Historia Publicystyka

„DRĄGAL” – legenda radomskiej Polski Walczącej

O „Drągalu” słyszałem już w dzieciństwie na przełomie lat 60-tych i 70-tych. Była to dla ludzi historia wciąż żywa. Wszak od jego śmierci minęło tylko 20 lat. Były to czasy schyłkowego Gomułki i wczesnego Gierka. Po lasach, przy wsiach stawały jeszcze cygańskie tabory likwidowane przez milicję. Wtedy to bowiem siłą osadzano Romów w miastach. Dzieci zaś straszono czarną wołgą. Taka Wołga będąca synonimem SB-cji miała je bowiem porywać.

O Drągalu mówiono zawsze pozytywnie, ale zdawkowo i półszeptem. Gdy się o niego dopytywałem, zbywano mnie byle czym, a wszak miałem już wtedy świadomość, że pochodzę z partyzanckiej rodziny. Jawił mi się on wtedy jako błędny rycerz, Ivanhoe, bohater baśni czy Janosik. Rozumiałem też jedno, że nie wolno o nim głośno mówić, bo grozić za to może jakaś kara. I pamiętam, jak z kolegami w wielkiej dziecięcej tajemnicy opowiadaliśmy sobie zasłyszane historie. A mój tata to mówił, że on walczył z komunistami. A mój tata to mówił o nim, jak był pijany że… Ale jak go potem o to zapytałem, to mnie zlał i zakazał o tym mówić, bo mocniej dostanę. Takie to były czasy.

Gdy w połowie lat 90-tych stawiałem wraz z kolegami krzyż w miejscu jego śmierci w Kolonii Wawrzyszów (gmina Wolanów), wiedziałem już dość. Znałem relację pani Marii Dżbik (jego narzeczonej) i relacje innych osób. Późniejszy „Drągal”, czyli Aleksander Młyński urodził się w roku 1925 w Sarnówku Dużym (gmina Sienno, powiat Iłża). Kilka lat później jego rodzina wyprowadziła się za Bug w okolice Puszczy Białowieskiej. Dziś jest to Białoruś, ale tuż przy polskiej granicy. Jako kilkunastoletni chłopak wstąpił wraz z ojcem do Armii Krajowej. Po II wojnie światowej Sowieci wysiedlili ich z własnej ziemi i rodzina wróciła w rodzinne strony. Krótko po tym, po zatargu z miejscowym pijanym milicjantem, Młyński zmuszony był uciec do „lasu”, gdzie przyłączył się do oddziałów WiN (Wolność i Niezawisłość) walczących z sowiecką okupacją. W 1946 roku walczył w oddziale Antoniego Owczarka: Zygadły” skazanego w 1947 roku na karę śmierci i zakatowanego 3 lata później w więzieniu w Rawiczu. Wstąpił wtedy do oddziału Antoniego Szeligi „Wichra”, który zginął w październiku w 1948 roku na Bielisze podczas obławy UB. Szeregi partyzanckie zaczęły się wykruszać. Jedni ginęli w walce, inni ginęli w kazamatach UB torturowani i rozstrzeliwani. Bardzo wielu trafiło do więzień, inni zaś zaszywali się gdzieś po cichu próbując przetrwać. Ale Aleksander Młyński trwał. W 1950 roku założył nowy 3-osobowy już tylko oddział. Razem z nim do walki o wolność stanął Zbigniew Ejneberg ps. „Powstańczyk” lat 21 i Zygmunt Chmielewski „Lew” lat 31. 25 sierpnia został zdradzony przez Mariana Bukałe ps. „Zbych”, który wprowadził do oddziału dwóch ubeków. Zginął wraz z kolegami w małym zagajniku koło wsi zastrzelony w czasie snu. Miał 25 lat. Ciała trzech partyzantów wrzucili ubecy na wozy i zawieźli triumfalnie do Wolanowa, a potem do Radomia. Drągalowi założyli na głowę garnek (sagan do gotowania ziemniaków). W Radomiu półnagie zwłoki ułożyli na pochylonej rampie przed siedzibą UB i MO przy ulicy Kilińskiego, tak by wszyscy mogli je obejrzeć. Dziś jest to parking i skwer przed Urzędem Miejskim. Potem w nocy potajemnie pochowano ich ciała na Wisielaku, na cmentarzu rzymskokatolickim w Radomiu.

Nie opisałem tu działań bojowych, ani żadnych większych a niezmiernie ciekawych „wyczynów” Drągala. Choć zapewne kiedyś jeszcze o tym opowiem. Dużo informacji można wszak znaleźć w Internecie. Są tam zdjęcia i film o nim. Wyszła też książka jemu tylko poświęcona, wydana przez IPN.To moje, czysto subiektywne wspomnienia o dzielnym człowieku, którego nie znałem, a którego jak sądzę, jednak poznałem. Młyński pisał i wysyłał wiele listów do UB, które się zachowały w archiwum IPN. Dwa zacytuję z pamięci, ale oddaje to ich sens.

– Siedzę w Wolanowie już tydzień cały a wy bolszewickie lenie co. Nie przychodzicie mnie zabić. Poczekam.

– Czołem czerwoni panowie. Informuję, że za kilka dni rozpoczynam najazd na wasze czerwone kołchozy.

