O tym się mówi Radom i okolice Społeczeństwo Wyróżnione

Kolejna odsłona cyklu „Radom 2035”. Korzyści płynące z procesu deglomeracji [+FOTO]

6 grudnia w radomskiej Łaźni odbyła się kolejna debata z cyklu „Radom 2035”. Rozmowę poświęcono przyszłości miasta w kontekście procesu deglomeracji. Głos zabrali: dr Łukasz Zaborowski – prezes Radomskiego Towarzystwa Naukowego, dr Marek Mieńkowski z Fundacji Platforma Przemysłu Przyszłości, Karol Trammer – redaktor naczelny dwumiesięcznika  „Z Biegiem Szyn”. 

Na wstępie dr Łukasz Zaborowski wyjaśnił, czym właściwie jest „deglomeracja”:

To przenoszenie urzędów bądź też innych instytucji o zasięgu zazwyczaj centralnym do miast o zasięgu stołecznym. Oczywiście o takiej deglomeracji czy dekoncentracji możemy mówić w mniejszej skali i ona może zachodzić na przykład w obrębie województwa, gdzie też możemy przenosić celowo jakiś urząd czy inną instytucje, która dotychczas była w mieście głównym wojewódzkim, do jakiegoś innego miasta.

Okazuje się, że na mapie Europy czy nawet na mapie świata Polska jest wyjątkiem, jeżeli chodzi o gromadzenie wszystkich urzędów i instytucji centralnych w mieście stołecznym. Zupełnie inaczej sytuacja wygląda w wielu pozostałych państwach. Karol Trammer przywołał tutaj Słowację (kilka miast uczestniczy w stołeczności) i Czechy (stołeczność podzielona jest między dwa miasta). Ponadto w państwach tych ważne instytucje o zasięgu centralnym znajdują się poza stolicami. Liderem w procesie deglomeracji są Niemcy (część ministerstw nie ma swoich siedzib w Berlinie).

W Polsce panuje bezmyślność lokalizacyjna – zakłada się, że wszystko, co jest ogólnokrajowe ma mieć siedzibę w Warszawie, a wszystko, co ma charakter wojewódzki – w województwach.

– dodał Karol Trammer.

Mówił on także o zmarnowanych szansach i problemie, który pojawia się w tym kontekście. W ostatnim czasie powstało więcej instytucji. Różne środowiska apelowały o to, aby ich siedziby znalazły się gdzie indziej niż w stolicy naszego kraju:

W Warszawie urzędy centralne nie mieszczą się już. To nie jest tak, że mamy cały czas pełny rezerwuar budynków użyteczności publicznej, w których można lokować kolejne instytucje. Urząd Transportu Kolejowego, Generalna Dyrekcja Dróg Krajowych i Autostrad wynajmują swoje siedziby na wolnym rynku. A jednocześnie w wielu miastach, zwłaszcza w byłych miastach wojewódzkich, mamy przestrzenie wolne, publiczne po instytucjach, które straciły status siedziby województwa. Ale mamy też w różnych miastach pałace, na które nie ma pomysłu, więc one niszczeją. To wszystko jest również argumentem ekonomicznym. Można oszczędzić.

Jako rozwiązanie podał przykład konkursów, które organizowane są w Niemczech. Gdy ma powstać nowa instytucja, miasta wykonują przegląd swoich budynków, swoich dostępnych przestrzeni i zgłaszając chęć udziału w realizowanej inwestycji:

Gdyby w Polsce ogłoszono taki konkurs, i Warszawa by się do niego zgłosiła, to by nie mogła go wygrać, bo nie ma już przestrzeni na to, żeby umiejscowić kolejne instytucje, ponieważ nawet Urząd Miasta Stołecznego Warszawy wynajmuje bardzo dużo siedzib wydziałów, biur czy jednostek podległych Urzędowi Miasta na wolnym rynku. W Warszawie po prostu nie ma już miejsca na nowe instytucje, a i tak się je tam lokalizuje.

W związku z tym inne polskie miasta zyskałyby ogromną szansę rozwojową. Są oczywiście i przeciwnicy procesu deglomeracji, jako argumenty wysuwają m.in.: wysokie koszty przenoszenia instytucji czy brak odpowiedniej oferty kulturalnej w miejscach, gdzie miałyby się znaleźć poszczególne siedziby, mówią oni też o różnicach mentalnych, rozwojowych i ekonomicznych między Polską a krajami o wysokim stopniu deglomeracji.

Mimo wszystko jednak proces deglomeracji postrzegana jest jako dobry krok w kierunku większej sprawczości i decyzyjności regionów, ma na celu pobudzenie miast.

Łukasz Zaborowski w swoim raporcie „Deglomeracja czy degradacja?” wymienił 15 najsłabszych ośrodków regionalnych, wśród których znalazł się Radom. Lista powstała na podstawie funkcji egzogenicznych (funkcji skierowanych na zewnątrz) spełnianych przez konkretne miasto pod względem jego liczebności, wielkości, potencjału. Charakterystyka wyselekcjonowanych miast polega  na tym, że:

To są duże miasta, powyżej 200 tys., więc porównywalne z miastami wojewódzkimi, a jednocześnie one są w drastyczny sposób pozbawione funkcji wyższego rzędu, czyli właśnie tego, z czego miasto żyje. One zostały zepchnięte do pozycji miast średnich czy subregionalnych, czy wręcz powiatowych. W związku z tym pełnią dużo mniej funkcji, niż mogłyby pełnić, jeśli chodzi o ich potencjał.

Podczas wczorajszej rozmowy poruszona została kwestia związana z wojewódzkim charakterem Radomia, czy miasto powinno zabiegać o ten status? Na to pytanie próbował odpowiedzieć Marek Mieńkowski:

Moim zdaniem koncepcja rozwoju województw, zwiększenia ich ilości – jest słuszna. Bo nie będzie rachitycznych, rozległych, źle zarządzanych państewek. Ale to musi się odbyć kosztem przeniesienia pewnej decyzyjności w dół. i uważam, że likwidacja poziomu, jakim są starostwa, czyli powiaty – jest słuszna. One nie generują żadnej energii, zjadają tylko pieniądze na administrację.