Historia Na czasie O tym się mówi Radom i okolice Wyróżnione Wywiady

Czerwiec ’76 – miasto z wyrokiem, kpiny ze sprawiedliwości, śmierć nieosądzona. Wywiad z Arkadiuszem Kutkowskim

Radomski Czerwiec '76 / Instytut Pamięci Narodowej Delegatura w Radomiu, koloryzacja Marcin Kucewicz

Wywiad z dr. Arkadiuszem Kutkowskim – historykiem, pracownikiem Delegatury IPN w Radomiu, działaczem opozycji w PRL oraz autorem i współautorem licznych publikacji poświęconych wydarzeniom Czerwca ’76, m.in. „…jak my ich nienawidzimy. Represje sądowe po radomskim Czerwcu 1976 r.” czy „Śmierć nieosądzona. Sprawa księdza Romana Kotlarza”. Rozmawiał Adam Szabelak.

Zdjęcie tytułowe: Instytut Pamięci Narodowej Delegatura w Radomiu, koloryzacja Marcin Kucewicz

Adam Szabelak: Główna przyczyna wybuchu protestu robotniczego w Radomiu 25 czerwca 1976 roku jest powszechnie znana. Dzień wcześniej premier Piotr Jaroszewicz zapowiedział drastyczne podwyżki cen żywności, co wywołało niezadowolenie robotników. Kluczowe pytanie brzmi jednak – jak protest mógł osiągnąć tak wielkie rozmiary? Jego początek miał miejsce w „Łuczniku”, który znajdował się pod silnym nadzorem Służby Bezpieczeństwa…

Arkadiusz Kutkowski: Decydująca była skala podwyżek – rzeczywiście bardzo wysoka, a także proponowane rekompensaty, które uprzywilejowywały najlepiej uposażonych. W praktyce kadrę kierowniczą i wysokich funkcjonariuszy partyjnych. By odwołać się do konkretów: osoby zarabiające 1300 zł miesięcznie miały otrzymać 240 zł dodatku do pensji, zarabiający 3000 zł – 420 zł, a zarabiający powyżej 8000 zł – 600 zł, ponad dwa razy więcej niż najubożsi. Wśród uprzywilejowanych był m. in. Janusz Prokopiak, I sekretarz KW PZPR w Radomiu z zarobkami sięgającymi 16 tys. zł miesięcznie, przy średniej pensji w regionie wynoszącej 2980 zł. Jak zauważył prof. Jerzy Eisler, „to właśnie te propozycje, przedstawiane społeczeństwu od lat przyzwyczajanemu (choćby tylko w sferze werbalnej) do zasad sprawiedliwości społecznej, przeważyły szalę, i pchnęły robotników do buntu”. Nieprzypadkowo jako pierwsze zbuntowały się w „Walterze” kobiety, które znacznie lepiej niż ich mężowie czy bracia znały realia domowych budżetów i wiedziały, że podwyżki budżety te zrujnują. Innego wyjścia niż iść pod siedzibę rządzącej partii i domagać się odwołania podwyżek, mieszkańcy Radomia nie mieli.

Represje po czerwcu były dużo ostrzejsze niż po robotniczych protestach z 1956 i 1970 roku…

Rzeczywiście. W Radomiu po proteście zatrzymano 654 osoby, nie tylko demonstrantów i uczestników walk ulicznych, ale i wielu przypadkowych przechodniów. Spośród nich 255 stanęło przed sądem, a kolejne 212 przed kolegium ds. wykroczeń. Zarzucano im czyny bardzo różne: od udziału w nielegalnej demonstracji, po czynną napaść na funkcjonariusza publicznego i zwykłą kradzież. Spośród nich 129 skazano na kary bezwzględnego pozbawienia wolności, czyli mówiąc kolokwialnie: „odsiadki bez zawieszenia”. I to kary bardzo wysokie, sięgające 10 lat więzienia. W Poznaniu tymczasem na 802 zatrzymanych sądowy tryb postępowania zastosowano tylko wobec 22 osób, a orzeczone kary nie przekraczały sześciu lat więzienia. Mówiąc o represjach nie można oczywiście zapominać o zupełnie bezprawnych „ścieżkach zdrowia”, które – według obliczeń radomskiej prokuratury – dotknęły blisko 700 osób.

