Radom i okolice

71 rocznica „Krwawej Niedzieli” na Wołyniu. „Sława Ukraini, Herojam sława, Lacham smert”

 

W 1943 roku Zbrodnicze oddziały UPA (Ukraińskiej Powstańczej Armii), będące zbrojnym ramieniem faszystowskiej OUN (Organizacji Ukraińskich Nacjonalistów) rozpoczęły zmasowaną, zbrojną akcję mordowania ludności polskiej na Wołyniu. Kulminacyjnym dniem była niedziela 11 lipca 1943 roku, kiedy to bandy banderowców wspieranych przez ukraińskich chłopów, uderzyły jednocześnie na 99 polskich miejscowości, położonych przede wszystkim w powiatach włodzimierskim i horochowskim. Wykorzystując fakt niedzieli, atakowano ludzi zgromadzonych na mszach świętych, w czasie ataków nie oszczędzano, także kapłanów, którzy ginęli przy ołtarzach. W niektórych przypadkach próbowano stawiać opór mordercom. Do historii przeszła obrona plebanii kościoła w Kisielinie w powiecie horohowskim gdzie schroniło się ok. 80 osób, które przez blisko 11 godzin stawiły- przy użyciu jednej siekiery, kijów, kamieni i cegieł- skuteczny opór ukraińskim mordercom uzbrojonym w broń maszynową i granaty, szturmującym budynek. Bohaterska obrona opisana została w książce „Było sobie miasteczko” napisanej przez uczestnika tych wydarzeń Włodzimierza Sławosza Dębskiego – ojca znanego kompozytora Krzesimira Dębskiego.

 

Eksterminacja ludności polskiej dokonywana była na całym Wołyniu i Małopolsce Wschodniej. Zginęło w nich według różnych źródeł od 100 do nawet 500 tys. Polaków. Ofiarami banderowskich „rezunów„ padali bezbronni mieszkańcy naszych wsi i osad, w szczególności starcy, kobiety i dzieci, dlatego, że wielu młodych mężczyzn przebywało w oddziałach AK na tamtym terenie. Zbrodni dokonywano w sposób wyjątkowo bestialski i sadystyczny, za pomocą takich narzędzi jak: widły, kosy, siekiery, młotki, noże, piły itp. Ofiarom rozpruwano brzuchy, wydłubywano oczy, rozrywano części ciała, małe dzieci nabijano na sztachety w płotach. Te i inne makabryczne zbrodnie dokonywano pod hasłem walki o „Wolną Ukrainę”. Odpowiedzialnymi w sposób szczególny za to są ci, którzy wydawali rozkazy i zachęcali do bestialstwa: Stepan Bandera –przywódca OUN –UPA, oraz dowódcy UPA Mykoła Łebed i chyba najstraszniejszy z nich zastępca Bandery „komandyr” UPA Roman Szuchewycz działający pod pseudonimem „Taras Czuprynka”- jak pisał o nim Edward Prus w swojej książce „Taras Czuprynka”: „hetman UPA i wielki inkwizytor OUN”, który – cytując wspomnianego autora- : „Zoologicznie nienawidził Polaków i to on wydał rozkaz żeby „Polaków w pień wycinać” – nie oszczędzając kobiet starców i dzieci. Był również autorem haseł: „Śmierć jednego Lacha to metr wolnej Ukrainy”, „albo będzie Ukraina, albo lechicka krew po kolana”. Do zbrodniczej grupy katów Polaków na Wołyniu należy jeszcze wymienić takie nazwiska jak: Dmytro Klaczkiwski ps. „Kłym Sawur” zwany „katem Wołynia” czy słynący z okrucieństwa (ucinał osobiście mordowanym Polakom głowy) płk. UPA Petro Fedorowycz Olijnyk ps. „Enej”. W tym ostatnim wypadku zastanawia i bulwersuje zbieżność pseudonimu zbrodniarza z nazwą popularnego zespołu założonego przez Ukraińców mieszkających w Polsce, który posługuje się właśnie nazwą „Enej”.

 

Każda kolejna rocznica oddala nas od tych tragicznych wydarzeń, ale brak należytego rozliczenia historycznego stanowi bolący problem dla tych wszystkich, którzy utożsamiają się z ofiarami zbrodni, a szczególnie rodzin i potomków zamordowanych. Rozliczenie zbrodni jest także kluczem do unormowania na arenie międzynarodowej relacji z Ukrainą. Tylko na PRAWDZIE możemy budować w przyszłości zdrowe polsko-ukraińskie stosunki, dlatego niepokoi i smuci powrót, szczególnie na zachodniej Ukrainie, do banderowskich sztandarów i symboli. Wywołuje oburzenie gloryfikowanie UPA i stawianie na Ukrainie pomników jej zbrodniczym przywódcom. Obserwując obecną sytuację na Ukrainie, jakże często w czasie manifestacji widzimy umundurowane oddziały niosące czerwono-czarne, banderowskie barwy, słyszymy także okrzyk, który słyszeli być może jako ostatni w życiu mordowani na Wołyniu Polacy, okrzyk upowskich faszystów: „Sława Ukraini, Herojam sława”. Miejmy nadzieję, że już nigdy nie usłyszymy jego ostatniej części: „Lacham smert”

Niech ostatnia część brzmi jak przestroga i nauka na przyszłość.