Na czasie Polska i świat Publicystyka Radom i okolice Społeczeństwo Wyróżnione Wywiady

Czerwcowy Człowiek. Wrocławski scenarzysta walczy o film o zapomnianym buncie Radomia

W ostatnim czasie z naszą redakcją skontaktował się Andrzej Lorenc – wrocławski scenarzysta, członek Związku Literatów Polskich. Nie jest radomianinem, a jednak od lat walczy o ekranizację wydarzeń Czerwca 1976 w Radomiu. W rozmowie z nami opowiada, dlaczego ten „pomijany” bunt stał się jego misją, jak osobiste doświadczenia z wrocławskiego zakładu pracy popchnęły go do pisania, i dlaczego wierzy, że nadchodząca 50. rocznica to ostatnia szansa na ważny film fabularny o Czerwcu 76.

Panie Andrzeju, co sprawia, że heroizm buntu społecznego z Czerwca ’76 robi na Panu takie wrażenie? Czy to tylko wymiar historyczny, czy też osobiste wspomnienia? 

Heroizm buntu społecznego znanego w powojennej historii Polski jako Czerwiec’76, buntu przeciwko kłamstwu władzy i niesprawiedliwym rekompensatom zawsze robił na mnie wrażenie. Wrażenie ze względu na osobiste wspomnienia, jak i wymiar historyczny tego wydarzenia, nie do przecenienia dla Sierpnia 80, powstanie Komitetu Obrony Robotników, jak i zapoczątkowanie udanego mariażu klasy robotniczej z inteligencją. Wystarczyły tylko 4 lata i komunizm zatrząsł się w swych posadach! Uważam, a jest to opinia historyków i mieszkańców Ziemi Radomskiej, że wydarzenia Czerwca 76 słabo akcentują się w polskiej świadomości społecznej. Warto pamiętać, że i z doświadczeń 1976 r. wyrosła również mądrość ludzi z kręgu politycznej opozycji, która bardzo przydała się w Sierpniu 1980 r. I chociaż spontaniczna manifestacja – strajk ok. 22 tysięcy mieszkańców Radomia, którzy wyszli na ulicę (podobnie jak w Ursusie, Płocku) zakończyła się represjami, to ta bolesna nauka w wymiarze społecznym i politycznym nie poszła na marne. 

A jak wygląda obecność tego tematu w kulturze polskiej? Czy są jakieś znaczące filmy lub książki? 

Niestety, trudno do takiego wniosku dojść analizując niedostateczną obecność tego tematu w przestrzeni kultury polskiej. O ile, to doniosłe wydarzenie historyczne znalazło swoje odbicie w relacjach świadków (krótkie filmy dokumentalne lub okolicznościowe publikacje), opracowaniach historycznych (IPN) oraz w jedynym pełnometrażowym filmie dokumentalnym pt. „Miasto z wyrokiem” (reż. Wojciech Maciejewski, 1996), to z ubolewaniem trzeba stwierdzić, że nie ma satysfakcjonującej powieści i filmu fabularnego na ten temat. W 1981 r. próbował się z tym tematem zmierzyć Krzysztof Kieślowski realizując film pt. „Krótki dzień pracy”, ale pod presją Służby Bezpieczeństwa, trudnego politycznie 1981 r., niedostatecznych środków finansowych i pokazania tego wydarzenia z perspektywy nie ludzi ulicy rzucających kamieniami, a ówczesnego I sekretarza Komitetu Wojewódzkiego PZPR w Radomiu, Janusza Prokopiaka nie udało mu się, jak sam o tym pisał, zrealizować satysfakcjonującego filmu. Z kolei w 2013 r. wyszła jedyna powieść o tej tematyce pt. „Powiedzcie swoim”, której autorem jest Wojciech Pestka. 

Opowie nam Pan o swoim osobistym „spotkaniu” z wydarzeniami z 25 czerwca 1976 roku? Jak to się zaczęło w Pana zakładzie pracy we Wrocławiu? 

