Artykuł sponsorowany Polska i świat Społeczeństwo

Anonimowy produkt nic nie znaczy. Rolnik bez promocji nie ma czego szukać

Polskie rolnictwo to europejska potęga – liderujemy w produkcji jabłek, borówek, pieczarek czy porzeczek, a od Berlina po Stambuł jesteśmy największym producentem papryki. Ale jakość i ilość to za mało. W globalnej rywalizacji anonimowy produkt, czyli „no name”, nie ma szans. Fundusze promocji owoców i warzyw wspierają rolników, ale same fundusze bez odpowiednich działań to za mało Potrzebna jest organizacja w grupy producenckie i spółdzielnie, budowa marek i pomoc państwa zamiast biurokratycznych przeszkód. Bez tego „nonameizacja” zmarginalizuje polskie rolnictwo a z czasem doprowadzi do jego oligarchizacji. Jesteśmy już w trakcie tego procesu i trudno będzie na tej drodze się zatrzymać nie mówiąc o zawróceniu z niej.

Kogo winić? Najprościej zawsze innych, no bo przecież nie siebie. Niestety prawda jest inna każdy jest po trochu winny, a suma wszystkich win już niedługo przełoży się na poważne problemy jednej z bardzo ważnych gałęzi polskiej gospodarki, mianowicie rolnictwa. Zacznijmy od tego że w kraju w którym się produkuje najwięcej jabłek w Europie jabłka jemy prawie 3 razy mniej niż bananów w pierwszej piątce najchętniej kupowanych owoców jest tylko jeden owoc z Polski. Rolnicy nie mogą wymagać od innych uczestników rynku patriotyzmu konsumenckiego w momencie gdy  sprzedają swoje produkty podczas gdy wybierają sami chętniej banany, mandarynki, winogrona zamiast jabłek z Grójca. Nie można  wybierać chętniej pomidory z zagranicy niż  polskie pomidory malinowe a później narzekać na brak patriotyzmu konsumenckiego. Nikt do Polski nie będzie sprowadzał tyle pomarańczy  i bananów jeżeli nie będziemy ich kupować. To co trafia do naszego koszyka zakupowego w marketach decyduje o kondycji finansowej polskich producentów żywności.

Fundusze promocji – wsparcie z ograniczeniami

Fundusze promocji, działające od  15  lat, zbierają środki  przeznaczone  kampanie reklamowe Poseł Mirosław Maliszewski, przewodniczący sejmowej komisji rolnictwa, zauważa: „To jedno z lepszych rozwiązań. Przy niewielkich składkach udaje się finansować akcje marketingowe promujące polskie rolnictwo , na które brakowało budżetowych pieniędzy”. Paweł Myziak, przedsiębiorca rolny, ocenia: „Kampanie jak 'Moc polskich warzyw’ budują świadomość konsumencką, ale liderzy w Europie robią dużo więcej. Niestety pozostajemy  za  niektórymi krajami  daleko w tyle. Jesteśmy nieźle zorganizowani, ale nie na ich poziomie”. Mirosław Łuska, przedstawiciel Związku  Producentów Papryki RP, dodaje: „Promowanie żywności jest koniecznością. Wszystkie firmy przeznaczają na to od 5 do 15% dochodów. My moglibyśmy  robić więcej ale potrzebna jest dobra ze strony administracji. Pieniądze w funduszach pochodzą od producentów, a każdy, kto się na nie składa, jest ich częściowym właścicielem, co często ignorują instytucje publiczne”. Fundusze to krok naprzód, ale bez szerszej strategii ich efekt jest ograniczony. Promocja potrzebuje wsparcia w postaci organizacji  rynków i marek.

