Rudolf Hoess był komendantem niemieckiego obozu zagłady w Oświęcimiu. Z jednej strony dobry, kochający mąż i ojciec, z drugiej, człowiek okrutny, bez skrupułów wydający rozkazy masowego mordu niewinnych ludzi, w tym dzieci… Jak do tego doszło, że młodzieniec pochodzący z rodziny katolickiej, nagle zszedł na złą drogę i w dorosłym życiu był zdolny do zbrodni ludobójstwa?! Historia jego życia pokazuje, że każdy człowiek, który oddala się od Boga, musi czymś wypełnić powstałą pustkę. Hoess wypełnił ją fanatyczną ideologią i okultyzmem, a jego bogiem stał się Hitler. Jednak nawet tak wielki grzesznik może przed śmiercią doznać wewnętrznej przemiany. Jego nawrócenie jest dowodem na to, że Pan Bóg nikogo nie skreśla, każdemu daje szansę.
Rudolf Franz Ferdinand Hoess urodził się 25 listopada 1901 r. w Niemczech w mieście Baden-Baden. Jego rodzice Franz Xaver i Paulina z domu Speck byli gorliwymi katolikami. Żyli w miłości, dobroci i wzajemnym szacunku, jak wspominał po latach Rudolf. Ojciec, niegdyś oficer armii, służący w niemieckiej Afryce Wschodniej, prowadził firmę produkującą herbatę i kawę.
W 1906 r. rodzina Hoessów przeprowadziła się do Mannheimu, gdzie Rudolf uczęszczał do szkoły podstawowej i gimnazjum. Jego wychowywaniem zajmował się ojciec, który stosował surowe, żołnierskie zasady. Uczył go ścisłych zasad religijnych i życia według zasad moralnych. Po narodzinach najmłodszej córki jego ojciec złożył ślub życia w czystości i samowolnie, bez zgody Rudolfa, ofiarował go Bogu, z myślą o przeznaczeniu do kapłaństwa. Zabierał go też na pielgrzymki do sanktuariów maryjnych. Do domu często zapraszał misjonarzy.
Rudolf sumiennie wypełniał swoje religijne obowiązki. Był nawet gorliwym ministrantem. Miał jednak trudny charakter i duże problemy z otwarciem się na innych. Jeśli wyrządzono mu, w jego mniemaniu jakąś krzywdę, zawsze musiał ją pomścić. Nie bawił się z rówieśnikami. Nie miał kolegów, wolny czas spędzał samotnie. Często chodził do lasu, gadał z końmi. Nie chciał, aby go obserwowano. Lubił ciemność, chętnie słuchał legend o skrzatach i mrocznych potworach.
W wieku 13 lat doświadczył poważnego kryzysu wiary. Miało to miejsce po pewnej spowiedzi św. kiedy to wyznał księdzu, że w szkole niechcący zepchnął ze schodów kolegę, któremu w wyniku upadku pękła kostka w nodze. Gdy następnego dnia ojciec prosił go o wyjaśnienie incydentu, Rudolf doszedłszy niesłusznie do wniosku, że spowiednik złamał tajemnicę spowiedzi, stracił zaufanie do świętego stanu kapłańskiego. W jego życiu nastąpił radykalny zwrot, przestał się modlić, spowiadać i chodzić do kościoła, a w końcu całkowicie utracił wiarę. Powoli następowała też degradacja jego człowieczeństwa. Gdy zmarł nagle jego ojciec, przyjął to z obojętnością i chłodem.
Kariera wojskowa i pierwsze kontakty z nazistami
Gdy wybuchła I wojna światowa, przez krótki czas służył w szpitalu wojskowym. Bardzo chciał zostać zawodowym żołnierzem. W wieku 14 lat zaciągnął się do armii. Nie miał jednak wymaganego wieku. Żeby zostać przyjętym, skłamał, podając nieprawdziwą datę narodzin, o rok wcześniejszą. Walczył w 6. Armii Osmańskiej. Był świadkiem ludobójstwa Ormian i Asyryjczyków. Trzykrotnie odniósł rany, chorował też na malarię. W 1917 r. stracił matkę. Jej śmierć mocno przeżywał.
