Publicystyka Religia Światełko wiary

Św. Wojciech (Adalbert) – biskup i męczennik, jeden z głównych patronów Polski

23 kwietnia – Świętego Wojciecha biskupa, głównego patrona Polski. Jego imię oznacza „pociecha wojów”. Na bierzmowaniu przybrał imię Adalbert, po swoim nauczycielu, arcybiskupie Magdeburga. Kształcił się w jednej z lepszych szkół w ówczesnych czasach. Chciał nawracać Prusaków, ale nie został życzliwie przyjęty. Zginął śmiercią męczeńską na ziemi pruskiej.

”Quibus causa periculi fit res salutis” –  „Bardziej grzeszą chrześcijanie, nie dbający o przestrzeganie nakazów wiary, niż poganie nie oświeceni łaską”.  (św. bp. Brunon z Kwerfurtu)

Istnieją trzy żywoty św. Wojciecha. Pierwszy pochodzi z 999 r. i był napisany na potrzeby kanonizacji bp. Wojciecha. Prawdopodobnie spisał go mnich opactwa benedyktyńskiego na Awentynie w Rzymie, Jan Kanapariusz. Opierał się on głównie na relacjach dwóch świadków: bł. Radzima i Benedykta. Drugi żywot sporządził w latach 1002 -1004, Święty Brunon z Kwerfurtu, w wersji długiej i krótkiej. W wieku XI był też spisany w Polsce opis męczeńskiej śmierci św. Wojciecha. Znajduje się on w bibliotece w Tagemsee. Dość obszerne wzmianki zamieszczone są w Kronice Thietmara oraz w Rocznikach kwedlinburskich i hildesheimskich. Ważniejsze sceny z życia św. Wojciecha zostały przedstawione na „drzwiach gnieźnieńskich’’ w 1127 r. Utrwalonych rzeźbą w spiżu jest 18 scen z jego życia. W latach 1260 – 1292 spisano cuda św. Wojciecha.

Św. Wojciech urodził się w 956 r. w Czechach, w Libicach, u ujścia rzek Cydliny i Łaby. Jego imię oznacza „pociecha wojów”. Był jednym z siedmiu synów czeskiej pary książęcej Sławnika i Strzyżysławy. Jego rodzice pochodzili z zacnych rodów. Ojciec był skoligacony z dynastią saską Ottonów (Ludolfingów), a mama prawdopodobnie pochodziła z Przemyślidów. Była pełna cnót chrześcijańskich. Odznaczała się sprawiedliwością, dobrocią i pobożnością, spełniała uczynki miłosierdzia, pomagała sierotom, wdowom i ubogim. Jego babka ze strony ojca, była rodzoną siostrą Henryka I, króla Niemiec. Rodzice św. Wojciecha posiadali wielkie bogactwa, jednak nie przywiązywali szczególnej wagi do dóbr doczesnych.

Gdy na świat przyszedł Wojciech, każdy zachwycał się jego urodą, więc rodzice zamierzali go przeznaczyć do życia światowego. Jednak to nie podobało się Bogu, który miał inne plany wobec ich synka. Niemowlę nagle rozchorowało się, jego brzuszek powiększył się i był większy od całego ciałka, dzieciątko wiło się z bólu. W obliczu zagrożenia życia dziecka, rodzice zwrócili się o pomoc do Matki Bożej i błagali miłosiernego Boga o ratunek. Przynieśli Wojciecha do kościoła i z pokorą położyli na ołtarzu Najświętszej Maryi Panny, ofiarując synka Bogu, jako ofiarę przebłagalną. Gniew Boży odwrócił się, dziecko wróciło do zdrowia i odzyskało dawną piękność.

W tamtych czasach powszechnym zwyczajem było upraszanie zdrowia dla dziecka zobowiązaniem przed Bogiem, że dziecko to zostanie oddane na służbę Bożą. Zwyczajem także było to, że możne rodziny przeznaczały swoich najstarszych synów na urzędy polityczne, zaś młodszych na wysokie stanowiska duchowne: opatów bądź biskupów.

