim wrażeniem tego, co robił. Uważali jednak, że: „można go podziwiać, ale naśladować się nie da”.
Ks. Andrzej mocno ubolewał nad podziałem wyznawców Chrystusa na katolików i prawosławnych. Odczuwał to jako zagrożenie dla wiary chrześcijańskiej i wielką ranę Chrystusowego Kościoła. W czasie formacji zakonnej, zdobył wiedzę na ten temat. Wiedział, że za ten rozłam odpowiada kilku ważnych hierarchów kościelnych i świeckich władców. Podział ten sprawiał, że chrześcijanie byli do siebie wrogo nastawieni i nawzajem zwalczali się. Jedni drugich nazywali bezbożnikami, odszczepieńcami, bądź heretykami. Dlatego ksiądz Bobola nie chciał tego tak zostawić i postanowił działać, chciał pojednać zwaśnione strony. Uznał, że najlepszym na to sposobem będzie nawracanie prawosławnych na katolicyzm. Wiedział, że to nie wszystkim się spodoba i że w ten sposób narazi się wielu ludziom, zwłaszcza hierarchom prawosławnym, ale zrozumiał, że nie może być na to obojętny. Zatarg z prawosławnymi niepokoił również jego współbraci, którzy bali się o swoje życie, dlatego też ojciec Andrzej nie był akceptowany przez wielu z nich. On jednak powierzoną mu przez Boga misję pełnił bez względu na przeszkody i zagrożenia. Jego ciężka praca przynosiła owoce, ponieważ w swojej posłudze kapłańskiej kierował się miłością, która jest najskuteczniejszą metodą ewangelizacyjną. Burzył porządek, który ustanowili ludzie, ale za to z wielką gorliwością wypełniał wolę Bożą.
Dzięki jego żarliwej pracy duszpasterskiej z prawosławia na wiarę katolicką przechodziły całe wioski. Tak było w przypadku dwóch wsi: Bałandycze i Udrożyn, gdzie na katolicyzm nawrócili się mieszkańcy z 80 domów, również miasteczko Janów w większej części stało się katolickie. To powodowało, że pustoszały cerkwie i duchowni prawosławni tracili źródło utrzymania oraz wiarygodność. W zetknięciu z niezłomnym jezuitą ponosili same straty. Przegrywali nawet w dysputach, jakie z nim toczyli. Ksiądz Bobola posiadał dużą wiedzę z zakresu wyznania prawosławnego i wiary katolickiej. Znał żywe tradycje obu wyznań, oraz pisma Ojców Kościoła Greckiego i Doktorów Wschodu. Dla wyznawców Kościoła prawosławnego, stawał się coraz bardziej niewygodny. Zaczęli więc szukać sposobności, by go skutecznie zastraszyć, a najlepiej usunąć.
Ojciec Andrzej często zmieniał placówki duszpasterskie i to nie tylko ze względu na zatarg z hierarchami prawosławnymi. Jego duszpasterskie dokonania odbiły się szerokim echem. Władze zakonu jezuitów doceniały jego duże doświadczenie duszpasterskie i dar słowa, którym Bóg go obdarzył. Ceniono go za rozwagę w ocenie ludzi i za roztropność w osądzaniu wielu trudnych spraw, Dlatego też kierowano go do tych miejsc, gdzie był najbardziej potrzebny i gdzie nie każdy kapłan sobie radził.
Kapłańską posługę pełnił w takich miejscach jak: Nieśwież, następnie przez sześć lat Wilno, a potem Bobrujsk, gdzie był przełożonym tamtejszego zakonu jezuitów. Kolejne placówki jego duszpasterskiej posługi, to: Płock, Warszawa, Łomża, Wilno i Pińsk. W niektórych miejscach był kilkakrotnie, jednak posłusznie się temu przenoszeniu z miejsca na miejsce poddawał. Wszędzie służył z miłością i wielkim oddaniem. Do jego podstawowych zajęć duszpasterskich należały: głoszenie kazań, katechez, spowiedź i służba ludziom biednym. Prowadził tzw. komentarz Pisma Świętego. Pracował również w szkołach jezuickich i prowadził Sodalicje Marjańskie. W Warszawie obejmował zaszczytny urząd kaznodziejski w kościele p.w. Matki Bożej i miał za zadanie utrzymywać dobre kontakty z magnatami.
Podczas pobytu w Pińsku, po raz pierwszy zaistniało dla niego i jego współbrata o. Szymona Maffona realne zagrożenie utraty życia, dlatego też obaj opuścili to miejsce i udali się w zachodnie strony kraju. Ojciec Szymon wyruszył do miejscowości Horodca i tam posługiwał w parafialnym kościele. Jednak 15 maja na tutejszą plebanię niespodziewanie napadł oddział kozacki pod wodzą Zielenieckiego i Popeńki. Pojmali oni ojca Maffona i po okrutnych torturach zamordowali. Potem udali się do Janowa Poleskiego i tam z zimną krwią zabijali katolików, których wskazywała im ludność prawosławna. Wyznawcy Kościoła Wschodniego podburzali również ukraińskich Kozaków do zabicia księdza Boboli, którego nazwali wielkim szkodnikiem.