Przed 18 rokiem życia awansował najpierw do stopnia naczelnego sierżanta, a następnie za jakiś czas został najmłodszym podoficerem w armii. Otrzymał wiele odznaczeń. Krótki czas dowodził oddziałem kawalerii. Zdołał uciec przed niewolą jeniecką. Po powrocie do domu, ukończył szkołę średnią. Ze względu na naciski rodziny, żeby został kapłanem, odciął się od krewnych.
W lutym 1919 r. wstąpił do nacjonalistycznego Wschodniopruskiego Korpusu Ochotniczego. Uczestniczył w zbrojnych atakach terrorystycznych na ludność polską w czasie powstań śląskich przeciwko Niemcom a także na obywateli francuskich podczas francuskiej okupacji Zagłębia Ruhry.
W 1922 r. oficjalnie wystąpił z Kościoła katolickiego, a następnie uczestniczył w spotkaniu nacjonalistycznych organizacji wojskowych i paramilitarnych, gdzie dominowały magia i okultyzm. Po wysłuchaniu przemówienia Hitlera, wstąpił do partii nazistowskiej NSDAP. W partii tej dokonywała się transformacja cywilizacyjna elit niemieckich, odrzucenie chrześcijaństwa i przyjęcie neopogaństwa. Na jednym z takich spotkań poznał Martina Bormanna, przyszłego sekretarza Hitlera.
Wraz z kilkoma byłymi żołnierzami korpusu brał udział w morderstwie zleconym przez Martina Bormanna. Potem, gdy wszystko wyszło na jaw, Hoess przyjął całą winę na siebie, podając się za przywódcę gangu, kryjąc w ten sposób Bormanna. Dostał wyrok dziesięciu lat więzienia. W tym czasie dużo czytał. Interesowała go głównie literatura o treściach ideologiczno narodowosocjalistycznych i rasistowskich. Wśród nich była książka Hitlera – Mein Kampf.
Po ogłoszeniu amnestii generalnej, w lipcu 1928 r. opuścił więzienie i przyłączył się do Ligi Artaman. Związek Artamanów wcielał w życie ideologie darwinizmu społecznego i tzw. „higieny rasowej”. Jego założyciele twierdzili, że twórcą kultury europejskiej jest rasa nordycka i z tego względu należy troszczyć się o zachowanie czystości rasy aryjskiej. Ci wszyscy, którzy nie mieli pochodzenia aryjskiego, byli zaliczani do podludzi. Artamani promowali zdrowy styl życia oparty na rolnictwie. Praktykowali pogański kult germański i nienawidzili chrześcijaństwa. U Artamanów poznał Hedwig Hensel, z którą ożenił się w sierpniu 1929 r. Mieli pięcioro dzieci, dwóch synów i trzy córki. Najmłodsza z nich urodziła się w Auschwitz, w domu znajdującym się nieopodal obozu.
Nawiązał tam również znajomość z Heinrichem Himmlerem, współtwórcą i szefem SS Gestapo. 1 kwietnia 1934 r. na jego wezwanie, Hoess wstąpił do SS. Od tej pory jego najważniejszym obowiązkiem, jak i wszystkich SS-manów było ślepe, bezwzględne posłuszeństwo i wierność Führerowi oraz całkowite podporządkowanie własnej woli światopoglądowi narodowosocjalistycznemu. W swojej „Autobiografii” Hoess przyznał, że był zafascynowany Hitlerem, a jego rozkazy i wypowiedzi były dla niego ewangelią. Całym sercem fanatycznie wierzył w idee narodowego socjalizmu.