Wojciech od 972 r.  – 981 r. pobierał nauki w duchu chrześcijańskim, w jednej z lepszych szkół katedralnych w tamtych czasach, która mieściła się w Magdeburgu – stolicy metropolii kościelnej. Przełożonym szkoły był niemiecki uczony benedyktyn, filozof o imieniu Oktryk, który starał się, aby uczniowie mieli jak największy zasób ksiąg. Oktryk był sławny ze swojej uczoności i wymowy. Za jego kadencji szkoła przyciągała ogromne rzesze młodzieży. Najważniejszym nauczycielem i autorytetem dla Wojciecha, był  niewątpliwie abp. Adalbert, którego obyczaje i życie nie odbiegały od tego, czego nauczał. Był on pierwszym arcypasterzem Magdeburga, a wcześniej opatem benedyktyńskim w Waissenburgu. Aby upamiętnić swojego mentora, Wojciech na bierzmowaniu przyjął imię Adalbert. To głównie dzięki temu metropolicie wzrastał w mądrości i bojaźni Bożej. Był dobrym uczniem, dużo czytał, przede wszystkim książki Ojców Kościoła i pisarzy starożytnych. Poznał łacinę, niemiecki i język Wieletów (grupa plemienna Słowian). W późniejszych latach nauki dołączył do niego także młodszy brat przyrodni Radzim. Wojciech stronił od rozrywek, unikał towarzystwa kolegów, którzy marnotrawili czas na dziecinne zabawy i głupie igraszki. Gdy tylko nadarzała się sposobność, udawał się tajemnymi drogami do miejsc świętych męczenników, m.in. związanych z takimi postaciami, jak św. Maurycy, św. Szczepan i św. Ambroży. Tam oddawał się żarliwej modlitwie. Był bardzo szlachetny, dobry, serdeczny i uczynny. Nie zapominał o potrzebujących. Aby uniknąć pochwał za dobre uczynki, niósł pomoc tak, aby nikt go nie widział. Nocami szedł do ludzi słabych, ubogich i niewidomych, niosąc im pociechę i stosowną pomoc.

W 981 r. , po śmierci abp. Adalberta, subdiakon Wojciech powrócił do Czech. Po krótkim pobycie w rodzinnym domu, wyruszył do Pragi i przyjął święcenia diakonatu, a za jakiś czas święcenia kapłańskie, których udzielił mu pierwszy łaciński biskup Pragi, Dytmar, z pochodzenia Niemiec.

Po ok. 2 latach bp. Dytmar ciężko zachorował. Zmarł w styczniu 982 roku. Jak pisze Jan Kanapariusz, przed śmiercią miał straszliwą wizję, ujrzał marność swojego światowego i wystawnego życia. Umierający biskup, zanim oddał ducha Bogu, wypowiedział słowa pełne skruchy, zawierające cytaty z Pisma Świętego: z Izajasza (6, 5 i 66, 24), z Księgi Machabeuszów (1, 26), z N.T. (Mar. 9, 47 i 9, 43 oraz 46-47), i Dz. Ap. (8, 2). Zaczerpnął również cytaty z Reguły zakonnej św. Benedykta rozdz. 1, oraz z Wergiliusza Eneidy II, 274 i I, 142. „Biada mi! jak żyłem i jak odmienny byłem od takiego, jakim teraz pragnąłbym być! Biada mi nędznemu! Zmarnowane dni moje; już bezowocny wszelki żal! Jestem zgubiony! Gdzież są teraz moje zaszczyty i czcze bogactwa? O, ciało podległe gniciu i pastwo robaków, gdzie teraz chwała i piękno marności twojej? Oszukałeś mnie, oszukałeś, zwodniczy świecie, obiecując mi sędziwy wiek, i oto jak haniebnie niespodziewanej śmierci mieczem zabiłeś duszę moją! Lecz moja osobista nikczemność mogłaby jednak uzyskać jakoś przebaczenie u miłosiernego Boga, tylko że powierzonego mi ludu grzechy dołączają się do tego nadmiaru nędzy. Rozkosze bowiem i pożądliwości wybrali zamiast przykazań; a ja nie powściągnąłem ich szaleństw ani nie zdołałem powstrzymać dobrowolnie na zgubę idącego ludu, który do dziś jeszcze nic nie zna i nie czyni prócz tego, co palec szatana w sercach jego zapisał. Biada mi, żem milczał! To mnie dręczy, a dręczyć będzie na wieki. Bo oto jako srogiej śmierci ofiara do piekła prostą drogą pójdę, gdzie robak mój nie umrze, a ogień mój płonąć będzie wiecznie i jeszcze dłużej”.