Nadrepresyjność systemu była tym bardziej szokująca, że w Radomiu dramatyzm robotniczego buntu nie przełożył się na tak „spektakularne” pacyfikacyjne działania władz, jak chociażby w Poznaniu czy na Wybrzeżu, gdzie doszło do prawdziwej wojny ze społeczeństwem przy użyciu prawdziwego wojska. W Radomiu – na szczęście nie. Na ulicach byli tylko funkcjonariusze MO i ZOMO, ale i nie byli oni wyposażeni w broń palną. I pewnie dzięki temu w Radomiu zginęło „tylko” dwóch demonstrantów, przygniecionych przyczepą traktora w czasie ustawiania barykady ulicznej, podczas gdy w Poznaniu aż 73, a na Wybrzeżu – 45.

Dlaczego władza zareagowała tak gwałtownie?

Aby odpowiedzieć na to pytanie trzeba cofnąć się do 26 czerwca 1976 r., a dokładniej do telekonferencji z udziałem Edwarda Gierka i szefów wojewódzkich organizacji partyjnych. Gierek był wtedy świadom, że protest robotników Radomia, Ursusa i Płocka storpedował jego plany stabilizacji finansów państwa przez „operację cenową”, czyli wdrożenie radykalnych podwyżek cen na podstawowe artykuły żywnościowe. I dlatego zażądał od rozmówców zorganizowania masowych wieców poparcia dla swojej polityki. W czasie tych wieców dojść miało do pokazania:

„Jak my ich [radomiaków] nienawidzimy, jacy to są łajdacy, jak oni swoim postępowaniem szkodzą krajowi. Uważam, że im więcej będzie słów bluźnierstwa pod ich adresem […] tym lepiej dla sprawy […], to musi być atmosfera pokazywania na nich jak na czarne owce, jak na ludzi, którzy powinni się wstydzić, że w ogóle są Polakami, że w ogóle na świecie chodzą”.

To były słowa I sekretarza KC PZPR, czyli najważniejszej osoby w państwie. A ponieważ było to komunistyczne państwo polskie, weszły one błyskawicznie do partyjnego krwioobiegu, stając się rodzajem dyrektywy i polecenia dla całej machiny państwowej, by ta przeistoczyła się w sprawną maszynką do karania niepokornych radomiaków. Z wiadomymi, opisanymi wyżej skutkami.

Dziś Radom po wydarzeniach roku 1976 określa się jako „miasto z wyrokiem”, które stało się ofiarą potężnej nagonki. W bezprecedensowy sposób postanowiono ukarać nie tylko osoby uczestniczące w zajściach lub rzekomo uczestniczące, ale miasto jako całość. W jaki sposób władza ludowa postanowiła się zemścić za robotniczy zryw?

Najlepiej na to pytanie odpowiedział sam Janusz Prokopiak w opublikowanych w latach 90. ub. wieku wspomnieniach. Opisując działania powołanego po proteście robotniczym partyjno-rządowego zespołu ds. Radomia, kierowanego przez ministra energetyki i energii jądrowej Andrzeja Szozdy, Prokopiak stwierdził:

„Ludzie Szozdy szarogęsili się w urzędach i próbowali realizować nawet najbardziej szokujące pomysły. A takich nie brakowało. Przede wszystkim zlikwidować zakłady «Waltera», obiekty wyburzyć, pola zaorać, do sąsiednich województw wysłać listy pracowników, nigdzie nie wolno przyjąć ich do pracy. Ograniczyć w odczuwalnym zakresie rozmiary budownictwa mieszkaniowego, i to właśnie w Radomiu, gdzie wskaźnik zagęszczenia na izbę był najwyższy w kraju. Obniżyć dostawy artykułów żywnościowych do sklepów. Zamknąć «Delikatesy», «Jubilera» i inne ważne placówki oraz skrócić czas sprzedaży”.

Jak wiadomo, pomysły te na szczęście nie zostały zrealizowane, a już sam fakt, że pojawiały się w oficjalnej przestrzeni decyzyjnej, jest wiele znaczący i z pewnością uwiarygadnia tezę o Radomiu jako „mieście z wyrokiem”, zdaniem wielu radomian nigdy nieodwołanym.

Po 1989 roku w sprawie represji czerwcowych toczyło się wiele śledztw i postępowań rehabilitacyjnych. Jakie są ich najważniejsze rezultaty? Czy osoby odpowiedzialne np. za „ścieżki zdrowia” czy niesprawiedliwe wyroki poniosły karę?

