Wywiady

Mistyczna forma rytu rzymskiego – Msza Trydencka

Klaudia Sułek: Tzw. „Msza trydencka” była powszechną formą sprawowania Mszy świętej w Kościele rzymsko-katolickim od XVI w. aż do roku 1970, czyli do Soboru Watykańskiego II. Co sprawiło, że ten rodzaj Mszy świętej został na jakiś czas zapomniany? Co spowodowało, że ponownie zaczęto się nim interesować w ostatnim czasie?

Ksiądz Dawid Karaś: Reforma liturgiczna, jaka miała miejsce w latach 60. XX wieku jest owocem o wiele dłuższego procesu, który swymi początkami sięga końca XIX w. Wówczas w wielu krajach Europy zachodniej (głów-nie w Belgii, Francji, Niemczech i Anglii) podejmowano różne inicjatywy, mające na celu odkrycie głębi liturgii Kościoła. Inicjatywy te określono mianem ruchu liturgicznego, którego najbardziej znanym przedstawicielem był Prosper Guéranger (1805-1875), opat klasztoru benedyktynów w Solesmes. Sobór Watykański II zainspirowany pracą ruchu liturgicznego, pragnął odnowić liturgię w ten sposób, by wierni w niej uczestniczący, mogli robić to bardziej świadomie. W założeniach soborowa reforma liturgii nie miała być aż tak radykalna. W Konstytucji o liturgii świętej (1964), czytamy, że do liturgii miano wprowadzić nieco więcej języka ojczystego, jednak zasadniczym językiem Mszy w dalszym ciągu miała pozostać łacina. Zaproponowano, by przywrócić modlitwę wiernych. Przypomniano, że chorał gregoriański jest własnym śpiewem liturgii rzymskiej i to on powinien w liturgii zajmować pierwsze miejsce. Prace komisji liturgicznej okazały się jednak dalece odejść od tego, co założono w oficjalnych dokumentach Soboru. W 1969 r. ogłoszono nowy Mszał rzymski, który w praktyce za-stąpił dotychczasowy – trydencki. Od jakiegoś czasu z różnych stron w Kościele coraz wyraźniejsze stają się głosy sugerujące, że ostatnia reforma liturgiczna była zbyt rewolucyjna. Powstał nowy ruch liturgiczny, szukający perspektyw dalszego rozwoju liturgii Kościoła w duchu tradycjonalistycznym. Z pewnością dlatego papież Benedykt XVI w 2007 r. zezwolił, by na nowo swobodnie można było posługiwać się tradycyjną liturgią rzymską.

K.S.: Jakie są główne cechy charakterystyczne Mszy trydenckiej odróżniające ją od Mszy posoborowej?

D.K.: Tym co rzuca się w oczy najbardziej jest oczywiście łacina i kierunek celebracji, czyli to, że kapłan stoi tyłem do wiernych. Łacina w liturgii jest bardzo ważnym elementem z perspektywy samej wiary. Jako język martwy, niepodlegający przemianom, pozwala na precyzyjne wyrażenie prawd wiary. Każde tłumaczenie jest zawsze jakąś formą interpretacji i odejścia od sensu oryginalnej wypowiedzi. Różna mentalność języków sprawia, że nie zawsze da się w nich wyrazić pewną rzeczywistość w sposób tak samo jednoznaczny – a to w odniesieniu do sformułowań filozoficznych i teologicznych jest bardzo ważne. Natomiast dla tego, kto zna łacinę, dane słowo, wyrażenie czy zdanie, niezależnie od te-go, z jakiego kręgu kulturowego pochodzi, zawsze będzie oznaczało to samo. Kierunek celebracji jest również bardzo ważny. Msza sprawowana przodem do wiernych, przynajmniej w założeniu, miała sprawić, że Chrystus obecny na ołtarzu w Najświętszym Sakramencie stanie się centralną Postacią zgromadzenia liturgicznego. W praktyce jednak „twarzą” Mszy świętej staje się kapłan, który postawą, wyglądem i zdolnościami oratorskimi skupia na sobie całą uwagę wiernych. Sposób modlitwy całego zgromadzenia w jednym kierunku, pokazuje natomiast, że to ołtarz, krzyż, Chrystus, jest tym celem, ku któremu wszyscy się zwracamy i który ma być dla nas wszystkich najważniejszy. To są oczywiście tylko te najbardziej rzucające się w oczy różnice i wcale nie najważniejsze. Również nową Mszę można odprawić po łacinie i tyłem do wiernych. Samo sedno leży natomiast w nie zawsze dostrzegalnych dla wiernych obrzędach, w używanych przez kapłana modlitwach i gestach, które z różnym stopniem wrażliwości, mniej lub bardziej wyrażają sens i szacunek wobec tego, co się sprawuje.