Te przedśmiertne rozważania abp. Dytmara, bardzo przeraziły młodego Wojciecha, który wiódł wówczas życie wytworne. To zaważyło na dalszym jego życiu. W jednej chwili postanowił je odmienić. Porzucił wszelkie zbytki, ubrał włosiany wór i posypał głowę popiołem, a potem poszedł do ubogich i wszystko co miał, rozdał im.

W związku ze śmiercią biskupa Pragi, odbył się w Lewym Hradcu zjazd. Przewodniczył mu książę Bolesław II Pobożny. Wytypował on na następcę nowo wyświęconego kapłana Wojciecha. Jego nominację musiał jeszcze zatwierdzić cesarz Otton II, jednak nie odbyło się to od razu, gdyż cesarz wyjechał na wyprawę wojenną do Włoch. Dopiero po roku odbyło się posiedzenie sejmu w Weronie, na którym obradowano przede wszystkim nad dalszą wojną z Saracenami.  Przy okazji posłowie zatwierdzili wybór Wojciecha na biskupa Pragi. Konsekracji nowego pasterza dokonał biskup św. Willigis, metropolita Moguncji. Wojciech miał wtedy 27 lat. Obejmując biskupstwo praskie postąpił wbrew ogólnie przyjętemu zwyczajowi, mianowicie zrezygnował z tryumfalnego wjazdu. Wjechał na koniu okiełznanym na sposób chłopski, sznurem konopnym. Potem zdjął buty i wszedł do miasta boso.

Władzę biskupią sprawował wiernie. Służył Bogu i Kościołowi gorliwie. Był bezkompromisowy. Wiele czasu poświęcał szerzeniu moralności chrześcijańskiej wśród ludu, któremu był pasterzem. Kościelny majątek sprawiedliwie podzielił na cztery części: jedna część obejmowała wydatki na potrzeby kościoła i ozdobę świątyni, druga była przeznaczona dla kanoników, trzecią część rozdawał ludziom ubogim, zaś najmniejszą cząstkę zostawiał dla własnego użytku. Wprowadził też zwyczaj, że w dni powszednie zapraszał do siebie dwunastu biedaków, których karmił i poił. Czynił to na cześć apostołów. Unikał przepychu, nie dojadał, nie dosypiał. Za posłanie służyła mu twarda ziemia, czasem lichy wojłok, zaś za poduszkę kamień. Swego wygodnego, bogatego łoża, okrytego purpurą, zasłanego miękkimi jedwabnymi poduszkami, użyczał bratu Radzimowi, albo pewnemu niewidomemu od urodzenia człowiekowi.

          

Pasterz Pragi żył bardzo skromnie, umartwiał swoje ciało postami, poskramiając w ten sposób żądze cielesne. Wstawał wcześnie rano, dużo i gorliwie modlił się. Odwiedzał więźniów oraz ludzi ubogich. Wspomagał ich, wysłuchiwał skarg. Wykupywał niewolników, którzy byli sprzedawani, głównie przez Żydów do krajów muzułmańskich. Przez Pragę bowiem przechodził szlak handlowy. Biskup Wojciech był przeciwny temu, by handel ludźmi był sposobem na zarobek. Prawdopodobnie pewnej nocy miał sen, w którym usłyszał skargę Chrystusa: „Oto ja jestem znowu sprzedany, a ty śpisz?”. Wydarzenie to jest przedstawione na jednej z kwater Drzwi Gnieźnieńskich bazyliki prymasowskiej. W sumie było na nich umieszczone ok. 18 scen z życia św. Wojciecha. Gdy nowy pasterz Pragi wypominał to możnym, ci nie kryli swego niezadowolenia i odtąd byli do niego wrogo nastawieni. W największy zatarg popadł z Przemyślidami.

