Na czasie Podcasty twojradom.pl Poznaj Radom Radom i okolice Sport Wyróżnione Wywiady

Krzciuk, Chuchała: Retro karting wraca do łask

– Gokart z zawodnikiem waży ok. 150-160 kilogramów. Generalnie przypada około 1 koń mechaniczny na 3-4 kilogramy, co daje bardzo dużą moc. Praktycznie kierujemy lewą ręką, a prawą cały czas zmieniamy biegi, dodajemy lub redukujemy przed zakrętem. Przy ostrym hamowaniu cała masa zawodnika naciska na kierownicę, a my musimy jedną ręką puścić kierownicę, aby zredukować na przykład trzy biegi. Dodatkowo, hamowanie w zakręcie powoduje działanie siły bocznej, więc lewa ręka naprawdę mocno pracuje – mówili w rozmowie z Adamem Szabelakiem pasjonaci retro kartingu, Tomasz Krzciuk i Tomasz Chuchała.

Zachęcamy do wysłuchania rozmowy w formie podcastu na naszym kanale na YouTube. Jeżeli spodobał Ci się ten materiał podziękuj za niego redakcji twojradom.pl i postaw nam kawę.

Dzisiaj jesteśmy w warsztacie retro kartingowców. Będziemy rozmawiali z Tomaszem Krzciukiem i Tomaszem Chuchałą. Rozmawiamy 1 maja, więc panowie ciężko pracują przed jutrzejszymi zawodami. Może zacznijmy od początków tej pasji. Skąd w ogóle zainteresowanie retro kartingiem? Czym jest retro karting i czym różni się od “zwykłego” kartingu?

Tomasz Krzciuk: Retro karting był bardzo popularny w okresie od lat 60. do 90. Jak sama nazwa wskazuje – “retro” – to są stare gokarty z epoki PRL. Różnią się od nowoczesnych gokartów przede wszystkim swoją konstrukcją, prostotą, dostępnością części, jakie wtedy były na rynku. Każdy w stodole miał WSK lub inny motocykl, z którego mógł wyjąć silnik i włożyć go do takiego gokarta. Można było sobie ten silnik stuningować, poprzerabiać, tak żeby jeździć po prostu szybciej, żeby była większa moc. Nierzadko w tamtym czasie ramy były spawane w przydomowych warsztatach. Później weszły do seryjnej produkcji. Tak jak w przypadku jednego z gokartów, na którym się ścigam WSK silnik 125, 3 biegi i rama KP-6 Koszalin. Takie ramy zaczęto seryjnie produkować w latach 80.

Na nowoczesny karting trzeba przede wszystkim przeznaczyć o wiele większe fundusze. Niektórych na to po prostu nie stać. Dzięki wskrzeszeniu po dwudziestu kilku latach retro kartingu przez kolegów z Białegostoku, ten sport znowu stał się dużo bardziej dostępny. Wyścigi retro odbywają w bardzo fajnej atmosferze. w takim klimacie domowym, z uśmiechem na twarzy. Jest też rywalizacja, bo jakby tej rywalizacji mogło nie być. To nie zmienia faktu, że każdy każdemu pomaga. Ludzie są życzliwi i pomocni. Wszyscy mamy pootwierane namioty. Każdy może przyjść do kolegi i pooglądać jego sprzęt. Wymieniamy doświadczeniami, jakimiś rozwiązaniami technicznymi, pomysłami, dzięki którym możemy swoje  gokarty ulepszyć.

We współczesnym kartingu są już niestety zorganizowane, większe teamy, w których startuje kilku zawodników. Każdy ma swojego mechanika, któremu oczywiście musi słono zapłacić. W retro kartingu mechanikujemy sobie sami. Te sprzęty są bardziej awaryjne, cały czas się coś psuje. Jak sama nazwa mówi, retro karting, stare sprzęty, nie są to takie materiały jak materiały współczesne. Zawsze coś się może urwać, coś się może wytrzeć, szybciej się zużywa. W nowoczesnym kartingu praktycznie wszystko jest gotowe, wkładamy silnik do ramy i jeździmy, taki gokart praktycznie jest bezobsługowy.

