Tomasz Staniszewski i Marta Wiktoria Trojanowska, pasjonaci regionalnej historii, opowiedzieli naszej redakcji o monografii fabryki Marywil – kluczowego zakładu w dziejach radomskiego przemysłu. W rozmowie przybliżyli inspiracje do powstania książki, proces zbierania unikatowych materiałów, zaskakujące odkrycia, wpływ Marywilu na rozwój miasta oraz piękno ocalałych posadzek ceramicznych. Zapraszamy do lektury!
Co zainspirowało Państwa do napisania monografii o Marywilu? Czy był jakiś konkretny moment, odkrycie, które zapoczątkowało cały ten projekt?
Tomasz Staniszewski: Książka jest efektem wcześniejszych działań. Nie było tak, że nagle postanowiliśmy napisać książkę. Najpierw była wystawa, a jeszcze wcześniej mój pierwszy artykuł monograficzny. Powstał on na potrzeby pierwszego numeru rocznika historii papierów wartościowych. Od 30 lat kolekcjonuję papiery wartościowe i zajmuję się historią gospodarczą. Pewnego razu, przez przypadek, od syndyka Radomskich Zakładów Materiałów Ogniotrwałych otrzymałem zdjęcia z końca XIX wieku, przedstawiające fabrykę i jej pracowników. Były to oryginalne fotografie, wykonane przez paryskiego fotografa. To mnie zainspirowało, by bliżej zainteresować się historią Marywilu. Redaktor rocznika namówił mnie, abym napisał wiodący artykuł opisujący tę historię. Dla mnie był to swego rodzaju debiut.
Marta Wiktoria Trojanowska: Niezależnie od siebie, nie znając się, zainteresowaliśmy się tą samą tematyką. Poznaliśmy się podczas organizacji jednej z wystaw w Miejskiej Bibliotece Publicznej. Okazało się, że mamy podobne zainteresowania związane z historią tej fabryki i jej działalnością. Nasze pasje okazały się komplementarne, co szybko pozwoliło nam zorganizować wspólną wystawę o Marywilu w 2019 roku, tuż przed pandemią.
Tomasz Staniszewski: Na bazie tych wspólnych zainteresowań, w dużej mierze dzięki zaangażowaniu Marty, powstał pomysł, by napisać monografię, łącząc naszą wiedzę i poszukiwania w jedną publikację.
Wiemy, że publikacja jest bogato ilustrowana. Jak wyglądał proces zbierania materiałów, takich jak nieopublikowane zdjęcia?
Tomasz Staniszewski: Proces zbierania materiałów przebiegał dwutorowo. Jako kolekcjoner i regionalista od lat gromadzę artefakty związane z życiem gospodarczym Radomia oraz jego mieszkańcami. Skupiam się nie tylko na historycznych papierach wartościowych, ale także na starej ikonografii związanej z miastem.
Marta Wiktoria Trojanowska: Ja zajmuję się dokumentowaniem ocalałych posadzek, czyli tego, co przetrwało do współczesności. Odkrywam i opisuję te materiały, tworząc swoisty zapis faktograficzny. Przed wystawą o Marywilu aktywnie poszukiwaliśmy pamiątek. Robiliśmy ogłoszenia w bibliotece i prasie radomskiej, zachęcając mieszkańców do dzielenia się zdjęciami, wspomnieniami czy innymi artefaktami. Udało nam się pozyskać pewne materiały już na wystawę, ale najwięcej pojawiło się po niej. Kiedy ludzie zobaczyli wystawę, zaczęli przypominać sobie różne historie i dzielić się pamiątkami. Te materiały nie zmieściły się na wystawie, ale znalazły miejsce w książce. To proces ciągły, który trwa i prawdopodobnie będzie trwał dalej. Nie traktujemy książki jako zamknięcia tematu – jesteśmy otwarci na nowe odkrycia, zarówno dotyczące lokalizacji posadzek, jak i nieznanych dokumentów czy faktów, które wzbogacą naszą wiedzę.
Które odkrycie podczas badań nad Marywilem zaskoczyło Państwa najbardziej? Dlaczego?
