Fagata, Cypis, Rafonix, Kononowicz, Daniel Magical. Co łączy wyżej wymienionych „artystów”? To, że dostarczają swoim fanom przyjemności płynącej z podglądania osób odzierających siebie lub innych z ludzkiej godności. W tym sensie, niezależnie od tego, czy mówimy o wyuzdanych teledyskach Fagaty, czy patostreamach Daniela Magicala, tego typu produkty niewiele różnią się od pornografii. Dlaczego mimo wszystko tego rodzaju trucizna dla ludzkiej psychiki i moralności cieszy się tak dużą popularnością?
Przyznam, że nie jestem człowiekiem, który na bieżąco śledzi treści trendujące w internecie. O większości z nich dowiaduję się od moich przyjaciół o wiele lepiej zorientowanych w tiktokowej czy też instagramowej rzeczywistości. Nie inaczej było tym razem, kiedy dwójka moich dobrych kumpli w przerwie od oglądania debaty Kaczyński-Tusk z 2007 r. pokazała mi popularną w ostatnim czasie infuencerkę, freak fighterkę, sex workerkę i piosenkarkę Agatę Fąk, znaną szerzej jako Fagata.
„Ja jestem Fagata, sexy ci*ka spod Konina. D*pa taka duża, że jej szkoda nie wypinać. Jak nie masz sześciu zer na koncie, nawet nie podbijaj”. To fragment piosenki Bandycka jazda. 6 mln wyświetleń na YouTubie. Cóż, w innych przypadkach wcale nie jest lepiej. Ba, nawet gorzej. „D*pą trzęś, d*pą trzęś, d*pą trzęś, s*ko; s*ko trzęś, s*ko trzęś, s*ko trzęś d*pą” – śpiewa Fagata w utworze Góra dół. Milion wyświetleń na YouTubie zebranych w ciągu trzech tygodni od premiery.
Cała pseudotwórczość Agaty Fąk (znanej też z tego, że prowadzi konto na platformie OnlyFans) jest okraszona teledyskami, w których roznegliżowana piosenkarka zachowuje się w sposób obsceniczny i seksualnie wyzywający. Taka „twórczość”, jak się zdaje, jest szczególnie popularna wśród młodych dziewczyn. W internecie można znaleźć też mnóstwo filmików bądź rolek, na których widać nastolatki bawiące się do muzyki Fagaty.
Gdy tak patrzę na radosną twórczość owej młodej damy z Konina, trudno mi nie zakwalifikować jej do społecznego fenomenu, jakim w ostatnich latach stał się tzw. patostreaming. „Patostreaming jest nowym zjawiskiem w przestrzeni medialnej, które polega na zamieszczaniu nagrań internetowych zawierających treści obsceniczne, wulgarne, o charakterze seksualnym oraz szerzące mowę nienawiści na różnych platformach cyfrowych” – tak głosi definicja tego zjawiska, która została przytaczona w artykule Wojciecha Kułagi.
Treści publikowane przez patostreamerów per se czy też „muzyków” pokroju Fagaty lub Cypisa w mojej ocenie doskonale spełniają tę definicję. W jednym i drugim przypadku przedmiotem rozrywki i przyjemności widza jest oglądanie patologicznych, łamiących zasady moralne i zwyczajnie poniżających zachowań.
Dlaczego ludzie oglądają tego typu treści? Co pociąga ich w grającym w Tibie i rzucającymi co chwilę wulgarnymi anegdotami Rafonixie? Co jest takiego w transmitującym na żywo rodzinne libacje alkoholowe Danielu Magicalu? Na czym polega przyjemność z oglądania żyjącego w skrajnej biedzie i dotkniętego prawdopodobnie lekką niepełnosprawnością intelektualną Krzysztofa Kononowicza?
„Voyeuryzm (podglądactwo) jest pewnego rodzaju przyjemnością, która wynika z samego patrzenia. Ekran umożliwia obserwację prywatnego życia innych jednostek, a wynikiem tego działania jest uczucie relaksu, zabawy bądź radości” – zauważyła medioznawczymi Laura Mulvey.
Cóż, rację miał Arystoteles stwierdzając w I księdze Metafizyki, że każdy człowiek ma w sobie pragnienie poznania, zaś kluczową rolę w tym procesie pełni zmysł wzroku. Dlatego właśnie tak bardzo lubimy patrzeć. Spontanicznie i bez wyraźnego powodu gapić się przez okno. Pomyślmy nad fenomenem „babek okiennych”. Czyż swoją postawą nie przyznają one racji greckiemu filozofowi?
Połączenie podglądactwa wykorzystanego i znanego już wcześniej z reality show typu Big Brother czy Bar z treściami zawierającymi przemoc, seks i używki wyzwalają w oglądających działanie neuroprzekaźników (dopaminę, noradrenalinę) umożliwiających silne doświadczenia przyjemności, euforii, a czasami wręcz czegoś mogącego przypominać doświadczenie katharsis.