Tomasz Chuchała: Nowoczesny karting to już bardzo profesjonalne zespoły, gdzie na zawodach wszystko jest dopięte na ostatni guzik. Wiadomo, że wiąże się to z dużymi zasobami finansowymi, a niestety nie wszyscy zawodnicy, także w naszym zespole, mają takie możliwości. Mimo to, duch sportowy w ludziach drzemie i chcieliby oderwać się od szarej rzeczywistości. Jakoś uwolnić te emocje na sportowym torze. Bardzo się cieszę, że te zawody retro kartingowe zostały wskrzeszone. Biorą w nich udział starsze sprzęty, takie jak WSK, na których wielu z nas jeździło w młodości. W tych zawodach głównie właśnie tego typu silniki są wykorzystywane. Zawsze znajdzie się coś do zrobienia przy takim „wózku”, jak potocznie nazywane są te gokarty.

Jak już wspomniano, towarzyszy temu taka rodzinna atmosfera, podobna do tych starych czasów za pierwszej komuny, gdzie czasami wystarczyło naprawić coś na drucie, sznurku lub dętce od roweru, żeby móc kontynuować zabawę. Dzisiaj wiadomo, że mamy te materiały lepsze, lepsza też jest dostępność różnych części. Wiadomo, że obecnie mamy też technologię, która pozwala to wszystko ulepszyć. Dziś te wszystkie zapomniane sprzęty zostały odkurzone. Ktoś zorganizował zawody, odbywające się kilka razy w roku, dzięki czemu cała ta scena odżyła. Nasz zawodnik, Tomasz Krzciuk, osiągał w swojej młodości świetne wyniki w różnych startach gokartów. Dzisiaj regularnie staje na podium praktycznie na każdych zawodach, dzięki swoim umiejętnościom oraz sprzętowi i wsparciu naszego zespołu. Zespół odgrywa tutaj istotną rolę. Dowiedziałem się także, że Tomasz ścigał się kiedyś tam na torach razem ze sławnym Robertem Kubicą. Ich kariery potoczyły się różnie, ale nasz zawodnik z sukcesami wraca do ścigania, zdobywając prawie zawsze miejsce na podium.

Tomasz Krzciuk i Robert Kubica / fot. archiwum Tomasza Krzciuka

Czyli panowie nie ścigacie się od trzech lat, bo dopiero od trzech lat został ożywiony retro karting. Te wyścigi trwają od lat 90., a już wcześniej, w latach 80., byliście aktywni na torze?

Tomasz Krzciuk: Działo się to już w latach 70., ale ja jeszcze wtedy nie byłem na świecie. Zacząłem ścigać się w latach 90., dokładnie w roku 1993, i kontynuowałem to do roku 1999. Startowałem w kategorii „młodzik”. Wykorzystywaliśmy silniki od Simsona, czterobiegowe Simsony pięćdziesiątki. W tej kategorii miałem okazję ścigać się przez rok z Robertem Kubicą. Poznaliśmy się wtedy, i mam miłe wspomnienia z walki na torze z takim kierowcą jak Robert, który później ścigał się w Formule 1.

Jeszcze jakieś wspomnienia z tych szalonych lat dziewięćdziesiątych?

Tomasz Krzciuk: Wspomnień było mnóstwo, bo walka na torze była niesamowita. Byliśmy młodzi i nie baliśmy się niczego. Walka była naprawdę zacięta. Zdarzały się sytuacje, że jeden zawodnik lekko puknął drugiego z tyłu na wirażu, gdzie sędzia tego nie widział, nie mógł go wyprzedzić, co skutkowało wylądowaniem poza torem. Ale to było częścią sportu. Na torze traktowaliśmy się równo, bez względu na płeć. Nie było ulg dla dziewczyn, wyścig to wyścig, a padok to padok – czyli relacje w parku maszyn. Tam byliśmy kolegami, a na torze rywalizowaliśmy.