Tymczasem ojciec Andrzej ukrywał się w czasach tej grozy na dworze Przychodzkiego, dzierżawcy wsi Mobilno w Peredyle. Jednak i tam niezłomny kapłan nie był bezpieczny. Gdy straszliwe wieści o mordach dotarły do Peredyla, ksiądz Andrzej wsiadł na wóz i postanowił udać się w inne miejsce. Niestety nie zdążył nigdzie się schronić, gdyż w drodze dopadł go oddział kozacki, który dokonał barbarzyńskich zbrodni w Janowie. Woźnicy udało się zbiec i ukryć w lesie, natomiast ojciec Bobola pozostał w wozie, zawierzył się Bogu i oddał w ręce okrutnych katów. Ci zabrali go do Janowa Poleskiego, jak im nakazał dowódca. Potem z szatańską, obłędną wręcz wściekłością rzucili się na niego, zdarli odzienie, przywiązali do pala i poddawali jeszcze okrutniejszym torturom, szyderstwom, kpinom niż jego współbrata, ojca Szymona. W końcu po wielu strasznych męczarniach, jakie mu zgotowali, zabili go. Było to w wigilię Wniebowstąpienia Pańskiego, 16 maja 1657 r. o godzinie trzeciej po południu. Ojciec Andrzej był wśród jezuitów 49 ofiarą nienawiści do kapłanów katolickich.
Wkrótce rozeszła się wieść, że do Pińska zbliżają się polskie wojska. Wtedy Kozacy zaczęli opuszczać miasto oraz okoliczne miejscowości i w popłochu uciekali. To, co pozostawili po sobie budziło grozę. W wielu miejscach odkrywano ślady ich zbrodni. Jednak najbardziej przerażający widok ludzie ujrzeli w rzeźni w Janowie. Było tam zmasakrowane, ociekające krwią ciało księdza Andrzeja Boboli. Miejscowy proboszcz, polecił, aby je przenieść na plebanię, a potem do kościoła. Następnie powiadomiono o tym zdarzeniu jezuitów z pińskiego zakonu, którzy po przybyciu nałożyli na ciało Męczennika sutannę jezuicką, położyli je na wozie i odwieźli do Pińska. Potem zapisali w Kronikach datę jego męczeńskiej śmierci, ciało włożyli do czarnej drewnianej trumny, umieścili na wieku napis po łacinie: Pater Andreas Bobola Societatis Jesu i złożyli w podziemiach kościoła, obok trumien innych zakonników. Nawet życiorys, który napisali, na polecenie Generała Zakonu, nie wspominał o tym, że był to niezłomny, odważny kapłan, który zginął śmiercią męczeńską za to, że do końca był wierny Jezusowi. Zupełnie pominięto też to, że wśród innych księży wyróżniał się skutecznością swojej pracy duszpasterskiej i był za to przez władze zakonu ceniony.
Z czasem o księdzu Boboli zupełnie zapomniano. Potraktowano go, jak zwykłego zakonnika. Jednak o to, aby jego postać była przypomniana, postarał się sam Bóg, który upomniał się o to, aby chrześcijanie pamiętali o kapłanie, który Mu z oddaniem i miłością służył na ziemi. Posłużyły temu pewne wydarzenia historyczne. Otóż w wyniku wybuchu wojny domowej pomiędzy Koroną a Litwą, kraj podzielił się na dwa obozy. Jeden reprezentowali zwolennicy Augusta II, a drugi obóz – Stanisław Leszczyński, którego narzucili Szwedzi. Wkrótce do wojny dołączyły inne kraje. Rzeczpospolita była pustoszona przez wojska saskie, konfederackie, szwedzkie i moskiewskie. Skutkami tej wojny najbardziej dotknięte były okolice Wilna i Pińska. Napaści, zbrodnie i utrata dóbr klasztornych zagrażały wspólnotom zakonnym, w tym jezuitom pińskim. W obliczu tych niepokojów i zagrożeń, rektor pińskiego kolegium, ojciec Marcin Godebski zamierzał zwrócić się o pomoc, tylko nie bardzo wiedział do kogo. Prosił więc Boga na modlitwie o natchnienie i o dobrą radę, ale żadne rozwiązanie nie przychodziło mu do głowy. Czuł się wobec tego coraz bardziej zatroskany i bezradny. Wówczas 16 kwietnia 1702 r., gdy udał się na nocny spoczynek, ukazał mu się jezuita o sympatycznym wyrazie twarzy, która niezwykle jaśniała. Powiedział, że nazywa się Andrzej Bobola i że był zamordowany przez Kozaków. Zwrócił ojcu rektorowi uwagę, że protekcji tu na ziemi nie znajdzie i obiecał, że jeżeli zostanie odnaleziona trumna z jego ciałem i oddzielona od innych, wtedy on sam będzie ich ochraniał.
