– Zbliżający się kryzys finansowy Radomia to nie tylko liczby w budżecie, ale realne zagrożenie dla szkół, dróg i codziennego życia mieszkańców. Dług na poziomie 1,38 mld zł i kredyt na pensje zamiast na rozwój – to ściana, do której dochodzimy. Prezydent Witkowski musi przedstawić program naprawczy, zanim za 2–3 lata znikną usługi, które dziś traktujemy jako normę – mówił Andrzej Kosztowniak, były prezydent Radomia, w rozmowie z Oskarem Klichem. W wywiadzie poruszono temat przyczyn zadłużenia miasta, utworzenia nowego województwa radomskiego, braku wsparcia rządu Tuska oraz kroków niezbędnych do stabilizacji finansów miasta.
Jak pan ocenia aktualną sytuację finansową Radomia? Czy to już kryzys budżetowy i co jest jego główną przyczyną?
Kryzys to mało powiedziane – kryzys można różnie definiować. Sytuacja finansowa miasta i zobowiązań na najbliższe kilka, kilkanaście lat jest bardzo złożona, bardzo trudna. Mamy dzisiaj dług na poziomie 1,38 mld zł.
Choćby ostatnia sesja Rady Miejskiej pokazała nam sytuację, w której zaczęliśmy pożyczać pieniądze – mówię o osiemdziesięciu milionach złotych, bo taka była decyzja na ostatniej Radzie Miejskiej. Była to decyzja na potrzebę sfinansowania wydatków bieżących, a tak naprawdę przede wszystkim wynagrodzeń.
Więc to ukazuje sytuację, w której nie pożyczamy pieniędzy na rozwój, na inwestycje, na to, że w przyszłości możemy realnie zyskiwać dla naszego miasta, tylko pożyczamy już dzisiaj wprost na wynagrodzenia osób, które w strukturze miasta pracują i zapewne zawsze będą pracować.
Przeszliśmy ten moment, w którym pożyczaliśmy tylko na inwestycje, a potrafiliśmy zabezpieczyć na wydatki bieżące. Dzisiaj mamy już sytuację taką, w której pożyczamy zarówno na inwestycje pieniądze, jak i na wydatki bieżące.
Spowoduje to w krótkim okresie czasu sytuację, w której dojdziemy do ściany, w której de facto miasto będzie funkcjonowało na potrzebę tylko i wyłącznie funkcjonowania administracji. Nie będziemy się rozwijać, a my jako mieszkańcy nie będziemy mogli oczekiwać tak naprawdę poprawy funkcjonowania naszego miasta w każdym obszarze.
Bo my często oddzielamy dług miasta i nam się wydaje, że dług miasta to jest takie „coś czyjeś”, czyli my nie mamy jakiegoś bliższego z tym kontaktu. To prawie wszystkich, którzy tak myślą, muszę bardzo mocno zmartwić. To się odbije na naszych szkołach, na naszych drogach, chodnikach, infrastrukturze technicznej, zdrowiu – jako polityce zdrowotnej, zarządzaniu szpitalem czy innymi placówkami – kończąc na elementach związanych ze sportem, kulturą i również zarządzaniem wprost administracją.
Bo jeżeli nie będziemy w stanie w przyszłości podnosić jakości administracji, no to będziemy coraz słabsi. Więc ta dzisiejsza sytuacja jest sytuacją bardzo mocno podbramkową i my sobie musimy z tego zacząć zdawać sprawę.
Czy obecny poziom zadłużenia zagraża stabilności miasta?
Tak, to już jest ten moment. Powinniśmy wszyscy w końcu zacząć zdawać sobie z tego sprawę.
Chyba to jest ten moment, w którym pan prezydent Radosław Witkowski – jeśli spojrzymy historycznie na zadłużanie miasta przez różnych prezydentów (w tym także przeze mnie) – musi przyznać, że dynamika przyrostu długu za jego kadencji jest nieprawdopodobnie wysoka w porównaniu do poprzedników.
Dlatego musi przedstawić plan naprawczy – nie tylko finansów, ale całego miasta.
Okej, możemy dojechać do końca kadencji – to jeszcze 2–3 lata – ale czy za trzy lata nie staniemy przed faktem, że wiele rzeczy, które dziś traktujemy jako normę, po prostu zniknie, bo nie będzie na to pieniędzy?
Wiceprezydent Katarzyna Kalinowska podkreślała w rozmowie z portalem CoZaDzień, że spektakularny wzrost zadłużenia przypadł na okres rządów PiS, kiedy zmieniono system finansowania samorządów. Czy zgadza się pan z taką tezą?
To ciekawe, bo zmiana systemu finansowania samorządów nastąpiła i za rządów PiS, ale i za rządów Platformy. Przypomnę, że w 2024 roku została zmieniona ustawa o finansach jednostek samorządu terytorialnego. Ona weszła od 2025 roku.
