Wywiady

„Fotografia jest wtedy, kiedy dajemy coś od siebie” – rozmowa z Maciejem Gwiazdą [GALERIA]

 

Małgorzata Alberska: Skąd zainteresowanie fotografią? Jak zaczęła się Pana przygoda z fotografią?

 

Maciej Gwiazda: Zainteresowanie fotografią zaczęło się w szkole średniej i trwa do dzisiaj. Pasją fotografowania zaraził mnie jeden z kolegów ze szkoły średniej. Dysponował on, jak na ówczesne czasy, znakomitym sprzętem fotograficznym. Był pasjonatem fotografii, sam również fotografował. Od czasu do czasu pozwalał mi skorzystać ze swojego aparatu, ponieważ nie miałem swojego. Takie były początki. Fotografowanie stało się dla mnie sposobem na wyrażenie samego siebie.

 

Czy kończył Pan jakiś kurs fotografii czy jest samoukiem?

 

Nie, nie. Moje zdjęcia są wynikiem moich własnych przemyśleń oraz doświadczenia. Wiedzę zdobywałem z lektur. Oglądałem dużo albumów malarstwa. Nie będę pierwszym, który powie, że aby dobrze fotografować trzeba najpierw nauczyć się oglądać obrazy wielkich mistrzów. Pewne reguły, jak kompozycja czy operowanie kolorem, są niezmienne. Korzystałem także z różnych podręczników fotografii. Pamiętam swój pierwszy podręcznik. To była malutka książeczka jeszcze z czasów dwudziestolecia międzywojennego, skierowana do ówczesnych uczniów szkół powszechnych. Czytałem wszystko, co zostało wydane w latach 60. i 70. Najważniejsze na początku jest studiowanie wielkich mistrzów zarówno malarstwa, jak i fotografii. Znakomitymi twórcami fotografii są artyści tworzący na przełomie XIX i XX wieku. Na początku XX wieku tworzyli rewelacyjni ludzie. Studiując ich sposób widzenia świata czy sposób przekazu to można się naprawdę dużo nauczyć. Oczywiście, warto poszerzać także swoją wiedzę techniczną. Z czasem przychodzi taka potrzeba, że człowiek chce wiedzieć, tak sam dla siebie, co to jest głębia ostrości i jak się ją ustawia.

 

Ma Pan swoich ulubionych artystów?

 

Przede wszystkim Man Ray. Wszyscy pasjonaci fotografii powinni obejrzeć film Woody’ego Allena „O północy w Paryżu”. Tam pojawiają się plejady wielkich postaci literatury czy sztuki kilku epok. Pojawia się m.in. właśnie Man Ray w malutkim epizodziku razem z Pablem Picasso. Szczególnej uwadze polecam szkołę amerykańską pierwszej połowy XX wieku, zwłaszcza pierwszego dwudziestolecia. Andre Certes, rewelacyjny Henri Cartier-Bresson to są twórcy, od których można się bardzo dużo nauczyć o fotografii.

 

Wzorował się Pan na nich?

 

Nie, nawet nie próbuję. To tak jakby zapytać malarza samouka, który maluje sobie po godzinach w domu, czy usiłuje naśladować Jana Matejkę. Absolutnie nie. To są twórcy, którzy się już nie powtórzą więcej. Każdy z nich jest wyjątkowy. Trzeba czerpać garściami z ich sposobu widzenia, z poszukiwania tematu, z wydobywania szczegółu albo z przekazywania pewnych prawd, np. Henri Cartier-Bresson był mistrzem pokazywania chwili codziennej, pewnej ulotności. Trzeba wyrobić w sobie umiejętność obserwowania świata wokół siebie. Utrwalenie ważnej i ulotnej chwili niesie często w sobie pewien ładunek emocjonalny. Dlatego tak ważne jest podglądanie wielkich twórców. Obserwowanie co robili i jak robili. Ja absolutnie nigdy nie aspirowałem do tego, żeby naśladować któregoś z nich.

 

Ma Pan swój jakiś ulubiony motyw, czy przedmiot fotografowania?