Tomasz Staniszewski: Trudno wskazać jedno konkretne odkrycie. Każde znalezisko było w pewnym sensie zaskakujące. W literaturze pojawiały się tylko wycinkowe wzmianki, często powielające uproszczenia wynikające z niewystarczających kwerend źródłowych. Musieliśmy dokładnie przeanalizować, czym był Marywil, jak zmieniał się na przestrzeni lat, jakie miał formy organizacyjne, nazwy czy kapitał – raz belgijski, raz polski, raz żydowski. To wymagało szczegółowej analizy dokumentów źródłowych, takich jak księgi hipoteczne. Jako pasjonaci, a nie zawodowi historycy, włożyliśmy w to dużo serca, co uważam, że czyni naszą pracę jeszcze cenniejszą.
Marta Wiktoria Trojanowska: Jeśli chodzi o posadzki, ich zasób z roku na rok się zmniejsza, ale paradoksalnie w naszych inwentarzach przybywa nowych odkryć. Znajdujemy posadzki nie tylko w Radomiu, ale i poza nim. Wystawa o Marywilu była jedną z pierwszych, która pokazała, że fabryka może być tematem ekspozycji. Reakcja mieszkańców była bardzo pozytywna – ludzie przesyłali zdjęcia i informacje, nawet z miejsc tak odległych jak Ukraina, Litwa czy Łotwa, gdzie znajdowano posadzki sygnowane przez Marywil. To temat wciąż otwarty i rozwijający się.
Jak Marywil wpłynął na rozwój Radomia jako ośrodka przemysłowego? Jakie osiągnięcia są uważane za najważniejsze?
Tomasz Staniszewski: Marywil to jedna z ikon radomskiego przemysłu, z 102-letnią historią. W różnych okresach swojej działalności był kojarzony z różnymi rodzajami produkcji. Na początku, przez pierwsze 25–30 lat, produkował płytki ceramiczne, konkurując z firmami takimi jak Dziewulski i Lange SA w pobliskim Opocznie. Później, w okresie międzywojennym, specjalizował się w wyrobach szamotowych i kamionkowych, które stały się jego znakiem rozpoznawczym. Przed wojną Marywil był częścią koncernu krakowskiego przemysłowca Stanisława Burtana, podobnie jak fabryki porcelany w Ćmielowie i Chodzieży. W okresie powojennym zakład również należał do czołówki radomskiego przemysłu, choć nie był tak duży jak Fabryka Broni. Jego dziedzictwo jest niepodważalne, a nasza misja polegała na ocaleniu tej pamięci, zwłaszcza że zakład już nie istnieje, a jego archiwum jest niekompletne.
Marta Wiktoria Trojanowska: Marywil nie można rozpatrywać w oderwaniu od innych zakładów ceramicznych. Nasza książka opisuje go w szerszym kontekście, ale lokalnie był unikatowy. W skali Polski również wyróżniał się na tle innych fabryk, takich jak ta w Opocznie. Jego 100-letnia historia, pełna wzlotów i upadków, była kształtowana przez wojny, kryzysy gospodarcze i przekształcenia własnościowe, które ostatecznie doprowadziły do upadku zakładu po 1989 roku.
Płytki Marywilu zdobią wiele budynków w Polsce. Czy można wskazać jakieś szczególne miejsca, na przykład w Radomiu?
Marta Wiktoria Trojanowska: To temat rzeka! Odnaleźliśmy ponad 400 posadzek w bardzo różnych miejscach – od piwnic, przez klatki schodowe, po prywatne mieszkania, a nawet kamienny balkon. Dwa miejsca w Radomiu są szczególnie warte uwagi. Pierwsze to kościół ojców Bernardynów, gdzie zachowała się posadzka w doskonałym stanie, będąca przykładem niezwykłego kunsztu i przemyślanego projektu. Drugie to posadzka w Miejskiej Bibliotece Publicznej – najbogatszy i najtrudniejszy do ułożenia wzór, wykonany w sześciu barwach, niemal nietknięty przez czas. W bibliotece ocalały trzy „dywany” z płytek, w tym dwa na klatce schodowej i jeden na zapleczu.