Fot. archiwum Tomasza Krzciuka

Mam także cudowne wspomnienia z kategorii wyścigowej, w której aktualnie startuję. To ten sam wózek, którym ścigałem się w tamtych latach. W roku 1999 udało mi się zdobyć mistrzostwo GKSK, czyli mistrzostwo Polski Głównej Komisji Sportu Kartingowego, na tym właśnie gokarcie. To była seria ośmiu wyścigów, w której zbierało się punkty, a zawodnik z największą ich ilością na koniec sezonu wygrywał. To było fajne, że tylko przez ten jeden rok, w 1999 roku, ścigałem się w tej kategorii.

Co jeszcze ciekawsze, gokart stał przez dwadzieścia kilka lat w garażu, a w 2023 roku, zainspirowani namową mojego klubowego kolegi, Maćka Kluzińskiego, pojechaliśmy na pierwsze zawody retro do Koszalina, zupełnie nieprzygotowani. Wzięliśmy tę samą CZ-etę i WSK-ę, na której także się ścigałem, i wygraliśmy wyścig. Korzystałem nawet z tego samego kombinezonu co w 1999 roku. Mam fajne zdjęcia dla porównania. Zarówno w 1999, jak i w 2023 roku, wygrałem cały sezon w tej samej kategorii. Nic nie zostało naprawione ani zmienione. Silnik był przygotowany w tamtych latach przez pana Mirosława Raczyło, który był moim mechanikiem kartingowym przez kilka lat. Sprzęt był przygotowany bardzo dobrze, bo w 1999 roku przejechał cały sezon bezawaryjnie, tak samo jak w 2023 roku. Teraz, w sezonie 2024, nie planujemy niczego zmieniać.

Fot. Archiwum Tomasza Krzciuka
Jesteście zespołem – mamy kierującego pojazdem i wygrywającego zawody, ale mamy też mechanika…

Tomasz Chuchała: Tak, jestem rzeczywiście mechanikiem Tomasza, ale moja rola na tym się nie kończy. Tomasz bardzo ambitnie startuje w kilku kategoriach, więc praktycznie przez cały dzień jest dużo pracy. Trzeba przygotować wózek, uzupełnić paliwo, a także zabezpieczyć napoje, jedzenie i miejsce do spania. Często śpimy po prostu pod namiotem, jak to kiedyś bywało. Moja rola nie ogranicza się więc jedynie do „kręcenia śrubek”. Musimy także jakoś dojechać na zawody. Mamy busa z całym zapleczem technicznym oraz przyczepkę. To wszystko trzeba ogarnąć, aby Tomasz miał jak najmniej na głowie i mógł dać z siebie wszystko na zawodach.

Fot. archiwum Tomasza Krzciuka

Gdy zobaczyłem Tomasza w akcji po raz pierwszy i kiedy poprosił mnie o pomoc w jego zespole na wyścigach, byłem przerażony. Wydawało się, że przypomniało mu się, że ma nadal 17 lat. Naprawdę bałem się, że coś mu się stanie na wirażach, na torze. To było coś niesamowitego. To były pierwsze kroki z Tomaszem. Zobaczyłem w nim drzemiącą energię, i gdy na pierwszych zawodach stanął na podium, zacząłem wierzyć, że razem możemy osiągnąć wiele. Okazało się, że rzeczywiście tak jest. Tomasz wspominał o motocyklu CZ, na którym odnosił największe sukcesy. Pamiętam, że w Białymstoku ta CZ-tka budziła ogromne zainteresowanie. Może nie wygląda zbyt atrakcyjnie, bo zachowała swój oryginalny wygląd sprzed kilkudziesięciu lat, łącznie z kurzem i śladami opon na owiewkach. Tomasz żartuje, że ten kurz jest specjalnie nieczyszczony. Nie chodzi o zabobony, ale chcemy zachować każdy element z tamtej epoki. Staramy się ponownie wykorzystać każdą śrubkę, aby Tomasz mógł nadal odnosić sukcesy. Aktualnie mamy dosyć poważny problem z hamulcami, ale myślę, że do jutra uda nam się go rozwiązać i Tomasz znów stanie na podium.

