Do Radomia już w najbliższy czwartek zawitają prof. Rafał Wnuk i dr Sławomir Poleszak, historycy będący ulubieńcami „Gazety Wyborczej”. Prof. Wnuk w ostatnich tygodniach „zasłynął” chociażby porównywaniem rtm. Witolda Pileckiego, św. Maksymiliana czy rodziny Ulmów do Myszki Miki i Supermana. Z kolei o dr. Poleszaku było głośno w kontekście sporu o oczernianie postaci Józefa Franczaka ps. „Laluś”.
Przyczynkiem do organizacji spotkania jest publikacja książki autorstwa ww. autorów pt. “Niezłomni czy realiści? Polskie podziemie antykomunistyczne bez patosu”. Reklamowana jest ona jako „przykład tego, jak powinno się pisać dziś historię Polski – rzetelnie i w nowoczesnym ujęciu”, a także tym, że przedstawia historię „ludzi, którym przyszło wybierać w sytuacji, gdy każdy wybór był zły”. Zapala się w tym miejscu lampka ostrzegawcza. Czym jest to całe „nowoczesne ujęcie” historii? Czy jeżeli dla Żołnierzy Wyklętych (pojęcie, które autorzy odrzucają) „każdy wybór był zły”, to znaczy, że w gruncie rzeczy podjęli „zły” wybór walcząc z komunistami o wolną Polskę?
Mam poważny problem z historykami, którzy zajmują się „odbrązawianiem bohaterów” czy pisaniem o historii „bez patosu”. Zazwyczaj swoją popularność i sukcesy sprzedażowe książek czy innych produktów typu kanał na YouTube starają się budować na taniej sensacji. Typowe modus operandi to stawianie zarzutów formułowanych hipotetycznie w formie podejrzeń, insynuacji lub tzw. pytań retorycznych zawierających w podtekście odpowiedź, a następnie ich popularyzacja jako faktów naukowych przez skrajne, zideologowizane grupy i media stosujące przeróżne erystyczne metody w celu dekonstrukcji narodowych mitów – w rozumieniu jak u Sorela, gdzie mit jest siłą symboliczną, która potrafi zjednoczyć społeczeństwo poprzez wspólną wizję, wartości i cele.
Przykład: partyzant w czasie wojny zabił Żyda. W kontekście Holokaustu – o którym wiedza bardzo często stanowi większość wiedzy przeciętnego człowieka o okresie wojennym – czyn stawiający go w roli współpracownika Hitlera. W szerszym kontekście w sposób oczywisty oznacza pewne prohitlerowskie sympatie występujące w jego organizacji. Czy to niepoważne? Tak. Czy skuteczne? Jeśli powtórzone wystarczająco dużą liczbę razy w kierunku odbiorcy bez większej wiedzy historycznej – jak najbardziej. Ile osób faktycznie w takiej sytuacji zainteresuje kontekst zdarzenia? Że tenże Żyd był komunistą? Że w sumie to próbował zatrzymać i nawet strzelał do tego partyzanta? Że jego działalność służyła przygotowaniu gruntu do wkroczenia Armii Czerwonej, czyli był sowiecką agenturą?
Nie ujmując niczego metodologii naukowej stosowanej przez prof. Wnuka i dr. Poleszaka (piszący te słowa nie ma w tym zakresie wystarczających kompetencji), poważne wątpliwości może budzić ich działalność publicystyczno-ideologiczna. Obydwaj potrafią rzucić w przestrzeń publiczną pewne hasła (o przykładach za chwilę), które następnie popularyzują skrajnie lewicowe media takie jak „Gazeta Wyborcza” czy oko.press, co ewidentnie nie budzi ich sprzeciwu.