Okazuje się, że na tej sesji, na której byłem i na której była ta decyzja podejmowana o tych 80 milionach złotych, zadałem pytanie prezydentowi dotyczące udziału w podatkach na przyszły rok. Okazuje, że w sensie realnym będziemy mieć mniejszy udział w podatkach niż w roku 2025 – przy sytuacji, kiedy wzrost gospodarczy w Polsce będzie oscylował wokół 3,5 procenta.
Więc jest to bardzo ciekawa sytuacja, gdzie ta zmiana, którą zaproponowała Platforma i koalicjanci, wcale nie daje – co było zapowiadane przez tę grupę osób – szansy rozwojowej większej dla samorządów w Polsce, w tym miasta Radomia.
Wracając do okresu, kiedy rządził PiS – rzeczywiście dochodziło do sytuacji, w której zmienialiśmy pewne rzeczy i nie ulega to wątpliwości, że PiS ma swój udział w zmianach w finansowaniu. Tylko ja nie dostrzegam ich negatywnych skutków.
Bo jeżeli popatrzymy na rządy PiS-u, to muszę zwrócić uwagę na to, że Polska od 1990 roku – mniej więcej tak sięgamy w pamięci – nigdy tak szybko się nie rozwijała. I również udział w przypadku wzrostu dochodów dla jednostek samorządu terytorialnego nigdy nie był tak duży. W tym dla miasta Radomia.
Sytuacja, w której w ostatnich latach rządzi zarówno pani prezydent Kalinowska, jak i pan prezydent Radosław Witkowski, była najbardziej komfortową sytuacją gospodarczą. Czyli PiS pozostawił po sobie najniższe bezrobocie w Europie, najwyższy de facto poziom wzrostu PKB i jeden z paradoksalnie niższych długów budżetu państwa w odniesieniu do innych państw.
Co więcej, nadwyżka – po tym, jak Prawo i Sprawiedliwość kończyło swoje rządy – nadwyżka budżetowa w przypadku całego sektora finansów publicznych, mówię o tym elemencie tylko samorządowym, wynosiła kilkadziesiąt miliardów złotych.
Więc trudno się tu zgodzić z argumentacją pani wiceprezydent. Moim zdaniem, do połowy to zdanie jest prawdziwe. Tak, PiS miał swój udział w zmianach. Tylko jeszcze raz powtórzę: trudno mi się doszukać tych negatywnych zmian, a raczej możemy obserwować sytuację wzrostu dochodowości, spadku choćby bezrobocia, które obciążały nasze miasto przez wiele, wiele lat.
Więc komfort pracy i rozwoju dla prezydenta Radosława Witkowskiego, pani prezydent Kalinowskiej, pani prezydent Michalskiej-Wilk czy w ogóle kolegium prezydenckiego jako takiego – komfort pracy był chyba najwyższy, najlepszy. Na przestrzeni od początku 1990 roku, kiedy na mapę polskiego samorządu wróciła choćby gmina.
Na ostatniej sesji radni Paktu Samorządowego przyjęli podwyżki podatku od nieruchomości. Czy Radom miał inne możliwości?
Będę bardziej precyzyjny: to tylko radni Paktu podnieśli ten podatek. Radni Prawa i Sprawiedliwości byli przeciwko – podobnie jak rok wcześniej.
Prezydent mówi, że „nie podnieśliśmy maksymalnie, jak pozwala rozporządzenie Ministra Finansów”. To bardzo ciekawe. Zatrzymuje się na poziomie chyba 90,90-kilku procent stawek maksymalnych.
Podatek od nieruchomości ma górną granicę w rozporządzeniu MF – samorządy mogą się w niej poruszać, ale nie wymyślać np. 500–1000% podwyżki w jednym roku.
Czy było możliwe inne zachowanie? To złożony problem. Jasno trzeba powiedzieć: gdybyśmy przez kilka ostatnich lat nie podejmowali bardzo niefrasobliwych decyzji, w których często przepłacaliśmy za inwestycje – tak, byłoby możliwe.
Flagowy przykład: RCS. Na początku miał kosztować bodajże 110 mln zł. Kończy się na ponad 300 mln zł – i rachunek jeszcze nie jest zamknięty.
Każdy rozsądny człowiek odpowie sobie sam: gdyby prywatnie kupił mieszkanie warte 500 tys. zł, a zapłacił 1,5 mln – nie uznałby tego za dobry interes. Dokładnie tak samo trzeba patrzeć na finanse miasta.
To, że prezydent dziś podnosi stawki bardzo mocno (i zapowiada dalsze podwyżki), choć przez wiele lat tego nie robił – jest wynikiem nietrafionych decyzji i niewłaściwego zarządzania finansami.
Na jednej inwestycji straciliśmy ponad 200 mln zł – ktoś powie, że to największa „zguba”, ale trzeba zadać pytanie: czy na innych nie było podobnie?
Tę sytuację wygenerował prezydent. Dziś brakuje na wszystko, bo spłaca zobowiązania – więc naturalną konsekwencją jest maksymalne podnoszenie stawek. Ale to odbija się podwójnie na mieszkańcach. Po pierwsze, płacą za przepłacone inwestycje w swoich podatkach, po drugie mają dodatkowo podnoszone podatki. Radomianie są podwójnie stratni.