Fot. archiwum Tomasza Krzciuka

Ta maszyna jest jedną z tych, które biorą udział w jednej z kategorii. Kategorii na zawodach jest kilka. Czy moglibyśmy teraz opowiedzieć o nich trochę bardziej szczegółowo?

Tomasz Krzciuk: Kategorii na zawodach jest wiele, a my startujemy w trzech. Pierwsza to kategoria narodowa, czyli najwolniejsza, z silnikiem WSK po minimalnych przeróbkach, zachowującym oryginalny stan, z polską ramą.

Kolejną kategorią jest kategoria popularna, w której również montowane są silniki WSK, ale dozwolone są wszelkie przeróbki. Tu można puścić wodze fantazji – silnik i podwozie mogą być modyfikowane dowolnie, a gokart nie musi mieć polskiej ramy.

Fot. archiwum Tomasza Krzciuka

Trzecia kategoria, w której startujemy, to kategoria wyścigowa. Używamy silników czeskiej produkcji CZ 516, sześciobiegowych, chłodzonych powietrzem, pochodzących z motocykli CZ od Crossa.

Najwyższą kategorią, w której się ścigamy, jest Formuła C. To wyczynowe silniki chłodzone wodą, sześciobiegowe, o mocy około 47 koni mechanicznych. Dla porównania, kategoria wyścigowa ma 32 konie, a kategoria narodowa, seryjnie w silnikach WSK-i ma około 7-8 koni, a nasz lekko podrasowany silnik ma około 9-10 koni.

Są też inne kategorie, w których nie startujemy, ponieważ zabrakłoby nam czasu i siły na przejazdy wszystkimi gokartami. Już trzy kategorie są bardzo wyczerpujące, bo dziennie robimy 60 okrążeń w każdej z nich. Jeden bieg to około 10 okrążeń. Po kategorii narodowej przesiadam się od razu na kategorię wyścigową, a po niej na kolejne. Są też kategorie, takie jak open, gdzie można używać dowolnych silników i współczesnych gokartów, a nie tylko retro gokartów produkowanych do 2002 roku. Kategoria Formuła C jest najbardziej wyczerpująca, ponieważ gokart przyspiesza do setki w około 3 sekundy i generuje przeciążenia nawet do 2G.

Fot. archiwum Tomasza Krzciuka

Ile ten gokart waży przy takiej mocy?

Tomasz Krzciuk: Gokart z zawodnikiem waży, myślę, około 150-160 kilogramów. Generalnie przypada około 1 koń mechaniczny na 3-4 kilogramy, co jest bardzo dużą mocą. Praktycznie kierujemy lewą ręką, a prawą cały czas zmieniamy biegi, dodajemy lub redukujemy przed zakrętem. Przy ostrym hamowaniu cała masa zawodnika naciska na kierownicę, a my musimy jedną ręką puścić kierownicę, aby zredukować na przykład trzy biegi. Dodatkowo, hamowanie w zakręcie powoduje działanie siły bocznej, więc lewa ręka naprawdę mocno pracuje. To wymaga intensywnego treningu.

Jak wygląda taki trening?

Tomasz Krzciuk: Jazda, jazda i jeszcze raz jazda. Można korzystać z siłowni, ale ja osobiście z niej nie korzystam. Nigdy tego nie robiłem, trenuję na torze. Na razie jeszcze mam siłę, którą czerpię z pracy, więc na razie daję radę i wszystko jest w porządku. To jest kwestia przyzwyczajenia. Im więcej się jeździ, tym większa jest siła, organizm się przyzwyczaja, a mięśnie się wyrobią. Nie będzie z tym żadnego problemu, trzeba tylko trenować. Najgorszy jest przestój po zimie.