Obydwaj historycy współtworzą kanał na YouTube „Historia BEZ HITU” i portal historiabezkitu.pl, które służyć mają „opowiadaniu historii w duchu krytycznym i obywatelskim”. Co to znaczy? Wbrew pięknym słowom o „obiektywizmie” jest to konkretne, zideologizowane podejście. W „Deklaracji łódzkiej” promowanej przez „Historię BEZ KITU” możemy przeczytać, że fundamentem inicjowania przez władze badań nad przeszłością powinno być „inne rozumienie patriotyzmu, odwołujące się do formuły obywatelskiej, a nie etnicznej”. No tak, mój patriotyzm jest lepszy niż twój, dlatego moje jego rozumienie to wolność badań naukowych, a twoje to „szantaż patriotyczny” (pojęcie popularyzowane przez prof. Wnuka)…
Pilecki jak Myszka Miki i „polscy kolaboranci”
W ostatnich tygodniach o prof. Wnuku zrobiło się głośno za sprawą działań podejmowanych przez niego jako pełniącego funkcję dyrektora Muzeum II Wojny Światowej w Gdańsku. Otóż zdecydował on o usunięciu św. Maksymiliana, rodziny Ulmów czy rotmistrza Pileckiego z wystawy, bo “zaburzali antropologiczny charakter narracji”.
Muzeum II Wojny Światowej w oświadczeniu podkreśliło, że placówka powstała, by „łączyć Polaków, Europejczyków i mieszkańców wszystkich kontynentów”. Nie ma opowiadać ona o Polsce i Polakach. Ma być opowieścią „ogólnoludzką”. Pilecki na wystawie pozostał, ale tylko w części poświęconej ruchowi oporu w Auschwitz. Aż przypomina się historia opowiedziana przez jego syna – Andrzeja. Któregoś razu zgłosili się do niego „ważni ludzie z Hollywood” przekonując go, że jeżeli przytaknie im, że jego ojciec miał korzenie żydowskie – to zrobią o nim superprodukcję. Bohater nie może być przecież po prostu Polakiem służącym Polsce, musi wpisywać się w „antropologiczny charakter narracji”…
W kontekście dyskusji o treści wystawy przypomniano prof. Wnukowi jego wypowiedź z kwietnia, w której porównał on św. Maksymiliana Kolbe, bł. Rodzinę Ulmów i rtm. Pileckiego do Myszki Miki i Supermena.
“Wyobraźmy sobie bitwę pod Grunwaldem, gdzie ktoś, miłośnik jakichś kreskówek wrzuca Supermana albo Hołd Pruski, gdzie ktoś domalowuje Myszkę Miki, bo uważa, że Myszka Miki powinna pasować. Tego typu działania mamy na tejże wystawie i tak, potwierdzam, tego rodzaju Myszki Miki, tego rodzaju Supermeny będziemy starali się z całej opowieści wyczyścić” – stwierdził. Ostatecznie pod naciskiem opinii publicznej „Myszki Miki” i „Supermeny” na wystawę powrócą. Nie wiemy jednak jeszcze w jakiej formie. Być może zupełnie przeinaczonej – św. Maksymilian ukazany zostanie jako „gorący antysemita”, a rodzina Ulmów „nie będzie fałszowała historii” (wypowiedzi współtwórcy wystawy prof. Pawła Machcewicza dla „Gazety Wyborczej”) sugerując, że Polacy ratowali Żydów, mimo że groziła im za to kara śmierci…
Wcześniej w „Gazecie Wyborczej” prof. Wnuk postulował de facto likwidację Instytutu Pamięci Narodowej. „IPN – ignorancja, propaganda, nuda” – pisał. We wspomnianej już „Deklaracji łódzkiej” nawoływał do „odpowiedzialnej edukacji historycznej” służącej „wychowaniu świadomych obywateli, a nie partyjnej klienteli”. Pisał też o „«wykuwaniu» nowego Polaka, swoistego homo-PiS-usa”, który ma być „oddany panującej obecnie w Polsce opcji politycznej i głosić jedynie słuszny światopogląd”. Trudno posądzić autora takich słów o obiektywizm w swojej działalności publicystycznej…
Także o Żołnierzach Wyklętych prof. Wnuk wielokrotnie wypowiadał się lekceważąco, często w sposób będący kalką komunistycznej propagandy, ze szczególną, nieskrywaną pogardą skierowaną w stronę podziemia narodowego. Według niego „Wyklęci” stali się „antysystemową ikoną”, do której zaczęły odwoływać się zarówno „partie polityczne krytyczne lub wrogie III RP, jak i funkcjonujące na pograniczu kryminalnego półświatka środowiska fanatycznych kibiców piłki nożnej”. No tak, bohaterowie „bandytów” przecież też muszą być „bandytami”.