Ja swoje „spotkanie” z wydarzeniami 25 czerwca 1976 rozpocząłem w Zakładach Aparatury Spawalniczej „ASPA” we Wrocławiu, gdzie pracowałem w Dziale Głównego Technologa, ale mentalnie bunt przeżyłem dzień wcześniej… Zmierzch 24 czerwca 1976 r. na długo mi zapadł w pamięci. Tego dnia premier Piotr Jaroszewicz z mównicy sejmowej ogłosił projekt ustawy, czytaj: zaklepanej już decyzji partyjno–rządowej, o podwyżkach cen urzędowych na niektóre artykuły konsumpcyjne (np. mięso, ryby o 69%, nabiał 64%, ryż 150%, cukier 100%).. No i się zaczęło. Nazajutrz, jak się okazało, pierwszym ogniskiem strajkowym we Wrocławiu okazały się ZAS „Aspa”, mój zakład. Sygnał do porzucenia pracy dali pracownicy działu remontowego – ogółem 59 osób. Za ich przykładem poszło 111 robotników z narzędziowni oraz 81 z działu mechanicznego. I tak fala strajkowa rozlała się po całym zakładzie. Zakładem zawładnęły dyskusje pracownicze na temat drastycznej skali podwyżek oraz niesprawiedliwych rekompensat; w tym czasie wielu robotników „pracowało” już w trybie strajku włoskiego. Nie było powoływania komitetów strajkowych, wysyłania delegacji, przedstawiania żądań. Wszyscy czekali na reakcję władz. Nikt nie formował grup celem wyjścia poza zakład. Tak samo zachowali się strajkujący w innych wrocławskich zakładach pracy: WSK „Hydral”, Zakładach Metalowych „Agromet-Pilmet”, ZZSD „Predom Polar”… Inną ścieżką potoczyły się losy strajkujących w Radomiu, Ursusie, Płocku. Tam ludzie pracy wyszli na ulice miast. Doszło do regularnych starć z jednostkami Milicji Obywatelskiej. Najdotkliwiej na tym proteście społecznym ucierpiał Radom, który został spacyfikowany przez ZOMO, a jego uczestnicy zostali surowo ukarani. W ZAS „Aspa” wyrzucenia z pracy dotknęły 17 osób „za zakłócenie porządku i spokoju w miejscu pracy”. Wiele innych osób przeniesiono na gorsze płacowo lub prestiżowo stanowiska, cofano też przydziały na zakładowe mieszkania, kontrolowano korespondencję. Szykany goniły szykany. Odbyły się też wiece potępienia. Te lokalne jak w ZAS „Aspa”, ale i o charakterze totalnym. We Wrocławiu taki wiec poparcia dla PZPR, tow. Edwarda Gierka, premiera Piotra Jaroszewicza, polityki rządu odbył się 28 czerwca na stadionie piłkarskim WKS Śląsk Wrocław przy ul. Grabiszyńskiej. Ze stadionowych megafonów niosło na całą dzielnicę Krzyki. 

Jak te doświadczenia wpłynęły na Pana decyzję o napisaniu scenariusza filmu fabularnego? 