Rozpoczęto więc poszukiwania, które nie były łatwe, jednak z Bożą pomocą udało się ją odnaleźć. Po trzech dniach do zakonników przyszedł pewien mieszczanin piński i wręczył im karteczkę z informacją, kto i gdzie jest pochowany w krypcie pod kościołem. Było tam też nazwisko Bobola, oraz data jego śmierci i krótka wzmianka, że został okrutnie zamordowany w Janowie, przez niegodziwych Kozaków, i przed śmiercią rozmaicie był przez nich dręczony. W końcu, po trzech godzinach trumnę odnaleziono. Gdy zdjęto wieko, wszyscy zebrani, ujrzeli nieco przykurzone, jednak całkowicie zachowane od rozkładu zwłoki, na których widoczne były ślady tortur oraz rany ze skrzepłą krwią, wyglądającą jakby była świeża. Natychmiast oczyszczono ciało, owinięto je w czyste prześcieradło, nałożono sutannę i czarny ornat, potem przełożono do nowej trumny i umieszczono ją pośrodku krypty, na rusztowaniu.
Wkrótce dowiedzieli się o tym mieszkańcy Pińska i rozpoczęły się pielgrzymki do trumny Męczennika. Ludzie prosili go o wstawiennictwo przed Bogiem w wielu różnych sprawach. Andrzej Bobola dotrzymał słowa, które dał ojcu rektorowi i odwdzięczył się. Za spełnienie prośby, uratował nie tylko kolegium jezuitów, ale również całe miasto Pińsk przed nawałą szwedzką oraz ochronił ziemię pińską przed epidemią, która zebrała duże żniwo w innych rejonach kraju. Cud ten rozpoczął kult ojca Andrzeja, który stawał się coraz bardziej powszechny zarówno pośród prostego ludu, jak i wśród szlachty oraz magnatów.
Następnym krokiem, jaki uczynili jezuici, było poszukiwanie świadków jego życia i męczeńskiej śmierci. Zbierano o nim wiadomości z różnych miejsc. I tak po wielu latach sporządzono nowy, dokładniejszy, niż wcześniejszy, życiorys ojca Andrzeja Boboli. Nie był on w pełni szczegółowy, ale wystarczał do tego, aby jego kult rozwijał się jeszcze mocniej.
Aby upamiętnić tę tragiczną śmierć misjonarza Polesia, postawiono dwa krzyże w miejscu, gdzie go pojmano i uprowadzono (po wielu latach krzyże zostały stamtąd zabrane przez sowietów). W miejscu, gdzie Męczennik był katowany i zamordowany (rynek Janowa Poleskiego) wzniesiono pomnik i umieszczono na nim obraz Andrzeja Boboli. W dokumentach archiwalnych, znalezionych w Grodnie, zachował się raport sporządzony dla gubernatora grodzieńskiego z dnia 6 września 1866 r., w którym opisany był ten pomnik i okoliczności śmierci tego, kto był na nim przedstawiony. Informacja brzmiała następująco: „Bobola był misjonarzem i w czasie konfederacji w 1657 r. został zabity w starciu konfederatów z wojskami rosyjskimi”. Wśród dokumentów znajdowała się również korespondencja z 1866 r. pomiędzy dwoma gubernatorami, wileńskim i grodzieńskim, z której wynikało, że zamierzano nadać pomnikowi narodowe znaczenie i stopniowo zacierać pamięć o Boboli. Proponowano też, aby w miejsce obrazu umieścić pozłacaną tablicę, gdzie wypisane by były nazwiska i daty śmierci żołnierzy rosyjskich, którzy zginęli w potyczkach z „rebeliantami” pod wsią Gorki niedaleko Janowa. Zamiast obrazu Boboli, zamierzano umieścić podobiznę Aleksandra Newskiego (wielki książę włodzimierski, prawosławny święty) i każdego roku uroczyście obchodzić rocznicę bitwy pod Gorkami, między innymi odprawiając przy pomniku nabożeństwo żałobne za poległych żołnierzy rosyjskich, oraz w intencji cara i za Rosję.