Dla prof. Wnuka ppłk Leonard Zub-Zdanowicz to „dezerter”, który „przystąpił do grupy wywodzącej się ze środowiska przedwojennego ONR”, a „w ostatniej fazie wojny, jako oficer Brygady Świętokrzyskiej, (…) współpracował w Niemcami”. Ogółem uparcie od lat promuje on tezę o Brygadzie Świętokrzyskiej jako „kolaborantach”. W jednym z filmów na kanale „Historia BEZ KITU” prof. Wnuk opowiada o dziejach Brygady, ale w taki sposób, żeby koniecznie przekonać widza o „kolaboracji”. Już na początku prowadząca zadaje pytanie: „W sierpniu 1944 roku w Polsce wybucha Powstanie Warszawskie. Tymczasem Brygada Świętokrzyska, zgrupowanie oddziałów Narodowych Sił Zbrojnych podejmuje zupełnie nieprawdopodobnie zaskakującą decyzję o podjęciu współpracy z Niemcami. Dlaczego tak się stało?”. Prof. Wnuk odpowiada: „To faktycznie ciekawa historia” i zaczyna udowadniać, że żołnierze BŚ prowadzili „niejawną kolaborację” (choć przyznaje – ale na marginesie i jakby od niechcenia), że jej żołnierze walczyli także z Niemcami. Bez mrugnięcia okiem manipuluje on odbiorcą, opisując co chcieli osiągnąć wobec Brygady Niemcy, a milczy o celach samej Brygady, która prowadziła wyrafinowaną – i finalnie zwycięską – grę. Przywołuje rzekome twierdzenie jednego z gestapowców o tym, że Londyn miał Armię Krajową, Sowieci Armię Ludową, a Niemcy chcieli mieć Narodowe Siły Zbrojne. Pewnie, że chcieli. Tylko, że nie „mieli”. A to fundamentalna różnica. Nie miejsce tu jednak na obalanie wszystkich manipulacji i przekłamań stosowanych w tym temacie przez tego historyka. W dość przekonujący sposób rozprawiał się z nimi wielokrotnie Leszek Żebrowski np. tutaj oraz tutaj. Jeden z tekstów oczerniający Brygadę autorstwa prof. Wnuka opublikowany (a jakże!) w „Gazecie Wyborczej” Żebrowski skomentował następująco: „Muszę z przykrością stwierdzić, że całość sprawia wrażenie zamówienia ideologicznego, złożonego profesorowi historii KUL, a ten nieudolnie usiłował je wykonać. Być może «najlepiej», jak potrafił, ale od osoby posługującej się stopniem i tytułem naukowym mamy nie tylko prawo, ale i obowiązek wymagać czegoś więcej niż tekstu na poziomie «Trybuny Ludu»”.
Przypomnijmy w tym miejscu dekret prezydenta RP Kazimierza Sabbata z 1 stycznia 1988 roku, w którym stwierdził on: „Żołnierze tej części Narodowych Sił Zbrojnych która, ze względu na stanowisko jej czynników kierowniczych, nie została scalona z Polskimi Siłami Zbrojnymi – Armią Krajową i którzy brali udział w walkach z okupantami w latach 1939-1945, spełnili swój obowiązek narodowy i żołnierski wobec Rzeczypospolitej Polskiej”.