I powiem to jako mieszkaniec, nie polityk: nie można zaakceptować sytuacji, w której przepłacamy 200–300% i jeszcze się z tego cieszymy. To nieracjonalne, by nie powiedzieć głupie. Żaden radomianin nie powinien tego tolerować.
Czy zaciąganie kredytu w wysokości 80 mln zł to konieczność czy efekt złego zarządzania?
To konieczność wynikająca ze złego zarządzania – po prostu konsekwencja wcześniejszych decyzji. Dług bywa różny: ekonomiści nazywają dobrym ten na inwestycje (bo przynosi rozwój i przyszłe zyski), a złym – ten na wydatki bieżące. Właśnie o takim „złym” długu teraz mówimy.
Jeśli rozwijamy się dynamicznie, zaciągamy zobowiązania – nie ma problemu. Bo w przyszłości odrobimy to: miasto się rozwinie, mieszkańcy będą zarabiać więcej, płacić wyższe podatki, budżet się zbilansuje.
Ale tu jest zupełnie inaczej. Wrócę do tych 80 milionów zł – w zdecydowanej większości, praktycznie w całości, idą na pensje: nauczycieli, urzędników.
I tu pada kluczowe pytanie: do jakiej sytuacji doprowadził nas pan prezydent Radosław Witkowski? Nie może mówić, że miał złe warunki – dostawał setki milionów złotych od rządu PiS (tego „niby złego”) na inwestycje. Przypomnę: rządził w najlepszym okresie gospodarczym w historii Polski – stabilny rozwój mimo COVID-u i wojny na Ukrainie. Sytuacja państwa była bardzo korzystna… do momentu, gdy obecna koalicja powołała ministra finansów Andrzeja Domańskiego, który w sierpniu ogłosił: brakuje ponad 30 mld zł w dochodach, a na koniec roku będzie ponad 40 mld zł.
Prosto mówiąc: to jeden cały miesiąc podatków w Polsce – całkowicie zgubiony. Rok ma 12 miesięcy – jeden nam ktoś po prostu odbiera. Dlaczego? To pytanie do premiera i ministra finansów. Ja nie będę ich rzecznikiem.
Czy uważa pan, że włodarze Radomia – radni i prezydent – są świadomi konsekwencji zaciągania kredytów i podnoszenia podatków? Dlaczego to robią?
Dobre pytanie. Mam nadzieję, że nie z powodu nieświadomości – bo gdyby tak było, to oznaczałoby dramat. Podejmując decyzje finansowe w samorządzie, polityce, rządzimy nie tylko swoimi, ale przede wszystkim cudzymi pieniędzmi.
Ta dbałość powinna mieć podniesiony standard – podwójny, potrójny, a nawet większy niż przy własnych wydatkach. Tak właśnie widzę rolę samorządowca i polityka w wydatkowaniu publicznych środków.
Gdyby to była nieświadomość, to z 200 tysięcy mieszkańców wybraliśmy osoby, które nie rozumieją konsekwencji. Nie poszedłbym tak daleko – jestem przekonany, że świadomi są.
Myślę, że to zlepek doraźnych interesów: poszczególnych grup, chęci zaistnienia przed wyborcami, presji, by pokazać, że „możemy jeszcze więcej”.
Prezydent też to ciśnienie generuje, chcąc realizować różne rzeczy. Ale zawsze trzeba to robić w korelacji z rzeczywistością finansową – nie w oderwaniu, nie „na co mnie stać w marzeniach”, tylko na co realnie mogę sobie pozwolić.
Zawsze powtarzam: Biedny człowiek, który pożycza milion, to ten milion go zabije. Bogaty, ze 100 milionami majątku pożyczając milion to tylko większe perturbacje odczuje, ale nie śmierć finansową.
To samo z miastem. Musimy sobie to uświadomić i pytać prezydenta: dlaczego tak mocno generuje wydatki? Z jednej strony prezydent powinien przedstawić program naprawczy finansów – bo jesteśmy pod ścianą. Z drugiej – my wszyscy potrzebujemy głębszej refleksji: dziennikarze, politycy, mieszkańcy.
Musimy powiedzieć: „Panie prezydencie, okej – robimy to, to i to. Ale skąd się bierze, że pożycza pan 80 milionów na wydatki bieżące, które na początku roku powinny być już zagwarantowane?”
Bo pensje urzędników, nauczycieli, innych grup w jednostkach budżetowych – znamy je bardzo dobrze. Wiemy, ile zarabiają, ilu ich jest – można to policzyć. Z roku na rok jest podobnie. Jeśli rosną wynagrodzenia – powinniśmy to przewidzieć i uwzględnić.
Jeśli sami się na to godzimy – okej. Ale przykład: Platforma obiecała 30% podwyżki dla nauczycieli w kampanii – zrobiła to w pierwszym roku. Subwencja oświatowa (dziś: potrzeba oświatowa w nowej ustawie) powinna być zapewniona. Jeśli nie jest – miasto musi coś z tym zrobić. Ale proszę pytać tych, którzy podjęli decyzję, nie obserwatorów.