Produkcja bez marki – ślepy zaułek

Świat płaci za rozpoznawalne produkty, a nie anonimowe towary które łatwo można zastąpić tymi z innego  regionu, kraju a nawet  kontynentu. Myziak podkreśla: „Rolnicy są świadomi, że trzeba promować polską produkcję  i polskie produkty, ale pytają: jakie metody? Lokalne festyny to za mało przy tej skali produkcji. Musimy sprzedawać za granicę, inaczej  czeka nas zmniejszenie produkcji”.  Pan poseł Maliszewski dodaje: „Budowa marki wymaga nakładów, ale daje wyższe ceny i stabilną pozycję na rynku To skomplikowane, lecz opłacalne”. Witold Boguta, przewodniczący Komisji Zarządzającej Funduszu Promocji Owoców i Warzyw, zauważa: „Myślę, że jest to element działań marketingowych. Każdy, kto coś produkuje, powinien dotrzeć do konsumenta. Promocja jest konieczna – robią to wszyscy, więc producenci i przetwórcy też powinni”.

Polska produkuje miliony ton jabłek, a konsumujemy w Polsce  10-15%  . „Rynek krajowy nie wchłonie takiej ilości. Bez rynków eksportowych ceny spadną – to zamknięte koło” – ostrzega Myziak. Na Zachodzie; holenderskie, hiszpańskie czy włoskie marki owoców i warzyw  to norma. U nas wciąż królują „no name”, co obniża wartość i konkurencyjność.

Siła w organizacji

W  Zachodniej Europie w zależności od kraju od  40 do nawet 80% rynku owoców i warzyw kontrolują grupy producenckie. W Polsce to zaledwie około 19 % dla owoców i niecałe  9% dla warzyw. Myziak tłumaczy: „Projekt grup działał do 2015 roku, potem administracja skutecznie go zatrzymała. Rolnicy nie chcą się już organizować – to efekt celowych utrudnień”. Łuska rozwija: „Zorganizowanie rynku owoców i warzyw jest wysoko niezadowalające. W 2012 roku Komisja Europejska wydała dyrektywę 302, wstrzymując pomoc finansową dla grup w Polsce. Komuś to przeszkadzało”. Maliszewski potwierdza: „Często wolą działać sami, ale pojedynczy rolnik nie ma  już siły rynkowej wobec dużych odbiorców”. Grupy pozwalają na wspólne zakupy, sprzedaż i promocję. Bez nich nie jesteśmy partnerem na międzynarodowych rynkach, mimo że produkujemy na światowym poziomie.

„No name” – prosta droga do upadku

Anonimowość to wyrok dla rolnictwa. Myziak mówi: „Jeśli nie zadbamy o promocję, inni zajmą nasze miejsce. Jesteśmy największym producentem jabłek w Europie , a jemy więcej bananów niż jabłek – ktoś   bananową strategię dobrze zaplanował”. Witold Boguta dodaje: „Pieniądze na wsparcie są rozproszone. Każdy chce  działać  sam, co sprawia, że wykorzystanie  niedużych środków jest mniej efektywne niż przy współpracy”. Brak  rozpoznawalnych marek  prowadzi do „nonameizacji” – polski towar staje się wymienialnym produktem, przegrywającym z tańszą konkurencją z Ukrainy czy Ameryki Południowej. „Bez eksportu i promocji zostaniemy z nadwyżkami i spadającymi cenami” – dodaje Myziak.

Państwo musi pomagać, nie przeszkadzać

Rolnicy potrzebują wsparcia systemowego. Łuska  apeluje: „Musimy zmienić podejście – targi to nie zabawa, a ciężka praca. Ludzie hejtują promocję, zamiast docenić wysiłek”. Maliszewski proponuje: „Potrzebne są środki, by przekonać rolników, że warto działać razem. Indywidualizm pomógł w historii, ale dziś nas osłabia”. Łuska podkreśla: „Za poprzedniego rządu wiceminister rolnictwa  blokował grupom dostęp do funduszy. Te pieniądze są własnością producentów, a ktokolwiek staje między nimi a funduszami i utrudnia  ich celowe wydatkowanie działa na niekorzyść polskiego rolnictwa”.

Fundusze promocji to solidna baza, ale bez organizacji i marek polskie rolnictwo nie wykorzysta swojego potencjału. Produkować dobrze to jedno, ale bez promocji anonimowy produkt nic nie znaczy. Czas naśladować Zachód – inaczej przegramy z globalną konkurencją.