Wraz z Hitlerem i innymi czołowymi przywódcami III Rzeszy był gorliwym działaczem w organizacji ezoterycznej Thule, którą powołał do życia generał Karl Haushofer, jeden z magów Hitlera. Organizacja ta zajmowała się tybetańską magią i wróżbiarstwem. To właśnie Haushofer przekonał Hitlera, że dzięki obrzędom magicznym można doprowadzić do mutacji aryjskiej rasy i stworzyć nadczłowieka. Od tamtej pory Hitler podejmował wszystkie najważniejsze decyzje po skonsultowaniu się ze swoim magiem, który używał do tego tajemniczych tybetańskich kart tarota. Aby być jeszcze bardziej wtajemniczonym, Hitler uprawiał jogę „Nieznanych mistrzów”. Wszyscy przywódcy zostali w ten sposób wprowadzeni na drogę satanizmu.
Oczyszczanie rasy aryjskiej rozpoczęto od usuwania z narodu niemieckiego ludzi słabych i chorych. Potem postanowiono doprowadzić do ludobójstwa innych niearyjskich narodów, szczególnie słowiańskich a także Żydów. Ostatecznym celem nazistów była eksterminacja duchowieństwa katolickiego. Hitler nienawidził Kościoła katolickiego. Uważał, że aby Niemcy mogły żyć, Kościół musi upaść.
Tak rodził się hitlerowski terror oraz nowy Rudolf Hoess.
Kariera w SS. Zbrodnie ludobójstwa
Zaraz po przyjęciu do SS, został skierowany do Jednostki Głównej Śmierci. Najpierw pełnił rolę wartownika w obozie koncentracyjnym w Dachau. Tam szybko osiągał kolejne szczeble kariery. Po pewnym czasie przeniesiono go do KL Sachsenhausen, gdzie w 1939 r. został kierownikiem obozu. Pod koniec kwietnia 1940 r. otrzymał nominację na komendanta nowo powstającego obozu koncentracyjnego w Auschwitz i dowódcą tamtejszego garnizonu SS, liczącego 2 tys. esesmanów. Mieszkał z żoną i dziećmi w willi tuż za murami obozu.
Początkowo w obozie tym mieli być przetrzymywani niemieccy wrogowie polityczni i więźniowie wojenni, jednak z czasem przywożono tam Polaków, zwłaszcza inteligencję, patriotów i osoby duchowne, potem Żydów i ludzi innych narodowości. Jak pisał Hoess w swojej Autobiografii, obóz w Auschwitz miał być miejscem terroru. Gdy Hitler podjął decyzję o całkowitej zagładzie narodu żydowskiego, w realizacji tego szaleńczego planu, z pełnym zaangażowaniem i fanatycznym zapałem pomagał mu Hoess. Na polecenie Führera wysyłał ludność żydowską, w tym także dzieci, do komór gazowych. Szacuje się, że w Auschwitz zabito ponad 2,5 mln osób, a ponad 500 tys. zmarło z powodu wyczerpania lub chorób.
Hoess nie taił przed swoimi bliskimi, że w obozowych komorach gazowych masowo mordowani są ludzie, a później ich ciała palone są w krematoriach. O wszystkim im mówił, a oni byli niewzruszeni. Jego dzieci bluźnierczo wyrażały się o Bogu, naśmiewały się z ludzi, którzy w Niego wierzyli. Tak jak ich ojciec, za nic mieli ludzkie życie. Liczyła się tylko rasa aryjska, innych traktowali jak podludzi.
Gdy III Rzesza, która według nazistów była niezwyciężona, odniosła klęskę, a jej główni przywódcy: Hitler, Himmler i Goebbels odebrali sobie życie, również i Rudolf Hoess wraz z żoną stracili sens życia i chcieli zażyć truciznę. Nie uczynili tego tylko ze względu na swoje dzieci. Hoess wiedział, że czeka go proces i kara śmierci. Zaczął więc ukrywać się pod przybranym nazwiskiem Franz Lang. Mieszkał i pracował w gospodarstwie rolnym w Gottrupel koło Flensburga. Miejsce jego pobytu wskazała żona Hedwig, po tym jak zastosowano wobec niej szantaż emocjonalny.