Szkoda powstaje dla nas wszystkich – dla pana, dla mnie, i dla prezydenta, który też jest mieszkańcem Radomia. W dłuższej perspektywie on też za to zapłaci.
Część tej pożyczki – 80 milionów złotych – ma pokryć bieżące wydatki w oświacie. Jak patrząc na tę sytuację możemy ocenić kondycję właśnie naszej lokalnej oświaty?
Tak, jak pamiętam – około 60 milionów złotych. Co do sytuacji oświaty w mieście trzeba rozdzielić dwie oceny: strukturę finansową i jakość świadczonej usługi.
Oświata radomska pod względem nauczania jest bardzo przyzwoita – zdawalność egzaminów od podstawówek po maturę, dostanie się na uczelnie, poziom naszych szkół wyższych. Jesteśmy na poziomie dobrym, nawet z plusem w skali kraju.
Ale zarządzanie finansowe oświatą to inna historia. Weźmy 30% podwyżki dla nauczycieli – okej, nauczyciele się cieszą (i słusznie), sam jestem nauczycielem akademickim, więc mnie też to dotknęło. Ale czy można zaciągać zobowiązania, których nigdy nie da się pokryć?
To już polityka. Możemy później tłumaczyć: „dostałem 30% głosów, to 100% obietnic zrobię w 30% – i jeszcze wybiorę, które”. Na koniec biegamy z maczetą za PiS-em, byle głowy im pospadały. Tylko to nie buduje kraju.
Ta konsekwencja działań premiera Tuska przenosi się też na prezydenta Witkowskiego, który też jest z PO. Jego nieszczęście? Nie ma pod ręką PiS-u, by zwalić winę. Będzie się w tym miotał – ale to nic nie zmieni w naszym funkcjonowaniu.
Przypomnę obietnicę z pierwszych wyborów Radosława Witkowskiego: klasy maksymalnie 20-osobowe, nauka na jedną zmianę. Proszę rodziców i tych, którzy wtedy chodzili do podstawówki (dziś studenci, pracownicy): czy to się stało? Może dziwnie zabrzmi, ale przy każdej obietnicy trzeba pytać: czy to w ogóle realne? Uwierzenie w niemożliwe później obciąża tych, którzy w to uwierzyli. Na chwilę poprawiliśmy nastrój. Wydawało się fajnie.
Nie. W polityce i w pieniądzach nie ma prostych rozwiązań. Kto myśli, że są – jest naiwny.
Rządy Radosława Witkowskiego, jak każde inne, kiedyś się skończą. Czy następca będzie miał duży problem? Da się to zatrzymać i naprawić? Jak?
W Radomiu po Radosławie Witkowskim potrzebny będzie człowiek bardzo mądry – w sensie wiedzy, nie tylko politycznej, ale przede wszystkim merytorycznej, zwłaszcza w zarządzaniu finansami. Doświadczony i trzymający mocno nerwy na wodzy.
Z drugiej strony będzie to postać trochę tragiczna, bo będzie musiał wprowadzić system naprawczy w naszym mieście i reformy, które będą bardzo, ale to bardzo niepopularne – i zostanie to przypisane właśnie do niego.
Potrzebujemy bardzo rozsądnego wyboru i wyrozumiałości z naszej strony jako mieszkańców Radomia dla tych trudnych decyzji, które kolejny prezydent będzie musiał podjąć.
Chyba że zaakceptujemy sytuację, w której żyjemy z dnia na dzień – płacimy pensje części urzędników, część być może będzie odchodziła z pracy, a będziemy funkcjonować tylko na potrzebę utrzymania administracji.
Ale myślę, że nie ambicją Radomian jest, żebyśmy tylko i wyłącznie płacili pensje tym, którzy pracują w obszarze samorządu – choć oni są strasznie istotni.
Trzeba zwrócić uwagę, że o jakości miasta świadczy jakość urzędników, nauczycieli, pracowników w spółkach, jednostkach, zakładach budżetowych, całej linii miasta.
Bardzo często bywa tak – i tu będę chciał bronić urzędników – że niektórzy mówią: „to wina urzędników”. Od jakości urzędników będzie zależało bardzo mocno, w jakim mieście żyjemy. Musimy skutecznie, umiejętnie dbać o tych, którzy są dobrymi urzędnikami, posiadają wiedzę fachową, angażują się mocno w pracę – to nasz wspólny interes.
Nie możemy doprowadzać do podziału na tych, którzy pracują w sferze samorządowej, budżetowej czy urzędniczej i na tych w biznesie, przemyśle – którzy często mówią, że „pracują na tych drugich”. To jest bardzo mocno ze sobą związane.
Jakość prowadzonego biznesu też zależy od administracji. To nie jest tak, że żyjemy w całkowitym oderwaniu od siebie.
Czy powinniśmy przeprowadzić audyt finansów miasta?
Tak, on powinien być przeprowadzony, ale powinien być przeprowadzony po to, aby prezydent przedstawił nam program naprawczy tego.