„Laluś” jako „morderca Żydów”
W grudniu 2020 r. w „Zagładzie Żydów. Studia i materiały” ukazał się artykuł naukowy autorstwa pracownika lubelskiego IPN dr. Sławomira Poleszaka „Czy okupacyjna przeszłość sierż. Józefa Franczaka »Lalusia« miała wpływ na powojenne losy »ostatniego zbrojnego«?”. Po jego publikacji i przeprowadzonej akcji propagandowej autor został z IPN zwolniony (finalnie jednak w ostatnim czasie przez sąd do pracy przywrócony). Treść tego tekstu oburzyła także Marka Franczaka, syna Józefa Franczaka ps. „Laluś”, według którego zniesławiał on jego ojca. Komentarz do całej sprawy napisał dr Michał Skwarzyński. „Kwerenda własna w archiwum IPN, kwerenda w czasopismach naukowych i analiza tekstu naukowego dra Sławomira Poleszaka oraz jego przedstawienie w mediach (zwłaszcza OKO.press, Kurier Lubelski i Dziennik Wschodni) i na profilu w sieciach społecznościowych powiązanym z historykami Oddziału IPN w Lublinie («Ohistorie») wskazują, że doszło do celowego szkalowania pamięci bohatera bez żadnych dowodów w materiale historycznym” – stwierdził dr Skwarzyński, co według prof. Wnuka stanowiło „szantaż patriotyczny”. Podkreślmy, że prof. Wnuk na łamach „Wyborczej” i oko.press nie skupił się na merytorycznej stronie krytyki tekstu swojego kolegi, a zaczął ją dezawuować jako właśnie „szantaż patriotyczny”…
Zanim przejdziemy do krytyki naukowej zwróćmy uwagę na jedną rzecz, która dość dobrze pokazuje nastawienie dr. Poleszaka i prof. Wnuka, a także współpracujących z nimi przy portalu ohistorie.eu historyków (dr Poleszak był redaktorem naczelnym portalu). Po publikacji ww. artykułu, błyskawicznie jego zawartość w zmanipulowany sposób opisał portal oko.press. Pierwotny tytuł tekstu brzmiał: „Wstrząsające badanie: «Laluś», bohater propagandy PiS, wydał Żyda i zabijał partyzantów żydowskich”. W takim kształcie artykuł udostępniony został przez fanpage portalu ohistorie.eu… Co więc z tego, że w artykule naukowym dr Poleszak stawiał ostrożne tezy, skoro później kierowany przez niego portal promował zwulgaryzowany, przeinaczony i zideologizowany przekaz? „Wartość tych twierdzeń o morderstwach Żydów jest nie do obrony. Postanowiono zatem zrobić tekst naukowy, który będzie stawiał pytania, będzie nie do końca przedstawiał wszelkie dostępne dokumenty, będzie stawiał nieuprawnione tezy, ale w wyrazie będzie tekstem miękkim. Następnie utwardzi się przekaz poprzez media, uwiarygodni go tytułem naukowym autora i jego pracą w IPN. Następnie tekst prasowy się złagodzi, ale obsmarowanie nieprawdą będzie rozprzestrzeniało się dalej, bo inne media dokonają przedruku. Ważne jest przy tym, że powtarza się w ten sposób legendę tworzoną przez UB” – zauważ dr Skwarzyński. Dla prof. Wnuka historyk publikujący tekst z naciąganymi tezami i później promujący na swoim portalu publicystycznym tekst, w którym te tezy przedstawione są jako fakty, to „spiskologia”. Przytoczmy obszerny fragment tekstu prof. Wnuka ukazujący dość dobrze poziom stosowanej argumentacji: „Mamy tu genialnie proste wytłumaczenie. Poleszak, OKO.press, portal «Ohistorie» a