Publicystyka Religia Światełko wiary

Błogosławiony Stefan kard. Wyszyński – niezłomny Prymas Tysiąclecia, określany mianem… INTERREX

28 maja 2022 r. – po raz pierwszy wspomnienie liturgiczne obchodzi bł. Stefan kard. Wyszyński. Hierarcha kościelny pełen dostojeństwa, które nie było sztuczne, lecz bardzo naturalne. Ostoja i Duchowy Ojciec Narodu Polskiego, okrzyknięty „Księciem Kościoła”. Prymas, jakiego Bóg daje raz na tysiąc lat. W czasach komunistycznego zamętu był niczym niekoronowany król Polski. Dziś przypada również 50 rocznica święceń kapłańskich bł. ks. Jerzego Popiełuszki, których udzielił mu ksiądz Prymas Stefan kard. Wyszyński.

„Ogromnie lękam się każdej myśli wyniosłej, jakiejś próżności, zadowolenia z siebie, przypisywania sobie czegokolwiek w obawie, aby mnie Bóg nie opuścił. I aby owocność słabej służby człowieka przez to się nie pomniejszyła”.  (Prymas Polski -kard. Stefan Wyszyński)

Bł. Stefan kard. Wyszyński – Prymas Tysiąclecia, był jak troskliwy Ojciec. Człowiek niezwykłej miary. Twardy jak stal, stanowczy, nieugięty, odważny, niezłomny, czasem nieco uparty. Te cechy charakteru były mu bardzo pomocne w trudnych sytuacjach. Pomimo tego był też nieśmiały, skromny, niezwykle pokorny, otwarty, bezpośredni, przystępny, cierpliwy, troskliwy. Niezwykle życzliwy, o serdecznym pogodnym uśmiechu i dobrym, głębokim spojrzeniu. Jego ciepło odczuwał każdy człowiek, który miał szczęście go spotkać. Nikt nie czuł żadnego skrepowania, gdy z nim rozmawiał. Odznaczał się serdecznym dowcipem, spokojem i wielką wyrozumiałością. Potrafił zjednywać sobie ludzi, zażegnywać konflikty. Pragnął w każdym człowieku dostrzec wewnętrzną wartość i wierzył w ludzką tęsknotę za dobrem, zdając sobie sprawę z tego, że często ta tęsknota była głęboko ukryta, albo zdeformowana.

Imponował głębią myśli, siłą woli, niespotykaną prostotą i dobrocią. Walczył o prawa Kościoła i Narodu. W komunistycznej Polsce, był symbolem czci i szacunku dla człowieka, oraz umiłowania wolności i sprawiedliwości. Z czasem stał się znakiem jedności wszystkich rodaków.


Urodził się 3 sierpnia 1901 r. w niewielkiej miejscowości Zuzela, znajdującej się na pograniczu Mazowsza i Podlasia. Od chwili narodzin towarzyszyła mu Matka Boża Częstochowska. Przyszedł na świat pod obrazem z Jej świętym wizerunkiem, w sobotę. Tego samego dnia został ochrzczony w kościele pw. Przemienienia Pańskiego. Był synem Stanisława Wyszyńskiego i Julianny z domu Karp. Państwo Wyszyńscy mieli oprócz syna Stefana, jeszcze cztery córeczki: Anastazję, Stanisławę, Janinę i Zosię, z czego najmłodsza z córek szybko zmarła. [Ostatni poród mamy Stefana, któremu towarzyszyła ciężka choroba, zakończył się śmiercią dla niej i jej córeczki, która zmarła niecały miesiąc po narodzinach. Jego mama żyła zaledwie 33 lata. Stefan miał wtedy 9 lat. Wraz z siostrami i tatą mocno przeżyli śmierć najbliższych].

Zarówno mama, jak i tata przyszłego Prymasa, byli ochrzczeni w kościele w miejscowości Kamieńczyk. Mama pochodziła z pobliskich Urli, gdzie miała swój posag w postaci dwóch domków letniskowych. Czasami przyjeżdżała tam z synem. Stefan bardzo lubił te wyjazdy z matką w jej rodzinne strony.

Stanisław i Julianna Wyszyńscy zamieszkali w Zuzeli w 1900 r. Głównym powodem ich przybycia do tej nadbużańskiej wsi, było otrzymanie pracy przez tatę Stefana, który był organistą. [Jak wspominał kard. S. Wyszyński, jego ojciec traktował swój zawód jak powołanie. Było to powołanie sługi, który oddaje Bogu chwałę w barokowej drewnianej świątyni, poprzez grę na organach oraz śpiew]. Oprócz śpiewu i gry na organach wykonywał on w zuzelskim kościele parafialnym również inne obowiązki. Do niego należały sprawy gospodarcze i rachunkowe parafii.

Rodzice bardzo starali się wychowywać swoje potomstwo w duchu patriotycznym i religijnym. Ojciec zaszczepił w dzieciach miłość do Ojczyzny. Zapoznawał je z historiami Świętych, czytając „Żywoty Świętych Pańskich”, oraz z historią Polski, czytając im zakazaną książkę pt. ”Dwadzieścia cztery obrazki”, narażając się tym na prześladowania przez rosyjskich zaborców. Był bardzo oddany sprawom Narodu Polskiego i czcił pamięć bohaterów narodowych. Czasami nocą zabierał małego Stefana w odległe lasy. Wraz z nimi jeździło także kilku zaufanych mieszkańców wsi. Potajemnie stawiali oni krzyże przy drogach i przy różnych kopcach, gdzie byli pochowani powstańcy styczniowi.

Państwo Stanisław i Julianna Wyszyńscy przekazali dzieciom miłość, szacunek do drugiego człowieka, dobre wychowanie. Nauczyli dyscypliny i posłuszeństwa, a gdy nabroiły, otrzymywały karę. Jedną z takich kar miał otrzymać także przyszły Prymas Tysiąclecia. Zapobiegła temu siostrzana miłość i współczucie. Pewnego razu, kilkuletni Stefan uniesiony gniewem zniszczył wszystkie lalki swoim siostrom i wiedząc, co go za to czeka, schował się pod fortepian. Gdy zbliżał się ojciec z wymierzeniem sprawiedliwości, przyszły mu na ratunek właśnie one – siostrzyczki, które zasmucił i skrzywdził. Obsiadły fortepian wokoło i wstawiły się za nim, prosiły ojca, aby go nie karał, tłumacząc: „Tatusiu, on już nie będzie, on się poprawi, my bardziej kochamy naszego braciszka niż nasze szmaciane lalki”. [Prawdziwa miłość, jakiej nauczyli ich rodzice, zwyciężyła i dała dobre owoce również w przyszłości].

Państwo Wyszyńscy byli ludźmi bardzo pobożnymi. Każdego wieczoru wraz ze swoimi pociechami odmawiali modlitwę różańcową, w której jednak Stefan niezbyt chętnie chciał uczestniczyć. „Zajęcie” to bardzo go nudziło i męczyło, najbardziej cierpiały jego kolana. Rodzice chętnie pielgrzymowali do miejsc kultu Maryjnego. Tata na Jasną Górę, a mama do Ostrej Bramy. [Co ciekawe, okazuje się, że Zuzela leży prawie pośrodku, pomiędzy Wilnem, a Częstochową]. W domu rodzinnym, zw. organistówką, wisiały na ścianach i były czczone dwa obrazy: jeden z wizerunkiem Matki Bożej Częstochowskiej, a drugi przedstawiał Matkę Bożą Ostrobramską. Kilkuletni Stefan miał w porannym zwyczaju, długie i dokładne przyglądanie się tym dwóm obrazom. Zastanawiał się wówczas, czemu ta jedna Pani jest biała, a druga czarna.

Drugim ulubionym zajęciem Stefana i jego sióstr było spoglądanie przez okno, z samego rana, na znajdującą się nieopodal rzekę Bug. Płynęły po niej berlinki ze zbożem, które miały żagle białe jak płótno. Ten widok miał długo w pamięci.

Szkolną przygodę rozpoczął w 1908 r. Uczęszczał do zuzelskiej szkoły przez trzy lata. Uczył się jednak niezbyt chętnie, czasami zdarzało mu się nawet z tego powodu ulec „kodeksowi karnemu”, który wtedy obowiązywał w szkołach. Można było dokonać wyboru: pozostanie w kozie, bez obiadu, albo uderzenie rózgą w rękę, tzw. „łapa”. Stefan tę drugą karę otrzymał jeden raz w życiu. Nauczyło go to, że zdobywanie wiedzy, oraz mądrości, dużo „kosztuje”. Oprócz nauki, przyszły Prymas pomagał również przy budowie kościoła. Wraz z kolegami nosił cegły. Jak później stwierdził po latach, był to jego pierwszy wkład w budowę kościoła, najpierw materialnego, a potem duchowego. Zdarzało mu się też czytać kilka razy, z  dużą trudnością, wybrane fragmenty z książki „O naśladowaniu Chrystusa” Tomasza a’ Kempis. Prosiła go o to starsza prosta kobieta, jeżdżąca na wózku inwalidzkim, która słuchała tego z wielkim zainteresowaniem.