Prawdopodobnie pomysł wprowadzono w życie i kapliczkę przebudowano. Świadczy o tym fotografia pomnika, którą zrobiono przed zniszczeniem go po II wojnie światowej. Opis pomnika i fotografia znacznie różnią się od siebie. To oznacza, że kult św. Andrzeja nie był mile widziany przez niektórych ludzi i robili oni wszystko, aby jego rozszerzaniu się zapobiec. Jednak to była już walka z siłami nadprzyrodzonymi, z którymi zwykli śmiertelnicy zwyciężyć nie mogą. O rozwój swojego kultu zadbał sam Andrzej Bobola.
W 1712 r. rozpoczęły się starania o proces beatyfikacyjny ojca Andrzeja i to za sprawą króla Augusta II, który był wdzięczny Męczennikowi za wysłuchanie modlitw i powrót do zdrowia. Zarówno on, jak i jezuici oraz władze kościelne wystosowywali do papieża prośby o beatyfikację. Najpierw wszczęto proces informacyjny na szczeblu diecezjalnym, który trwał do 1719 r. Potem w 1727 r. podobny proces odbył się w miejscu męczeństwa ojca Andrzeja, w Janowie Poleskim, a następnie odbyły się procesy apostolskie w dwóch miejscach: w Wilnie i w Łucku. W lutym 1755 r. papież Benedykt XV uznał, że niezłomny kapłan, może być zaliczony do grona Męczenników Kościoła, gdyż poniósł śmierć za wiarę. Ojciec Święty wydał stosowny dekret i od tej chwili Andrzej Bobola mógł być nazywany Sługą Bożym.
Beatyfikacja była często przesuwana w czasie, mimo, że wszystko było do niej przygotowane. Jednym z powodów, były szerzące się po Europie w XVIII w. prądy zmieniające ludzkie myślenie: racjonalizm i oświecenie. Ówcześni papieże mieli przez to ręce pełne roboty. Aby bronić wiary katolickiej i naprowadzać wiernych na właściwą drogę, musieli ich informować w odpowiednich dokumentach o zagrożeniach, jakie czyhają na katolików, w tych błędnych naukach.
Trumna z ciałem Sługi Bożego znajdowała się kościele jezuitów w Pińsku, do 1808 r. Z szacunkiem dla jego doczesnych szczątków, odnosili się nawet unici, którzy otrzymali ten kościół od Augusta Poniatowskiego. Gdy nastąpił drugi rozbiór Polski i Pińsk był we władaniu Rosji, caryca Katarzyna II odebrała go unitom i przekazała prawosławnym bazylianom. Ci z początku otaczali ciało szacunkiem, lecz w momencie, gdy jego kult rósł, przełożony cerkwi postanowił poinformować o tym synod i prosił o radę, w jaki sposób to zatrzymać. Zdecydowano, że należy to wyciszyć, a potem trumnę zakopać w ziemi. Jeden z zakonników prawosławnych poinformował o tym katolików i ci natychmiast zaczęli działać. Udali się do jezuitów i stanowczo domagali się, aby ci zainterweniowali u władz państwowych i prosili o pozwolenie przeniesienia trumny z ciałem ojca Andrzeja do kościoła w Połocku. Władze oraz Generał Zakonu Jezuitów wyraziły zgodę i nocą 29 stycznia 1808 r. przewieziono trumnę z relikwiami Męczennika. Mieszkańcy Połocka z entuzjazmem przyjęli swojego nowego Patrona, przywitali go z zapalonymi świecami i procesyjnie wprowadzili trumnę z ciałem do kościoła, którą następnie umieszczono w podziemnej krypcie. Jezuici otoczyli relikwie czcią. Każdego dnia schodzili do podziemi kościoła i modlili się przy trumnie z ciałem Sługi Bożego. Na opiekuna relikwii wyznaczono rektora jezuickiego kolegium i jego następców. Kult ojca Andrzeja wzrastał z każdym dniem, jednak znowu stawały kolejne przeszkody.
13 marca 1820 r. jezuici zostali wydaleni z terytorium Rosji, na podstawie dekretu, jaki wydał car Aleksander. Ciało Męczennika musiało zostać w Połocku. Staraniami miejscowej szlachty, którą jezuici prosili o pomoc, zebrano podpisy wśród przedstawicieli ziemian i urzędników, na dokumencie, który stwierdzał tożsamość księdza Boboli. W wyniku tego dobra jezuickie oddano pijarom, a tym samym teraz oni roztoczyli opiekę nad trumną z ciałem jezuickiego Męczennika.
Po wielu latach, tj. w 1826 r. wznowiono proces beatyfikacyjny ojca Andrzeja. Obejmował on pontyfikaty trzech papieży: Leona XII, Piusa VIII i Grzegorza XVI.