11 marca 1946 r. został zatrzymany przez angielską policję. Planował połknąć truciznę, ale fiolka się stłukła. Po kilku dniach przekazano go Międzynarodowemu Trybunałowi Wojskowemu w Norymberdze a następnie na podstawie umowy o ekstradycji został wydany polskiemu wymiarowi sprawiedliwości. W maju 1946 r. wraz z dziewięcioma innymi zbrodniarzami nazistowskimi przetransportowano go z Berlina do Warszawy. Został osadzony najpierw w więzieniu mokotowskim a następnie wraz ze 120 funkcjonariuszami obozu Auschwitz-Birkenau przewieziony do więzienia Montelupich w Krakowie. Tam na polecenie psychologa opisał w szczegółach rozwój obozu, eksterminację, podał uwagi o współpracownikach i spisał swoje wspomnienia.
Amerykański psychiatra Martin Gilbert tak scharakteryzował Hössa: „W tym apatycznym niskim mężczyźnie nie było nic, co pozwalałoby przypuszczać, że ma się do czynienia z największym mordercą, jaki kiedykolwiek żył na świecie”.
Z kolei odpowiedzialny za cenzurę korespondencji Hoessa do rodziny sierżant Bernard Clark, stwierdził: „W tym człowieku było dwóch różnych ludzi. Jeden brutalny i nie mający względów dla życia ludzkiego, a drugi delikatny, uczuciowy”
W lutym 1947 r. przewieziono go ponownie do więzienia w Warszawie, gdzie oczekiwał na rozprawę sądową. Proces rozpoczął się 11 marca 1947 r. i trwał około trzy tygodnie. Obecnych było na nim ok. 1000 osób. Hoess nie zaprzeczał stawianym wobec niego oskarżeniom, jednak nie wyraził skruchy, gdyż uważał, że w tamtym okresie jego postepowanie było słuszne i że był ofiarą systemu. 2 kwietnia ogłoszono wyrok śmierci przez powieszenie. Przyjął go ze spokojem, podziękował obrońcom i zrezygnował z prośby o ułaskawienie. Przychylając się do prośby byłych więźniów KL Auschwitz egzekucja miała być wykonana na terenie obozu w Oświęcimiu. Oczekiwał na nią w więzieniu w Wadowicach.
Stopniowa przemiana duchowa. Pojednanie z Bogiem
Początkiem jego wewnętrznej przemiany był chrześcijański sposób, w jaki był traktowany w polskich więzieniach. Dzięki temu najpierw odkrył wartość i godność człowieka, a potem był zdolny wyrazić skruchę i pojednać się z Bogiem.
O ludzkie traktowanie Hoessa apelował na początku głównej rozprawy w Warszawie przewodniczący składu sędziowskiego, który mówił: „Pomni wielkiej odpowiedzialności naszej wobec zmarłych i żywych, nie traćmy z oczu tego, o co się toczył bój miłujących wolność narodów. Poszanowanie godności człowieka stanowiło ten wielki cel, niechże będzie ono również udziałem oskarżonego, bowiem przed sądem staje przede wszystkim człowiek”.
O zmianie jaka się w nim dokonywała można się dowiedzieć z listów, jakie pisał do żony, których treść umieścił w swojej Autobiografii. Pisał do niej: „Wyrosły we mnie duże wątpliwości, czy również moje odwrócenie się od Boga nie pochodziło z fałszywych przesłanek. Było to ciężkie zmaganie się. Odnalazłem jednak swoją wiarę w Boga”.