 

Nie mam jednak ulubionego. To tak jak z pasjami. Fotografia jest jedną z wielu moich zainteresowań. Czasem brakuje mi już czasu na nie wszystkie. Z tego powodu przedmioty fotografowania są bardzo rożne. Lubię fotografować krajobraz. Zwłaszcza okolice, gdzie mieszkam. Bardzo lubię wyjść z aparatem na łąki i do lasu. Szukam takich miejsc, do których nie dotarli inni ludzie i ich nie zawłaszczyli dla siebie. W takich miejscach można znaleźć bardzo dużo fajnych tematów.  Lubię także fotografować szczegół. Poszukuję jakiegoś charakterystycznego, fajnego i ciekawego geometrycznie czy kompozycyjnie szczegółu. Bardzo lubię fotografię makro elementów kwiatów, czy mówiąc ogólnie roślin. W związku z tym, że mam rodzinę oraz ukochanego psa to i portret się trafi, a także jakaś scenka rodzajowa u cioci na imieninach. Fotografowanie do szuflady, a takie uprawiam, powoduje, że każdy temat jest interesujący, byleby tylko zawierał coś interesującego.

 

Żeby zrobić dobre zdjęcie trzeba się napracować?

 

Z całą pewnością. To jest bardzo ciężka praca. Chyba, że ma się tą iskrę bożą. W takim przypadku człowiek od razu potrafi znaleźć fantastyczny motyw, który potrafi natychmiast świetnie oddać. Na ogół tak nie ma. Jeżeli rzeczywiście jesteśmy pasjonatami to nas to nie zraża. Tylko robimy pierwsze, piąte, setne czy tysięczne zdjęcie.

 

Potrzeba także dużo cierpliwości, szczególnie przy fotografowaniu przyrody?

 

Nie jestem wielkim pasjonatem tego typu zdjęć. Oczywiście, zdarzało mi się długo czekać na zrobienie dobrego zdjęcia.  Zwłaszcza na przedwiośniu, gdzie można wyjść i spotkać pierwsze fantastyczne małe roślinki przebijające się przez śnieg. Drugą stroną fotografii przyrodniczej jest nazywana przeze mnie fotografia przemysłowa. Ludzie, którzy dysponują ogromnymi pieniędzmi ustawiają automatyczne stanowiska w dzikich rejonach. Jest to sprzęt za wiele tysięcy euro, który fotografuje za nich, ponieważ co jakiś czas wyzwala migawkę. Oni potem przyjeżdżają i ładują cały sprzęt. Z tych wielu tysięcy fotogramów zawsze uda się wybrać jakieś trzy na konkurs. Dla mnie to nie jest fotografia tylko przemysł fotograficzny. Powinno być tak, że się zaszywa gdzieś w lesie, w jakimś namiociku i poluje się na tą jedną, jedyną fotografię.

 

Miał Pan także wystawę swoich fotografii.

 

Tak, zostałem poproszony o przygotowanie zdjęć przez wspaniałych ludzi. To byli fotoreporterzy lokalnych, radomskich gazet. Tych gazet już pewnie nawet nie ma. Byli także wielkimi pasjonatami fotografowania. Prowadzili Małą Galerię Migaweczkę. Tam od czasu do czasu różni tacy jak ja amatorzy mogli pokazać swoje prace. Mnie również poprosili o zdjęcia. Parę moich fotografii tam zawisło.

 

A nie korci Pana, żeby gdzieś wysłać swoje fotografie?

 

Nie. To nie jest żadna kokieteria ani fałszywa skromność. Fotografuję dla siebie. Swoje prace trzymam w szufladzie. Tak nazwałem tą małą wystawę, którą raz miałem: „Fotografie z mojej szuflady”. Określenie szuflady jest symboliczne, ponieważ od kilku lat są to fotografie cyfrowe. Prawie wszystkie moje fotografie są teraz cyfrowe. Lądują w takiej cyfrowej szufladzie gdzieś na moim twardym dysku.

 

Czy sprzęt, którego się używa ma jakieś większe znaczenie?

 

