Dr Krzysztof Busse, historyk i pasjonat lotnictwa, opowiedział naszej redakcji o Szkole Podchorążych Rezerwy Lotnictwa w Sadkowie – miejscu, które przez lata kształtowało pokolenia polskich lotników i odegrało ważną rolę w historii Radomia. W rozmowie z Oskarem Klichem przybliżył początki szkoły, losy jej podchorążych oraz znaczenie dla polskiego lotnictwa wojskowego. Zapraszamy do lektury!
Panie Doktorze, skąd wziął się pomysł na przygotowanie książki i wystawy poświęconej Szkole Podchorążych Rezerwy Lotnictwa w Sadkowie?
U podstaw rozpoczęcia prac nad tym projektem leżało moje przekonanie, że trzeba przypomnieć historię i fakty związane z funkcjonowaniem Szkoły Podchorążych Rezerwy Lotnictwa w Radomiu. Była ona jednym z głównych czynników kształtujących tradycje lotnicze ziemi radomskiej. To ważny, choć dziś często zapomniany element. Znany jest głównie sympatykom lotnictwa lub specjalistom, ale w powszechnej świadomości fakt, że ta szkoła działała w okresie międzywojennym, raczej nie funkcjonuje. Jeszcze mniej znane są osoby związane z tą szkołą – zarówno kadra dydaktyczna, jak i podchorążowie, którzy przez nią przeszli. Szkoła funkcjonowała od 1932 roku, kiedy obiekty cywilnej szkoły pilotów, wybudowanej przez Ligę Obrony Powietrznej i Przeciwgazowej, zostały przekazane Ministerstwu Spraw Wojskowych.
Pomysł ulokowania tutaj lotniska i szkoły pilotów ma swoje korzenie w wydarzeniach sprzed 105 lat. W sierpniu 1920 roku, pierwsze samoloty z biało-czerwoną szachownicą pojawiły się na ziemi radomskiej m.in. jedno w majątku Sadków oraz w Falęcicach koło Białobrzegów. Stacjonowały tam jednostki polskiego lotnictwa wojskowego, które brały udział w wojnie 1920 roku, startując do zadań związanych z Bitwą Warszawską. Lotnicy ci odegrali ważną rolę w rozbiciu wojsk sowieckich.
W późniejszych latach Liga Obrony Powietrznej Państwa planowała kolejne inwestycje, zwracając uwagę na państwowy majątek Sadków, który można było łatwo pozyskać. W 1927 roku rozpoczęły się prace związane z wykupem terenu i pierwszymi inwestycjami. Proces zakończono w 1932 roku, ale cywilnej szkoły tutaj nie było, ponieważ w kwietniu 1932 roku całość terenu przejęło Ministerstwo Spraw Wojskowych. Był to jedyny obiekt tego typu w okresie międzywojennym na terenie Polski, który wojsko uznało za na tyle atrakcyjny, by go przejąć od Ligi.
Dlaczego tak się stało? Po pierwsze, łatwość pozyskania terenów, bo był to majątek państwowy. Po drugie, bardzo dobra lokalizacja – zarówno pod względem połączeń drogowych, jak i kolejowych. Po trzecie, Radom znajdował się w tzw. trójkącie bezpieczeństwa, czyli w bezpiecznej odległości od granic Trzeciej Rzeszy i Związku Sowieckiego, co było istotne np. podczas projektowania Centralnego Okręgu Przemysłowego. Kolejnym czynnikiem były warunki atmosferyczne. Lotnisko w Radomiu, zarówno wtedy, jak i dziś, charakteryzuje się dużą liczbą pogodnych dni bez mgieł i innych zjawisk, paraliżujących ruch lotniczy.
Szkoła funkcjonowała do 1939 roku. Po wybuchu wojny, zgodnie z rozkazami dowództwa wojsk lotniczych, została ewakuowana na wschód, podobnie jak inne szkoły lotnicze, z zamiarem kontynuowania szkolenia poza strefą działań wojennych. Gdyby nie było to możliwe w Polsce, planowano ewakuację żołnierzy i sprzętu za granicę. W rzeczywistości większość kadry i podchorążych trafiła do Francji i Anglii, gdzie kontynuowali edukację lotniczą i brali udział w działaniach wojennych. Niestety, część kadry z Sadkowa podzieliła tragiczny los wielu polskich oficerów, którzy wpadli w ręce sowieckie i zostali zamordowani wiosną 1940 roku.
Jakie znaczenie miała Szkoła w Sadkowie dla rozwoju polskiego lotnictwa wojskowego w latach trzydziestych XX wieku?