W rozmowie z prokuratorem odpowiedzialnym za wykonanie wyroku przyznał, że popełnił ciężkie zbrodnie wobec ludzkości, a zwłaszcza wobec narodu polskiego. Stwierdził również, że dopiero w polskim więzieniu odnalazł w sobie człowieka, którego zatracił służąc w partii. Następnie poprosił o spotkanie z księdzem katolickim. Przyjechał do niego o. Władysław Lohn, jezuita z Krakowa. Był to ten sam ksiądz, którego Hoess puścił wolno w 1940 r. , gdy ten został schwytany po przedostaniu się do obozu w Oświęcimiu, aby spotkać się ze swoimi współbraćmi. Dzięki temu, że darował mu wówczas życie mógł przed śmiercią powrócić do Kościoła katolickiego. Był to bowiem jedyny ksiądz w okolicy, który biegle mówił po niemiecku.
Hoess rozmawiał z nim kilka godzin, po czym złożył katolickie wyznanie wiary a następnie pełen skruchy i wielkiego żalu za popełnione zbrodnie wyznał szczerze wszystkie swoje grzechy w sakramencie pokuty. Ksiądz udzielił mu absolucji, a następnego dnia przyszedł do niego z Komunią św. Gdy Hoess przyjmował Najświętszy Sakrament płakał, klęcząc na środku więziennej celi.
Na kilka dni przed egzekucją napisał list pożegnalny do żony. Prosił ją, aby dobrze wychowała dzieci: „Moje chybione życie nakłada na Ciebie, Najukochańsza, święty obowiązek wychowania naszych dzieci w duchu prawdziwego, płynącego z serca człowieczeństwa”.
Złożył tez pisemne oświadczenie, w którym napisał: „Sumienie zmusza mnie do złożenia jeszcze następującego oświadczenia: w osamotnieniu więziennym doszedłem do gorzkiego zrozumienia, jak ciężkie popełniłem na ludzkości zbrodnie. Jako komendant obozu zagłady w Oświęcimiu urzeczywistniłem część straszliwych planów Trzeciej Rzeszy – ludobójstwa. W ten sposób wyrządziłem ludzkości i człowieczeństwu najcięższe szkody. Szczególnie narodowi polskiemu wyrządziłem niewysłowione cierpienia. Za odpowiedzialność moją płacę życiem. Oby mi Bóg wybaczył kiedyś moje czyny. Naród polski proszę o przebaczenie. Dopiero w polskich więzieniach poznałem, co to jest człowieczeństwo. Mimo wszystko, co się stało, traktowano mnie po ludzku, czego nigdy bym się nie spodziewał i co mnie najgłębiej zawstydzało. Oby obecne ujawnienia i stwierdzenia tych potwornych zbrodni przeciwko człowieczeństwu i ludzkości doprowadziły do zapobieżenia na całą przyszłość powstawaniu założeń, mogących stać się podłożem tego rodzaju okropności”.
Dzień przed egzekucją wyspowiadał się po raz ostatni i spokojnie oczekiwał na swoją śmierć. Przed wykonaniem wyroku poprosił Polaków o wybaczenie, prosił też o przekazanie pozdrowień dla żony i dzieci. Wyrok wykonano 16 kwietnia 1947 r. ok. godz. 10.00. Został powieszony na terenie obozu Auschwitz, między krematorium a willą, w której mieszkał z rodziną. Świadkowie jego egzekucji potwierdzali, że umierał z godnością. Jego ciało spalono, a prochy rozsypano w pobliskiej rzece.
Pojednanie z Bogiem otworzyło mu drogę do zbawienia duszy. Co prawda jest to droga trudna i długa, musi ją bowiem przebyć w rzeczywistości czyśćca, gdzie pokutuje za wszystkie grzechy i ich konsekwencje. Jednak kiedyś jego dusza dołączy do grona zbawionych.
Źródła: opoka.org.pl / en.wikipedia.org / polskieradio.pl
Foto: pl.wikipedia.org