Podobne doznania daje pornografia bodźcująca swych odbiorców całą gamą jeszcze silniejszych i bardziej różnorodnych wrażeń. Jak sądzę, poszukiwanie tego typu przyjemności nie jest niczym nowym. Czy nie podobnych odczuć doznawali starożytni Rzymianie oglądający walki gladiatorów?
Gdy tak patrzę na te zjawiska, nie mam cienia wątpliwości, że są one znakiem istnienia pewnego rodzaju internetowej struktury zła. Tego typu treści silnie oddziałują na człowieka, wciągają, uzależniają go i – jak zauważa Agnieszka Kmieciak-Goławska – ostatecznie prowadzą do zjawiska znanego w psychologii jako efekt desensytyzacji.
Polega on na „wygaszeniu fizjologicznej i emocjonalnej reakcji na dany bodziec zgodnie z częstością jego występowania. Desensytyzacja powoduje wyraźne zmniejszenie odczuwanego lęku w zetknięciu z przemocą, a więc może wpływać na wzrost zachowań i myśli agresywnych”. Chyba nic więcej nie trzeba dodawać.
Tak jak pornografia może prowadzić do przedmiotowego i brutalnego traktowania kobiet w świecie rzeczywistym, tak patomuzyka czy oglądanie patostreamingów może prowadzić do obojętności na przemoc, a nawet jej normalizacji i praktykowania.
Zwróćmy uwagę, że głównymi odbiorcami tego typu treści są ludzie młodzi, więc sytuacja staje się poważna. Popularność i dostęp do nich jest łatwy, zaś kontrola tego, co nastolatkowie oglądają na swoich smartfonach, znajduje się często poza zasięgiem możliwości rodziców.
Co to zjawisko mówi o nas, ludziach XXI w.? Pewnie można by wysnuć wiele refleksji na temat natury ludzkiej płynących z analizy zjawiska patostreamingu, ale ograniczę się do jednego, banalnego wniosku – „jesteś tym, co jesz”. Jakimi treściami się karmimy, takimi będziemy ludźmi. Renesansowy myśliciel Giovanni Pico della Mirandola w swej mowie o godności człowieka wskazał, że człowiek to taka istota, która przez swoje wybory może stać się bogiem lub zwierzęciem.
Niestety nasza podatność na zło i zewnętrzne wpływy sprawia, że nie wystarczy tylko chcieć dobra, bo kulturowe i społeczne struktury mogą skutecznie psuć nasz charakter. Czyż nie emanacją tej prawdy jest np. Rafonix, który nagrywał swoje patostreamy m.in. dlatego, że wychował się w biednej, dysfunkcyjnej rodzinie?
Gdyby to ode mnie zależało, to Fagata, Cypis i Marta Linkiewicz nie mogliby legalnie dzielić się swoimi treściami w internecie, a przynajmniej dostęp do obscenicznych i seksualizujących treści byłby zdecydowanie ograniczony. Gdyby zależało to ode mnie, pornografia nie znajdowałaby się w odległości dwóch kliknięć na naszym smartfonie. Wolność ma swoje granice. Powtarzany naiwnie przez Janusza Korwin-Mikkego łaciński aforyzm volenti non fit iniuria (chcącemu nie dzieje się krzywda) również.
Nie jest to tylko konstatacja wzburzonego moralnie katolika. Już w 2018 r. sprawą zainteresowało się Biuro Rzecznika Praw Obywatelskich, gdy funkcję RPO pełnił Adam Bodnar. Zorganizowano w tej sprawie okrągły stół pod przewodnictwem Zuzanny Rudzińskiej-Bluszcz, do którego zaproszono prawników, dziennikarzy i działaczy organizacji pozarządowych.
Wnioski ze spotkania były jasne: trzeba wykorzystać wszelkie możliwości prawne, by po pierwsze, ograniczyć nieletnim dostęp do patostreamingu, a po drugie, zredukować możliwość zarabiania na produkowaniu tego typu treści. Zwrócono uwagę na to, że kodeks wykroczeń daje możliwości pociągania patostreamerów do odpowiedzialności prawnej. Myślę, że warto byłoby pójść dalej i poważnie zastanowić się nad nadaniem temu zjawisku większej rangi prawnej niż wykroczenie.
Czerpanie przyjemności z upokarzania, wyuzdania i przemocy niewątpliwie przekracza granice godziwej i legalnie dostępnej rozrywki. Wpływanie negatywnie na dobro wspólne, jakim jest moralne zdrowie ludzi, to coś, co każdy solidarystycznie myślący polityk w Polsce powinien uwzględniać. Potrzebujemy dziś poważnej debaty nad tym, jak tworzyć prawo w tym zakresie i jak je skutecznie egzekwować.
Tekst pochodzi z portalu klubjagielloński.pl i został udostępniony na licencji Creative Commons Uznanie Autorstwa 4.0 Międzynarodowe.