W 1830 roku również i pijarzy stali się niewygodni dla rosyjskiego rządu. Kolegium jezuickie przekształcono w szkołę dla kadetów, a do kościoła sprowadzono popów. Relikwie Andrzeja Boboli, przeniesiono do kościoła ojców dominikanów i w tamtejszej osobnej kaplicy miały oczekiwać na zbliżającą się beatyfikację. Potrzebny był jeszcze tylko dokument, stwierdzający, że rzeczywiście ciało Męczennika pozostaje bez śladów rozkładu. Taki akt sporządzono 23 października 1851 r. Niestety dowiedział się o tym rząd rosyjski i natychmiast zareagował. Przełożeni zakonu dominikanów zostali wywiezieni w głąb kraju, a po trzynastu latach wydalono z Połocka wszystkich dominikanów.
Proces beatyfikacyjny został ukończony przez papieża Piusa IX i to dzięki pewnemu polskiemu kapłanowi, ks. Hieronimowi Kajsiewiczowi, który w swoim memoriale przypomniał m.in. o prześladowaniu polskich katolików i wskazał, że beatyfikacja ojca Boboli jest bardzo potrzebna, gdyż może przyczynić się do ożywienia wiary i zatrzymać propagandę, jaką uprawiają na polskich ziemiach wyznawcy prawosławni. Zaznaczył także, że ten heroiczny Męczennik byłby wzorem dla Polaków w wierności Bogu. Papież był przekonany, co do tych argumentów, ale wkrótce znów pojawiły się różne utrudnienia, tylko, że tym razem przyczyniły się one do przyśpieszenia beatyfikacji. Do ogłoszenia Polaka Błogosławionym nie chciały dopuścić rosyjskie władze i na rozmaite sposoby utrudniały kontakt ze Stolicą Apostolską. Pan Bóg pokrzyżował jednak ich niecne plany.
Przygotowania do beatyfikacji trwały przeszło 100 lat. W końcu doszło do niej, 30 października 1853 r. o godz. 10:00. Uroczystość odbyła się w Rzymie, w bazylice św. Piotra. Wyróżniało ją to, że zamiast portretu władcy kraju, z którego pochodził błogosławiony, w bazylice wisiały, po obu stronach herby papieskie, co można było odczytać, że sam papież zastępuje zniewolonemu narodowi króla. Obraz wiszący nad głównym wejściem przedstawiał Andrzeja Bobolę w chwili męczeństwa, przywiązanego do słupa i dręczonego przez kozackich siepaczy. Wizerunek Błogosławionego znajdował się nad konfesją św. Piotra i był zasłonięty. Przedstawiono cnoty i męczeństwo ojca Boboli, potem przeczytano jego krótki życiorys, omówiono cuda, jakie miały miejsce za jego wstawiennictwem, poinformowano też o przebiegu procesu i na koniec uroczyście ogłoszono go Błogosławionym. Od tej chwili relikwie Błogosławionego mogły być wystawiane na cześć publiczną.
Za to, co wydarzyło się w Rzymie, car zemścił się. Skazał na śmierć sześciu żołnierzy rosyjskich, którzy byli Polakami, za to, że nie chcieli walczyć w obronie prawosławia. Oświadczyli oni, że są katolikami i nie mogą za inną wiarę walczyć, tylko za swoją. Car odwołał też z Rzymu swojego posła i nakazał, aby przechodzącym przez granicę rosyjską kapłanom katolickim wyrywać z brewiarza kartki z oficjum ku czci Błogosławionego Andrzeja Boboli.
Na początku XX w. w Polsce znowu ożywił się kult Męczennika. Przyczynili się do tego jezuici przebywający na terenach byłej Galicji. W 1907 r. uroczyście obchodzono 250 rocznicę męczeńskiej śmierci ojca Boboli.
W 1917 r. w Rosji wybuchła rewolucja październikowa, której przywódcy obalili cara i nowe władze kremlowskie, zaplanowały zamach na relikwie polskiego Męczennika. Dawnym kościołem parafialnym dominikanów, w którym spoczywało jego ciało zarządzali kapłani diecezjalni i oni opiekowali się relikwiami. Andrzeja Bobolę czcili wówczas także prawosławni, i to bardzo nie podobało się rządzącym Rosją Sowiecką.
W 1918 r. gdy Polska odzyskała niepodległość, stwierdzono, że naród potrzebuje silnego wstawiennictwa, jakiejś postaci, której przykład życia pomógłby w zjednoczeniu Polaków, po tak długich latach niewoli i ucisku. Przypomniano sobie o niezłomnym apostole Polesia i wznowiono kult Błogosławionego Andrzeja Boboli.