K.S.: Jak zatem te różne elementy, specyficzne dla dawnych obrzędów liturgicznych, wpływają na za-chowanie kapłana i wiernych podczas Mszy? Jak odprawia się i uczestniczy się we Mszy trydenckiej?

D.K.: Patrząc obiektywnie, stopień skomplikowania niektórych trydenckich obrzędów jest większy niż tych polskich, jednak nauka tradycyjnej liturgii nie jest w ogólnym rozrachunku tak trudna, jak wydaje się na początku. Z pewnością więcej jest w tej Mszy gestów. Kapłan częściej przyklęka, więcej razy się żegna. Od momentu, gdy pierwszy raz dotknie Hostii, aż do momentu obmycia palców trzyma je złączone – jest to gest szacunku do Najświętszego Sakramentu. Jest nawet taki przepis, że kapłanowi nie wolno w czasie Mszy patrzeć na ludzi, nawet wtedy, gdy się do nich odwraca, powinien patrzeć w ziemię. Niektórych księży to bawi, ale w istocie jest to bardzo mądre. Porównując obie Msze, dostrzegam, że na Mszy trydenckiej łatwiej jest się skupić. Gdy odprawia się polską Mszę i ciągle patrzy się na wiernych, mimowolnie zawsze przyjdą jakieś rozproszenia – „O, Pani Iks, dawno jej nie było”, „O, to dziecko przysypia, zaraz spadnie z ławki”, „O, jaka wielka pajęczyna”. Mszę łacińską sprawuje mi się w większym skupieniu. Jest to dla mnie bardzo intymne spotkanie z Chrystusem, w czasie którego nie czuję na sobie wzroku „widzów” śledzących każdy mój krok, ale mogę się w istocie skupić na tym, co robię, swobodnie i bez pośpiechu. Czasem można się w tym tak zatopić, że potrzeba na-prawdę głośnego hałasu, by przypomnieć sobie, że za plecami są jeszcze wierni. A jak oni uczestniczą we Mszy trydenckiej? Dla wielu osób, które przychodzą pierwszy raz pewną barierą jest łacina. Mówią, że to nie dla nich, bo nic z tego nie rozumieją. Nasze babcie, prababcie i ci wszyscy, którzy przez tyle wieków uczestniczyli we Mszy trydenckiej też zapewne nie znali łaciny. We Mszy nie chodzi o to, by rozumieć z niej każde słowo. Dobrze, jeśli zna się pewne podstawy łaciny – i po jakimś czasie to przychodzi, ale we Mszy najważniejsze jest to, że wiem, w czym uczestniczę, że stoję pod krzyżem, że Chrystus tu, na tym ołtarzu za mnie umiera, choć tak bardzo na to nie zasługuję przez swoje grzechy. Miłość Boga do człowieka to nigdy niezgłębiona tajemnica, której nie da się zrozumieć. A ten pozornie niezrozumiały język, to, że najważniejsze modlitwy kapłan wypowiada szeptem, by nikt ich nie słyszał, to wszystko tym bardziej pozwala nam uświadomić sobie, że uczestniczymy w tajemnicy.

K.S.: Kiedy i gdzie wierni z naszego regionu mogą uczestniczyć w tego typu mszach?

D.K.: Obecnie w Diecezji Radomskiej mamy trzy kościoły z regularnymi celebracjami w tradycyjnym rycie rzymskim. Msze trydenckie odbywają się w każdą niedzielę o godz. 14.15 w kościele pw. św. Bartłomieja we Wsoli i o godz. 15.00 w kościele pw. Matki Bożej Częstochowskiej w Starachowicach. Ponad-to w pierwsze niedziele miesiąca o 14.30 i w każdą środę o 16.00 takie Msze odprawianą są także u Ojców Cystersów w Wąchocku.

K.S.: A Radom? Czy gdzieś w naszym mieście odprawiane są Msze trydenckie?

D.K.: Niestety, w tym momencie w żadnym kościele w Radomiu nie odprawia się Mszy w ten sposób. Przez jakiś czas organizowaliśmy Mszę trydencką w kaplicy na Kapturze – wyrażam za to ogromną wdzięczność ks. Proboszczowi Wiesławowi – ale jest to mała kaplica i pandemia zmusiła nas do poszukania większego obiektu. Gdyby jednak któryś z radomskich księży proboszczów chciał nas do siebie zaprosić, kto wie. Tymczasem zapraszamy do Wsoli, to tylko przysłowiowy rzut kamieniem od Radomia.

Klaudia Sułek