Bo jeżeli pan się chce dzisiaj dowiedzieć, czy my jesteśmy miastem mocno zadłużonym, to wystarczy porównać dynamikę wzrostu zadłużenia miasta, jego dochodowość, przyłożyć to do progów, które są określone zarówno w Konstytucji, jak i w ustawie o finansach publicznych, zobaczyć jaka jest nadwyżka operacyjna w mieście, które ma ponad 2 miliardy budżet i wtedy pan uzyska bardzo prosty audyt, w którym wychodzi jasno, że jest kiepsko czy bardzo kiepsko.
Tylko audyt nie ma służyć temu, żebyśmy tylko zgodzili się, że jest kiepsko. Jeśli ma być przeprowadzony – a liczę na to – to po to, by prezydent przedstawił sposób naprawy i wyjścia z obecnego pata. Nie chodzi o powtarzanie tego, co wszyscy widzimy w sprawozdaniu z wykonania budżetu czy wieloletnim programie finansowym – czyli poziom długu, który wokół 2027–2028 roku będzie bardzo, bardzo wysoki. To już wiemy.
To jest kilka danych, z których wyciągniemy wnioski. Ważniejsze jest zdecydowanie to, co z tym zrobić.
Wiceprezydent Kalinowska odpowiada, że finanse miasta co roku pozytywnie przechodzą przez kontrolę RIO, NIK. Czy te opinie faktycznie gwarantują rzetelność budżetu?
One gwarantują to, że mieścimy się w pewnych progach. Tylko czy można się cieszyć tym, że nie zbliżyliśmy się do progu krańcowego, w którym de facto będziemy musieli dokonać cięcia bardzo mocno wydatków?
Czy jesteśmy miastem, które ma relatywnie zrównoważone finanse, które wskazują na to, że będziemy mogli w dalszej przyszłości mocno się rozwijać, na przykład w sferze inwestycji.
Bo oczywiście, pytając na to, czy dzisiaj RIO nam zakwestionowało budżet i samo uchwaliło, czyli odebrało tak naprawdę Radzie Miejskiej prezydentowi prawo do tego. Nie. Tylko pytanie, czy jeżeli osiągniemy to za dwa, trzy lata nie mając de facto wpływu na to później, wycinając wszystkie inwestycje, wycinając bardzo mocno np. dużą część wydatków również administracyjnych. Trzeba to ludziom też jasno powiedzieć. To będziemy się dopiero wtedy zastanawiać? Nie, nie możemy tak robić.
Nie można pytać tego, który stoi nad przepaścią, że jak skoczy, czy podjął dobrą decyzję. On już wtedy spada. To jest… źle, moim zdaniem, zdiagnozowana sytuacja.
Trzeba najpierw zapytać tego, który stoi nad przepaścią, co zamierza z tym zrobić, czy się rzuca, czy się cofa i próbuje dokonać jakiejś autorefleksji. Ja bym się oczekiwał raczej od was, miasta, autorefleksji, a nie rzucenia się razem z nami w przepaść.
Władze miasta argumentują, że zadłużenie jest efektem wkładu własnego do inwestycji i że dzięki temu Radom się rozwija. Czy uważa pan, że obecna polityka inwestycyjna Radomia jest racjonalna?
Racjonalna byłaby, gdybyśmy nie mieli takich wtop jak RCS czy kilka innych rzeczy. Weźmy lotnisko: prezydent zamknął je, doprowadzając jedną firmę do upadłości, a chwilę później zadeklarował setki milionów na nowy projekt – za który już płacimy.
Teraz zestawmy to z sytuacją sprzed tygodnia: pożyczamy 80 mln zł jako wkład własny do inwestycji? Dobre pytanie: jakie duże inwestycje krajowe dostaliśmy w ciągu ostatnich dwóch lat? Zachęcam dziennikarzy – zapytajcie w końcu.
Bo pieniędzy nie widać. A obiecywano, że przy „swoim” prezydencie i „swoim” rządzie będą. Tymczasem pożyczamy wprost na wydatki bieżące – głównie pensje. Mówienie, że to „duża skala inwestycji” – śmiem polemizować. Prezydent nie do końca mówi prawdę.
Gdyby kredyt szedł tylko na inwestycje – okej, można dyskutować, które są potrzebne. Ale pożyczyliśmy 80 mln zł, żeby ludzie dostali pensje za listopad (a tak naprawdę za październik). Nie na rozwój, tylko na bieżące funkcjonowanie.
Mieszanie tego z inwestycjami to prześlizgnięcie się po temacie – nieracjonalne.
Radni PiS twierdzą, że rząd Donalda Tuska nie będzie wspierał Radomia dużymi pieniędzmi, a współpraca prezydenta Witkowskiego z rządem to fikcja. Czy podziela pan tę opinię i skąd się to bierze?
„Po efektach ich poznacie.” Panie redaktorze, w ciągu ostatnich dwóch lat – o ilu dużych dotacjach z rządu, od ministra czy od Donalda Tuska – kilkadziesiąt albo kilkaset milionów złotych na inwestycje w Radomiu – pan pisał czy informował mieszkańców? Nie ma takich.