Tomasz Staniszewski: Warto dodać, że budynek biblioteki, był dawną siedzibą oddziału w Radomiu Łódzkiego Banku Handlowego. Na jego czele stał dyrektor Bernard Herzberga jednocześnie jeden z akcjonariuszy belgijskiego towarzystwa akcyjnego Marywil. Sytuacja ta tłumaczy obecność pięknych marywilskich dywanów posadzkowych znajdujących się w gmachu dzisiejszej Miejskiej Biblioteki Publicznej.
Jak fabryka radziła sobie w trudnych okresach, takich jak kryzys lat 30. czy transformacja po 1989 roku?
Tomasz Staniszewski: W 1932 roku fabryka przeżywała poważny kryzys – przez rok nie działała z powodu bezrobocia i trudności gospodarczych. Po I wojnie światowej również borykała się z problemami. Transformacja po 1989 roku była szczególnie trudna – zakład nie poradził sobie z przerostami zatrudnienia, obciążeniami socjalnymi i wysoką inflacją. Profil produkcji, głównie wyroby szamotowe, nie był dostosowany do nowych potrzeb rynkowych, a import tanich produktów z zagranicy pogłębiał problemy ze zbytem. Próbowano wprowadzać nowe produkty, jak płytki elewacyjne czy klinkierowe, ale brak odważnych decyzji zarządów i organów założycielskich, w połączeniu z długami i konfliktami wewnętrznymi, doprowadził do upadku zakładu. Okres transformacji ustrojowej przyniósł wiele strat dla polskich przedsiębiorstw, w tym Marywilu, także z powodu zbyt liberalnego podejścia do prywatyzacji.
Jakie kwestie związane z historią Marywilu chcieliby Państwo zgłębić w przyszłych badaniach?
Marta Wiktoria Trojanowska: We wstępie do książki piszemy, że nie jesteśmy w pełni zadowoleni, ponieważ wojna na Ukrainie uniemożliwiła nam dostęp do rosyjskich archiwów w Petersburgu i Moskwie. Wiemy, że tam znajdują się materiały, które mogłyby wzbogacić nasze badania. Jesteśmy otwarci na nowe odkrycia, zarówno z archiwów, jak i od osób prywatnych, które mogą podzielić się pamiątkami czy informacjami.
Tomasz Staniszewski: Nasza książka to punkt wyjścia dla przyszłych badaczy. Regionalistyka polega na tym, że każdy dokłada nową cegiełkę do historii. Będziemy szczęśliwi, jeśli ktoś uzupełni naszą pracę o nowe źródła czy spostrzeżenia. Chcemy też zwiększać świadomość mieszkańców, by chronić posadzki i inne ślady dziedzictwa Marywilu. Apelujemy do wszystkich, którzy odkryją coś nowego, by dzielili się tą wiedzą – przez stronę „Radomskie Posadzki” na Facebooku czy moją stronę starepapiery.pl. To buduje tożsamość Radomia i pokazuje, że nasze miasto ma bogatą historię przemysłową, którą warto pielęgnować.
Jak mieszkańcy mogą się z Państwem skontaktować, by podzielić się informacjami?
Tomasz Staniszewski: Tak jak wspomniałem, można nas znaleźć przez stronę „Radomskie Posadzki” na Facebooku lub moją stronę starepapiery.pl, gdzie dzielę się informacjami o historii Radomia i papierów wartościowych. Zachęcamy też do aktywności w grupach takich jak Radom Retrospekcje. Każdy, kto ma coś ciekawego do dodania, może się z nami skontaktować – to może być inspiracja do nowych artykułów czy postów. Naszym celem jest inspirowanie innych do odkrywania lokalnej historii.
Marta Wiktoria Trojanowska: Chcemy, by takich pasjonatów jak my było więcej. Zaczęliśmy od szczegółu – Tomek od fotografii, ja od posadzek – i stworzyliśmy z tego większą opowieść. To pokazuje, że każdy może przyczynić się do odkrywania historii Radomia.