Szkoła była jednym z elementów szkolenia lotniczego, choć nie była najważniejsza, podlegała najpierw Centrum Wyszkolenia Oficerów Lotnictwa w Dęblinie, przekształconemu później w Centrum Wyszkolenia Lotnictwa nr 1. Szkolono w niej przede wszystkim podchorążych rezerwy, czyli osoby już związane z lotnictwem. Nie były to wielkie liczby kursantów, ale szkoła odgrywała istotną rolę wspierając podstawowe formy szkolenia. Ponadto odbywały się tu również kursy dla oficerów już służących w lotnictwie.
Patrząc na losy podchorążych, którzy ukończyli tę szkołę, widać jej znaczenie. Wielu z nich brało udział w działaniach wojennych polskich sił powietrznych. Po wojnie, niektórzy z tych, którzy pozostali na Zachodzie, kończyli studia i pracowali w przemyśle lotniczym w renomowanych firmach, takich jak Boeing czy Lockheed. To pokazuje, że szkoła była ważnym ogniwem w kształceniu elity sił zbrojnych, jaką było lotnictwo – zarówno wtedy, jak i dziś.
Co Pana najbardziej poruszyło w trakcie prac nad publikacją i wystawą?
Przede wszystkim losy oficerów zamordowanych przez Sowietów wiosną 1940 roku. Ważne jest też to, że wciąż brakuje materiałów i źródeł, które pozwoliłyby w bardziej kompleksowy sposób przedstawić dzieje szkoły i związanych z nią ludzi. Po publikacji książki pojawiły się nowe tropy, które umożliwiają dotarcie do kolejnych materiałów. Ta szkoła zasługuje bowiem na poważną monografię.
Wystawa opowiada też o kadrze szkoły. Czy mógłby Pan przybliżyć sylwetki niektórych wykładowców?
Celem wystawy było przypomnienie przynajmniej części oficerów związanych ze szkołą i pokazanie ich losów przed wojną, w czasie wojny i w okresie powojennym – a dzięki fotografiom przywrócenie ich postaci powszechnej świadomości. Mówią o nich cztery panele ze zdjęciami i biogramami. Jedną z kluczowych postaci jest podpułkownik Alfons Beseljak, komendant szkoły od 1933 roku, związany z Centrum Wyszkolenia Oficerów Lotnictwa w Dęblinie. To człowiek o niezwykle barwnym życiorysie, który zasługuje na osobną opowieść.
Kolejna postać to major Eugeniusz Kowalczyk, związany rodzinnie z Radomiem. Mimo aresztowania przez Sowietów, udało mu się uniknąć Katynia. Przeszedł przez łagry na Syberii, dotarł do armii generała Andersa i wyszedł ze Związku Sowieckiego. Był dowódcą mało znanej jednostki, czyli eskadry łącznikowej przy Armii Polskiej na Wschodzie. Na wystawie można zobaczyć m.in. jego zdjęcie z podkomendnymi, wykonane na Bliskim Wschodzie na przełomie 1942 i 1943 roku.
Warto wspomnieć także kapitana Konstantego Grzybowskiego, którego rodzina mieszkała w Radomiu, a on sam zmarł w kwietniu 1940 roku w wyniku ciężkiej choroby. Spoczywa wraz z żoną, żołnierzem AK, na cmentarzu przy ulicy Limanowskiego w Radomiu.
Wystawa przedstawia także dzieje lotniska w Sadkowie po wojnie. Jak zmieniało się to miejsce?
Zarówno w czasie wojny, jak i po jej zakończeniu, lotnisko było wykorzystywane do celów szkolnych. Jeszcze podczas okupacji Niemcy wybudowali betonowy pas startowy, jednak jesienią 1944 roku wysadzili go w powietrze, podobnie jak część przedwojennych elementów infrastruktury lotniska. Po wojnie wybudowano m.in. nowy budynek, w którym dziś mieści się dowództwo 42. Bazy Lotnictwa Szkolnego. Co ważne jednak, pierwotny budynek, wzniesiony przez Ligę Ochrony Powietrznej i Przeciwgazowej, zachował się do dziś i jest siedzibą dowództwa 6. Brygady WOT. Przetrwała też część przedwojennej infrastruktury, w tym główny hangar.
Po wojnie, w latach 1951–1964, w Sadkowie działała Oficerska Szkoła Lotnicza nr 5. Szkolono tu pilotów myśliwskich, podczas gdy w Dęblinie (OSL nr 4) przygotowywano pilotów innych specjalności, np. śmigłowców czy samolotów transportowych.
