Na czasie O tym się mówi Radom i okolice Religia Wyróżnione Wywiady

Ks. Marek Adamczyk: Kościół realny i Kościół mediów to dwie rożne instytucje

Ks. dr Marek Adamczyk, rektor Wyższego Seminarium Duchownego (WSD) w Radomiu opowiedział o życiu w seminarium, celibacie, celach przyświecających przyszłym kapłanom oraz o problemach współczesnego Kościoła. Rozmawiał Adam Szabelak.

AS: Pod koniec lutego odbył się dzień otwarty w radomskim seminarium. Czy cieszył się on dużą popularnością? Za kilka dni, w niedzielę 26 marca, WSD ponownie otworzy swoje drzwi dla gości…

MA: Na ten moment niedziele otwarte, możliwość zapraszania gości, są czymś, co się dopiero rozkręca. Ani klerycy, ani goście nie są do końca przyzwyczajeni do tego, że w seminarium jest taka przestrzeń, żeby przeżyć razem kawałek niedzieli. Mogę natomiast więcej powiedzieć o seminaryjnym dniu młodych, który się odbył w czerwcu ubiegłego roku. Wtedy do radomskiego seminarium przyjechali uczestnicy różnych młodzieżowych grup i środowisk. Z jednej strony goście byli zaskoczeni tym, jak wygląda życie seminaryjne, a z drugiej strony klerycy mówili: „jak patrzmy na szczelnie wypełnioną kaplicę seminaryjną, mamy takie przeświadczenie, że ktoś na nas czeka, że mamy do kogo pójść”.

Jak wygląda takie życie seminaryjne na co dzień?

Życie seminaryjne jest w jakimś sensie rutyną, która może wydawać się powtarzalna i nieciekawa, ale ma jednak olbrzymią wartość. Każdy człowiek powinien żyć w jakiejś rutynie, w jakimś porządku. Dlatego przede wszystkim pilnujemy porządku modlitwy, który „ustawia” pozostałe punkty dnia. W takim typowym dniu życie seminaryjne zaczyna się od modlitwy o godzinie 6.00, alumni codziennie w tym czasie rozważaj Ewangelię przewidzianą na dany dzień, potem jest Eucharystia. Następnie jest czas na wykłady, pracę, indywidualne studiowanie itd. Od 20.00 jest czas na adorację Najświętszego Sakramentu zakończoną wspólną modlitwą i Apelem Jasnogórskim o godzinie 21.00.

Msza Święta w Wyższym Seminarium Duchownym w Radomiu / fot. WSD
Msza Święta w Wyższym Seminarium Duchownym w Radomiu / fot. WSD

Jakie cele przyświecają kandydatom do kapłaństwa? W ostatnich latach liczba chętnych do życia duchownego znacznie spadła…

To jest bardzo ciekawe pytanie. Kiedy 23 lata temu kończyłem radomskie seminarium było nas 150, dzisiaj w seminarium radomskim są 34 osoby. Spadek jest bardzo wyraźny. Wydaje mi się, że to wynika z dominującej kultury, która otacza młodego człowieka. Chodzi o krytykę Kościoła, z którą na co dzień się spotyka. Krytyka ta ma charakter masowy, wbudowana jest popkulturę, np. filmy fabularne. To wszystko sprawia, że osoba, która zna Kościół tylko z wirtualnego przekazu, skłonna jest patrzeć na duchownych jako potencjalnych przestępców seksualnych, albo kojarzyć ich z różnego rodzaju skandalami. W zasadzie dzisiaj każdy kleryk spotkał w czasie rozpoznawania swego powołania kogoś, kto stanowczo – często bardzo emocjonalnie – odradzał mu pójście do seminarium. Żeby było jasne, nie jestem bezkrytyczny, rozumiem, że popełniamy błędy. Ale ma wrażenie, że Kościół realny i Kościół mediów to dwie różne instytucje. Można więc postawić pytanie, co sprawia, że pomimo tych wszystkich okoliczności znajdują się sensowni i bystrzy młodzi mężczyźni, którzy chcą być księżmi? Jak radzą sobie z tą zewnętrzną krytyką? Pierwszą kwestią jest osobiste doświadczenie Kościoła, które jest diametralnie odmienne od tego doświadczenia wirtualnego, to się ujawnia w różnych obszarach i przed i w czasie seminarium…

Może jakiś przykład?

Pytam kleryków, czy czytali konkretne artykuły na znanych portalach internetowych o tym „jak naprawdę wygląda życie w seminarium”, zresztą powstają nawet książki na ten temat, i pytam co o tym sądzą. Odpowiedzi są zazwyczaj takie: „przecież my jesteśmy w środku, wiemy jak to wygląda, to są bzdury i strach pomyśleć, że niektórzy mogą w to uwierzyć”, „gdyby to nie było tak dramatycznie przesadzone, może bym się tym przejął, może by się pojawiły wątpliwości, ale w takiej formie trudno to brać na poważnie”. Słowem – osobiste doświadczenie jest ważniejsze niż wirtualne. Tylko to osobiste doświadczenie musi najpierw zaistnieć… Jest też drugi powód dlaczego młodzi mężczyźni przychodzą do seminarium, który jednak ciężko poddać społecznej, psychologicznej analizie. To po prostu ingerencja Boga, który przychodzi w sposób, o którym On sam decyduje.