Od 1919 r. znowu zrobiło się niespokojnie, toczyła się wojna polsko-bolszewicka. Główny atak na Polskę bolszewicy planowali rozpocząć latem 1920 r. i uderzyć z terenu Białorusi. W lipcu 1920 r. Episkopat Polski zebrał się w Częstochowie na konferencji i biskupi podjęli uchwałę: „Bł. Andrzeju, jeśli uratujesz Polskę przed bolszewikami, w podzięce podejmiemy starania, abyś został ogłoszony Świętym”. W obliczu nawały bolszewickiej, ordynariusz warszawski, kard. Kakowski wydał dekret, w którym zarządził, żeby od 6 do 15 sierpnia, w kościołach warszawskich odmówiono nowennę do Błogosławionego Męczennika, którą zakończyła procesja z relikwiami: bł. Andrzeja Boboli i bł. Władysława z Gielniowa. Modlitwy zostały wysłuchane, Błogosławieni wstawili się za Polską i 15 sierpnia 1920 r., sama Matka Boża przyszła z pomocą. Polska armia zwyciężyła w starciu z armią bolszewicką. Miał miejsce tzw. „ Cud nad Wisłą”, gdzie Łaskawa Pani ukazała się żołnierzom bolszewickim. Potem polscy biskupi wystosowali do papieża Benedykta XV list z prośbą o kanonizację. Do listu dołączono także petycję podpisaną przez innych dostojników duchownych i świeckich. Marszałek Polski, Józef Piłsudski, prosił także o ogłoszenie bł. Andrzeja Boboli patronem Polski. Do kanonizacji potrzebne były jeszcze tylko dwa cuda, na które długo nie czekano. Były to niesamowite uzdrowienia dwóch kobiet: konsekrowanej i świeckiej. Cuda zgłoszono do Stolicy Apostolskiej.
Gdy bolszewicy dowiedzieli się, że Polacy są wdzięczni za odniesione nad nimi zwycięstwo bł. A. Boboli, postanowili się zemścić. W czerwcu 1922 r. podano w ruskiej gazecie wiadomość, że w relikwiarzu prawosławnej świętej, zostały znalezione spróchniałe kości. W związku z tym zażądano poddania rewizji sarkofagu bł. Andrzeja. 23 czerwca 1922 r., do kościoła przyszli ludzie z komisji, którzy odpieczętowali trumnę i obnażyli ciało Błogosławionego Męczennika, potem ustawili trumnę pionowo i mocno nią uderzyli w posadzkę, z nadzieją, że zwłoki rozsypią się na ich oczach, jednak ciało pozostało nienaruszone. Profanacja ciała Błogosławionego ojca Boboli, wstrząsnęła parafianami. W kościele, gdzie dokonano zbeszczeszczania relikwii milczały organy, a kapłani przez siedem dni sprawowali nabożeństwa ekspiacyjne. Wierni kwiatami obsypywali kaplicę i trumnę błogosławionego.
22 lipca 1922 r. władze sowieckie nakazały zabrać i wywieźć do Moskwy relikwie Andrzeja Boboli. Pomimo stanowczych sprzeciwów arcybiskupa Cieplaka i połockiego Centralnego Komitetu Katolickiego, oraz licznych protestów wiernych, którzy stanęli w obronie relikwii, zabrano trumnę z ciałem Męczennika i umieszczono w muzeum, w gmachu Higienicznej Wystawy Ludowego Komisariatu Zdrowia w Moskwie. Komuniści mieli na celu wzbudzić zainteresowanie u zwiedzających tym niezwykłym eksponatem muzealnym, którym było nierozkładające się ciało człowieka, nieżyjącego od 250 lat. Mieli zamiar zwrócić uwagę na to, iż w naturze takie dziwne procesy mogą się zdarzyć. Osiągnęli jednak odwrotny skutek, gdyż przychodzący ludzie klękali przy trumnie i modlili się. Często byli wśród nich także prawosławni. To bardzo wzburzyło tych, którzy sporządzili wystawę i umieszczono trumnę w rupieciarni. Wkrótce dowiedzieli się o tym katolicy i rozpoczęli starania, aby ciało Błogosławionego ojca Andrzeja zostało przeniesione do pobliskiego kościoła. Niestety prośby miejscowego proboszcza, dziekana i polskiego rządu były odrzucane. Dopiero, gdy sowiecką Rosję dopadła plaga głodu, którą wywołały reformy rolne, zezwolono na zabranie trumny z ciałem polskiego Męczennika. Przyczynił się do tego papież Pius XI, który bardzo pomagał i organizował transporty zboża dla ginącej z głodu rosyjskiej ludności, oraz polecił, aby utworzono w kilku miastach sowieckich Papieską Misję Ratowniczą. Wysłał do Moskwy swoich przedstawicieli, którzy mieli tym wszystkim kierować. Byli to dwaj jezuici amerykańscy, ojciec Gallagher i o. Walsh. Będąc w Moskwie dowiedzieli się o tym wszystkim, co spotkało relikwie Andrzeja Boboli. Rozpoczęli poszukiwania trumny, bardzo dokładnie zwiedzając wystawę higieniczną, ale niestety bez rezultatu. Zwrócili się w tej sprawie do Stolicy Apostolskiej. Papież stanowczo nakazał oddanie relikwii. Sowieckie władze nie mogły odmówić darczyńcy. Postawili jednak pewne warunki: że ciało zostanie odwiezione do Rzymu w wielkiej tajemnicy, przez kierownika misji, ks. Walsha i by nie przejeżdżano z trumną przez Polskę.