„Wielką tajemnicą jest łaska, którą Bóg daje, lecz od nas zależy jej skuteczność”

W 1910 r. rodzina Wyszyńskich przeprowadziła się do miasteczka Andrzejewo, leżącego na ziemi łomżyńskiej, w powiecie Ostrów Mazowiecka; oddalonego od Zuzeli o kilkanaście km. W Andrzejewie jeszcze tego samego roku, ostatniego dnia października, dziewięcioletni Stefan stracił mamę. Tragedia ta zmieniła go, stał się małomówny, impulsywny, czasem buntowniczy. [Przed śmiercią matka Julianna przekazała mu bardzo ważne słowa, właściwie było to polecenie, którego na początku zupełnie nie rozumiał. Powiedziała do niego – „Stefan, ubieraj się…”, gdy zaczął nakładać palto, rzekła – „ale nie tak, inaczej się ubieraj”. Wytłumaczył mu to ojciec i wtedy Stefan zrozumiał, że chodziło o to, aby „ubierał się” w cnoty.

Ojciec Stefana, ze względu na małe dzieci, które pozostały bez matczynej opieki, poślubił przyjaciółkę zmarłej małżonki – Eugenię Godlewską, która dzięki swej dobroci szybko zyskała szacunek i przywiązanie całej rodziny. Mieli razem dwoje dzieci – Julię i Tadeusza.

W andrzejewskim kościele parafialnym z XV wieku, pw. Wniebowzięcia NMP, pracował jego tata, potem on i jego siostry przystąpiły do Pierwszej Komunii Świętej, a następnie do Sakramentu Bierzmowania. Tutaj Stefan został ministrantem i służył do Mszy św. i tu także zrodziło się, kształtowało i rozwijało jego pragnienie bycia księdzem. W tej pięknej, starej świątyni uświadomił sobie, że chce służyć ludziom jako Chrystusowy kapłan.

W Andrzejewie wraz z siostrami uczęszczał do szkoły, jednak tylko przez dwa lata. Przestał tam chodzić, po tym, gdy zetknął się z niezrozumieniem i nieprzychylnością ze strony nauczyciela, który nie chciał go zwolnić z zajęć szkolnych, kiedy ciężko zachorowała jego brzemienna mama. Oznajmił wtedy, że więcej do tej szkoły nie przyjdzie i grzecznie podziękował za naukę. Po dwóch latach od śmierci matki i nowonarodzonej siostrzyczki, rozpoczął edukację w Prywatnej Szkole Górskiego w Warszawie, którą ukończył w 1914 r. Szkoła ta ukształtowała go i wykształciła na tyle, że mógł spokojnie kontynuować naukę w Gimnazjum i zdobywać dalszą wiedzę. Tego samego roku wybuchła I wojna światowa, która na 13–to letnim chłopaku, wywarła głębokie wrażenie. Te bolesne doświadczenia i cierpienia wojenne na długo pozostawiły ślad w jego wrażliwej duszy.

W 1914 r. rozpoczął naukę w Łomży, w Gimnazjum Męskim im. Piotra Skargi, ponieważ nie mógł dostać się z Andrzejewa do Warszawy, gdyż miejsca te odgradzała linia frontu. Przez trzy lata mieszkał w Łomży, na stancji u jednego z profesorów. Kilkunastoletni Stefan aktywnie udzielał się w harcerstwie, za co nieraz otrzymał od Niemców chłostę. Nazywał te kary „pierwszymi cierpieniami dla Ojczyzny”. Cierpiał też głód, jak wiele łomżyńskiej młodzieży. Czasami otrzymywał od rodziny paczki z żywnością, którą dzielił się z kolegami.

W 1917 r. oznajmił ojcu, że zamierza wstąpić do Seminarium Duchownego, na co zdziwiony ojciec, zapytał syna, czy wie, co znaczy być księdzem… W rezultacie Stefan przeprowadził się do Włocławka i rozpoczął swoją drogę kapłańską w Liceum Piusa X, zwanego Małym Seminarium. Tu, przez dwa lata, z pomocą kilku wspaniałych księży profesorów, formował swoją duszę, ucząc się zdrowych podstaw życia wewnętrznego i religijnego. Liceum zakończył zdaniem egzaminu maturalnego, a potem, w 1920 r. wstąpił do włocławskiego Wyższego Seminarium Duchownego. Tymczasem ojciec Stefana wraz z nową żoną, przeprowadzili się jesienią 1918 r. do miejscowości Wrociszewo nad Pilicą, w powiecie grójeckim.

Zapewne duży wpływ na to, jakim kapłanem, a potem biskupem i Prymasem był Stefan Wyszyński, miało kilka osób. Najpierw babcia, która mu oznajmiła, że jeżeli będzie złym księdzem, to ma się jej na oczy nie pokazywać. Tę radę wziął sobie do serca. Potem byli to poszczególni księża profesorowie. Ważną postacią dla przyszłego Prymasa, był ks. Bronisław Ostrzycki – ojciec duchowny małego seminarium, człowiek ciężko chory, ale za to bardzo mądry i surowy, w niezwykły sposób kształtował dusze młodych licealistów. Studził ich zapały, gdy tylko ktoś zbyt szybko chciał rozwijać się wewnętrznie. Mawiał: „Domine, domine, trzeźwo, niżej. Najpierw chodzić po ziemi, a później patrzeć w niebo”. Kolejną osobą był ks. Stanisław Chodyński – nominalny rektor włocławskiego Wyższego Seminarium Duchownego, który poświęcał się pracy naukowej; większość czasu siedział w archiwum, zapoznając się z dziejami diecezji włocławskiej. Swoim świadectwem dawał seminarzystom przykład niezwykłej pracowitości i zapału. Ogromny wpływ na młodych licealistów i niezatarte wspomnienie pozostawił wychowawca klasy, w której był Stefan Wyszyński i jednocześnie dyrektor Liceum św. Piusa X, ks. Antoni Bogdański –  człowiek pogodny i zawsze uśmiechnięty, nawet w cierpieniu, które mu towarzyszyło; bardzo pracowity, o wielkim zapale apostolskim i nieodgadnionej wówczas głębokiej duchowości. Mówił on swoim uczniom, że; „Przyjdą czasy, w których będą wam, tu obecnym, wbijać gwoździe w tonsury”. [Były to prorockie słowa, które zapowiadały cierpienia. Wielu z przyszłych kapłanów, absolwentów tej szkoły, poniosło śmierć w obozie w Dachau]. Tego niezwykłego kapłana, prawdziwie poznał i docenił, dopiero po latach. To on pierwszy przepowiedział Stefanowi jak będzie wyglądała jego dalsza droga życia… droga kapłańska. Było to w 1937 r. w Skulsku, gdzie w tamtejszej parafii, ks. Bogdański był proboszczem. Znaczącą postacią, która miała bardzo duży wpływ na kapłańskie życie Stefana Wyszyńskiego, był ks. Władysław Korniłowicz – wykładowca liturgiki w Wyższym Seminarium Duchownym we Włocławku. Tego kapłana spotkał w życiu jeszcze nie raz. Była jeszcze niezwykła siostra zakonna, niewidoma Matka Elżbieta Róża Czacka, która mu pokazywała, że dobro jest w każdym człowieku.

„Wystarczy ci łaska Boża, albowiem moc udoskonala się w słabości” (2 Kor 12, 9)

3 sierpnia 1924 r., w dniu, kiedy alumn Stefan Wyszyński obchodził 23 rocznicę urodzin, w katedrze włocławskiej, otrzymał święcenia kapłańskie z rąk schorowanego biskupa Wojciecha Owczarka. Inni diakoni byli wyświęceni na kapłanów wcześniej, tj. 29 czerwca, a on akurat tego dnia poszedł do szpitala. Nie mógł nawet ukończyć rekolekcji, które rozpoczęły się 21 czerwca, ponieważ bardzo źle się czuł. Lekarze omyłkowo zdiagnozowali u niego tyfus i umieścili go na oddziale zakaźnym. To mogło się dla niego bardzo źle skończyć. Bóg jednak posłał do niego pomoc, w osobie szarytki, siostry Józefy Seipp, która go stamtąd zabrała i umieściła w izolatce. Okazało się, że miał ciężkie zapalenie płuc, które postępowało od 1920 r. Poprosiła ona również, aby ówczesny biskup diecezjalny, wydał zgodę na udzielenie święceń kapłańskich, diakonowi Wyszyńskiemu, jak tylko „wróci do żywych”.

