Wywiady

Moje serce będzie zawsze zielone – rozmowa z hrabią Zdzisławem Radulskim

Małgorzata Magnowska: Wodne Ochotnicze Pogotowie Ratunkowe to Pana „dziecko”. Jak to wszystko się zaczęło?

Zdzisław Radulski: W 1976 roku, kiedy zostaliśmy województwem, pomyślałem, że warto by było coś zrobić dla Radomia. I tak zrodził się pomysł. Razem z moim kolegą, niestety nieżyjącym już Bogusławem Gutkiewiczem, postanowiliśmy założyć Wodne Ochotnicze Pogotowie Ratunkowe z siedzibą w Radomiu. Po pewnym czasie zaczęły powstawać jak grzyby po deszczu nowe oddziały w Grójcu oraz w Pionkach. Pełniłem wówczas funkcję szefa szkolenia; szkoliłem między innymi Wojska Lotnicze, ponieważ pierwszy basen powstał w siedzibie lotniska na Sadkowie , a tam, jak wiemy, została przeniesiona  42 Baza Lotnictwa Szkolnego. Mnie  jednak ciągnęło do piłki nożnej, no i tak właśnie wyszkoliłem Krzysztofa Krzysztoszka, który był założycielem Wodnika. On przejął, co ja zapoczątkowałem. I tak powoli, krok po kroku, wkraczałem w progi naszego Radomiaka.

 

No właśnie, jak to było z Radomiakiem?

Jak wszyscy wiemy, były to trudne czasy; na wszystko brakowało pieniędzy. Ja jednak- jak to ja- nawiązałem kontakty z radomskimi zakładami i one nas trochę wspomagały, fundując nam koszulki, a przede wszystkim kanapki,  z których byli bardzo zadowoleni nasi piłkarze. Od 56 lat jestem związany sercem z Radomiakiem – moje serce zawsze będzie zielone. Jestem od zawsze, jak to można powiedzieć, ich osobistym masażystą , nigdy nie pozostawiam naszych chłopców bez opieki . Moim największym marzeniem, pomimo już podeszłego wieku, jest to, żebyśmy byli w pierwszej lidze. Jak mniemam to nie tylko moje pragnienie, ale i nas wszystkich, którzy kibicujemy Zielonym.

 

Przed założeniem WOPR Radom oraz wkroczeniem w kręgi Radomiaka był pan kulturystą. Jak do tego doszło?  Czy próbował pan zaszczepić swoją pasję młodym ludziom?

Od zawsze lubiłem sport , a przede wszystkim, dbałem o swoje ciało. Niestety żyłem w czasach, gdzie wszystkiego brakowało; sprzętów na siłowni, itd.- nie to co teraz. Zacząłem ćwiczyć z dwoma wiaderkami wypełnionymi kamieniami. Zacznijmy jednak od początku . Podczas spotkania ze studentami usłyszałem nazwisko Sandow. Nie mając pojęcia kim on jest, zacząłem zgłębiać swoja wiedzę i okazało się, że był to jeden z najlepszych kulturystów ery wiktoriańskiej, uznawany za pioniera kulturystyki. Wtedy pomyślałem, że chcę być jak on i tak właśnie zaczęła się moja historia. Jeździłem na mistrzostwa, ale niestety byłem za chudy (śmiech), aby osiągnąć tytuł Mistrza Polski. W latach 50. byłem założycielem pierwszego ośrodka kulturystycznego, zaś w latach 60 jako pierwsi kulturystyką zainteresowali się policjanci.

 

Dlaczego właśnie policjanci?

Oni zawsze dbają o swoją kondycje, ponieważ mają trudną pracę i ze względu na nią muszą być wysportowani. Poza tym nie tylko w latach 60 kobietom podobali się mężczyźni z tak zwaną wyrzeźbioną sylwetką( śmiech). Proszę spojrzeć na mnie: pomimo mojego wieku jest na co popatrzeć (śmiech).

 

Co mają zrobić seniorzy, aby aktywnie żyć, no i troszkę zmienić swoją sylwetkę?

Wszystkim zalecam przede wszystkim dużo ruchu, bo jak wiemy, ruch to zdrowie i najlepsza recepta na długowieczność.

 

A jakieś zainteresowania innymi sportami?

Pamiętam jak dziś, gdy będąc stażystą po szkole garbarskiej, nie miałem opcji zatrudnienia, któregoś pięknego dnia poszedłem wraz z kolegami, by zobaczyć jak wygląda trening  na Broni. Zostałem wtedy dostrzeżony przez trenera, który zwrócił się do mnie z zapytaniem, czy nie chciałbym spróbować swoich sił w boksie. Pomimo mojego wzrostu, po namowach kolegów, zmierzyłem się z przeciwnikiem na ringu. Muszę się pochwalić w tym miejscu, że mój spryt doprowadził mnie do tego, iż bardzo szybko pokonałem przeciwnika, a potem następnego. I takim sposobem zostałem przyjęty jako bokser na etacie Broni Radom. W 1956 roku zostałem mistrzem okręgu kielecko- rzeszowskiego, jednak jak każdy młody człowiek zostałem powołany do służby wojskowej. W moim przypadku były to Kielce. Tam wstąpiłem do Korony Kielce, gdzie kilka walk wygrałem nokautem. W pewnej walce tak strzeliłem  z prawego sierpowego mojego przeciwnika, że jak padł, to już nie powstał. Ta właśnie okoliczność zadecydowała o zakończeniu mojej kariery boksera. Do dziś kiedy wspominam moje ówczesne przezwisko, a nazywano mnie Królem Nokautu (śmiech), ogrania mnie głupawka- jak to teraz mówi młodzież.

 

Czego mogę Panu, Panie Hrabio, życzyć?

No cóż, osiągnąłem wszystko, co chciałem, ale życzyłbym sobie dożyć setki (śmiech ) w zdrowiu i kondycji, jaką mam teraz.

 

Życzę zatem, aby się spełniło.

Dziękuję.