23 września 1923 r. jezuici amerykańscy odnaleźli na zapleczu muzeum wśród rozmaitych rupieci trumnę z relikwiami. Sowieci chcieli jeszcze wymusić na ks. Walshu, aby obiecał, że nawet odrobiny relikwii nie przekażą nikomu bez zwrócenia się o zgodę władz sowieckich. Jezuita jednak zdecydowanie odmówił, tłumacząc, że to nie jest zgodne z umową, jaką zawarli z Watykanem. 3 października sowieccy urzędnicy wydali trumnę z ciałem polskiego Męczennika, która najpierw została odpowiednio zabezpieczona. Przełożono ją do wielkiej drewnianej, zamykanej na cztery zamki skrzyni, którą następnie opieczętowano sygnaturą Papieskiej Misji oraz stemplem Centralnego Biura Celnego. Wszystko odbyło się w obecności księży. Rozpoczęła się długa podróż relikwii, które dotarły do Włoch 1 listopada 1923 r. w uroczystość Wszystkich Świętych. Przewieziono je do Watykanu i umieszczono w kaplicy św. Matyldy. Papież Pius XI zlecił, aby dokładnie ustalono tożsamość ciała, żeby nikt nie poddawał w wątpliwość, że relikwie te są prawdziwe. Stosowne badania przeprowadzono i gdy potwierdzono, że jest to ciało należące do bł. Boboli, wtedy papież przekazał relikwie do kościoła jezuickiego w Rzymie. Było to w maju 1924 r. Z tej okazji odbywały się tam przez kilka dni uroczystości ku czci bł. polskiego Męczennika.
W 1937 r., w Rzymie, odbyło się posiedzenie generalne w sprawie kanonizacji Andrzeja Boboli, a potem Ojciec Święty zarządził posiedzenie konsystorzy: tajnego i publicznego. Kanonizację papież Pius XI wyznaczył na 17 kwietnia 1938 r., przypadało wtedy akurat święto Zmartwychwstania Pańskiego. Na tą piękną i jakże ważną dla Polski uroczystość, przybyło do Rzymu sześć tysięcy polskich pielgrzymów. Ojciec Święty podjął również decyzję, że relikwie św. Andrzeja Boboli powinny znajdować się w Polsce. Jezuici proponowali, aby umieścić je w Pińsku, albo w Wilnie, jednak papież zdecydował, żeby je zawieziono do Warszawy, do klasztoru jezuitów, na ul. Rakowieckiej.
8 czerwca 1938 r. pożegnano w Rzymie relikwie św. Andrzeja Boboli, uroczystym nabożeństwem. Potem w towarzystwie głównego ceremoniarza Stolicy Apostolskiej, prałata Respighi, wyruszyły do Polski. Relikwie przejeżdżały przez stolice kilku krajów: Słowenię, Węgry, Czechy i Słowację. Wszędzie urządzane były na jego cześć uroczyste nabożeństwa i manifestacje. 11 czerwca relikwie Męczennika znalazły się w Polsce. Na dworcu w Zebrzydowicach witano je z wielkim tryumfem, muzyką, pieśniami, płakano ze szczęścia, potem było odprawione nabożeństwo na cześć tego wielkiego, świętego Polaka. Następnie równie gorąco i ze czcią, relikwie były przyjmowane w miastach: Dziedzicach, Oświęcimiu, Krakowie, Katowicach, Poznaniu, Kaliszu i Łodzi. 17 czerwca dotarły do stolicy. Tutaj na przywitanie relikwii Boboli, przybyli biskupi, oraz przedstawiciele sejmu i senatu, rządu i wojska polskiego. Mieszkańcy Warszawy i nie tylko oni, przez trzy dni oddawali hołd relikwiom w archikatedrze św. Jana. 20 czerwca uroczyście przewieziono je do jezuitów.
Ludzie z wielką tęsknotą oczekiwali na przybycie relikwii św. rodaka, który był znany z umiłowania ojczyzny, dlatego licznie gromadzili się w miejscach, gdzie przejeżdżały relikwie. Byli zaznajomieni z historią jego życia, apostołowania i męczeństwa, oraz z jakże bogatą historią dotyczącą trumny z jego umęczonym ciałem. To wszystko budziło w nich ogromny szacunek i pragnienie ujrzenia relikwii i pomodlenia się przy nich. Z przybyciem świętych relikwii wiązali też nadzieję na orędownictwo Świętego przed Bogiem i pomoc w trudnych momentach, które wciąż na Polskę spadały.