W tej bardzo ważnej chwili była z nim młodsza siostra Stanisława, oraz kolega – ks. Józef Dunaj. Wyświęcenie na kapłana miało miejsce w kaplicy Matki Bożej, we włocławskiej bazylice katedralnej. Był wtedy bardzo słaby, ledwo trzymał się na nogach. Moment, kiedy miał się podnosić z posadzki, na której leżał krzyżem, w czasie odśpiewywania Litanii do Wszystkich Świętych, na długo zapadł mu w pamięci. Nie tylko ze względu na doniosły moment, ale też ze względu na trudność ze wstaniem. Pomagał mu w tym kościelny. Od tamtej pory jego jedynym pragnieniem było, aby mógł odprawić chociaż kilka Mszy Świętych w swoim życiu. Bóg jednak sprawił, że mógł ich odprawić wiele. Mówił o tym: „Od tej chwili czuję, że ciągnę nie swoimi siłami, tylko mocami Bożymi, dlatego niczego nie mogę przypisywać sobie, nie mogę dużo mówić o moim kapłaństwie, o tym, co miało miejsce w moim życiu, bo byłem tylko uległy Bogu”. Poza tym, neoprezbiter czuł wielką wdzięczność za to, iż mógł być wyświęcony w kaplicy Matki Bożej. Dodawał mu otuchy fakt, że Ta, która stała pod krzyżem i patrzyła na cierpienie i śmierć swojego Syna, teraz jest świadkiem jego święceń kapłańskich. Wiedział, że skoro dzieje się to na oczach Matki Bożej, to już Ona zatroszczy się, aby jego kapłaństwo przebiegało zgodnie z Bożym planem. Niektórzy duchowni mówili, że „Wyszyńskiego święcą dla jednej Mszy, bo dłużej nie pożyje”. Jednak Bóg miał inne plany wobec tego tak słabego fizycznie kapłana… wielkie plany.

Pierwszą Mszę Św. sprawował 5 sierpnia 1924 r., w dniu Matki Bożej Śnieżnej, na Jasnej Górze. Wybrał to miejsce, bo chciał mieć Matkę, która będzie mu towarzyszyć w każdej sprawowanej przez niego Mszy Św. Poza tym, to właśnie ta Jasnogórska Pani – Królowa Polski była świadkiem jego narodzin. Prymicję również okupił cierpieniem, nie tylko fizycznym, ale również psychicznym i duchowym. Zdawał sobie sprawę z powagi powierzonego mu przez Boga daru kapłaństwa, dlatego też lękał się, czy wszystko uczynił tak, jak to powinien był uczynić. Czy wszystko oddał Bogu Ojcu, aby potem, na koniec mógł rzec, jak Chrystus na krzyżu – „Wykonało się”. Przez długi czas swojego kapłaństwa, wydawało mu się, że odprawia ostatnią Mszę Św. Po latach zrozumiał, dlaczego towarzyszyło mu takie uczucie. Było to spowodowane uświadomieniem sobie tego, że każdy kapłan powinien sprawować Najświętszą Ofiarę w taki sposób, jakby była ona ostatnią w jego życiu. Każda Eucharystia jest stanięciem na Kalwarii i przeżywaniem Męki i śmierci Zbawiciela.

Obowiązki kapłańskie rozpoczął dopiero jesienią 1924 r., ponieważ rozchorował się na dobre. Konieczne było podjęcie leczenia, aby mógł jakoś podołać powierzonym zadaniom. A tych było nie mało. Najpierw objął stanowisko redaktora dziennika „Słowo Kujawskie” i jednocześnie posługiwał jako wikariusz w katedrze włocławskiej. Po pewnym czasie nauczał też religii w jednej z włocławskich szkół, do której nie było łatwo dojść, nieraz brnął w błocie. Stosował wobec dzieci nową metodę katechetyczną. Wyjaśniał im prawdy wiary na obrazkach, które rysował na tablicy kredą. W 1925 r. został wysłany przez biskupa na studia do Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego, gdzie pobierał nauki z prawa kanonicznego i nauk społeczno-ekonomicznych. W lipcu 1926 r. został zaproszony przez ks. Korniłowicza do Lasek, mieszczących się niedaleko Warszawy, na skraju Puszczy Kampinoskiej. Znajdował się tam ośrodek dla osób niewidomych, prowadzony przez niewidomą siostrę ze zgromadzenia Franciszkanek Służebnic Krzyża – Matkę Elżbietę Różę Czacką, z którą połączyła go przyjaźń i którą spotkał jeszcze wielokrotnie. W latach 1928 – 1929 przebywał w Żułowie, w majątku rodziny Poletyłów, pisał tam swój doktorat na temat: „Prawa rodziny, Kościoła i państwa do szkoły”. W 1929 r. ukończył studia i obronił pracę doktorską. W ciągu tych czterech lat pracował także jako wicedyrektor konwiktu księży-studentów oraz prowadził duszpasterstwo akademickie, w Stowarzyszeniu skupiającym Katolicką Młodzież Akademicką „Odrodzenie” i „Bratniak”. Tam spotkał swojego dawnego profesora seminaryjnego – ks. W. Korniłowicza, który został jego ojcem duchowym. Ks. Korniłowicz nauczył go, jak wielką wagę powinien każdy kapłan przywiązywać do modlitwy brewiarzowej. Pouczył go, że najlepszym sposobem na ukojenie zbolałej duszy i na wycieszenie się, jest zachwyt nad przyrodą, obcowanie z nią, spacery po lesie i zielonych łąkach.

Ks. Stefan Wyszyński bardzo chciał, aby jego droga kapłańska była ściśle związana z Maryją, dlatego też zamierzał wstąpić do paulinów. Od pomysłu tego odwiódł go ks. Korniłowicz, przekonując, że to nie jego droga. Przyszły Prymas był jednak przekonany, że niezależnie od tego, gdzie Bóg go dalej poprowadzi, jego kapłaństwo powinno być maryjne.

Jeszcze tego samego roku, odbył kilka podróży naukowych. Był we Włoszech, Francji, Austrii, Belgii, Holandii i w Niemczech. Odwiedzał tam zakłady pracy, rozmawiał z ludźmi, którzy pracowali w fabrykach. Chciał poznać problemy związków zawodowych, organizacji katolickiej młodzieży robotniczej, zapoznać się z doktrynami pracy i z ruchami społecznymi. Opublikował potem pracę „Główne typy Akcji Katolickiej za granicą”.

Powrócił do kraju w 1930 r. i na kilka lat podjął szereg obowiązków. Posługiwał jako wikary katedry włocławskiej, wykładał nauki społeczne w Wyższym Seminarium Duchownym we Włocławku, był dyrektorem Diecezjalnych Dzieł Misyjnych, promotorem biskupim. Poza tym był redaktorem naczelnym miesięcznika „Ateneum Kapłańskiego”, gdzie publikował artykuły pod pseudonimem „dr Zuzelski”. Jego artykuły ukazywały się także w pismach naukowych, tygodnikach i dziennikach. Objął również kierownictwo nad Sodalicją Mariańską Ziemian Kujawsko-Dobrzyńskich, którym podawał zasady katolickiego myślenia społecznego, zwłaszcza w zakresie uwłaszczenia chłopów. Uczył ich, jak powinni odnosić się do ludzi pracujących w folwarkach i majątkach ziemskich. Zajmował się oświatą robotniczą – prowadził Chrześcijański Uniwersytet Robotniczy; a także pracę społeczno-oświatową w Chrześcijańskich Związkach Zawodowych. Aby zapoznać przyszłych kapłanów ze światem pracy i działalnością związkową, zapraszał młodych seminarzystów na zebrania CHUR-u. Prowadził tam wraz z nimi, oprócz prac oświatowych i kulturalnych, dział interwencji ekonomicznej oraz dział osiedli robotniczych.

W 1937 r. został mianowany przez kard. Augusta Hlonda członkiem Rady Społecznej przy Prymasie Polski, ze względu na wielkie zaangażowanie w sprawy społeczne. Głównie zależało mu na tym, aby ruch robotniczy nawiązał więzi społeczne. Przekonywał akcjonariusza fabryki celulozy, żeby dostrzegał w robotnikach ludzi, a nie tylko wartości ekonomiczne. Przypominał, że każdemu należy się szacunek oraz zapłata za wykonaną pracę.