Biskup Wojciech krytykował wielożeństwo, małżeństwa z bliskimi krewnymi, rozwiązłość. To było na porządku dziennym u możnych. Poza tym nie przestrzegano postów, nie liczono się ze świętami. Wielu żyło jak poganie. Wojciech był w tych kwestiach bezkompromisowy. Nie była mu również obca praca fizyczna. Własnymi rękoma zarabiał na swoje utrzymanie. Św. Wojciech usilnie nawoływał możnych i duchowieństwo do przemiany życia i zerwania ze złymi obyczajami. Jednak ciągle był niezrozumiany. W końcu popadł z nimi, oraz z księciem Bolesławem II w konflikt.

Po pięciu latach pasterzowania kościołowi praskiemu, nie widząc żadnych zmian u ludzi, postanowił opuścić swoją biskupią stolicę. Po pozwolenie zwolnienia go z obowiązków udał się do metropolity czeskiego. Abp. Willigis swoją zgodę uzależniał od pozwolenia papieża. Ojciec Święty Jan XV zezwolenia nie dał. Zaproponował, żeby Wojciech został na pewien czas w Rzymie, a tymczasem biskupstwo praskie przejmie na chwilę jego wikariusz. We Włoszech spotkał św. Nila, który mu doradził, by wstąpił do benedyktynów na Awentynie, w Rzymie. Kierując się radą świętego Nila, w Wielką Sobotę 990 r. razem ze swoim przyrodnim bratem Radzimem Gaudentym złożył profesję zakonną. W klasztorze prowadził życie ascetyczne zwykłego mnicha. Jego czas był wypełniony modlitwą, czytaniem i pracą fizyczną. Z wielką pokorą posługiwał wśród braci, jako najmniejszy z najmniejszych. U benedyktynów przebywał tylko trzy i pół roku. Po tym czasie musiał powrócić do Pragi. Żądali tego Czesi, ponieważ zmarł biskup pomocniczy, Falkold (+992). Dostał nakaz powrotu od metropolity Czech i od samego papieża. Posłusznie wrócił do Pragi. Pojechał tam z kilkunastoma benedyktynami i pod Pragą, w miejscowości Brzewniów założył nowy klasztor. Na terenie swojego biskupstwa zaczął wkrótce wprowadzać konieczne reformy. Mianowicie, wprowadził dziesięciny, z przeznaczeniem na budowę nowych kościołów i na utrzymanie duszpasterzy. Uczynił to w porozumieniu z księciem Bolesławem II. Wszystkie te zabiegi nie przyniosły jednak dobrych owoców. Biskup Wojciech chciał także, aby Słowo Boże dotarło na Węgry. W tym celu wysłał tam misjonarzy. Również on sam pojechał tam z nimi na jakiś czas. Prawdopodobnie ochrzcił przyszłego króla Węgier Stefana I. Często bywał też na dworze cesarza niemieckiego Ottona III. Był przede wszystkim jego spowiednikiem, doradcą i powiernikiem. Wśród elit ówczesnego chrześcijaństwa na zachodzie był uważany za człowieka o wyjątkowej świętości. Najwyższym uznaniem darzył go młody cesarz oraz papież Sylwester II. Cenili go głównie za to, że niestrudzenie bronił ludzkiej godności, oraz że robił wszystko, aby podnieść poziom życia społecznego.