Po II wojnie światowej, komunistyczne władze nie pozwoliły na budowę Sanktuarium pod wezwaniem św. Andrzeja Boboli. Wydano taką zgodę dopiero, po wyborze na Stolicę Piotrową papieża Polaka. Po raz pierwszy odprawiono tam Mszę Św. w 1988 r., w 50 rocznicę jego kanonizacji. W październiku 1998 r. Episkopat Polski skierował do Stolicy Apostolskiej prośbę o uznanie św. Andrzeja Boboli, patronem Polski.
16 maja 2002 r. podczas uroczystej Mszy Św. sprawowanej w Sanktuarium św. Andrzeja Boboli w Warszawie, pod przewodnictwem Prymasa Polski, kard. J. Glempa i z udziałem Ojca Generała Towarzystwa Jezusowego, odczytano specjalny dokument, wydany przez Watykańską Kongregację, potwierdzający, że św. Andrzej Bobola jest od tej chwili patronem Polski.
Proroctwa św. Andrzeja Boboli dla Polski
Te proroctwa dotyczą objawienia, jakie miało miejsce w Wilnie w 1819 r. Dwa z nich już się spełniły. Otrzymał je dominikanin o. Alojzy Korzeniewski, w czasach, gdy Polska była pod zaborami. Nie potrafił on pogodzić się z tym, że ojczyzna utraciła niepodległość i dlatego głosił kazania, które miały obudzić w rodakach patriotycznego ducha. Rosjanie byli z tego bardzo niezadowoleni. Zagrozili, że zamkną klasztor i wyrzucą z miasta zakonników. Ojcu Alojzemu zabronili kontaktować się z wiernymi. Cierpiącemu z tego powodu kapłanowi ukazał się w zakonnej celi ksiądz, który mu rzekł, że jest jezuickim męczennikiem i nazywa się Andrzej Bobola. Przekazał mu trzy proroctwa, które dotyczyły Ojczyzny:
– gdy skończy się wielka wojna, Polska znowu będzie na mapach świata (po skończeniu I wojny światowej, w 1918 r., Polska odzyskała niepodległość)
– nadejdą czasy, że będę patronem Polski (ten czas nadszedł w 2002 r., za pontyfikatu papieża Jana Pawła II)
– gdy będę jej głównym patronem, Polska będzie pełna rozkwitu ( św. Andrzejowi chodzi w tym zdaniu o to, że nie tylko należy ogłosić go głównym patronem Polski, poprzez dekret wydany przez Stolicę Apostolską. On pragnie tego, aby go uczynić głównym patronem, przede wszystkim poprzez kult, żeby dużo modlić się za jego wstawiennictwem, zwłaszcza za Ojczyznę
Kolejną osobą, której ukazał się św. Andrzej Bobola, była polska mistyczka Fulla Horak. Miało to miejsce 3 maja 1938 . Święty męczennik powiedział do niej wówczas: „Będę wam pomagał…. Ludzie nie dość gorąco i nie tak jak trzeba zwracają się do mnie. Mogę być bardzo pomocny w zażegnywaniu wielkich katastrof. Mogę nieść ulgę w cierpieniu… Powiedz ludziom, że grożą im straszne rzeczy za to, że zaniedbują sprawy wewnętrznego życia. Możesz mnie zawsze prosić, a wysłucham cię”.
Święty Andrzej Bobola jest patronem metropolii warszawskiej, dwóch archidiecezji: białostockiej i warmińskiej i kilku diecezji: drohiczyńskiej, łomżyńskiej, pińskiej i płockiej. Patronuje również stowarzyszeniu Akcja Katolicka w archidiecezji przemyskiej.
Modlitwa o pomoc w określonej trudności
Święty Andrzeju Bobolo!
Na drodze Twojego życia natrafiałeś na przeszkody, które stopniowo pokonywałeś z pomocą ufnej modlitwy. Dzięki niej rozpoznawałeś znaki otrzymywane od Boga: przeszkody stawały się stopniami na drodze w ślad za Jezusem.
Oto staję wobec trudności, która przekracza moje siły (wymienić ją).
Wspieraj mnie swym orędownictwem, abym przez cierpliwą modlitwę, znalazł pokój w bliskości Jezusa, a z Jego pomocą wytrwał aż do rozwiązania trudności ku chwale Boga Ojca, który z Synem i Duchem Świętym panuje na wieki wieków. Amen.
Źródła: „Duszochwat ze Strachociny” ks. Józef Niżnik / strachocina.przemyska.pl / poznan-jezuici.pl / milosierdzie.info.pl / stacja7.pl / Nasz Dziennik
Foto: z książki „Duszochwat ze Strachociny” ks. Józef Niżnik / pl.wikipedia.org