W większości osoby przychodzą do seminarium w wieku 19-20 lat, są świeżo po szkole. Czy to nie jest za wcześnie, aby rozpoznać powołanie?

Fakt, jeżeli ktoś przychodzi do seminarium zaraz po maturze, to nie ma doświadczenia życiowego. Ale z drugiej strony ten czas młodości to czas nasiąkania pewnymi nawykami, czas przyzwyczajania się do czegoś, bardzo intensywnego uczenia. Gdybyśmy do seminarium chcieli przyjmować wyłącznie osoby, które prowadziły życie zawodowe, miały doświadczenie życia w długich związkach, to mogłoby się okazać, że niektóre z tych doświadczeń pomagają w dojrzałym przeżywaniu kapłaństwa, a inne nie. Gdy przychodzi taki 19-latek, to jemu jest łatwiej przystosować się do zmiany, do życia w samotności, niż osobie, która jest bardziej doświadczona życiowo. Również łatwiej wejść w regularne życie modlitewne. Ta elastyczność ma swoją wartość.

Jak wygląda proces formacji w seminarium? Często można spotkać się z zarzutem, że zbyt długa „izolacja” wpływa negatywnie na późniejsze uczestniczenie relacjach międzyludzkich. Czy ta „izolacja” w gronie wyłącznie męskim nie jest czymś niebezpiecznym?

Kleryk przygotowujący się do funkcji kapłańskiej potrzebuje uformowania w sobie dwóch cech pozornie sprzecznych. Po pierwsze przeżywania życia w samotności, ciszy i w modlitwie. Temu służy formacja zamknięta. Z drugiej strony potrzebuje pewnego otwarcia, umiejętności rozmowy z ludźmi, rozumienia ich problemów, współpracy. I do tego służą momenty w okresie formacji seminaryjnej, w której jest zewnętrzna aktywność związana z wakacjami, posługą na parafii czy praktykami duszpasterskimi. Okres formacji to sześć lat, przy czym jak u wszystkich studentów wakacje trwają trzy miesiące, są jeszcze liczne wyjazdy. Seminarzyści dużą część tego czasu spędzają w swoich środowiskach. Czasami mam wrażenie, że tej zewnętrznej aktywności jest nawet za dużo. Naprawdę to nie jest tak, że są ciągle odizolowani. Jeśli jednak kleryk musi sobie odpowiedzieć, czy potrafi i chce żyć bez małżeństwa, bardzo ważne jest pytanie, czy potrafi funkcjonować bez obecności kobiet w codziennym życiu, czy nie odczuwa jakiegoś trudnego braku. Jeśli dla kogoś przebywanie wyłącznie w męskim gronie jest problemem, albo jak Pan powiedział, jest czymś „niebezpiecznym”, to jest wyraźny sygnał, że być może celibat nie jest dla niego. Co to znaczy, że wyłącznie męskie grono miałby być niebezpieczne, może chodzi o to, że sprzyja to pojawianiu się zachowań homoseksualnych? To ciekawy sposób rozumowania, bo oznacza, że zamknięcie homoseksualnego mężczyzny w środowisku kobiet, zaowocuje zmianą orientacji? W jednym i drugim przypadku tak to nie działa.

Ks. dr Marek Adamczyk w kaplicy seminarium / fot. WSD

AS: Inne zarzuty wobec Kościoła dotyczą bardzo mocno nagłaśnianych afer seksualnych. Jakie jest ich źródło?

Wydaje mi się, że przyczyn jest bardzo wiele i każda ma różną wagę. Kiedy samemu sobie stawiam pytanie skąd wzięła się taka liczba afer i nadużyć w wymiarze seksualnym, to znajduję bardzo złożoną odpowiedź… Przez wiele lat dla młodych mężczyzn, którzy mieli trudność w wejściu w relacje z kobietą, kapłaństwo było instytucją niezwykle atrakcyjną, dawało społeczne poczucie wartości, misję. W wymiarze społecznym uwalniało od pytań o to „dlaczego tak sam, bez kobiety…”. Na przykład w przypadku pedofili preferencyjnych – tak naprawdę trzydzieści lat temu niewiele o nich wiedzieliśmy – Kościół był środowiskiem wprost wymarzonym. Ci ludzie świetnie funkcjonowali w swoich wspólnotach, byli społecznikami, znanymi, cenionymi, zaangażowanymi w wychowanie młodych, często z opinią świetnych księży, ale to wszystko było świetną przykrywką. Jak poznaję wnikliwie mechanizmy tego zjawiska, to wcale się nie dziwię, że w wielu sytuacjach jako Kościół dawaliśmy się ograć. Oczywiście jest również pytanie o przeżywanie celibatu, które nie jest łatwe, ale przykład wielu księży pokazuje, że nie tylko jest to możliwe, ale dla wspólnoty przynosi wiele dobra. Zamiast rezygnować z celibatu, trzeba z większą troską zadbać o to, by tego ciężaru nie podejmowali ci, którzy ani nie są do niego zdolni, ani nie są do niego powołani. Z drugiej strony – jeśli współczesna kultura nie ułatwia życia w czystości – trzeba uczyć się mocniejszego towarzyszenia młodym księżom w ich trudnościach, nie tylko tych przeżywanych w tej sferze.