P.S. W przededniu dnia Wszystkich Świętych 2013 roku Związek Piłsudczyków odsłonił płytę upamiętniającą żołnierzy pochowanych na „Wisielaku”. W wydanej wtedy broszurze napisałem:

We wrześniu 1939 r. rozpoczęła się II wojna światowa. Z zachodu północy i południa napadły na nas Niemcy. Ze wschodu Sowieci. Mimo heroicznego oporu Polska upadła. Francja i Anglia zdradziły nas perfidnie, nie udzielając pomocy. W czasie tej wojny Wojsko Polskie stanowiło liczebnie czwartą armię aliancką w Europie. W okupowanym kraju powstała największa organizacja partyzancka na kontynencie – Armia Krajowa. Pomimo ogromnego poświęcenia i strasznych ofiar, Polska nie znalazła się w gronie wygranych. Podobnie jak Niemcy, Włochy czy Japonia, Polska wojnę przegrała mimo że walczyła po stronie zwycięzców. Zdradzona ponownie przez Anglię i Stany Zjednoczone została oddana pod sowiecką okupację. Dalszy opór Polaków wydawał się nie mieć sensu. Wielomilionowa „niezwyciężona Armia Czerwona” zajęła w styczniu 1945 r. Radom. Razem z nią przybyli do kraju polscy komuniści, agenci NKWD. Rozpoczął się nowy terror, skierowany głównie przeciw żołnierzom polskiej armii podziemnej. Dziesiątki tysięcy żołnierzy i całe (oprócz nielicznych zdrajców) społeczeństwo stawiło mu jednak opór. W okręgu radomsko-kieleckim powstał Związek Zbrojnej Konspiracji, podległy zrzeszeniu Wolność i Niezawisłość, kierowany przez kapitana Franciszka Jerzego Jaskulskiego ps. „Zagończyk. Mimo nowej okupacji WiN praktycznie rządził w terenie. Nie był to bowiem jeszcze czas władzy komunistów. Jednak po aresztowaniu „Zagończyka” (w Jedlni Letnisko) i jego zamordowaniu oraz tzw. „amnestiach” opór zaczął słabnąć. Ale ostatnie „rozbite oddziały” pozostawały wierne swej żołnierskiej przysiędze. Tropieni przez Sowietów, UB i KBW żołnierze nasi spełniali swój patriotyczny obowiązek do końca. Ginęli w walce, w więzieniach, torturowani, zdradzani i rozstrzeliwani. Trwali. Potem zostali skazani na „niesławę” i zapomnienie. Tego jednak komunistycznym bandytom było mało. Postanowili zatrzeć po nich wszelkie ślady. Tak, by nie mieli nawet mogiły. Wielu więc nie doczekało miejsca godnego pochówku. Dziś wiemy, iż niektórzy z nich zostali pochowani skrycie pod murem przy ulicy Dębowej, na cmentarzu rzymskokatolickim w Radomiu. Miejsce to zwano „Wisielakiem”, gdyż chowano tam samobójców i innych uznanych za niegodnych chrześcijańskiego pochówku. Mieli jeszcze doświadczyć tego! Ilu ich tam leży? Nie wiemy. Przedstawiona tutaj lista jest niekompletna i niepewna. Wiemy jednak, że tu są. Nie wolno nam o nich zapomnieć. Niech ta płyta umieszczona na cmentarnym murze będzie Ich nagrobkiem. Niech spoczywają w pokoju.

Niepełna lista osób spoczywających na „Wisielaku”:

– Bednarczyk Józef ps. „Olcha”,

– Brzozowski Bogusław Marian ps. „Bystry”,

– Chmielewski Zygmunt ps. „Lew”,

– Chrząstowski Jan ps. „Witur”,

– Dębiec Feliks ps. „Wilk”,

– Domagała Jerzy ps. “Mazur”,

– Duda Stanisław,

– Egiejman Stanisław,

– Ejneberg Zbigniew ps. „Powstańczyk”,

– Frąk Władysław ps. „Skała”,

– Ilczyński Bolesław ps. Brzoza”,

– Jackowski Kazimierz ps. „Wampir”,

– Jarosz Aleksandra,

– Lipiński Franciszek ps. „Junak”, „Nieznany”,

– Maraszkiewicz Zygmunt ps. „Rycerz”,

– Młyński Aleksander ps. „Olek”, „Drągal”,

– Owczarek Antoni ps. „Wuj”, „Zygadło”,

– Sadowski Marian ps. „Dzida”,

– Skipirzepa Kazimierz ps. „Bażant”,

– Sławiński Edward ps. „Iskra”,

– Słomczyński Aleksander ps. „Leśny”,

– Soból Antoni ps. „Dołęga”,

– Soból Jerzy ps. „Gil”,

– Stankiewicz Józef ps. „Zenit”,

– Stefański Tadeusz ps. „Kowboj”,

– Strzelecki Tadeusz ps. „Bystry”,

– Szeliga Antoni ps. „Wicher”,

– Zieliński Tadeusz ps. „Igła”.

Cześć ich pamięci!

Dariusz Sońta

P.S.II

Od jakichś 20 lat co roku ja i moi przyjaciele ze Związku Piłsudczyków spotykamy się 25 sierpnia w Kolonii Wawrzyszów w miejscu śmierci Drągala i jego żołnierzy. Po modlitwie zawsze mu śpiewamy:

Śpij kolego w ciemnym grobie,

Niech się Polska przyśni tobie.

Śpij kolego bo na wojnie,

tylko w grobie jest spokojnie.

Śpij kolego, twarde łoże,

zobaczym się w niebie może.