Wywiad z Tadeusz Płużańskim, dziennikarzem, historykiem i prezesem Fundacji „Łączka”. Rozmawiał Adam Szabelak.
Adam Szabelak: Czym jest film „Grupa Pileckiego”? Dlaczego powstał?
Projekcja filmu „Grupa Pileckiego” i wykład Tadeusza Płużańskiego [+FOTO]
Tadeusz Płużański: Film „Grupa Pileckiego” jest hołdem dla Witolda Pileckiego i jego współpracowników, wywiadowców, którzy tak jak „Witold” byli oficerami II Korpusu Polskiego we Włoszech i podjęli się walki z komunistami. Witold Pilecki jest dzisiaj postacią szeroko znaną, szczególnie dzięki dobrowolnej misji, czyli pójściu na ochotnika do niemieckiego obozu zagłady Auschwitz. Film opowiada jednak o innej ochotniczej misji, powrocie do okupowanej Polski i prowadzeniu działalności wywiadowczej przeciwko czerwonym. Wciąż ten aspekt działalności Pileckiego nie jest wystarczająco znany. Tutaj pojawia się także mój wątek osobisty, bo mój tata, Tadeusz Płużański, wraz z Marią Szelągowską i Makarym Sieradzkim, należał do trzonu powojennej Grupy Pileckiego. To były trzy najważniejsze osoby, które działały przez 1,5 roku na rzecz generała Władysława Andersa. Zdobyte informacje przekazywane były za pośrednictwem kurierów. Takie misje kurierskie prowadził też mój tata. Podróżował do Ankony, gdzie swój sztab miał II Korpus Polski. Dzięki działalności Pileckiego Anders i nasi zachodni alianci mieli wiadomości o tym, co się dzieje za żelazną kurtyną, co w Polsce wyprawiają sowieci. W naszym filmie pokazujemy historie najbliższych współpracowników Pileckiego, ich sukcesy, ale też chwile dramatyczne, bo wszyscy oni zostali w końcu aresztowani i trafili do więzienia przy ul. Rakowieckiej w Warszawie. Tam przeszli barbarzyńskie śledztwo z rąk komunistycznej bezpieki, której funkcjonariuszy od lat nazywam „bestiami”. Stosowali oni metody jeszcze gorsze od niemieckiego gestapo. Potwierdzają to słynne słowa rotmistrza: „Oświęcim to była igraszka”. Finał jest taki, że Pileckiego, Płużańskiego i Szelągowską komuniści skazali na karę śmierci. Rotmistrza zamordowali 25 maja 1948 r. w katowni przy ul. Rakowieckiej 37, ale jego historia przetrwała i do dzisiaj inspiruje.
Na pokazie filmu w siedzibie Regionalnej Dyrekcji Lasów Państwowych zgromadziła się cała sala młodzieży szkolnej. Co historia Pileckiego może im dać? Dlaczego jest ona warta propagowania?
Energia, którą emanował Pilecki, idea wolności i niepodległości, którą zarażał innych, są wciąż aktualne. Mam nadzieję, że jeśli współcześni młodzi ludzie poznają historie ówczesnych młodych ludzi i ich wybory, to będą chcieli w pewnej mierze postępować tak jak oni. Dzisiaj mamy kulturę konsumpcjonizmu, ale są przecież sprawy ważniejsze i wyższe, wyrażone w tej słynnej polskiej triadzie „Bóg, Honor, Ojczyzna”, a Grupa Pileckiego się właśnie im podporządkowała. Moim zdaniem to przesłanie wciąż aktualne, bo przecież żyjemy w niebezpiecznych czasach.
Trzeba też pamiętać, że Pilecki również przed wojną był wzorem uczciwego gospodarza, kochającego męża i człowieka wiary. Swoim dzieciom zostawił przekaz, aby czytały „O naśladowaniu Chrystusa” Tomasza à Kempisa…
Czasem jestem pytany o to, czy podchodzę do Pileckiego bezkrytycznie. Muszę powiedzieć, że… tak. Po prostu nie ma powodu, żeby patrzeć na niego inaczej. Jest to człowiek bez skazy, wzór żołnierza, męża, ojca, społecznika. Wzór poświęcenia i odwagi. W majątku Pileckich, w Sukurczach pod Lidą, prowadził on wszechstronną działalność społeczną, spółdzielczą, pomagał innym, nie wywyższał się, mimo że był szlachcicem. Ludzie do niego lgnęli, kochali go. Miał niezwykły dar słuchania, co mój tata potwierdzał. Te ich narady już po wojnie, w Warszawie, nie wyglądały tak, że rotmistrz prowadził przydługie tyrady i nakazywał określone działania. Wszystko było prowadzone w dialogu, we wzajemnym zrozumieniu, poszanowaniu czyiś racji. On się wsłuchiwał w to, co inni mają do powiedzenia. U Rotmistrza szalenie ważny jest pierwiastek duchowy. To człowiek, który faktycznie oddał się w pełni Bogu i Ojczyźnie. Mój tata nazywał go „świętym polskiego patriotyzmu”. To nie był polityk, to był po prostu dobry Polak i katolik.
Kilka lat temu mówiło się o „modzie na patriotyzm”. W tamtym okresie koszulki z Pileckim czy z wizerunkami żołnierzy wyklętych, były wszędzie. Teraz jest ich zauważalnie mniej. Czy ta „moda” już przeminęła?
Ja bym sobie życzył, żeby to zjawisko dalej trwało, ale niestety widzimy pewne osłabienie wartości, co wynika z wielu powodów – m.in. ekspansji konsumpcyjnego świata zachodniego. Niektórzy w Polsce propagują płynące stamtąd materialistyczne wzorce i do części młodych do przemawia. A to tak naprawdę odejście od tradycji, historii, kultury, od spajającej naród tożsamości. Ok. 2010 roku nastąpiła erupcja polskiego patriotyzmu, w dużej mierze dzięki młodzieży. Marsze, koszulki, oprawy kibicowskie. Dzisiaj już takich pozytywnych emocji tak masowo nie doświadczamy. Pamiętajmy jednak, że naród bez tradycji, bez tożsamości de facto przestaje być narodem, zamienia się w łatwą do manipulacji masę. Oznacza to, że trzeba jeszcze mocniej działać, aby duch w narodzie nie zaginął. Pilecki w tym kontekście powinien być „towarem eksportowym” Polski, należy jego postawę jak najszerzej przypominać, promować i mówić, że to jest wzór człowieka, wzór drogi życiowej.
Może jakieś słowo na koniec?
Życzyłbym czytelnikom portalu twojradom.pl, żeby wsłuchali się w rotmistrza Pileckiego, dostrzegli, jaki był to wszechstronny człowiek, nie poprzestawali na sloganach, że to wielki bohater, że ochotnik do Auschwitz. Trzeba zrozumieć, z czego to wszystko wynikało. Jest to postać rozpoznawalna, ale jeszcze nie w pełni poznana. Wciąż brakuje wielu dokumentów. To, co wiemy o powojennej działalności Grupy Pileckiego, pochodzi z materiałów bezpieki: okrutnego śledztwa i procesu, ale nie wiadomo, co się stało z materiałami przewożonymi przez kurierów na Zachód, do Andersa. Najbardziej prawdopodobne jest to, że Brytyjczycy te dokumenty utajnili, podobnie jak dokumenty dotyczące Władysława Sikorskiego i tragedii w Gibraltarze. Ale my intensywnie poszukujemy „raportu Pileckiego” z Warszawy.