Jakie mechanizmy obronne do tej pory wytworzył Kościół, aby z jednej strony takie osoby nie dostawały się w struktury kościelne, a z drugiej by eliminować już obecne w nich jednostki?

Wydaje mi się, że takich mechanizmów jest dużo. Pierwszy mechanizm to niezamierzony efekt „nagłaśniania różnych afer”. Dla księży stworzony stereotyp społeczny jest krzywdzący i niesprawiedliwy, bo na podstawie zachowań niewielkiej grupy buduje się opinię o wszystkich, ale to jednocześnie sprawia, że dzisiaj Kościół jest – z punktu widzenia potencjalnych przestępcy seksualnego – najmniej bezpiecznym miejscem. Dziś w Kościele w tej materii istnieją jasne procedury, których trudno szukać w innych strukturach. Zdaniem niektórych seksuologów, Kościół jest jedyną instytucją w Polsce, która dzisiaj poważnie zwalcza problem pedofilii, mam na myśli procedury, które obowiązują, gdy jest podejrzenie nadużycia. To nie jest przypadek, że duża część zgłoszeń do prokuratury pochodzi od samego Kościoła. Ale to również kwestia profilaktyki, szkoleń i stworzenia pewnej atmosfery braku przyzwolenia na określanie działania. Każdy ksiądz i kleryk zapoznaje się z normami i zalecenia obowiązującymi w tej materii i zobowiązuje się do ich przestrzegania. Na poziomie formacji seminaryjnej są testy psychologiczne, współpraca z psychologiami, więcej mówimy o celibacie i przygotowujemy do jego przeżywania.

Czy celibat w takiej sytuacji ma sens?

Celibat jest sensowny, ponieważ celibatariuszem był Pan Jezus. Jeżeli mówimy o takim stylu życia, w którym oddajemy samego siebie panu Bogu, to tutaj celibat jest dobrym rozwiązaniem. Jeśli On rzeczywiście jest i ja to rozpoznaję jako pierwszą i fundamentalną relację w swoim życiu, to dlaczego miałbym jej nie przeżywać właśnie w taki sposób – jako relację wyłączną? Trochę przewrotnie powiem, że jeśli dzisiaj tak mocno akcentuje się wolność w przyjmowaniu różnych modeli życia osobistego i życia w relacji, to dlaczego na tych, którzy tak to rozpoznają i wybierają, mielibyśmy patrzeć z jakąś podejrzliwością. Pytanie jest takie: czy Jezus jest na tyle ważną osobą, aby na relacji z nim oprzeć swoje życie? Jeżeli ktoś odpowiada na to pytanie pozytywnie, to wydaje się, że relacja z Panem Jezusem da perspektywę całkiem dobrego funkcjonowania. Tak naprawdę ksiądz nie jest skazany na samotność. Co prawda może być on pozbawiony osobistego życia rodzinnego, doświadczenia bliskości z kobietą, jednak dobry ksiądz jest wpisany w wiele innych relacji, które, proszę mi wierzyć, potrafią być i głębokie i „karmiące”. To wszystko zawęża obszar samotności. Życie w celibacie jest znakiem życia wiecznego, zaczynamy tutaj coś, co się wypełni po tamtej stronie. Jeśli się w to wierzy, to naprawdę zmienia perspektywę.

Dlaczego warto być księdzem?

Tak naprawdę bycie księdzem to doświadczenie dwóch miłości. Pierwsza to miłość płynąca z relacji z Panem Bogiem. Miłość Boga prowadzi do szczęścia i spełnienia oraz pozwala znaleźć swoje miejsce w świecie. To oczywiście nie dzieje bez trudu, różnych kryzysów, wewnętrznego zmagania i jakieś rezygnacji z siebie, co sprawia, że jest bardzo podobne do małżeństwa. Druga rzecz to miłość do bliźnich, Pan Jezus mówił kto dla mego imienia zostawi własny dom, swych braci, siostry, ojca, matkę, dzieci lub pole, otrzyma stokroć więcej i będzie miał udział w życiu wiecznym – więc doświadczenie życia księdza, które jest przeżywane w miłości pasterskiej do ludzi, jest doświadczeniem życia owocnego i pożytecznego. Warto być księdzem z powodu właśnie tych dwóch miłości.

8 grudnia 2022 r. podczas uroczystej Mszy Świętej, której przewodniczył ks. bp Piotr Turzyński, jeden alumn otrzymał strój duchowny, a 10 kleryków z V roku zostało włączonych do grona kandydatów do święceń / fot/ WSD
8 grudnia 2022 r. podczas uroczystej Mszy Świętej, której przewodniczył ks. bp Piotr Turzyński, jeden alumn otrzymał strój duchowny, a 10 kleryków z V roku zostało włączonych do grona kandydatów do święceń / fot. WSD