Doświadczenie Czerwca 76, kolejnego dramatycznego wydarzenia w najnowszej historii Polski, stanie się po roku 2009 bezpośrednią przyczyną zmierzenia się z tym bardzo ważnym dla mnie tematem i stworzenia scenariusza filmu fabularnego pt. Czerwcowy Człowiek (wcześniejsza wersja nosiła tytuł „Orzełek i reszka”). Jak zaczynałem pisać ten scenariusz wiedziałem, że barwność tej epoki, wielowątkowość, zwroty akcji, dramatyzm zakrętów dziejów roku 1976, budowa „drugiej Polski”, dziesiątej potęgi świata, hasłologia, zderzenie marzycielstwa Edwarda Gierka z twardymi realiami ekonomii, to będzie wyzwanie godne utrwalenia. Wtedy też zadałem sobie kilka pytań. Dlaczego warto zrealizować ten scenariusz? Jeśli chcemy pokazać widzom na całym świecie, jak Polak umie walczyć o prawdę i sprawiedliwość, jak znosi bestialstwo odwetu władzy, jak nie zgadza się z jego wyrokami, jak ostatecznie staje się zwycięzcą? – na pewno warto pochylić się nad tym tematem i stworzyć scenariusz. Jeśli chcemy pomóc zrozumieć widzom w Polsce i na całym świecie, co było istotą Czerwcowego buntu? – warto pochylić się nad tym scenariuszem. Zrealizowanie tego scenariusza stwarza bowiem szansę na zrozumienie istoty Czerwcowego buntu. Buntu wywołanego szokiem cenowym po zaproponowanej kilkudziesięcioprocentowej podwyżce cen żywności. Buntu sprowokowanego kłamstwem władzy (mówili, że nie będzie podwyżki cen żywności, a nowe cenniki już były wydrukowane i czekały na wdrożenie) i niesprawiedliwością władzy (proponowane rekompensaty bardzo faworyzowały ludzi, którzy wtedy sporo zarabiali). Scenariusz odpowiada na pytanie: Kim jest Czerwcowy Człowiek? Albowiem jest to problem. Dzisiejszy Polak mało albo wcale nie wie o buncie społecznym Czerwca 76. Gdzieś tam pobrzękuje w uchu słowo „warchoł”, czasem kojarzone z Radomiem, Ursusem, Płockiem. Ale o co tam tak naprawdę poszło? Jak to się skończyło? O tym wie niewielu. A szkoda, bo Czerwiec 76 poprzedził Sierpień 80 i wniósł istotny wkład w jego ostateczny zwycięski przebieg. Ośmielił opozycję do radykalniejszej walki z władzą i stał się powodem założenia Komitetu Obrony Robotników; nauczył robotników, że w czasie strajku nie wolno wychodzić na ulicę, bo może to stać się pretekstem dla Służby Bezpieczeństwa i lumpenproletariatu, by demolować sklepy na rachunek protestujących; wreszcie przybliżył sojusz robotniczo-inteligencki, który tak bardzo przydał się Wałęsie i robotnikom w pertraktacjach z władzą w Sierpniu 1980 r.. Tak na przestrzeni lat budował się scenariusz pt. „Czerwcowy Człowiek”, który ostatecznie stał się barwną i pełna napięcia opowieścią o dojrzewaniu politycznym dwudziestotrzyletniego Zbyszka Białego, konformisty, kreślarza, filmowca amatora, który popada w konflikt ze Służbą Bezpieczeństwa. To opowieść o dramatycznym czasie wyborów; o udziale protagonisty w buncie społecznym radomskiego Czerwca, o doświadczonej „ścieżce zdrowia”, czasie upodlenia, uwięzienia, traumie, a jednocześnie o jego drodze formowania się jako przyszłego opozycjonisty. 

Jak wyglądał proces tworzenia scenariusza? Czy spotykał się Pan z uczestnikami wydarzeń? 

Żeby sprostać wyzwaniu stworzenia ciekawego i wiarygodnego scenariusza przyjeżdżałem z Wrocławia do Radomia, odwiedzałem znaczące miejsca dla przyszłej dramaturgii opowieści, szukałem sojuszników, rozmawiałem z uczestnikami tamtych wydarzeń…Trudno wymienić wszystkich, których spotkałem i których cenne relacje i refleksje zapładniały moją wyobraźnię, ale chociaż w drodze skromnego podziękowania muszę chociaż część z nich tutaj zaprezentować (wymieniam w porządku alfabetycznym): Krzysztof Bińkowski, Waldemar Dudziński, Ryszard Fałek, Konrad Gałka, ś.p. Jacek Indelak, Bronisław Kawęcki, Jarosław Kowalik, ś.p. Stanisław Kowalski, Piotr Kutkowski, Krzysztof Kwiatkowski, Wiesław Mizerski, Adam Mortka, Lech Mosiołek, Janusz Nowak, Janusz Prygiel, Jan Rejczak, Paweł Sasanka, Andrzej Sobieraj, Józef Szyderski, Czesław Wiecheć… 

A co z poszukiwaniem producenta i reżysera? Jakie były wyzwania? 

