Generalnie, w mniejszym lub większym stopniu, całe życie pomagam bliźnim. Członkom rodziny, przyjaciołom czy zupełnie obcym ludziom. Sam też dużo takiej pomocy otrzymywałem, czy to w życiu codziennym, czy wędrując po całej Polsce, czy za granicą. Życzliwych, dobrych ludzi jest naprawdę mnóstwo. Pomagać trzeba i warto, bo to owocuje. Ale, jak życie nauczyło młodego młokosa-idealistę, trzeba uważać do kogo wychodzi się z sercem na dłoni. W Piśmie zapisano, aby nie rzucać „swych pereł przed wieprze”. Jest w tym wielka mądrość.
30 maja br., godzina +/- 14:30, trasa Iłża-Radom. Na przystanku autobusowym we wsi Bujak stoi samochód na awaryjnych, przed nim dość przyzwoicie ubrany mężczyzna o „cygańskiej” karnacji macha ręką do przejeżdżających kierowców licząc, że ktoś się zatrzyma. Cóż, ewidentnie wyglądał jakby był w potrzebie, a takiej osobie – nawet mimo pośpiechu – się nie odmawia.
Podszedł do mojego samochodu i rozpoczął rozmowę bardzo płynną angielszczyzną. Że jest z Rumunii, że jedzie na Ukrainę z pomocą, że w samochodzie są jego dzieci (które miałyby zostać na granicy do jego powrotu) i ich wujek. I że wystrzelali się ze wszystkich polskich złotówek, zostały im tylko rumuńskie leje i nie mają gdzie ich wymienić, a kończy się im paliwo. Faktycznie, najbliższy kantor posiadający na stanie rumuńską walutę znajdował się w centrum Radomia. Mówię – jasne, nie ma problemu, pomogę wam.
Podjechaliśmy do Iłży. Tam wypłaciłem kilkaset złotych i dokonaliśmy wymiany. Banknot o wartości 1 tys. lej za kilkaset złotych. Kurs rumuńskiej waluty to ok. 0,9 zł. Przy „transakcji” pan Rumun bardzo chciał mi dać coś „ekstra” za pomoc, więc nie do końca odbyło się wszystko po zwykłym przeliczniku. Sprawdziłem wcześniej w internecie, wszystko się niby zgadzało, banknoty też miały wszystkie cechy wskazujące na ich autentyczność. Tylko szkoda, że w tym internecie nie kliknąłem w pierwszy lepszy obrazek ukazujący tysiąclejowy banknot… Wtedy zauważyłbym, że sprzedawane są one na zagranicznych aukcjach po ok. 5 euro. 1 lipca 2005 roku leja zdenominowano w proporcji 10000:1, a stare banknoty w obiegu były do końca roku 2006. Dodatkowo stare banknoty były papierowe, nowe są już z plastiku. Ehhhh…
Tych starych banknotów Cygan miał w portfelu jeszcze sporo, a w internecie jest kilka, ale dość mało, doniesień medialnych o tego typu oszustwach, żadnych z naszego regionu. Tak więc piszę – mimo, że cała ta sytuacja jest jakąś ujmą na honorze, bo to żaden zaszczyt dać się dość poważnie ocyganić – ku przestrodze.
Gdy byłem w Aarhus w Danii, na niektórych stacjach benzynowych obowiązywał dość ciekawy schemat funkcjonowania, zafascynowany obserwowałem go przez jakiś czas. Biały człowiek normalnie tankował i szedł zapłacić. Jak w Polsce. Przyjeżdżał ktoś „ciemniejszy” (Cygan, Turek, Murzyn) – dystrybutor był od razu blokowany. Jego odblokowanie następowało dopiero po uiszczeniu opłaty. Na głębokiej Ukrainie kilka lat temu podobny system obowiązywał dla absolutnie wszystkich, ale to inna historia.
Jaki z tego wszystkiego płynie morał? My Polacy naprawdę jesteśmy niesamowitym, gościnnym i chętnym do pomocy narodem. Sam to wielokrotnie obserwowałem. Czasem jesteśmy tacy aż do przesady – samo nasuwa się skojarzenie z momentami wręcz nadgorliwą pomocą dla uchodźców. Ale czasem trzeba po prostu uważać. Niestety, stereotypy zawsze mają jakieś oparcie w prawdzie i lubią się potwierdzać. Zaufanie niektórym ludziom – szczególnie jeśli chodzi o pieniądze – to wyższy poziom głupoty. Cóż, są lekcje, które trzeba kiedyś w życiu odrobić.