Radom i okolice

Poznaliśmy mistrzów ortografii

Organizatorem konkursu była Miejska Biblioteka Publiczna. W konkursie wzięło udział 98 osób z Radomia i powiatu radomskiego. Tekst przygotował i podyktował prof. Andrzej Markowski.

Najlepiej w zmaganiach wypadł Michał Tuzimiek. Kolejne miejsca zajęli Julia Wróbel i Karolina Wasik. Przyznano też trzy równorzędne wyróżnienia dla Moniki Szewczyk-Roli, Piotra Czerskiego i Łukasza Sałaja.

Tego dnia odbyło się także dyktando mistrzów. Wziąć w nim udział mogli laureaci poprzednich jedenastu edycji konkursu o tytuł Radomskiego Mistrza Polskiej Ortografii wzięli udział w dyktandzie mistrzów. Do zmagań przystąpiło 14 osób. Zwyciężyła Agnieszka Jaworska-Więcoszek. Nagrodę specjalną otrzymał Arkadiusz Kleniewski.

Nagrody dla laureatów ufundowali Prezydent Radomia Radosław Witkowski oraz Starosta Radomski Mirosław Ślifirczyk.

 

Tekst dyktanda:

Wyznanie poety wierszoklety

Gdym pisał niegdyś nieskromny poemat,

To co dzień miałem zaprawdę dylemat:

Użyli naraz w nim onomatopej,

A wiersz to miałby być na pewno trochej,

Czy też posłużyć się niewprawnym jambem,

A rytm podrobić pod kubańską sambę.

I wówczas tak by wybrzmiał niedżezowy//niejazzowy rym:

Hop-siup , tarara albo i rym-cym-cym.

Tu wstawić w wersie chciałbym wielokropek.

Wtem jednak dziarski ów chłopek-roztropek,

Na bakier będąc z mą interpunkcyją,

Wykrzyknął raz w głos : „Niechże mnie zabiją,

Lecz znowuż jakież nowe hocki-klocki

Chcą wte i wewte wyczyniać panoczki,

Ni stąd, ni zowąd, boć tu wielokropka

Nie trzeba. Winna się zapewne kropka

Pojawić. Przecież gdzie indziej na pewno

Można by z nutką tą bezsprzecznie rzewną

Połączyć znak ów wielkiej niepewności,

Jako że kropki w ogóle jawności

W wypowiedzeniach nie unaoczniają,

We trzy za sobą stojąc tylko dają

To, że naprawdę człowiek się nasili,

Myśląc, cóżeście tutaj nadrobili,

Te niby-punkty do wiersza stawiając”.

Więcem już gniewu zupełnie nie tając,

Zrobił, jak widać, na złość tej mądrali

I melanż rymów się doprawdy scalił

W poniekąd dziwne dyktando-wierszydło,

Co nieco jakby mydło i powidło,

A trochę jednak jak kicz częstochowski,

Który napisał był Andrzej Markowski.

 

Dyktando Mistrzów:

Przedjaskiniowy landszafcik Kiedy szarogranatowy mrok z nagła się rozprószył, Ksymena z wolna otworzyła oczy. Musiała jednakże od razu je zmrużyć, gdyż poraził ją przenikliwie ostry niby-laserowy strumień światła. W okamgnieniu zrozumiała, że leży przed niemalże siedemsetmetrową jaskinią, do której, szwendając się wkoło wylotu, nierozsądnie wsunęła się była bez najniezbędniejszego zabezpieczenia. Skonfundowana bezroztropnością swojego postępowania chciałaby doprawdy uciec jak najdalej, gdzieś do Shrekowego Zasiedmiogórogrodu i zaszyć się tam w najniedostępniejszych ostępach puszczy. Albo pogrążyć się w ponadkilometrowej głębi Morza Saragassowego, w bermudach lub nawet bez bermudów, byle tylko jak najdalej od tych superzatroskanych quasi-ochotników ratowników, drepczących w tę i we w tę po nieskoszonej bujnej trawie w oczekiwaniu na helikopter TOPR-u. Wtem uświadomiła sobie, że wieloprzegródkowa torba-plecak, którą miała przerzuconą przez ramię, wonczas gdy zagłębiała się w megaprzepastną jaskinię, zsunęła się najwidoczniej w głąb, gdyż nie dostrzegała jej wokół siebie. A gdzie indziej nie mogła jej zostawić, bo skądinąd pamiętała, że gdzieniegdzie wyciągała z niej różne fatałaszki niezadługo przed tym, jak zeszła w otchłań jaskini. Byłażby to strata niepowetowana? Bo oprócz błahostek i fintifluszek, takich jak zalotka do podkręcania rzęs czy barbadoski zestaw mini do cellulitu, były tam ingrediencje do proliferacji komórek tkanki łącznej, zwłaszcza fibroblastów produkujących kolagen. A taka strata skazywałaby Ksymenę na odejście w urodowy niebyt. Wtem kątem oka spostrzegła, że jakiś nieuważny toprowiec // TOPR-owiec wymachiwał jej nieomal straconą torbą tuż-tuż przed jej skołataną głową. Zrazu jęknęła więc z cicha, wskazując palcem na torbę, i natenczas ścichła, tracąc znowuż przytomność.

 

 

Karolina Kozieł

Źródło i Foto: UM Radom