Jak się ma scenariusz zaczyna się mozolny proces szukania producenta, a najlepiej producenta i reżysera. To już jest wyzwanie. Tych co piszą w Polsce scenariusze jest nie dużo, ale bardzo dużo. Konkurencja. Ale nie wolno ustawać w nadziei, że ktoś zobaczy w nim potencjał. Mówiąc krótko, w tej branży (i nie tylko w tej), musi trafić swój na swego. I stało się! W 2015 r. trafiłem na producenta Wacława Wiszniowskiego z Wrocławia, z którym wystartowaliśmy ze scenariuszem do Polskiego Instytutu Sztuki Filmowej. Scenariusz dobrze rokował, miał dobre recenzje, miał reżysera… Niestety, na ostatecznej sesji przepadł. Jakiś czas potem zmarł producent i projekt znalazł się w odstawce. W 2016 r. – z okazji 40-tej rocznicy wydarzeń Czerwca 76 – dzięki życzliwości Prezydenta Radomia Radosława Witkowskiego scenariusz pt. „Orzełek i reszka” został wydany w formie książkowej przez Bibliotekę Miejską w Radomiu. Wtedy też zostałem zaproszony jako gość na to bardzo ciekawe wydarzenie z sympozjum historycznym w międzynarodowej obsadzie, którego tytuł brzmiał: „Miasta buntu w imperium sowieckim”. Odsiecz dla nowego życia tego projektu pojawiła się w lutym 2022 r., kiedy to zostałem zakwalifikowany na warsztaty filmowe do Akademii Filmowej w Warszawie. Odżyłem. Półroczne warsztaty zakończyły się stworzeniem nowego scenariusza, z nowym bohaterem, z inną linią fabularną. Tak powstała obecna wersja scenariusza pt. Czerwcowy Człowiek. Niestety, nowy scenariusz, ale stare kłopoty. Brak producenta. Dlaczego? Producenci wskazywali na dwa argumenty. Pierwszy z nich: Film jest historyczny a przez to drogi. Prawdopodobnie może kosztować ok. 20 mln zł. Za te pieniądze są w stanie zrobić dwa filmy współczesne. Warto w tym miejscu zauważyć, że w 2018 r. na 100-lecie odzyskania niepodległości Polski udało się zrealizować za 25 milionów film pt. Legiony”, a w 2025 r. udało się wyprodukować za 70 milionów film pt. „Chopin, Chopin” (jeden z najdroższych film w historii polskiego kina). Drugi powód producenckich oporów… Po zapoznaniu się ze scenariuszem nikt nie negował jego atrakcyjności, natomiast były sygnalizowane argumenty w stylu… Jeśli to jest tak ważne wydarzenie, które zadecydowało o powstaniu KOR, ukształtowaniu się strategii opozycji, która wygrała Sierpień 1980, to dlaczego po 1989 r. żaden z twórców filmowych tego nie zauważył i nie podjął się realizacji filmu? A przecież wszystkie przesilenia polityczne po 1945 r. doczekały się swoich filmowych realizacji: 1956, 1968, 1970, 1980, 1981, natomiast 1976 jakoś został pominięty. Odpowiadałem im wtedy, że jedynym rozsądnym i wiarygodnym argument jest stwierdzenie: Jakimś dziwnym zakrętem losu po 1989 r. pewne kręgi polityczne uznały, że w kolii wszystkich przesileń politycznych po 1945 r. jest tylko jeden diament. Jest nim Sierpień 1980, reszta to tylko cyrkonie. Tylko determinacja producentów filmów o przesileniach politycznych 1956, 1968 i 1970 r. stworzyła szansę na ich realizację. Na dzień dzisiejszy przykładem takiej determinacji wykazał się producent Robert Kijak z NEXT FILM, który na realizacje filmu o ikonie polskiej opozycji Jacku Kuroniu zbierał fundusze przez… 5 lat! 

Dlaczego wierzy Pan, że 50. rocznica to kluczowy moment dla realizacji filmu? 

Myślę, że przyszłoroczne obchody 50-tej rocznicy tamtych tragicznych wydarzeń wyzwolą wiele historycznych, publicystycznych publikacji obecnych w mass mediach, a wydźwięk społeczny i polityczny, który temu będzie towarzyszył stworzy szansę na pozyskanie gremiów decydenckich dla wytyczenia ścieżki powstania wielu przedsięwzięć filmowych i literackich o Czerwcu 1976. Jeśli jednak w ciągu najbliższych kilku miesięcy nie wykorzysta się szansy tej atrakcyjnej „fali wznoszącej”, którą wyzwala przyszłoroczna rocznica, to zmarnowana zostanie kolejna piękna okazja pokazania prawdy o buncie, Radomiu i radomianach i utrwalenia jej w świadomości Polek i Polaków! I tego życzę wszystkim mieszkańcom Radomia. 

Proszę opowiedzieć o samym filmie „Czerwcowy Człowiek” – kim jest główny bohater i co pokazuje scenariusz? 