Czas okupacji hitlerowskiej

Gdy wybuchła II wojna światowa, wyruszył wraz z innymi mężczyznami na wojenną tułaczkę. Przez pewien czas spowiadał w okopach żołnierzy, jednak zorientowawszy się, że dalsze podążanie na wschód jest bezcelowe, wrócił do Włocławka i wraz z innymi księżmi profesorami chciał zorganizować naukę w seminarium, jednak to okazało się niemożliwe. Niemcy rozpoczęli aresztowania osób duchownych, konsekrowanych i inteligencji. Zamiarem hitlerowców było zniszczenie tych, którzy mogliby przekazać młodym pokoleniom wiedze, wiarę i miłość do ojczyzny. Z tego powodu rozpoczęły się aresztowania i wywózki do obozów koncentracyjnych. Również ksiądz Stefan był poszukiwany przez Gestapo, ale za nic nie chciał wyjechać z Włocławka. Dopiero, gdy nakazał mu to bp. Kozal, opuścił swoje mieszkanie i to w ostatniej chwili. Dowiedział się o tym, gdy zorientował się, że nie zabrał ważnej książki. Chciał po nią wrócić, ale został ostrzeżony, że w jego mieszkaniu jest rewizja. Schronił się u rodziny we Wrociszewie. Zajmował się głównie pracą naukową oraz opracowywaniem serii kazań opartych na encyklikach społecznych. Zajęcia te nie wystarczały mu, czuł wielką potrzebę pracy kapłańskiej. Bardzo chciał powrócić do Włocławka i rozpocząć wykłady w seminarium. To jednak było niemożliwe, o czym poinformował go jeden z kleryków. Oznajmił on, że aresztowano 44 osoby związane z seminarium duchownym, prawie wszystkich profesorów, wielu kleryków, a nawet bp. Kozala. Był taki moment, że ks. Stefan Wyszyński pomimo tak dramatycznej sytuacji, bardzo chciał wracać, jednak nie podejmował pochopnie tak wielkiego ryzyka. Aby najpierw ocenić sytuację, poprosił swoją siostrę, żeby pojechała do jego mieszkania i sprawdziła, jak jest rzeczywiście. Gdy okazało się, że jego mieszkanie było splądrowane, a wszelkie notatki, rękopisy i cała biblioteka zostały zniszczone, zaś alumn, który jego mieszkaniem opiekował się, został aresztowany, postanowił zostać we Wrociszewie. W sumie przebywał tam od listopada 1939 r. do lipca 1940 r.  W tym okresie musiał kilkakrotnie opuszczać rodzinny dom, ponieważ cały czas był poszukiwany przez Gestapo. Przez pewien czas przebywał u siostry Janiny Jurkiewiczowej, która była nauczycielką, chronił się też u znajomych kapłanów.

Od lipca 1940 r. ks. prof. S. Wyszyński pełnił – na prośbę matki Czackiej, duchową opiekę nad grupą kilkudziesięciu sióstr franciszkanek i niewidomych dziewcząt, którzy zostali przesiedleni z Lasek do Kozłówki. Przygarnęli ich Zamojscy, którzy posiadali na tych ziemiach majątek. Siostry wraz z podopiecznymi mieszkały w przypałacowej oficynie. W pałacu Zamoyskich część pomieszczeń zajmował niemiecki Wehrmacht, w innych zamieszkiwały rodziny inteligenckie, które straciły dach nad głową. Teraz życie przyszłego Prymasa toczyło się tuż obok Niemców. Ks. Stefan, pomimo to nie zdejmował sutanny, był bardzo aktywny, prowadził wykłady, oraz dyskusje na tematy filozoficzne i społeczne w oparciu o myśl katolicką; głosił nauki rekolekcyjne dla ziemian i robotników. Podtrzymywał wszystkich na duchu, wspierał i umacniał wiarę, wychowywał w duchu miłości i społecznej sprawiedliwości.

„Zrzuć na Pana całą swoją troskę, a On sam będzie cię żywił i spełni pragnienia twego serca”

W październiku 1941 r. postanowił wyjechać do Zakopanego, w celu podreperowania zdrowia. Tutaj przekonał się o wielkiej Bożej opiece, udało mu się bowiem wymknąć z przypadkowej łapanki, zanim sprawdzono jego tożsamość. Po raz drugi z pomocą Matki Bożej uniknął obozu koncentracyjnego. Wiosną 1942 r. przebywał najpierw we wsi Zalesie, tam wykonywał różne zadania duszpasterskie, udzielał sakramentów, prowadził rekolekcje dla młodzieży. Potem ukrywał się w gospodarstwie państwa Wojtasiuków, we wsi Marcinówka. Natomiast w listopadzie udał się na Ziemię Lubelską, do miejscowości Żułów, gdzie znajdowało się Towarzystwo Opieki nad Ociemniałymi. Był tam ponownie opiekunem duchowym sióstr i dzieci niewidomych, które przeniosły się z ośrodka z Lasek. Poza tym nauczał konspiracyjnie młodzież i służył okolicznej ludności. W czerwcu 1942 r. pojechał do Lasek, aby przejąć obowiązki księdza, ściganego przez Gestapo. Posługiwał tam jako kapelan Zakładu dla Niewidomych. Nawiązał też kontakt z lokalnymi partyzantami, którym posługiwał, udzielając im sakramentów i błogosławiąc wychodzące oddziały. Używał w tym czasie pseudonimów: „Siostra Cecylia” i „Baśka”. Odwiedzał też stolicę, w domach zakonnych prowadził wykłady społeczne oraz rekolekcje dla młodej inteligencji warszawskiej. 1 listopada 1942 r. przybyło do Lasek kilka dziewcząt z Warszawy. Chciały one założyć tzw. ”Miasto Kobiet” i swoje życie poświęcić pracy apostolskiej. [Później z tej grupy dziewcząt powstał Instytut Świeckich Pomocnic Maryi Jasnogórskiej Matki Kościoła, tzw. „ósemki” (od ośmiu błogosławieństw), do których w kolejnych latach wstępowały młode wykształcone kobiety. Od 1 stycznia 2006 r. Kongregacja Instytutów Życia Konsekrowanego i Stowarzyszeń Życia Apostolskiego na Watykanie, zatwierdziła nową nazwę Instytutu – Instytut Prymasa Wyszyńskiego].

Gdy wybuchło Powstanie Warszawskie, ks. Wyszyński przebywał w Laskach. To było szczególne miejsce, w którym wiele się działo. Był tutaj oprócz Zakładu dla osób niewidomych, również szpital polowy i szpital cywilny, ośrodek aprowizacyjny, przebywały tu łączniczki. Stąd także wyruszała młodzież męska i żeńska na pomoc walczącej stolicy. Przyszły Prymas napominał młode dziewczęta, aby nie strzelały, ponieważ Bóg stworzył kobiety po to, aby niosły życie, a nie śmierć i przypominał o potrzebie modlitwy za tych, którzy walczą, cierpią i giną. W Laskach pełnił posługę kapelana Armii Krajowej – okręgu wojskowego Żoliborz-Kampinos. [Przyjął pseudonim „Radwan II”, aby uczcić nazwisko dzielnego rotmistrza, który w czasach panowania króla Bolesława Śmiałego bronił Kościoła i w nagrodę otrzymał herb o nazwie Radwan]. W okresie walk powstańczych posługiwał również na terenie Kampinosu, łączniczkom, które spowiadał, ostrzegał, doradzał i zaopatrywał w medaliki z Matką Bożą, o które zresztą same prosiły. Ks. Wyszyński był także kapelanem szpitala powstańczego, znajdującego się w Laskach. Jego obecność była dla cierpiących żołnierzy jak kojący balsam. Pomagał pacjentom przygotować się do koniecznej operacji, do amputacji kończyn, często do śmierci. Spowiadał, trzymał za rękę, dodawał otuchy, pocieszał, współczuł, obdarzał życzliwym uśmiechem, gestem, spojrzeniem, słowem. Jak było potrzeba, był surowy i wymagający. Służył nie tylko polskim żołnierzom, ale także niemieckim, węgierskim i ukraińskim. Przygotowywał ich na śmierć, spowiadał. To tutaj, w szpitalu polowym, a nie na Uniwersytetach otrzymał największą naukę.

„Szacunku dla człowieka nabywa się nie wtedy, gdy widzi się go w pozycji bohaterskiej, ale gdy widzi się człowieka w udręce”.

Ks. Stefan Wyszyński wszędzie chodził piechotą, zdarzało się, że przemierzał w jeden dzień nawet 30 km. Jednak nigdy nie przeszedł koło nikogo obojętnie, z każdym zagadał, a potrzebującemu udzielił koniecznej pomocy. Gdy spotykał dzieci, tłumaczył im katechizm. Zawsze chodził w sutannie. Twierdził, że nie po to ją założył, żeby później zdejmować. Wdawał się w dyskusje z ziemianami, wychowawcami, prawnikami, robotnikami, a także z młodzieżą licealną i akademicką. Był bardzo lubianym kapłanem. Ludzie, którzy z nim rozmawiali, określali go „tajemniczym narzędziem, przez które przepływa potęga”. Uważali, że ma on jakieś posłannictwo i że wstrząśnie jeszcze chrześcijaństwem. Zauważyli, że żadnego słowa nie mówił na wyrost, a każde wypowiedziane realizował własnym życiem.