Wkrótce wydarzył się na ziemiach Czech wypadek, który zapoczątkował serię nieszczęść. Otóż na praskim dworze książęcym została przyłapana na cudzołóstwie kobieta z rodu Werszowców. Cudzołożnica uciekając przed siepaczami, ukryła się w klasztorze u sióstr benedyktynek, który znajdował się przy kościele św. Jerzego. Niestety po chwili została tam znaleziona, wywleczona przed kościół i zamordowana. Gdy bp. Wojciech dowiedział się o tym zdarzeniu, obłożył oprawców klątwą. Potem ponownie opuścił Czechy i wyjechał do Rzymu. Tymczasem Werszowcowie dokonali zemsty na rodzinie Wojciecha. 28 września 995 roku napadli na rodzinny gród w Libicach i doszczętnie go spalili. Zamordowali też czterech braci Wojciecha i ich rodziny. Jedynym ocalałym był Sobiebór, jego najstarszy brat, który akurat przebywał poza granicami Czech. W obecnej sytuacji Wojciech o powrocie do Pragi musiał zapomnieć. Udał się na Awentyn i znowu został serdecznie przyjęty przez benedyktynów. Jednak to nie podobało się arcybiskupowi Moguncji, który potraktował Wojciecha jak uciekiniera. Chciał on zmusić Wojciecha do powrotu do Pragi, w której było niespokojnie. W tej sprawie zwrócił się do cesarza Ottona III, aby ten siłą sprowadził biskupa zbiega do Czech. Jednak nowy cesarz wcale nie zamierzał się do tego mieszać. Biskup Wojciech w tym czasie nawiedzał groby świętych: św. Marcina w Tours, św. Benedykta we Fleury oraz św. Dionizego w Saint-Denis pod Paryżem.

Jesienią 996 r. otrzymał pozwolenie wyjazdu na misje do Polski od cesarza i od metropolity Czech. Biskup Wojciech został życzliwie przyjęty przez króla Polski Bolesława Chrobrego. Król udzielił już wcześniej schronienia jego bratu Sobieborowi i bardzo chciał zatrzymać Wojciecha w Polsce na dłużej, aby był on pośrednikiem w wielu misjach dyplomatycznych. Jednak Wojciech pragnął nawracać pogan. Chciał wyruszyć na zachód i głosić Słowo Boże wśród słowiańskich Wieletów (Lutyków). To z kolei nie było możliwe ze względu na trwającą tam wojnę. Postanowił więc udać się na misje do Prus. Misjonarz otrzymał od króla Bolesława 30 wojów, aby bezpiecznie mógł tam dotrzeć. W wyprawie misyjnej na Prusy towarzyszyli mu brat Radzim i subdiakon Benedykt Bogusz, który znał język pruski. Najpierw udali się Wisłą do Gdańska i tam głosili Ewangelię Pomorzanom oraz udzielili chrztu św. wielu ludziom. Potem drogą morską wyruszyli do ujścia rzeki Pregoły. Wkrótce Wojciech oddalił rycerzy, by nie wyglądało to na wyprawę wojenną. Było to jednak złe posunięcie, gdyż natychmiast zostali otoczeni przez dzikich Prusaków, którzy zaczęli im złorzeczyć. Jeden z nich uderzył wiosłem bardzo mocno w plecy Wojciecha, aż brewiarz wypadł mu z rąk. Misjonarze widząc, że nie są mile widziani na tej ziemi, postanowili zakończyć swoją misję i wrócić do Polski. Wojciech z towarzyszami zaczęli już nawet kierować się w stronę Polski, jednak Prusacy nie odpuścili im i kroczyli za nimi. Po kilku dniach o świcie, gdy misjonarze dotarli do wsi Święty Gaj, leżącej niedaleko dzisiejszej Pasłęki, zostali zaatakowani. Tłum uzbrojonych zdziczałych Prusaków, rzucił się na nich. W towarzystwie wrogich okrzyków związano ich, a Wojciecha brutalnie zawleczono na pobliski pagórek. Wówczas przystąpił do niego kapłan pogański i zadał mu śmiertelny cios. Następnie wbito w jego ciało 6 włóczni, po czym odcięto jego głowę i wbito ją na żerdź. Męczennik zginął 23 kwietnia 997 r. w wieku ok. 40 lat.

Radzima i Benedykta Prusacy wypuścili i posłali do polskiego króla z propozycją wydania ciała św. Wojciecha w zamian za okup. Prawdopodobnie Bolesław Chrobry miał zapłacić za ciało tyle złota, ile ono ważyło. Król przystał na to i wkrótce sprowadzono do Polski ciało męczennika. Najpierw przywieziono je do Trzemeszna, zaś potem uroczyście przeniesiono do Gniezna.