Obiecano różne rzeczy – tak jak kwotę wolną od podatku na 60 tys. zł – ale obietnica wiąże tylko tych, którzy w nią uwierzyli. Perspektywa dwóch lat jest już za nami. To nie przyszłość, niepewna – to fakt.
Efekt? Zero dużych dotacji.
Pokażcie mi te setki milionów od Tuska – wtedy zmienię zdanie. A skoro ich nie ma – radni PiS mówią prawdę. Przedstawiają rzeczywistość, jaka jest. Bez umiarkowania.
Czy Radom może w ogóle liczyć na rządowe wsparcie finansowe? Jeśli tak, to w jakich obszarach jest ono szczególnie potrzebne?
Potrzebne jest w bardzo wielu obszarach, bo nasze miasto Radom to nie jest miasto bogate i ono nigdy nie było bogate. Trzeba sobie z tego zdawać sprawę, że my żyjemy w bardzo bogatym województwie, patrząc na Polskę i patrząc w ogóle na Europę, jako jeden z najbogatszych euroregionów Europy. Ale wynika to przede wszystkim z pozycji Warszawy i jej wianuszka. Radom jest zupełnie inną bajką mimo, że jest oddalony jedynie o 100 kilometrów od Warszawy.
Nie ma póki co takiej siły w Warszawie – ani ekonomicznej, ani społecznej – która sprawiłaby, że stolica mocno „rozleje się” na miasta oddalone o 100 km, jak Radom. Myślę, że długo jeszcze tak nie będzie. Zainteresowanie dużym biznesem i polityką skupia się na dużych miastach – to kreuje Platforma.
My nie różnimy się z Platformą tylko po to, by się różnić. Mamy inny interes – prawdziwy. Prawo i Sprawiedliwość uważa, że Polskę buduje się przez wzmacnianie mniejszych i średnich ośrodków, takich jak Radom.
A tu premier Donald Tusk – w rozmowie z posłem Giertychem – nazwał nas „zj***** z Radomia”. Nie był wulgarny w zachowaniu, ale obraźliwy.
Trudno oczekiwać, że ktoś, kto tak o nas myśli, będzie dbał o nasze interesy. To nie tylko Radom – chodzi o wszystkie miasta, które kiedyś straciły status wojewódzki, miały ambicje, chcą wysokiego poziomu usług. Bez wsparcia rządowego nie ruszymy.
Za PiS-u mieliśmy: remont kolei do Warszawy – ponad miliard złotych, dziś jeździmy krócej i komfortowo, lotnisko w Radomiu – dziś zarzynane politycznie, nie ekonomicznie, Centrum Przetwarzania Danych MF – setki milionów, nowa siedziba PSE – ponad pół miliarda, stabilne miejsca pracy.
Nikt nie wyprowadził tych inwestycji. Setki osób będą tu pracować, zarabiać dobrze, rozwijać się – to buduje Radom. Dlaczego od dekad Modlin – oczko w głowie PO i PSL – jest dopieszczany? Uciekamy od trudnych pytań.
Ja jako radomianin oczekuję kontynuacji drogi PiS-u przez Platformę – a nie obrażania nas. Prezydent Radomia powinien być bardziej aktywny wobec swoich kolegów partyjnych. Wiceprezydenci też – tworzą koalicję, mają możliwości. Z pozycji dużego miasta jak Radom nie mogą ciągle zwalać wszystkiego na PiS.
Wspomnieliśmy, że Radom jest pomijany przez władze województwa – np. pieniądze płyną do Modlina, a Radom jest omijany. Ostatnio Częstochowa walczy o własne województwo. Czy Radom powinien pójść tą samą drogą?
Radom powinien podjąć takie kroki, ale z nadzieją na kolejną ekipę. Politycznie nie da się tego przeprowadzić. Jeżeli ktoś wierzy w to, że w przypadku Platformy da się to zrobić, moim zdaniem nie.
To zresztą jest w ogóle bardzo ciekawa sytuacja, gdyby ktoś popatrzył na historię samorządu polskiego, który gdzieś tam, powiedzmy, datujemy od początku od niepodległości, czyli od 1918 roku, jak on kształtował się, jak funkcjonował, też po 1945 roku, jak odżywał w latach dziewięćdziesiątych.
Przypomnę, 8 marca 1990 roku, taka fajna data, 8 marca, zawsze nam się dobrze kojarzy, wrócił na mapę polski samorząd gminny. Wtedy została uchwalona ustawa o Samorządzie Gminnym.
My raz na trzydzieści, czterdzieści lat w Polsce podejmowaliśmy decyzję co do pewnej zmiany administracyjnej kraju. Tylko śmiem twierdzić, że jeżeli dzisiaj Platforma miałaby przeprowadzić tę zmianę, to raczej do tego, aby zmniejszyć ilość regionów.