Jeżeli nie liczyć dwóch funkcjonariuszy ZOMO, skazanych po wieloletnich bojach radomskiej prokuratury na kary dwóch lat pozbawienia wolności w zawieszeniu na pięć lat – niestety nie. Jakiejkolwiek odpowiedzialności, choćby dyscyplinarnej, uniknęła nawet sędzia Elżbieta Dobrowolska, która stała się „symbolem”, „twarzą” czerwcowego wymiaru sprawiedliwości i została zapamiętana przez podsądnych jako sędzia wyjątkowo surowy, by nie rzec – bezwzględny, a na dodatek słaby merytorycznie. Potrafiła ona skazać dwukrotnie za ten sam czyn Leopolda Gierka, najpierw rozpatrując jego sprawę w trybie przyśpieszonym, a potem w zwykłym już trybie procesowym przed Sądem Rejonowym w Radomiu. Rażąco naruszało to elementarną dla procesu karnego zasadę powagi rzeczy osądzonej (res judicata). Gierek relacjonował potem:

„Pani Dobrowolskiej rozpatrzenie mojej sprawy zajęło siedem minut, i było to najgorsze siedem minut mojego życiu. Sędzia była wulgarna, arogancka, pewna siebie. Zeznania milicjantów uznawała za wiarygodne, a oskarżeni jej zdaniem kłamali. Nie dopuszczała świadków obrony. Nie wiem, czy wiedziała, o co chodzi w mojej sprawie, a i tak wydała wyrok wyższy niż żądał prokurator”..

Zbulwersowany tymi praktykami był Jan Józef Lipski, który w swojej książce poświęconej KOR-owi scharakteryzował Dobrowolską jako „osobę dość jeszcze młodą, energiczną, a nawet agresywną, o aparycji harmonizującej z określeniem, którym robotniczy radomscy oceniali, co prawda, raczej jej moralność zawodową niż wygląd”.

A skoro jesteśmy przy byłych członkach KOR, to może jeszcze dość charakterystyczny incydent, do jakiego doszło już w czasach znacznie bardziej współczesnych. Otóż w 2001 r. IPN zorganizował w Radomiu spotkaniu byłych represjonowanych. Gdy jeden z dziennikarzy ujawnił, że Dobrowolska jest w dalszym ciągu czynnym sędzią, ba – że orzeka jako sędzia Sądu Wojewódzkiego w Radomiu – znajdujący się na sali obrad Mirosław Chojecki, który przyjeżdżał do Radomia obserwować przebieg procesów wytaczanych robotnikom, podszedł do mikrofonu i oświadczył:

„Dla mnie ta pani jest k… Jeżeli ta pani uważa inaczej, niech mnie pozwie do sądu”.

Słowa te zebrani przyjęli gromkimi oklaskami. Dobrowolska Chojeckiego do sądu nie pozwała i na jego słowa nie zareagowała.

Symboliczna jest tutaj postać ks. Romana Kotlarza. „Śmierć nieosądzona” – brzmi tytuł książki poświęconej tej właśnie postaci, której jest Pan współautorem. Dlaczego śledztwa prokuratury i IPN-u zostały umorzone? Czy jest szansa, że poznamy morderców kapłana?

Prokuratura sprawą śmierci ks. Kotlarza zajmowała się trzykrotnie. Śledczy stwierdzili ponad wszelką wątpliwość, że ksiądz był przynajmniej dwukrotnie pobity po wydarzeniach czerwcowych przez funkcjonariuszy MO/SB. Niestety, ich nazwisk nie udało się ustalić. Szansy na przełom w sprawie raczej nie ma z uwagi na upływ czasu. Co prawda w niektórych zeznaniach pojawiają się anonse o wykonawcach „brudnej roboty” na duchownym z Pelagowa, ale ich autorzy nie żyją już oni od kilkunastu lat. Pozostają więc pogłębione badania historyczne, zwłaszcza nad osławioną grupą „D” działającą w strukturach komunistycznego MSW i zajmująca się zwalczaniem duchowieństwa katolickiego przy użyciu nawet nielegalnych metod. Są przesłanki pozwalające łączyć te działania z represjonowaniem księdza.

Dziękuję za rozmowę.

Postaw mi kawę na buycoffee.to