Oczywiście, że ma. Ma znaczenie, ale absolutnie nie można tego przeceniać. Bardzo mądry Polak, pisarz i amator fotografii pan Lem powiedział kiedyś, że znakomitych urządzeń fotografujących w naszych czasach jest tak wiele, że on marzy tylko o tym, żeby do każdego takiego urządzenia dodawano jeszcze jednego myślącego fotografa. Urządzenie to zawsze jest koniec procesu. Początek jest wewnątrz nas. Gdzieś musimy znaleźć jakiś pierwiastek tego, czego szukamy, jakiś ładunek emocji, który chcemy oddać. Następnie musimy to zobaczyć, musimy pomyśleć sobie, jak chcemy to pokazać, a dopiero potem wyzwolić migawkę. Obecnie najwięcej emocji wzbudza matryca, ile ma megapikseli. Najważniejszy jest obiektyw, ponieważ to nim oddajemy to, co widzimy. Nie wyobrażam sobie jednak, abym mógł wziąć do ręki super nowoczesny aparat cyfrowy, a wcześniej nie poznałbym tajników fotografii od strony technicznej, np. co to jest światło, jak się przekształca, co to jest ogniskowa, czy czas naświetlania. Fotografowanie nie polega na tym, że kupimy drogi aparat, który ma różne programy ustawione przez producentów, naciśniemy guzik i mamy zdjęcie. To nie jest fotografowanie. To jest co najwyżej rejestrowanie rzeczywistości. Nie ma tu nic kreatywnego, nie dajemy nic od siebie. Fotografia jest wtedy, kiedy dajemy coś od siebie. Dlatego z jednej strony sprzęt jest ważny, ale i nie jest najważniejszy. Fantastyczne rzeczy powstają przez używanie tak zwanych kamer otworkowych. Rewelacyjne rzeczy powstają, gdy ktoś ma coś w głowie i w sercu. I potrafi to pokazać.

 

Nie brakuje Panu teraz tego klimatu ciemni i wywoływania zdjęć samemu?

 

Nadal mam ten klimat. Co prawda nie mam już ciemni, ale zachowałem sobie aparat fotograficzny, który jest w 100% mechaniczny. Jedyna elektryka w nim to taki malutki światłomierz napędzany pastylką, czyli taką niewielką bateryjką, którą się kiedyś wkładało do zegarków elektronicznych. Poza tym jest w pełni analogowy, czyli na błonę fotograficzną. To w pełni mechaniczny sprzęt. To tytanowy Nikon, który potrafi swoją sprężyną mechaniczną, nie cyfrową, rozpędzić migawkę do jednej czterotysięcznej części sekundy. Cały czas mam w tym korpusie załadowany film pozytywowy. Jak coś mi się ciekawego widzi to robię slajd. Niestety, w Radomiu nie mam go gdzie wywołać. Nie ma tu ani jednego takiego zakładu.

 

Co mógłby Pan poradzić młodym osobom, które chcą zacząć swoją przygodę z fotografią?

 

Kupić niedrogi aparat analogowy i czarno-biały film. Zacząć od fotografii czarno-białej, która wbrew pozorom, potrafi dużo więcej oddać niż fotografia kolorowa. Kolorem, jeżeli się operuje bez dostatecznego przygotowania i wyrobionej wrażliwości, to na ogół to, co chcemy zaprezentować jest przesycone. Czerń i biel daje tyle niuansów, że jak to opanujemy to będziemy w stanie w przyszłości operować kolorem w pełnym zakresie. Na początek polecam czarno-białą fotografię oraz analogowy aparat fotograficzny. Ważna jest także zabawa. Zabawa przesłoną czy czasem naświetlania. Ważne, żeby to nam dawało radość! Życzę również młodym, ambitnym fotografom miejsca w Radomiu, do którego każdy, chcący zajmować się fotografiką, mógł przyjść ze swoimi zdjęciami, powiesić je na jakimś sznurku, choćby i od bielizny, usiąść przy stoliku i przy kawie porozmawiać z innymi jemu podobnymi. Wiem, że takie miejsce jest w Warszawie. Tam każdy może przyjść i przynieść swoje zdjęcia. One są wtedy przedmiotem powszechnej debaty. W Radomiu mamy znakomitą i uzdolnioną fotograficznie młodzież. Jednak oni nie mają się, gdzie podziać. W Radomiu nie ma miejsca, gdzie można np. iść i wypożyczyć drogi obiektyw. Młodych osób nie stać na zakup obiektywu portretowego z prawdziwego zdarzenia czy obiektywu do zdjęć makro. Takie osoby chętnie by je wypożyczyły na jedną czy dwie sesje. Życzę młodym, aby nie gonili nadmiernie za techniką w fotografii. Życzę, aby potrafili zatrzymać się na chwilę, zastanowić nad tym, co chcą przekazać. Niech skupią się na emocjach, a nie na sprzęcie.

 

Ma Pan jakąś swoją ulubioną fotografię, z której jest Pan bardzo dumny lub uważa ją za idealną?

 

Nie sądzę, aby powstało kiedyś zdjęcie idealne. Każdy, gdy coś tworzy nie będzie nigdy do końca zadowolony z tego, co stworzył. Zawsze znajdzie jakiś mankament. Zawsze mógł coś lepiej przekazać.

 

Ja jednak życzę, aby udało się zrobić takie zdjęcie. Bardzo dziękuję za rozmowę.

 

Również dziękuję.