Przyszły Prymas nieraz był świadkiem dramatycznych sytuacji, a wojenne przeżycia, zwłaszcza dotyczące powstania warszawskiego, pozostawiły w jego pamięci niezatarty ślad. Do tych wspomnień często powracał, przywoływał je w rozmowach i przemówieniach.

„Do nieba idzie się przez ziemię, do Boga przez miłość bliźniego”

Powojenne losy

Po wojnie, w lutym 1945 r. ks. profesor Wyszyński powrócił do Włocławka i do swoich dawnych zajęć – do wychowywania przyszłych kapłanów i do pracy redakcyjnej. W Wyższym Seminarium Duchownym przejął obowiązki rektora, ponieważ ksiądz, który tą funkcję pełnił, jak i księża profesorowie, nie wrócili jeszcze z Dachau, poza tym byli skrajnie wyczerpani po przymusowym pobycie w obozie koncentracyjnym. Przetrwali ten dramat, ale wymagali teraz leczenia i dożywienia, by odzyskać utracone siły i powrócić do dawnego życia. Ks. Stefan musiał całe seminarium zorganizować od nowa. Ze względu na to, że gmach seminaryjny był zniszczony i nie było tam odpowiednich warunków, przeniesiono je do miejscowości Lubraniec, na teren tamtejszej plebanii i tam funkcjonowało ono przez kilka miesięcy. Był to bardzo intensywny czas, ks. Wyszyński oprócz obowiązków rektora, wykładowcy, profesora, pełnił także posługę wikariusza, a w niedzielę był proboszczem dwóch sąsiadujących parafii, w Kłobii i Zgłowiączce. Pracy było dużo, a pożywienia brakowało. Również i tu mógł liczyć na pomoc zwykłych ludzi. Gdy księża profesorowie i przyszli kapłani nie mieli co jeść, parafianie przynosili im bochny chleba.

4 marca 1946 r. ks. prof. Wyszyński otrzymał od papieża Piusa XII nominację na biskupa lubelskiego. Konsekrację na biskupa wyznaczono na 12 maja 1946 r. Tego dnia Kościół Katolicki obchodził święto Matki Bożej Łaskawej. Wszystkie najważniejsze sprawy w życiu ks. Wyszyńskiego, a potem biskupa i Prymasa, miały miejsce w dni poświęcone Matce Bożej. O nominacji dowiedział się 25 marca, w święto Zwiastowania Najświętszej Maryi Panny. Oznajmił mu to Prymas Polski, kard. A. Hlond w Poznaniu. Z początku opierał się tej nominacji, ponieważ czuł, że tego nie udźwignie, ustąpił jednak, po rozmowie z Prymasem, który mu powiedział, że papieżowi się nie odmawia. Przed tak ważnym momentem w życiu, uczestniczył w dwutygodniowych rekolekcjach, aby pod okiem Matki Bożej przygotować się do misji pasterskiej. W czasie rekolekcji napisał list do duchowieństwa diecezji lubelskiej. Przypominał im m.in., żeby kierowali swoje modlitwy przez wstawiennictwo Najświętszej Maryi Panny. Wszystkie ważne listy i zarządzenia wydawane były w święta Matki Bożej.

„Kapłaństwo wiąże się z krzyżem, który jest ofiarowaniem siebie. Dopiero przez taką ofiarę płynie zbawienie świata, do którego jesteśmy powołani […]”

Swoją umiłowaną katedrę włocławską żegnał ze łzami w oczach. Moment pożegnania był dla niego bardzo wzruszający, gdyż tu właśnie, we Włocławku, narodziło się jego kapłaństwo. Tu pełnił pierwsze zadania kapłańskie. Diecezję włocławską opuścił po uroczystościach, jakie odbywały się 19 maja 1946 r. w Kaliszu, z okazji 15-lecia koronacji cudownego obrazu św. Józefa. Był konsekrowany na biskupa na Jasnej Górze i od tamtej chwili był z tym miejscem mocno związany. Biskupią sakrę przyjął z rąk Prymasa Polski – kard. Augusta Hlonda. Potem, w dniach 22 – 24 maja uczestniczył w obradach Episkopatu Polski na Jasnej Górze. Był najmłodszym biskupem i wiekiem i sakrą. W czasie plenarnej konferencji Episkopatu dotykał tematów dotyczących praw polskich obywateli, religijnego wychowania młodzieży; mówił też o konieczności objęcia opieką duszpasterską rodzin, ze względu na szerzące się zabiegi przerywania ciąży. Ingres biskupa Stefana Wyszyńskiego do lubelskiej katedry, odbył się w piękną słoneczną niedzielę – 26 maja 1946 r.

Na swoim herbie biskupim umieścił wizerunek Matki Bożej Jasnogórskiej, którą niezwykle miłował, oraz słowa: „SOLI DEO – samemu Bogu”. Tym hasłem kierował się w życiu. Jako biskup diecezji lubelskiej, musiał zająć się odbudową katedry, budynku seminaryjnego i wielu zniszczonych kościołów na terenie diecezji lubelskiej i w samym Lublinie. W tych pracach pomagali zwykli ludzie, którzy  w dużej części stracili swoje domy, sami zaś mieszkali w piwnicach, ale priorytetem dla nich była odbudowa Domu Bożego. Ks. bp. Wyszyński, przychodził na te rumowiska, odwiedzał tych ludzi, doglądał, jak idą prace. Poza tym wizytował parafie, udzielał Sakramentu Bierzmowania, wygłaszał liczne kazania i rekolekcje zwłaszcza w dzielnicach, które zamieszkiwali robotnicy. Przemawiał również do inteligencji, aby porządkować ich poglądy, które czasami były sprzeczne z chrześcijaństwem. Pełnił też funkcję Wielkiego Kanclerza, który sprawował opiekę nad Katolickim Uniwersytetem Lubelskim. Ważnym punktem jego uniwersyteckiej funkcji, było czuwanie nad czystością doktryny. W tym celu głosił nauki rekolekcyjne dla profesorów i personelu naukowego wyższych uczelni lubelskich, dla żon uniwersyteckiego personelu naukowego, dla pań profesorek i asystentek, a także dla młodzieży akademickiej. Był też ich spowiednikiem. Za jego kadencji wzrosła liczba profesorów i słuchaczy, oraz podniósł się poziom naukowy, przybyło też wykładanych przedmiotów, bibliotek, zakładów uniwersyteckich. Sam wykładał na KUL-u socjologię. Swoich słuchaczy wychowywał na katolików, gotowych służyć samemu Bogu, poprzez czynne i świadome podjęcie obowiązków społecznego trudu.

Otworzył Wydział Filozofii Chrześcijańskiej, na którym badano tradycję kultury chrześcijańskiej. Jako przewodniczący Komisji Episkopatu dla spraw KUL-u złożył projekt wydania Encyklopedii katolickiej, którą mieli redagować profesorowie KUL-u.

„W każdej drodze jest jakaś myśl przewodnia, jakieś światło, które człowiek usiłuje utrzymać w oczach, aby nie pozostać w ciemności i nie błądzić”

12 listopada 1948 r., na konsystorzu w Rzymie, w dniu uroczystości Pięciu Polskich Braci Męczenników, ks. bp. S. Wyszyński został nominowany przez Ojca Świętego Piusa XII, na arcybiskupa gnieźnieńskiego i warszawskiego. Miał zostać Prymasem Polski – kraju, który dźwigał się ze zgliszcz wojennych, i który powoli otrząsał się z przeżytego dramatu. Wiedział, że to bardzo trudne zadanie, którego nie uniesie i dlatego też początkowo odmawiał. Znowu usłyszał słynne słowa, które wypowiedział do niego poprzednio Prymas Hlond – „Panu Bogu i Ojcu Świętemu się nie odmawia”. Tym razem wypowiedział je kard. Adam Sapieha, który pocieszył go, dodając mu przy tym otuchy i wiary w to, że z Bożą pomocą udźwignie ten „ciężar”. Zapewnił go również o swojej pomocy i że będzie mu służył radą. Gdy otrzymał list od Ojca Świętego, na którym widniała data 16 listopada – a wiec dzień Matki Bożej Miłosierdzia, zrozumiał, że taka jest wola Boża, a on nie powinien jej się sprzeciwiać. W liście był niemalże nakaz objęcia tych dwóch ważnych archidiecezji, jednak najbardziej przekonująca była data napisania listu, która była jakby „pieczęcią Matki Bożej”. Znaczyło to dla przyszłego Prymasa, że Najświętsza Maryja Panna nad wszystkim czuwa. Skoro Bóg wyznaczył mu takie zadanie, to da też potrzebne siły, aby temu podołać.