być może też kilka innych gazet, telewizji i stacji radiowych zawarło tajne porozumienie w celu skompromitowania Józefa Franczaka i zniesławienia Narodu Polskiego. Kogoś, kto wierzy, że film pokazujący lądowanie na Księżycu to fotomontaż będący częścią międzynarodowego spisku elit pragnących ukryć fakt, że ziemia jest płaska, nie przekona ani rozmowa z Neilem Armstrongiem, ani podróż samolotem dookoła świata (wszak lecąc samolotem, nie widzi się, że leci się wokół kuli. Oszust pilot uczestniczy w spisku i tak naprawdę leci po okręgu). Zwolenników «teorii», że wirus COVID-19 nie istnieje, a pandemia to wymysł koncernów farmaceutycznych i bankierów, nie przekona ani wykład najlepszych wirusologów, ani widok setek ciał ofiar wirusa. Holokaustowych negacjonistów nie przekona lektura «Zagłady Żydów europejskich» Raula Hilberga ani wizyta w Auschwitz czy na Majdanku. Dla nich będą to kolejne dowody na istnienie tajnej zmowy rządzącego światem żydostwa. Metoda naukowa wobec teorii spiskowych pozostaje bezradna”. Taaaak, technika argumentacji ad Hitlerum ma w sobie naprawdę wiele z „metody naukowej”…
Dla porządku dodajmy, że wobec zmasowanej krytyki z tekstu oko.press zniknęły wszelkie przesądzające o winie Józefa Franczaka fragmenty. Na oko.press czy w „Gazecie Wyborczej” wciąż jednak odnaleźć można informacje o tym, że „Laluś” rozpoczął strzelaninę z „żydowskimi partyzantami”, nie wskazując jednocześnie na to, że była to partyzantka komunistyczna, gdzie unikając własnej śmierci „Laluś” i pozostali akowcy podjęli skuteczną ucieczkę po zatrzymaniu… Artykuł w „Dzienniku Wschodnim” został zatytułowany: „Zarysowana legenda lubelskiego niezłomnego. Czy «Laluś» wydał Niemcom młodego Żyda?”. We wstępie dziennikarz stwierdza, że dr Sławomir Poleszak stawia „tezę, że «Laluś» nie ujawnił się po wojnie (mimo dwóch amnestii) w obawie przed konsekwencjami za wojenne zbrodnie na Żydach”. Oczywiście nie wskazuje on, że taka teza postawiona została w sposób niezwykle miękki. Następnie przedstawia się historie mające oczerniać „Lalusia” i dopiero na koniec zawarte jest stwierdzenie, że dr S. Poleszak zaleca tym ostrożność w ocenie ze względu na ograniczoną wiarygodność źródeł. W żadnym miejscu nie zweryfikowano tekstu dra S. Poleszaka w rozmowie z innym historykiem.
Prof. Wnuk na łamach „Kuriera Lubelskiego” bronił kolegi: „Artykuł dr. Poleszaka nie stawia żadnych radykalnych tez, nie twierdzi, że jego badania są ostateczne i zakończone. Dr Poleszak referuje z niezwykłą starannością dokumenty, które odnalazł w efekcie szeroko zakrojonej i skrupulatnej kwerendy. Wyraża też nadzieje, że kolejni badacze sprawdzą trafność jego dociekań”. No tak. My tylko badamy i zadajemy pytania, „strzelają” tylko zaprzyjaźnieni dziennikarze, w końcu mamy wolność słowa!
Podsumowanie
Komuniści zwalczali z wielką zajadłością pamięć o Żołnierzach Wyklętych i „najbardziej wyklętych z wyklętych” – żołnierzach Narodowych Sił Zbrojnych i Brygady Świętokrzyskiej. Angażowali w to ogromne siły i środki. Jak się okazało już w III RP – z ich punktu widzenia bardzo słusznie.