Wiadomość o okrutnej śmierci Wojciecha wstrząsnęła chrześcijanami na zachodzie. Cesarz Otton III zawiadomił papieża Sylwestra II o męczeńskiej śmierci biskupa praskiego i poprosił o kanonizację Wojciecha. Spisano żywot Świętego, opierając się na zeznaniach świadków zdarzenia i na podstawie tego sporządzono protokół. Po czym w 999 roku papież Sylwester II wpisał św. Wojciecha do katalogu świętych i wyznaczył 23 kwietnia na dzień, w którym kościół w Polsce ma obchodzić jego święto. Dzięki staraniom, jakie podjął król Bolesław Chrobry, oraz dzięki protekcji cesarza Ottona III utworzono wkrótce metropolię gnieźnieńską, której patronem został św. Wojciech.

W roku 1000, w marcu, cesarz udał się z pielgrzymką do Gniezna, do grobu św. Wojciecha. Została wówczas proklamowana uroczyście metropolia w Gnieźnie i podległe jej stolice biskupie – sufraganie (diecezje lub archidiecezje należące do metropolii), w Krakowie, we Wrocławiu i w Kołobrzegu. Otton III przed wyjazdem otrzymał relikwie ramienia świętego męczennika. Jedną część relikwii złożył w Akwizgranie, a następną część w Rzymie na wyspie Tyber. W tych miejscach ufundował też kościoły ku czci św. Wojciecha. Relikwia rzymska powróciła do Polski w 1928 r, poprosił o nią kard. August Hlond, prymas Polski. Umieszczono ją w skarbcu katedry gnieźnieńskiej. Relikwiarz w postaci urny wystawiony został w klasztorze benedyktynów w Trzemesznie. W 1038 roku, gdy w Polsce panował chaos, nasz kraj najechał książę czeski, Brzetysław. Z zapisków w kronikach czeskich, sporządzonych 60 lat po tych wydarzeniach przez pisarza Kosmę, wynika, że książę ten zabrał gnieźnieńskie relikwie św. Wojciecha i bł. Radzima, oraz pięciu Braci Kamedułów, również męczenników. Święte relikwie znajdują się podobno w katedrze św. Wita w Pradze. Natomiast grobowiec św. Wojciecha z jego relikwiami, znajduje się w katedrze gnieźnieńskiej. Problem jednak w tym, że nie wiadomo, które relikwie są autentyczne, ponieważ dotąd nie zostały przeprowadzone ścisłe badania naukowe. Istnieje jedynie zapis z 1127 r. w Rocznikach Polskich o znalezieniu głowy św. Wojciecha w Gnieźnie. Relikwie te umieszczono w relikwiarzu bogato zdobionym, który niestety skradziono w 1923 r.

Św. Wojciech jest patronem archidiecezji gnieźnieńskiej, gdańskiej, warmińskiej oraz diecezji koszalińsko – kołobrzeskiej, a także takich miast, jak: Gniezno, Trzemeszno, Serock.

W ikonografii Święty Wojciech przedstawiany jest w stroju biskupim, w paliuszu, z pastorałem. Do jego atrybutów należą także orzeł, wiosło oraz włócznie, którymi zadano mu śmierć.

 

Modlitwa

Święty Wojciechu, Patronie naszej Ojczyzny! Użyźniłeś zasiew słowa Bożego krwią swoją, a w sercach naszych zaszczepiłeś miłość do Bogarodzicy. Bądź nam nadal przewodnikiem do nieba i uproś nam u Boga potrzebny hart ducha, abyśmy z Twoją pomocą mężnie wyznawali swą wiarę i przez nią otrzymali nagrodę wieczną. Przez Chrystusa, Pana naszego. Amen.

 

Źródła: zyciorysy.info  /  prymaspolski.pl / swietywojciech.archpoznan.pl / archidiecezja.lodz.pl

Foto: pl.wikipedia.org