Po otrzymaniu nominacji na Prymasa, poprowadził jeszcze w styczniu rekolekcje dla niewielkiej grupy akademickiej. Było to zresztą dla nich dużym zaskoczeniem, że ich ukochany ks. bp. Wyszyński znalazł dla nich czas, że są nadal dla niego ważni. Tłumaczył im to w ojcowski sposób: „No właśnie, przecież nic się istotnie nie zmieniło, wszystko musi iść swoim biegiem i ładem, tak, jak było ustalone”.

„Jestem tylko Bożym chłopcem na posyłki”

Opuszczał Lublin pełen smutku, było to jego trzecie rozstanie z tą ziemią. Zdawał sobie sprawę, że może to być ostatnie pożegnanie. Nie zabrał ze sobą nic, gdyż uważał, że wszelkie podarunki otrzymał biskup lubelski, a nie on sam. 31 stycznia 1949 r. pożegnał się z tymi wszystkimi, których Pan Bóg postawił na jego lubelskiej drodze życia. Były to serdeczne, przyjacielskie pożegnania, którym towarzyszyły łzy i smutek. 2 lutego, kiedy Kościół Katolicki wspominał dzień Oczyszczenia Najświętszej Maryi Panny, odbył się w katedrze gnieźnieńskiej jego ingres na metropolitę archidiecezji gnieźnieńskiej, natomiast 6 lutego, miał miejsce ingres na arcybiskupa warszawskiego.

„Po Warszawie, omytej krwią najlepszych dzieci waszych, po Warszawie, na mękę której patrzyłem (…) po tej Warszawie trzeba chodzić z wielką czcią, z sercem czystym i wiernym aż do śmierci, Bogu i katolickiej Polsce”

Na prymasowskim herbie pozostawił wizerunek Matki Bożej Jasnogórskiej – Królowej Polski, ale bez korony, aby podkreślić w ten sposób, że Ojczyzna jest teraz zbyt uboga, aby Jej Królowa miała chodzić w koronie. Swoją prymasowską drogę rozpoczął od nawiedzenia Jasnej Góry. Tu odprawił rekolekcje i ponownie zawierzył się Jasnogórskiej Pani. Tu kształtowało się życie Polskiego Kościoła Katolickiego. Przybywali tu kapłani obu archidiecezji. W jednym roku odbywały się nauki rekolekcyjne dla księży z archidiecezji gnieźnieńskiej, a następnego roku dla kapłanów warszawskiej. Ks. Prymas S. Wyszyński organizował tam również rekolekcje dla biskupów, oraz konferencje polskiego Episkopatu. W duchowej stolicy Polski spotykał się też z przełożonymi zakonów męskich i żeńskich. Tu wreszcie przyjeżdżali prezbiterzy, aby odprawić swoją pierwszą Mszę Św. Sam przybywał do Częstochowy i nawiedzał Królową Polski, jako agregowany członek zakonu paulinów, 4-5 razy w każdym roku. Głosił Słowo Boże do pielgrzymów, którzy licznie przybywali na Jasną Górę. Wszystkie jego kazania, przemówienia, nagrywały, a potem spisywały członkinie Instytutu Prymasa Wyszyńskiego.

W każdej trudnej dla Narodu chwili zwracał się o pomoc do tej, na którą wszystko postawił… do Maryi. Nigdy nie marnował nawet chwili, cały czas był zajęty. Uczestniczył w większych uroczystościach nie tylko w diecezjach jemu podległych, ale również w innych, często odległych. Poza tym wizytował, konsekrował, katechizował, po ojcowsku nauczał. Troszczył się o odbudowę polskich świątyń, zabytków kultury. Jego pałac arcybiskupi na Miodowej tętnił życiem, zawsze był pełen ludzi. Starał się nawiązywać osobisty kontakt z każdym napotkanym człowiekiem. Każde spotkanie, każda najdrobniejsza nawet rozmowa, były dla niego ważne i pouczające, a czasami wzruszające. W czasie pobytu na Jasnej Górze, ks. Prymas, miał sposobność poznać i rozmawiać z Robertem Kennedym – rodzonym bratem prezydenta Stanów Zjednoczonych. Przybył on wraz z żoną oraz trojgiem dzieci, do Duchowej Stolicy Polski, aby w Kaplicy Matki Bożej, uczestniczyć we Mszy Świętej i pomodlić się przed Obrazem Jasnogórskiej Pani. Ks. Prymas był pod dużym wrażeniem tego nieprzeciętnego, kulturalnego człowieka.

Niezłomny Prymas Stefan Wyszyński był świadomy trudnej sytuacji politycznej w kraju, pełnej zagrożeń i napięć, dlatego też 14 kwietnia 1950 r. podpisał porozumienie z polskim rządem. Krok ten nie wszystkim się podobał, zarówno w Polsce, jak i za granicą wywołał wiele kontrowersji.

„Nie pytam: za co i dlaczego, bo ufam. Wystarczy mi mądrość, dobroć i miłość Boża (…). Zresztą, czemu mam wszystko wiedzieć i rozumieć? Czyż wtedy byłoby miejsce na ufność?”.

W drugiej połowie 1953 r. nadeszła dla polskiego Prymasa wielka próba. 25 września, w nocy, został aresztowany przez władze państwowe. Był wywieziony najpierw: na ziemię grudziądzką i więziony w Klasztorze Braci Mniejszych Kapucynów w Rywałdzie (26 września – 12 października 1953 r.); potem przetrzymywany w zimnym, nieużytkowanym klasztorze w Stoczku Warmińskim (12 października 1953 r. – 6 października 1954 r.); następnie był przewieziony na pogranicze Polski z Czechami i przetrzymywany w klasztorze, który zajmowali wcześniej franciszkanie – w Prudniku Śląskim (6 października 1954 r. – 27 października 1955 r.); ostatnie miejsce izolacji to klasztor sióstr nazaretanek w Komańczy (27 października 1955 r. – 27 października 1956 r.). [Nawet i w tych ciężkich momentach życia, była z nim Matka Boża, co widać po datach uwięzienia w poszczególnych miejscach Polski. Październik jest miesiącem poświęconym Matce Bożej Różańcowej i rzeczywiście, Prymas z różańcem się nie rozstawał. Każdą ziemię, na której przebywał omodlał, w pewien sposób osłaniał je różańcem jak szańcem]. W  tych latach odosobnienia, cierpienia i wielkiej ofiary, napisał wyjątkowe dzieła, które powstawały na głębokiej modlitwie i medytacji. Osamotniony Prymas miał wtedy dużo czasu na spisywanie wszystkich faktów, sytuacji oraz własnych przemyśleń, z tego trudnego, aczkolwiek ofiarnego czasu. W ten sposób powstały „Zapiski więzienne”, w których ukazywał swoje wewnętrzne przeżycia w poszczególnych miejscach uwięzienia. Napisał też „List do moich kapłanów”, oraz Śluby Narodu Polskiego i program Wielkiej Nowenny przygotowującej do obchodów Tysiąclecia Chrztu Polski. 8 grudnia 1953 r., przebywając w Stoczku Warmińskim, dokonał Aktu oddania się w całkowitą niewolę Maryi i wówczas odzyskał w pełni wewnętrzną wolność, choć fizycznie nadal był więźniem. Prosił wtedy pokornie, aby jego uwolnienie, jeśli Bóg dozwoli, było w dniu, albo w miesiącu poświęconym Najświętszej Maryi Pannie.

„Im bardziej coś smutne i bolesne, tym więcej musi być zapłacone Bogu dziękczynieniem”

Przez trzy lata nieobecności Prymasa, wierni w całej Polsce, a zwłaszcza na Jasnej Górze, nieustannie modlili się o jego uwolnienie. Ofiara Duchowego Ojca Narodu Polskiego, w sposób niezwykły mobilizowała wiarę w ludzkich sercach. 26 sierpnia 1956 r. , na Jasnej Górze odnowiono Śluby króla Jana Kazimierza. Nieco zmieniony tekst, dostosowany do ówczesnych czasów, przygotował, choć z dużym oporem, więziony w Komańczy, Prymas Polski. Przekonała go do tego Maria Okońska, z którą wspólnie założyli Instytut Prymasa Wyszyńskiego, przypominając mu, że św. Piotr apostoł, swoje listy do wyznawców Chrystusa, pisał w więzieniu. Po tekst Ślubów, przybyła do niego z Jasnej Góry delegacja, a po kilku dniach przyjechali przedstawiciele Episkopatu Polski, aby ustalić datę tego doniosłego wydarzenia, które mogło być przełomowe dla Kościoła w Polsce i dla całego Narodu. Prymas bardzo pragnął w tym ważnym dniu być z Narodem, u tronu Matki Bożej Częstochowskiej. Dobrowolnie wyrzekł się tego pragnienia i w gorącej modlitwie błagał Boga o potrzebne łaski dla wszystkich, którzy w tej uroczystości wezmą udział. Rozumiał bowiem, że aby chwała Tej, która króluje w Polsce, była większa, i aby mogło nastąpić duchowe odrodzenie Polaków, ktoś musi złożyć ofiarę i tym kimś jest właśnie on – Prymas Polski. Dobry Bóg wysłuchał jego prośby. Opuścił Komańczę, ostatnie miejsce internowania, w ostatnią sobotę października. Miał wówczas dowód na to, że jego uwolnienie nastąpiło z woli Bożej.