Tomasz Chuchała: Tomasz jest tutaj bardzo skromny, ale jak już wcześniej wspomniano, on wciąż bierze udział w zawodach w kombinezonie, który nosił 20 czy 30 lat temu. Wyobraźcie sobie, że obecnie czterdziestokilkulatek, nadal mieści się w kombinezonie, który nosił jako siedemnastolatek. To dowodzi, że bardzo dba o siebie. Tomasz bardzo dużo pracuje, co pozwala mu utrzymać kondycję i wykorzystać wszystkie partie mięśni. Musi też trzymać dietę, żeby kombinezon nie pękł. Widać, że siodełka w naszych pojazdach są dosyć wąskie, więc osoba z brzuszkiem miałaby trudności z funkcjonowaniem. Dodatkowo, wiele wózków odpala się z popychu, ponieważ nie mają własnych rozruszników, co wymaga dobrej kondycji fizycznej. Wyjazd na zawody to również duże wyzwanie. Często jesteśmy na miejscu dzień wcześniej, aby rozbić namiot, w którym śpimy, oraz drugi namiot na nasze maszyny. Trzeba przygotować wszystkie elementy, żeby normalnie móc funkcjonować podczas zawodów. Mieliśmy niedawno dosyć poważną awarię naszego flagowego modelu WSK-i na jednych z ostatnich zawodów. Musieliśmy wyjąć i rozmontować silnik, aby Tomasz mógł wystartować następnego dnia. Na szczęście udało nam się to dzięki pomocy innych zawodników. Bodajże w Białymstoku ktoś w garażu znalazł części do tego silnika, co sprawiło, że naprawa była możliwa. To pokazuje, że współpraca i pomoc między zawodnikami są kluczowe na torze. Mimo naszego wieku, dajemy radę. Choć czasami musimy przetrwać nieprzespane noce, to adrenalina podczas wyścigu wynagradza wszystko. Dodatkowo, umiejętności Tomasza nadają nam dużo energii i motywacji do dalszej pracy. Klimat, jaki panuje na torze, również wspiera nas w tym wszystkim.

Fot. archiwum Tomasza Krzciuka

I właśnie zawody, jakie plany macie na najbliższe miesiące, bo chyba sezon właśnie się rozpoczyna, prawda?

Tomasz Krzciuk: Plany mamy ogromne, chęci mamy ogromne, zapał jest, wszystko to, co potrzeba. Brakuje czasami jednej z najważniejszych rzeczy. Wiadomo, każdy sport wiąże się z kosztami, takimi jak dojazd na zawody, wpisowe, opony, paliwo, ewentualnie części zamienne. Noclegi mamy w namiocie, co wpisuje się w klimat retro kartingu, który tak bardzo lubimy. Jest to okazja do wieczornych spotkań przy grillu z chłopakami z innych klubów i miast, co dodatkowo wzbogaca atmosferę tych wyjazdów. Koszty są nieuniknione. Planujemy wziąć udział we wszystkich rundach Pucharu Polski w tym roku, będzie ich sześć. Dodatkowo, zaplanowaliśmy wycieczkę do Włoch na podobną imprezę jak Mistrzostwa Europy w retro kartingu, zwane Copa de Championi. Jest to impreza topowa, organizowana raz w roku we Włoszech. Udało nam się zorganizować wyjazd dla siedemdziesięciu pięciu osób, co było możliwe dzięki integracyjnemu charakterowi naszego klubu. Jedziemy tam wraz z rodzinami, co pozwala nam jeszcze bardziej zintegrować się jako społeczność. Chociaż mamy koszty, nie posiadamy sponsorów, choć przydałyby się nam wsparcie finansowe. Nawet mogę powiedzieć, że nie szukaliśmy sponsorów, ponieważ zabrakło nam na to czasu. Praca na torze pochłania sporo energii. Jednakże, gdyby ktoś był zainteresowany, z pewnością chętnie skorzystalibyśmy z takiej propozycji. Byłoby to dla nas bardzo miłe i pomocne. Dzięki sponsorom moglibyśmy kontynuować naszą działalność, rozwijać się oraz promować ten sport wśród młodych ludzi.