Bo tendencja do zarządzania przez struktury europejskie, elity brukselskie jest taka, żeby państwa poszczególne stawały się coraz mniej wpływowe. Mówię o państwach narodowych. A żeby struktura zarządzania bardziej była przeniesiona na grunt, nazwijmy to, elit brukselskich, komisarzy, członków szczególnych dużych ciał, wspólnie z euroregionami. Tak właśnie wygląda sposób zarządzania w wielu państwach.
A dzisiaj elity europejskie mają cały czas bardzo dużą tendencję do centralizacji władzy we własnych rękach. To, co niektórzy nazywają budową jednego państwa europejskiego. Jedni to nazwą tak, inni inaczej. Rzeczywiście sprowadza się do tego, że system zarządzania jest przeniesiony i wyniesiony z poziomu władz politycznych, państwowych na grunt pomiędzy Komisją Europejską a dużymi regionami.
I gdybym dzisiaj miał spekulować, bo to nie jest w żaden sposób potwierdzone konkretem, ale gdybym miał dzisiaj spekulować, gdybym miała Platforma to robić, to raczej oczekiwałbym tego, że z tej ilości województw samorządowych, które mamy, raczej zostanie 9, 10, góra 11, a nie będziemy budować kolejnych.
PiS ma zupełnie inne podejście do budowy państwa i właśnie w tym się tak mocno różnimy, bo my nie jesteśmy ludźmi, którzy chcą własną decyzyjność oddać w ręce zewnętrzne. Cały czas uważamy, że podstawowa siła wpływu ma być oparta o polski parlament, polską politykę, która kreuje nasze potrzeby, układa Polskę w relacjach międzynarodowych, ale też w odniesieniu do mniejszych ośrodków miejskich.
My nie wierzymy w politykę polaryzacyjno-dyfuzyjną. Ona została tak nazwana kiedyś, w latach 70. w zachodniej Europie przeniesiona została na grunt Polski w momencie kiedy dochodziło do zmiany, wtedy, kiedy to środowisko liberalne, przede wszystkim KLD, a później Unia Wolności, ale i Platforma Obywatelska szła tą drogą.
Tylko prawda jest taka, że tego typu zmiana polityki nie sprawdziła się nigdzie do końca. Nawet sytuacja historyczna w Niemczech. Niemcy w latach 70-tych, 80-tych próbowały zmienić swoje politykę zarządzania państwem właśnie przez stworzenie tych bardzo silnych euroregionów. Państwo, które jest państwem landowym, czyli państwo nieunitarne, tak jak Polska, tylko w jakiejś oddzielności te poszczególne euroregiony tam żyły od setek lat, tworząc często różne nawet systemy podatkowe, prawne.
My żyliśmy zawsze, jak istnieliśmy, jako państwo unitarne mając te same systemy dla wszystkich i tam się to nie sprawdziło. To Niemcy szybko odeszli w latach 80., na początku lat 80. od polityki polaryzacyjno-dyfuzyjnej.
Ona służy bardzo wąskiej grupie osób na samej górze zarządzających w Europie, bo osłabia państwa jako elementy związane z państwowością i narodowością, a tworzy jeden duży byt zależny od węższej grupy osób.
I gdybym był pewnie na samej górze Europy dzisiaj, ja, być może bym tak samo myślał i pan tak samo, ale z racji tego, gdzie jesteśmy i mamy świadomość, gdzie zostaniemy i na co mamy wpływ, i na co chcemy mieć wpływ, nie powinniśmy się na coś takiego ugodzić. Z tego się bierze ta zasadnicza różnica.
To nie jest tak, że wielokrotnie tam, nie wiem, politykom PiS-u zarzuca się, a, bo my to Tuska nienawidzimy. Po prostu z tą nienawiścią to nie przesadzajmy, choć tu narobił strasznie dużo głupot w Polsce, ale my się przede wszystkim różnimy programowo.
Moim zdaniem, jeżeli musimy kończąc to, jeżeli mamy stworzyć kiedykolwiek województwo, w którym Radom będzie odgrywał jakąś istotną rolę, to na pewno nie przy tych ludziach, którzy dzisiaj tworzą polską politykę. Mówię o Platformie, czy tam Koalicji dzisiaj Obywatelskiej.
To też jest ciekawa rzecz, że można zmienić nazwę i ktoś mówi, że wszystko się zmieniło. Ale to też pokazuje nastawienie do ludzi, że ludzie się mają po prostu za idiotów. Przepraszam za określenie, ale dokładnie to tak wygląda. Tego się inaczej nie da wytłumaczyć, że raptem od zmiany nazwy wszystko się zmieniło. Kiedy dokładnie jest ta sama głowa i wszyscy ci, co byli od 30 lat przy Donaldzie Tusku podejmują tę decyzję.
Jak Platforma czy Koalicja Obywatelska zostanie, jeżeli dojdzie do zmian na mapach administracyjnych Polski, to moim zdaniem dojdzie do zmniejszenia ilości województw. Tylko PiS… Nie wiem, jak się zachowa też Konfederacja w tej sytuacji, bo ja nie znam zdania Konfederacji na ten temat, bo Konfederacja poniekąd ucieka od dyskusji nt. spraw samorządowych, tłumacząc nam wszystkim, że chcemy mieć proste i niskie podatki. Ja też chcę. I tu jestem w całości konfederatą.