Wielkie ofiary: Głowy Kościoła polskiego, oraz jego współpracownika – sufragana gnieźnieńskiego bp. Antoniego Baraniaka, który przeszedł przez jeszcze większą próbę, jeszcze więcej wycierpiał niż Prymas… przyniosły owoce. To, o co walczył przed uwięzieniem i za co został internowany, teraz było przez władze zagwarantowane, a więc: prawo Kościoła do swobodnej katechizacji młodzieży, prawo Narodu chrześcijańskiego do prasy katolickiej, prawo decydowania przez biskupów o obsadzaniu kościelnych stanowisk, powrót – usuniętych siłą biskupów i sufraganów na swoje biskupie stanowiska; oraz podleganie Seminariów Duchownych pod  kontrolę hierarchii kościelnej, a nie władz rządowych.

Do swojego prymasowskiego domu w Warszawie, powrócił w dniu, w którym Kościół obchodził uroczystość Chrystusa Króla. Zaraz potem pojechał na Jasną Górę, aby podziękować Matce Bożej za uwolnienie. Kolejnym ważnym punktem  w jego prymasowskiej posłudze, było podjęcie dziewięcioletniej Wielkiej Nowenny, przed obchodami Tysiąclecia Chrztu Polski. Rozpoczęła się ona w dniach 3-5 maja 1957 r. na Jasnej Górze. Program moralnej odnowy polskiego Narodu znajdował się w treści Ślubów Jasnogórskich. Należało teraz ten program realizować. I tu Prymas Stefan Wyszyński, stanął na wysokości zadania. Postanowił Boży Lud do tego odpowiednio przygotować. Głosił Słowo Boże, oraz rozpoczął peregrynację kopii Jasnogórskiego Wizerunku Matki Bożej po wszystkich polskich parafiach. Jasnogórska Bogarodzica nawiedzała każdy polski dom, który stał dla Niej otworem.

6 maja 1957 r. otrzymał w Stolicy Apostolskiej, z rąk papieża Piusa XII, kapelusz kardynalski oraz kościół tytularny Santa Maria in Trastevere. Ofiarował wtedy Ojcu Świętemu, w imieniu Narodu Polskiego, kopię obrazu Matki Bożej Jasnogórskiej, której Polacy tak wiele zawdzięczają. Miał też ze sobą drugą kopię Cudownego Obrazu, który na jego prośbę, pobłogosławił papież, a który miał „wędrować” po Polsce. Będąc w Rzymie przekonał się, że również ludzie innych narodowości znają i oddają cześć Jasnogórskiej Pani, oraz modlą się za Polskę przez Jej wstawiennictwo, a to za sprawą polskich kapłanów, pracujących na misjach, którzy rozsławiają Imię Maryi z Jasnogórskiego Obrazu w różnych częściach świata. W drodze powrotnej do ojczystego kraju, kard. S. Wyszyński, gościł w Wenecji u kard. Angelo Giuseppe Roncalliego, przyszłego papieża Jana XXIII, z którym połączyła go wielka przyjaźń.

Peregrynacja Jasnogórskiego Obrazu, rozpoczęła się od Warszawy. Matka Boża wyruszyła w swą Świętą Podróż, z archikatedry św. Jana, podniosła się z gruzów, dzięki ofiarności ludzi.

W październiku 1962 r. kard. Stefan Wyszyński udał się do Rzymu, aby tam uczestniczyć w przygotowaniach Soboru Watykańskiego II, który papież Jan XXIII rozpoczął 11 października 1962 r, w dniu uroczystości Macierzyństwa Najświętszej Maryi Panny. Kościół w Polsce podjął modlitwy w intencji Soboru. Z inicjatywy Prymasa, były prowadzone tzw. „Czuwania Soborowe z Maryją Jasnogórską”. Kard. Stefan Wyszyński był obecny na wszystkich sesjach, których w sumie było cztery, brał czynny udział we wszystkich obradach. W trakcie trzeciej sesji soborowej, polscy biskupi, złożyli specjalny memoriał do papieża, z prośbą, aby ogłosił Maryję Matką Kościoła i pod Jej opiekę oddał cały świat. Wniosek ten poparło wielu biskupów, którzy pomagali w tym, aby tak się stało, wnosząc swoje prośby do Ojca Świętego. Natomiast polskiego Prymasa, poproszono o wygłoszenie referatu na Akademii Maryjnej w Palazzo Pio. Uroczystego ogłoszenia Maryi Matką Kościoła, dokonał następca Jana XXIII, papież Paweł VI, 21 listopada 1963 r., na zakończenie czwartej, publicznej sesji Soboru, w Bazylice Świętego Piotra. W czasie Soboru, kard. Wyszyński chciał polepszyć kontakty polskiego Narodu z Narodem niemieckim, aby były one prawdziwie chrześcijańskie. W sprawie tego ważnego pojednania, rozmawiał z przewodniczącym Konferencji Episkopatu Niemiec. Wystosował list, będący Orędziem biskupów polskich do biskupów niemieckich, o wzajemne przebaczenie i zbliżenie obu Narodów. Gest ten sprawił, że niemieccy biskupi zaczęli przyjeżdżać do Polski i nawiązywać kontakt z polskimi biskupami.

W 1966 r. rozpoczęły się w Polsce obchody Milenium Chrztu Polski, które były społecznym wyznaniem wiary Narodu. Prymas Wyszyński był w nie mocno zaangażowany, przewodnicząc centralnym uroczystościom milenijnym, jako legat papieski. Wraz z całym episkopatem przemierzył tzw. „Szlak Tysiąclecia”, który prowadził przez Gniezno, Jasną Górę, Kraków, Warszawę. 3 maja 1966 r. na Jasnej Górze, w święto Królowej Polski, związał losy Narodu polskiego, oraz całego Kościoła Świętego, z Matką Bożą, z Matką Kościoła i Królową Polski. Dokonał Aktu całkowitego oddania Polski w niewolę Matce Chrystusowej za wolność Kościoła, nie tylko polskiego, ale całego Kościoła powszechnego. Był to bardzo doniosły i ważny moment. Poprzez ten akt, Prymas pragnął, aby Polacy byli pomocą dla Kościoła powszechnego i by przyczyniali się do budowania Ciała Chrystusowego na ziemi. Chciał w ten sposób, zabezpieczyć w dłoniach Bogurodzicy wiarę Narodu i Kościoła Świętego.

„Odtąd najlepsza Matko nasza i królowo Polski, uważaj nas, Polaków, jako Naród za całkowitą własność Twoją, za narzędzie w Twych dłoniach na rzecz Kościoła Świętego […]. Czyń z nami, co chcesz!”

5 września 1971 r. Kardynał Prymas Wyszyński, zebrał wszystkich polskich biskupów na Jasnej Górze i wspólnie dokonali Aktu oddania Maryi Matce Kościoła całej rodziny ludzkiej. Natomiast w październiku, wyjechał do Rzymu na kolejny Synod Biskupów, uczestniczył też w pracach Kongregacji do Spraw Kapłanów i Papieskiej Komisji Rewizji Prawa Kanonicznego, a potem 17 października, brał udział w uroczystej beatyfikacji polskiego męczennika, Ojca Maksymiliana Marii Kolbego, w bazylice Świętego Piotra. Do Stolicy Apostolskiej przybyło wówczas dwa tysiące polskich pielgrzymów, a także Polonia z całego świata. Było to możliwe, dzięki staraniom Prymasa i sekretarza Konferencji Episkopatu Polski.  Pielgrzymi polscy byli przez papieża Pawła VI serdecznie przyjęci, oraz otoczeni szczególną opieką i gościnnością.

W 1975 r. Kardynał Prymas Wyszyński, odwiedził Rzym trzykrotnie. Najpierw w maju, kiedy to brał udział w Kongresie Mariologicznym i Maryjnym, w październiku przybył do Stolicy Świętej z polską pielgrzymką jubileuszową, a w grudniu, uczestniczył w uroczystych obchodach dziesiątej rocznicy zakończenia Soboru Watykańskiego II.

W 1976 r. rozpoczął sześcioletnie przygotowania do uroczystych obchodów wielkiego Jubileuszu 600-lecia obecności Cudownego Obrazu Matki Bożej na Jasnej Górze. Ogłosił program dla Kościoła w Polsce, który nazwał: „Sześć lat wdzięczności za sześć wieków obecności”.