Chcielibyśmy, aby młodzi ludzie zobaczyli, jak wygląda karting, który nie wymaga ogromnych zasobów finansowych. Chcielibyśmy, aby mieli oni możliwość ścigania się, tak jak my kiedyś. W naszych czasach, kluby sportowe, takie jak mój rodzimy klub radomski, pokrywały część kosztów, co umożliwiało każdemu chętnemu uczestnictwo w sporcie. Oczywiście, rodzice także musieli pokryć część kosztów, ale były one na tyle przystępne, że praktycznie każdy mógł sobie na to pozwolić. Pamiętam, że kiedyś istniały szkółki kartingowe w klubach, gdzie najlepsi zawodnicy mieli szansę rywalizować na zawodach ogólnopolskich czy nawet na Mistrzostwach Polski. Każdy miał równe szanse, każdy mógł pościgać się na profesjonalnym torze i zbierać niezapomniane wspomnienia, które pozostaną z nim na zawsze.

Tutaj oczywiście pieniądze nie są tak wielkie, jak w przypadku profesjonalnego kartingu, ale nadal są to koszty. Musimy pamiętać o transporcie sprzętu, zorganizowaniu ekipy oraz konserwacji pojazdów.

Można powiedzieć, że w Radomiu mamy zespół gwiazdy retro kartingu, prawda? Jeżeli się nie mylę to pan Krzciuk zorganizował ten wyjazd do Włoch? Ekipę 75 osób z całej Polski. Czy tutaj przesadzam?

Tomasz Krzciuk: Nie przesadza pan, dokładnie tak było. Kiedy pierwszy raz zobaczyłem na Facebooku promocję tych zawodów we Włoszech, zobaczyłem film zapowiadający tę imprezę i tak sobie pomyślałem: „To jest nasz czas. Trzeba tam jechać. Będzie bardzo fajnie”. Postanowiłem to zorganizować, ale zdawałem sobie sprawę, że ciężko będzie zebrać taką liczbę osób. Zacząłem dzwonić do kolegów z tego środowiska kartingowego i ich namawiać. Nie spodziewałem się, że taki będzie efekt, że zorganizujemy tyle ludzi. Oczywiście, jadą także osoby spoza środowiska kartingowego, kilkanaście osób, które chcą zobaczyć, jak to wszystko wygląda. Jedziemy z dziećmi, które być może w przyszłości będą się ścigały w retro kartingu. Załatwiliśmy noclegi w Lido di Jesolo przy samej plaży, 11 kilometrów od toru. Mamy autokar, który będzie nas dowoził na tor, oraz dwa busy z przyczepą, które zawiozą nasze gokarty do Włoch. Bardzo się cieszymy i będziemy się starać jak najlepiej wypromować ten retro karting, bo naprawdę jest to coś wyjątkowego. Mam nadzieję, że zainteresujemy nim szersze grono osób – oglądających, słuchających, czytających.

Na zakończenie, zachęćmy może wszystkich do tej zabawy, do tej pasji, do tego hobby.

Tomasz Krzciuk: Zapraszamy przede wszystkim zawody. Pierwsza runda odbędzie się w Modlinie, koło Warszawy. Ale najbardziej serdecznie zapraszamy wszystkich ciekawych na zawody do Radomia, które odbędą się 13-14 lipca. To będzie czwarta runda Pucharu Polski w retro kartingu, organizowana przez Automobilklub Radomski na torze ulicy Warszawskiej. Spodziewamy się około 80, może nawet 100 zawodników, tak jak w poprzednim roku. Będzie to świetna impreza pełna walki, ryku silników i emocji. Ale przede wszystkim będzie to świetna zabawa, bo o to właśnie w tym wszystkim chodzi.

Tomasz Chuchała: Serdecznie zapraszamy kibiców, wasze wsparcie będzie dla nas niezmiernie ważne, dodając energii i skrzydeł naszemu zawodnikowi Tomaszowi, aby mógł ponownie stanąć na podium. Całym sercem dziękujemy i do zobaczenia na torze.

Dziękuję za rozmowę. Zachęcamy do śledzenia poczynań naszych zawodników. Będziemy na bieżąco informować o tym na twojradom.pl. Jeszcze raz dziękujemy i do usłyszenia. Do zobaczenia!