Najdłużej w radomskim pejzażu funkcjonował 60. Lotniczy Pułk Szkolny, a później jego następcy, m.in. 2. Ośrodek Szkolenia Lotniczego i obecna 42. Baza Lotnictwa Szkolnego. Warto pamiętać, że patronami – zarówno OSL nr 5, jak i 60. pułku oraz jego następców – są kpt. pil. Franciszek Żwirko i inż. Stanisław Wigura – wybitne postaci polskiego lotnictwa, triumfatorzy zawodów lotniczych z 1932 r., elektryzujących swoim przebiegiem mieszkańców całej Europy.
Czy można mówić o ciągłości tradycji między szkołą z lat trzydziestych, powojennymi jednostkami a współczesnym lotnictwem?
Jeśli spojrzymy na to przez pryzmat szkolenia wojskowego i wykorzystania Sadkowa jako ośrodka szkolenia lotniczego, to niewątpliwie tak, choć Druga Rzeczpospolita i okres PRL to przecież dwie różne epoki.
Pana wystawa otwiera cykl wydarzeń towarzyszących Air Show 2025. Jakie ma to dla Pana znaczenie?
Otwarcie wystawy zbiegło się z Air Show, co jest szczęśliwym zbiegiem okoliczności. W tym roku obchodzimy 105. rocznicę pojawienia się polskiego lotnictwa wojskowego na ziemi radomskiej. Ale sierpień jest lotniczo ważny z innych powodów. Warto wspomnieć, że przez wiele lat święto lotnictwa obchodzono 23 sierpnia, w rocznicę chrztu bojowego 1. Pułku Lotnictwa Myśliwskiego nad Przyczółkiem Warecko-Magnuszewskim w 1944 r. Od lat 90. święto przypada na 28 sierpnia, czyli w rocznicę zwycięstwa Żwirki i Wigury w międzynarodowych zawodach lotniczych Challenge w 1932 roku.
Ciekawostką jest, że w 42. Bazie Lotnictwa Szkolnego znajduje się wierna kopia pucharu, zdobytego przez Żwirkę i Wigurę w 1932 roku, a później przez kpt. Jerzego Bajana i Gustawa Pokrzywkę w 1934 roku. Puchar ten, po rezygnacji przez Polskę z organizacji kolejnych zawodów planowanych na 1936 rok, przeszedł na własność Aeroklubu Rzeczypospolitej Polskiej. Oryginał znajduje się w Muzeum Lotnictwa Polskiego w Krakowie, ale kopię można zobaczyć w Radomiu.
Dodam, że wiele spośród wykorzystanych przeze mnie zdjęć i dokumentów jest prezentowanych po raz pierwszy. Pragnę w tym miejscu podziękować wszystkim darczyńcom, zarówno indywidualnym jak i instytucjom, za udostępnienie swoich zbiorów. Liczę też, że może znajdą się kolejne osoby, członkowie rodzin ludzi związanych z radomskim lotniskiem, które zechcą podzielić się swoimi zbiorami. Bez takiego wsparcia prowadzenie dalszych badań trudno sobie wyobrazić, zwłaszcza w odniesieniu do okresu przedwojennego oraz lat II wojny światowej.
Czego, Pana zdaniem, odwiedzający dowiedzą się po obejrzeniu tej ekspozycji?
Mam nadzieję, że udało mi się przedstawić zarys lotniczych tradycji ziemi radomskiej i, że to, co dziś wiąże się z lotniskiem w Sadkowie, ma głębokie korzenie sięgające 1920 roku. Radomianie mają powód do dumy, bo wydarzenia z okresu międzywojennego i późniejsze procesy, zapoczątkowane w sierpniu 1920 roku, zaowocowały tym, co dzieje się po dziś dzień. Radom zajmuje znaczące miejsce na lotniczej mapie Polski, i warto o tym pamiętać.
Dziękuję za rozmowę.
Przypomnijmy, że już w czwartek, 21 sierpnia 2025 roku, o godzinie 13:00, na placu Corazziego w Radomiu, pod pomnikiem Jana Kochanowskiego, odbędzie się uroczyste otwarcie wystawy „U zarania radomskich skrzydeł. Szkoła Podchorążych Rezerwy Lotnictwa w Sadkowie koło Radomia (1937–1939)”.
Źródło: Fot. IPN Radom ( od lewej siedzą: Monika Żmuda, dyrektor Muzeum Sił Powietrznych w Dęblinie, dr Krzysztof Busse oraz Wiesław Grudniak z portalu niebieskaeskadra.pl). Zdjęcie wykonano podczas promocji książki w MSP w Dęblinie