Tylko jestem na tyle uczciwy w stosunku do siebie i do pana, że jak powiem panu tak, jeżeli nie zabiorę jako państwo pieniędzy w podatkach, to nie mogę panu dać za darmo szkoły, szpitala, drogi publicznej, czegoś tam, czegoś. Trzeba być uczciwym też w tę stronę. Bo przedstawienie połowy, która jest tylko atrakcyjna dla kogoś, to jest dokładnie tak samo, jak z tą kwotą wolną od podatku, 60 tysięcy, Donalda Tuska. Donald Tusk przedstawił nam głupotę, my w nią uwierzyliśmy jako społeczność, na koniec Donald Tusk nam powiedział, no jakżeście uwierzyli, no to jest wasz problem.
I trochę jest tak samo z tymi niskimi, prostymi podatkami, a powiem jak ekonomista, że w Polsce mamy jedne z najniższych podatków w Europie. Klin podatkowy w Polsce jest jednym z najniższych, jest tak naprawdę drugi, a wśród dużych gospodarek europejskich średnich jest pierwszy.
My jako Polacy musimy sobie zdać sprawę z tego, że PiS strasznie mocno obniżył podatki. Szczególnie dochodowe. Bardzo. Niektórzy nawet się zastanawiają, czy nie za bardzo.
Co dziś jest też ciekawą rzeczą, bo zawsze PiS był pokazywany jako partia socjalna, a zachował się zupełnie inaczej. Dał kwotę wolną od podatku większą, podniósł progi, dał ludziom do 26. roku życia możliwość nieopłacenia tych podatków, obniżył PIT do poziomu de facto najniższego w Europie, obniżył bardzo mocno CIT, podnosząc jednocześnie o 10-krotność kwotę wolną od podatku.
Nie da się też w nieskończoność niczego nie brać, a tylko dawać.
I uczciwym byłoby to, gdyby poszczególne partie polityczne powiedziały jasno, okej, nie zabierzemy wam procenta dwóch więcej, ale nie damy wam np. darmowej szkoły, nie damy wam darmowych studiów, nie damy wam darmowej opieki zdrowotnej. Albo będziemy musieli zabrać wam część w emeryturach, rentach, wynagrodzeniach dla administracji, dla służb. To trzeba też uczciwie ludziom powiedzieć a nie przedstawiać tylko i wyłącznie no taki mariaż dostaniecie coś. Wszystko kosztuje w życiu. Każda obietnica kosztuje i ona jest policzalna.
Teraz wróćmy jeszcze do przyszłości finansów miasta. Jakie decyzje należałoby podjąć natychmiast, aby ustabilizować finanse miasta? Czy możemy mówić o jakiejś grupie pewnych decyzji?
Najpierw audyty – to absolutny punkt wyjścia i moim zdaniem najłatwiejsze do przeprowadzenia. Potem program naprawczy – prezydent Witkowski musi go przedstawić. Nie chcę uchodzić za nieeleganckiego, ale to były decyzje Witkowskiego, nie Kosztowniaka. Co prawda jestem byłym prezydentem Radomia, ale chcę odpowiadać za własne decyzje i będę za nie odpowiadał – nie za cudze.
I też nie jestem człowiekiem, który ma dzisiaj posprzątać po Radosławie Witkowskim. Powiem tak brutalnie: jak Radek bałaganu narobił, to niech Radek to posprząta.
Niech dzisiaj przedstawi sposób dalszego funkcjonowania naszego miasta – chyba że wyjdzie w pełnym zadowoleniu i powie, że źle nie jest, bo Regionalna Izba Obrachunkowa co prawda nie zatrzymała budżetu i sama nie uchwaliła.
Ale realnie – przyjęcie budżetu przez RIO byłoby armagedonem w Radomiu. W ciągu chwili musielibyśmy wyciąć kilkaset milionów złotych wydatków. Dlatego dzisiaj potrzebny jest program naprawczy prezydenta i wiceprezydentów.
I wreszcie – współpraca. Jak ktoś, kto będzie chciał poważnie podejść do przyszłej kadencji radomskiego samorządu, zapyta mnie o zdanie – zawsze w każdej sytuacji się włączę w taką pracę. Bo jestem radomianinem – tutaj się urodziłem, tu się wychowałem, tu żyję. Byłem prezydentem Radomia, co jest dla mnie największym zaszczytem i chyba większego w życiu nigdy nie dostąpię.
Tak, będę chciał współpracować z poważnymi ludźmi. Ale dzisiejszą sytuację powinien umieć: a. diagnozować obecny prezydent, b. obecny prezydent powinien nam przedstawić program naprawczy.
Nikt nie zrobi tego za Radosława Witkowskiego. To nie piaskownica, w której można powiedzieć, że narobiło się bałaganu, a przyjdzie ktoś i po nas posprząta. Wszyscy jesteśmy dorośli – również prezydent.