W XXI wieku pamięć o prawdziwych bohaterach eksplodowała wśród młodego pokolenia Polaków. Przejawem tego jest np. fenomen Marszu Niepodległości czy „moda na patriotyzm”, którą obserwować mogliśmy przez większą część drugiej dekady bieżącego stulecia. Polacy potrzebowali „pomnikowych” wzorów walki i poświęcenia. Nie uwikłanych w różne zgniłe układy działaczy „Solidarności”, „bohaterów” nie do końca udanej transformacji ustrojowej.
To właśnie NSZ-towcy widzieli wroga zarówno w Niemczech, jak i w Rosji. Stanowili oni opcję w pełni reprezentującą polską rację stanu, nie będąc zakładnikami żadnych gier politycznych prowadzonych z Aliantami. I Polska po wielu latach to oficjalnie przyznała. To była wzorowa postawa, która cały czas inspiruje. Podobnie jak skuteczność w osiąganiu swoich celów przez Brygadę Świętokrzyską, której dowództwo było w stanie prowadzić wyrafinowaną grę, aby w końcu osiągnąć sukces. Okropna jest ta polskość, dla której „w porządku” są przywódcy doprowadzający do wymordowania setek tysięcy ludzi w ramach beznadziejnego zrywu, a niedopuszczalnym jest umiejętność efektywnego osiągania swoich celów bez sprzeniewierzania się swoim ideałom (BŚ nigdy nie słuchała rozkazów niemieckiego dowództwa i nigdy z Niemcami nie stała ramię w ramię!). Idealizm przy jednoczesnym realizmie politycznym oraz skuteczności w działaniu – to właśnie imponuje w działalności Związku Jaszczurczego, Narodowej Organizacji Wojskowej czy Narodowych Sił Zbrojnych. Biorąc pod uwagę ogrom tego przedsięwzięcia jakim było podziemie narodowe (przez które przewinęły się setki tysięcy ludzi – zaprzysiężonych i współpracujących na różne sposoby!), zupełnie nieproporcjonalnie często mówi się i pisze przeróżne historie, które mają wytworzyć fałszywy obraz tej formacji.
W latach 1944-56 przez wszystkie organizacje podziemia antykomunistycznego przewinęło się około 120 tys. osób. Fenomen ludzi walczących o wolną Polskę w skrajnie niesprzyjających warunkach, wywodzących się przecież nie tylko z podziemia narodowego – to także imponuje. Również w tym kontekście nieproporcjonalnie często mówi się i pisze o „rysach na pomnikach”. Pod pozorem uprawiania historii w „nowoczesnym duchu” prowadzi się de facto akcję propagandową wymierzoną w ideę patriotyzmu, której celem jest wspieranie określonych zamierzeń politycznych i ideologicznych. Nie ma absolutnie nic złego w uczciwej debacie naukowej. Tylko, że prof. Wnuk i dr Poleszak nie wydają się nią specjalnie zainteresowani. Ich zaangażowanie polityczne i ideologiczne jest wyraźnie widoczne, a oni sami poprzez swoją działalność niejednokrotnie manipulują i na siłę szukają kontrowersji.
Cóż… Być może Czytelnicy będą chcieli posłuchać ww. historyków na żywo. Spotkanie z nimi odbędzie się w najbliższy czwartek o godz. 18 przy ul. Parkowa 1 w Radomiu za sprawą radomskiego Amfiteatru. Będzie to realizacja projektu u „Spotkania z nauką – Od kosmosu do sztucznej inteligencji” (swoją drogą ciekawe czy w ramach tego projektu poglądy głoszone przez prof. Wnuka i dr. Poleszaka uznano za „kosmiczne” czy bliższe „sztucznej inteligencji”), finansowanego z Budżetu Obywatelskiego 2024 Gminy Miasta Radomia (ahhh, cudownie, że miejskie instytucje mogą łatać swoje luki budżetowe za pomocą budżetu „obywatelskiego” i organizować takie arcyciekawe spotkania jak to opisywane). Wstęp wolny.