Kanwą scenariusza jest czas epoki E. Gierka i P. Jaroszewicza i na jej tle ukazane losy dwudziestotrzyletniego Zbyszka Białego, kpiarza, jedynaka, pasjonata kina i filmu amatorskiego, pracownika działu głównego mechanika. Kamera w ręku Zbyszka to źródło inspiracji twórczej i utrwalony czas polskiej socjalistycznej rzeczywistości.  Gdy gniew robotników wstrząsnął miastem, a podwyżki cen żywności ogłoszone przez premiera Jaroszewicza w wieczornym dzienniku stały się iskrą do ulicznych starć, z amatorską kamerą Zbyszek rzuca się w wir bitewnej wrzawy. Zostaje uwięziony, przechodzi „ścieżkę zdrowia” i czas upodlenia. Strategicznym dla scenariusza było zbudowanie wiarygodnego ciągu fabularnego, który pokaże przemianę bohatera: od krytycznego, ale jednak zwolennika socjalizmu przez człowieka buntu po opozycjonistę, przyszłego działacza KOR. Dramatyzm losów Zbyszka kończy radość zwycięstwa. W marcu 1977 r. – dzięki działaniom KOR-u, Episkopatu Polski i opinii międzynarodowej – Zbyszek wychodzi na wolność. Film nie będzie suchą lekcją historii. To opowieść o przemianie i codzienności PRL-u w Radomiu: zakładowa PZPR, bufet dla „swoich”, polewaczka zmiatająca łuski po granatach.

Projekt zebrał rekomendacje od uznanych ekspertów. Co mówią o nim Wiesław Saniewski i prof. Włodzimierz Suleja?

Tak, projekt zebrał rekomendacje od uznanych ekspertów, a ich opinie potwierdziły, że „Czerwcowy człowiek” ma duży potencjał. Wiesław Saniewski, reżyser i scenarzysta, twórca „Nadzoru”, zwrócił uwagę, że udało mi się uniknąć nadmiaru publicystyki i wątków historycznych kosztem psychologii postaci i relacji międzyludzkich. Zwrócił uwagę, że napisanie dobrego scenariusza opartego na znanych faktach nie jest proste – pozornie wystarczy spisać dramatyczne wydarzenia i ułożyć je w sensowną całość, ale prawdziwe wyzwanie tkwi w tym, by bohaterowie byli prawdziwi i wiarygodni. Saniewski zauważył, że bohaterowie nie są papierowi, a przemiana Zbyszka jest poruszająca i pouczająca bez dydaktyzmu. Projekt został porównany do „Człowieka z marmuru” i „Amatora” Kieślowskiego, choć jego koncepcja idzie dalej, pokazując jednostkowe dramaty na szerokim tle społecznym i politycznym, co sprawia, że film warto zrealizować i pokazać publiczności.

Prof. Włodzimierz Suleja z IPN, historyk specjalizujący się w opozycji antykomunistycznej, podkreślił historyczną wiarygodność scenariusza. Radomski Czerwiec, choć mniej znany niż Poznań ’56 czy Grudzień ’70, był prologiem Sierpnia ’80. Suleja zwrócił uwagę na szczegóły, takie jak brak broni palnej w pacyfikacji, podpalenie KW PZPR, barykady czy symboliczne „ścieżki zdrowia”, które oddają brutalność wydarzeń. Równocześnie scenariusz dobrze uchwycił psychologię bohatera i jego proces budzenia się świadomości w kontekście PRL-u – zakłady pracy, wszechwładna PZPR, codzienna siermiężność. Ekspert zauważył, że film pozwoli młodszemu pokoleniu lepiej zrozumieć realia komunizmu i uświadomi, dlaczego nie warto za nim tęsknić. Według niego realizacja filmu na podstawie scenariusza powinna dojść do skutku, bo jest nie tylko potrzebna, ale wręcz konieczna.

Dziękuję za rozmowę.

Na koniec chciałbym jeszcze podziękować Andrzejowi Lorencowi za rozmowę i czas poświęcony projektowi. Przy okazji warto przybliżyć sylwetkę twórcy – to członek Dolnośląskiego Oddziału Związku Literatów Polskich, autor książek „Orzełek i reszka” – wydania książkowego scenariusza filmowego z 2016 roku oraz „A.L. Ostatni amator.pl” z 2023 roku.

Andrzej Lorenc nie ogranicza się tylko do literatury. Na swoim kanale YouTube (TUTAJ) prezentuje krótkie filmy fabularne, m.in. „Dzieje jednego przedsięwzięcia, czyli przed II zmianą”, „Ludwisia”, „Leży i czeka”, „Krzyżówka”, „Pytanie zasadnicze, czyli wracając z godzin nadliczbowych do wspólnego M-2″, „Mydełko Ba” czy „Poletko. Krótki film o ciszy, czyli historia pozornej śmierci Pająka zwanego Ego” w wersjach polskiej i angielskiej. Można tam też obejrzeć filmowe interpretacje wierszy z tomiku „Dosięganie” w wykonaniu Stanisława Melskiego i Wiktora Zborowskiego, a także spotkanie autorskie związane z promocją książki „A.L. Ostatni amator.pl„.