3 sierpnia 1976 r. złożył rezygnację z dalszej służby w podległych mu archidiecezjach: gnieźnieńskiej i warszawskiej, z powodu osiągnięcia wieku emerytalnego, jednak papież rezygnacji nie przyjął. Prymas nadal pełnił służbę na obu stolicach arcybiskupich.

„A ponieważ Bóg jest Miłością, dlatego całe nasze życie jest po to, abyśmy obfitowali w miłości […] Jeżeli więc Bóg daje czas, jeśli go przedłuża przymnażając lat, oznacza to ponowne zaproszenie do większej jeszcze miłości.”

W lutym 1977 r. ks. kard. Wyszyński poważnie się rozchorował. Konieczna była operacja woreczka żółciowego, która przebiegła pomyślnie, został jednak zarażony żółtaczką, której lekarze nie mogli zwalczyć, więc przeprowadzili kolejną operację, która nie przyniosła dobrych rezultatów. Od śmierci uratował go wówczas cud, za przyczyną Jasnogórskiej Pani. W jego intencji modlił się cały Naród, który błagał o wstawiennictwo przed Bogiem, Matkę Bożą Jasnogórską. Modlitwy wielu Polaków zostały wysłuchane, Prymas wrócił do pracy i do swojego ludu. Wiedział, komu to wysłuchanie natarczywych modlitw o jego wyzdrowienie zawdzięcza. Tej, którą ukochał całym sercem i zawierzył całe swoje życie, Matce Najświętszej, która może wiele wyprosić przed tronem Bożym.

Kolejne załamanie zdrowia miał w czasie pobytu w Rzymie, gdzie udał się na początku listopada 1977 r., aby wesprzeć swoim autorytetem wizytującą Ojca Świętego, polską rację stanu. Pomogli mu wówczas polscy lekarze, jednak o jego chorobie zrobiło się głośno.

W sierpniu 1978 r. po otrzymaniu wiadomości ze Stolicy Apostolskiej o śmierci papieża Pawła VI, niezłomny Prymas, ponownie udał się do Rzymu. Na konklawe pojechał z kard. Karolem Wojtyłą. Nowym papieżem został wybrany kard. Albino Luciani, który przybrał imię Jan Paweł I. Potem we wrześniu obaj kardynałowie wraz z delegacją polskich biskupów pojechali do Niemiec. Była to podróż, która miała na celu pojednanie Narodu polskiego z niemieckim, rozpoczęte z inicjatywy Prymasa Polski, przed pięcioma laty. Spotkanie z Konferencją Episkopatu Niemiec miało miejsce w dniach od 21 – 25 września, w mieście Fulda. Polscy biskupi, wszędzie tam, gdzie zawitali (Kolonia, Neviges, Monachium, Dachau, Frankfurt, Moguncja) byli serdecznie przyjęci przez biskupów i wiernych.

W październiku 1978 r. polscy kardynałowie wzięli udział w kolejnym konklawe, zwołanym po niespodziewanej śmierci papieża Jana Pawła I. 16 października na Stolicę Piotrową został wybrany kard. Karol Wojtyła, który obrał imię Jan Paweł II. Polski Prymas i Metropolita Krakowski przyjaźnili się, dlatego moment ten, był dla nich bardzo trudny i wzruszający. Łączyło ich bardzo wiele. Obaj czynili wszystko dla większej chwały Bożej, obaj kochali Matkę Bożą Jasnogórską i mieli na uwadze dobro Ojczyzny. Wybór kardynała z Polski, na Namiestnika Chrystusowego, był bardzo znaczący. Polaków napawał radością i rodził duże nadzieje dla Kościoła powszechnego. Kardynałowie różnych narodów, uważali, że Polsce takie wyróżnienie się należy, gdyż Polacy wiele wycierpieli i nadal cierpią.

W czerwcu 1979 r. przybył na ojczystą ziemię papież Jan Paweł II. Na pielgrzymim szlaku po Polsce (Warszawa, Gniezno, Jasna Góra, Kraków) towarzyszył mu Prymas Wyszyński.

W 1980 r. odbyła się w Polsce oficjalna wizyta delegacji Episkopatu Niemiec. Niemieccy biskupi przebywali w Polsce od 11 – 12 września. Nawiedzili Jasną Górę i podarowali odlaną ze złoconego brązu, rzeźbę apostoła Polski i Niemiec – bł. Brunona z Kwerfurtu, klęczącego przed Matką Bożą z Dzieciątkiem Jezus, trzymającym w ręku oliwną gałązkę pokoju.

W latach 1980 – 1981 nastąpiły w Polsce wielkie przemiany. Prymas Polski popierał żądania robotników i rolników, domagał się dla nich prawa do swobodnego zrzeszania się w związkach zawodowych. Robił to jednak ostrożnie, aby nie narażać Ojczyzny na niebezpieczeństwo. W tej sprawie rozmawiał z ludźmi pracy oraz z przedstawicielami Rządu. Był wychowawcą społecznego i narodowego sumienia wszystkich Polaków. Niczym ksiądz Skarga, tłumaczył według katolickiej nauki społecznej, papieskich encyklik, wzajemne relacje państwa, Kościoła, szkoły i obywatela. Przypominał, ze władze PRL podpisały międzynarodową konwencję, gwarantującą ochronę praw człowieka i są zobowiązane do jej wypełniania. Pouczał, że sumienia Polaków powinny wołać o miejsce dla Ewangelii Chrześcijańskiej w życiu społecznym, gospodarczym i narodowym, tak aby duch Ewangelii Chrystusowej był obecny w ludziach pracujących i w tych, którzy nimi kierują.

W 1981 r., pod koniec marca, Prymas Polski zapadł na ciężką chorobę, która odzywała się już wcześniej, jednak teraz go zmogła i położyła do łóżka. Był w tym cierpieniu i trudzie niezwykle cierpliwy, uległy i posłuszny Bogu oraz ludziom, którzy nim się opiekowali. Pilnie przestrzegał lekarskich poleceń, jednak lekarzom nie udało się zahamować rozwijającej się choroby nowotworowej. 13 maja, gdy papież Jan Paweł II stał się ofiarą zamachu i jego życie było poważnie zagrożone, kard. Wyszyński prosił ludzi modlących się na niego, aby od teraz modlili się za cierpiącego Ojca Świętego.    16 maja polski Prymas przyjął Sakrament Chorych, a 22 maja, wygłosił ostatnie przemówienie do Rady Głównej Episkopatu, w którym podziękował biskupom za współpracę i wyraził uczucia wdzięczności. Zapewnił, że do nikogo z biskupów, kapłanów, ani do ludu Bożego nie ma najmniejszego żalu, na nikim też się nie zawiódł. Przypomniał, żeby wszelkie nadzieje pokładać w Matce Najświętszej i do Niej się uciekać w każdej potrzebie.  W testamencie, który sporządził na 12 lat przed śmiercią przebaczył wszystkim, którzy wyrządzili mu jakąkolwiek krzywdę.

Wielki, niezłomny Prymas Tysiąclecia odszedł do Boga, 28 maja 1981 r., w uroczystość Wniebowstąpienia Pańskiego, o godz. 4:40, w warszawskim domu biskupim na Miodowej. Jego pogrzeb był skromny i prosty, choć pełen dostojeństwa i majestatu, oraz mnóstwa kwiatów, rozścielanych wzdłuż całej trasy żałobnego pochodu. Do tego setki wieńców, niesionych przez ludzi. Uroczystości pogrzebowe odbyły się w niedzielę 31 maja 1981 r., na Placu Zwycięstwa w Warszawie i był manifestacją całego Narodu. Następnie trumna ze szczątkami Prymasa została z wielką czcią odprowadzona w kondukcie żałobnym do bazyliki Archikatedralnej św. Jana Chrzciciela.

W 1989 r. rozpoczął się proces beatyfikacyjny Stefana kard. Wyszyńskiego. 3 maja 1994 r. polskie władze państwowe odznaczyły go pośmiertnie Orderem Orła Białego. 25 października 2000 r., w 100 rocznicę jego urodzin, Sejm Rzeczypospolitej Polskiej ogłosił rok 2001 Rokiem Kardynała Wyszyńskiego. W kwietniu 2016 r. komisja teologów w Rzymie, uznała heroiczność jego cnót.

12 września 2021 r., Kościół w Polsce doczekał się beatyfikacji swojego umiłowanego, niezłomnego Prymasa Tysiąclecia, która odbyła się wraz z beatyfikacją Matki Elżbiety  Róży Czackiej, w Warszawie, w Świątyni Bożej Opatrzności.

„I to sobie na przyszłość zapamiętajmy, że gdy są chwile trudne, pozostaje nam jedna siła niezawodna  – modlitwa do Matki Najświętszej”

 

Źródła: „Człowiek niezwykłej miary” (Fundacja „Czas to miłość” – Instytut Prymasa Wyszyńskiego) / Gość Extra z 2021 r. – nr 2

Foto: ekai.pl