Małgorzata Alberska: Czy lubi Pani swoją pracę?
Ilona Jaroszek: Bardzo lubię swoją pracę. Od 20 lat pracuję w kulturze. Z wykształcenia jestem prawnikiem, ale nigdy nie pracowałam w innej dziedzinie niż kultura.
Dlaczego zdecydowała się Pani pracować akurat w kulturze?
Jako sześcioletnia dziewczynka zaczęłam tańczyć w zespole Pieśni i Tańca Łucznik. Tam stawiałam swoje pierwsze kroki w dziedzinie kultury. Teraz już nie istnieje Dom Kultury Walter przy Zakładach Metalowych. Taniec zawsze mnie fascynował. Zawsze uważałam, że bycie w kulturze i taniec to są pasje, które będę chciała w życiu realizować. I faktycznie tak się stało. Po szkole średniej poszłam do pracy, do ówczesnego Wojewódzkiego Ośrodka Kultury i Sztuki Resursa. Tam w 1995 roku rozpoczynałam swoją karierę zawodową, jednocześnie studiując prawo na Uniwersytecie Marii Curie-Skłodowskiej w Lublinie.
Taniec, kultura i prawo – to dosyć nietypowe połączenie.
Kultura nigdy nie dawała pieniędzy. Tak jest niestety do dzisiaj. W kulturze zawsze się mało zarabia, ponieważ jest niedofinansowana. Postanowiłam studiować prawo, które wybrałam dlatego, że zawsze bardzo lubiłam historię. Jako mała dziewczynka marzyłam o tym, żeby być prawnikiem, adwokatem. W międzyczasie, w 1999 roku, zmieniłam pracę. Zaczęłam pracować w Urzędzie Marszałkowskim Województwa Mazowieckiego w departamencie kultury. Zajmowałam się kulturą od strony legislacyjnej, czyli tworzeniem regulaminów, zasad przyznawania dotacji dla organizacji pozarządowych, jak również organizacji kościelnych. Organizowaliśmy targi, dożynki, a także przedsięwzięcia artystyczne, np. Nagroda Cypriana Norwida czy Nagroda Marszałka. Po dziesięciu latach pracy w Urzędzie Marszałkowskim zaproponowano mi wrócenie do korzeni, czyli do Radomia, i objęcie funkcji dyrektora w Muzeum Wsi Radomskiej. Z obawą przyjęłam tę funkcję, ponieważ na muzealnictwie w ogóle się nie znałam. Podjęłam ryzyko i wyzwanie. Dzisiaj, po tylu latach pracy na stanowisku dyrektora wydaje mi się, że mogę powiedzieć, że poradziłam sobie. Muzeum się rozwija. Dwa lata temu zakończyliśmy duży projekt unijny, za chwilę składamy kolejne wnioski.
Czyli wiedza, jaką zdobyła Pani na studiach przydała się w pracy?
Przy zarządzaniu instytucją to tak. Człowiek się edukuje całe życie i zawsze powinien uzupełniać swoją wiedzę. Studia mi dużo pomogły. Na studiach prawniczych pochłania się wiedzę bardzo ogólną z prawa. To aplikacja ukierunkowuje na konkretną dziedzinę prawa. Studiując prawo poznałam kodeks pracy, prawo podatkowe, prawo karne oraz postępowanie karne i prawo cywilne – taka ogólna wiedza pomaga później w zarządzaniu instytucją. Nikt nie zna ustaw na pamięć. Tym bardziej, że one się dość często zmieniają. Dla mnie najwyższą wartością wyniesioną ze studiów jest to, że rozumiem i potrafię zinterpretować ustawy. Ja cały czas się uczę, dokształcam. Po studiach prawniczych ukończyłam studia podyplomowe na Uniwersytecie Warszawskim, one były ukierunkowane na samorząd terytorialny. Jak zostałam dyrektorem Muzeum to skończyłam studia podyplomowe z muzealnictwa w Krakowie na Uniwersytecie Jagiellońskim. Chciałam pogłębić swoją wiedzę.
Studia pomogły?
Bardzo mi pomogły. Zwiedziłam muzeum od kuchni. Turysta widzi tylko przepiękne eksponaty. Nie widzi, w jaki sposób pracownicy muzeum, konserwatorzy oraz pracownicy merytoryczni pracują. Na studiach można było wejść do magazynów zbioru, obejrzeć i poznać pracę konserwatora. My w swoim muzeum też tego nie pokazujemy, nie otwieramy magazynów dla turystów. Myślę, że wielu ludzi byłoby szczęśliwych, gdyby tylko mogli tam wejść. To jest bardzo duży majątek i my musimy go chronić. Nie tylko fizycznie, ale też ustawowo. Mamy szereg przepisów, zarządzeń, które informują, jak mamy chronić eksponaty. Pod tym względem studia prawnicze bardzo mi pomogły.
Musi być Pani bardzo zaangażowana w swoją pracę.
Jestem pracoholikiem. Lubię pracować. Wymagam dużo od innych i jeszcze więcej od siebie. Ta praca daje mi satysfakcję. Jestem z niej bardzo zadowolona. Myślę, że praca w kulturze, pomimo aspektu finansowego i innych niedogodności jak np. praca w soboty i niedziele, daje dużo satysfakcji. Od niedzieli palmowej do festiwalu ziemniaka – to są nasze dwie sztandarowe imprezy, które rozpoczynają i kończą sezon kulturalny w Muzeum, tej pracy jest bardzo dużo. Nasi pracownicy bardzo się starają. Lubię swoją pracę i myślę, że osoby, które pracują razem ze mną w Muzeum Wsi Radomskiej też ją lubią. Nie wyobrażam sobie, żeby przychodzić do pracy z przymusu. W kulturze zazwyczaj pracuje się z dużą satysfakcją, ponieważ ta praca jest dla kogoś. Kiedy turysta jest zadowolony to nas to cieszy. Jak każdy popełniamy błędy. Nie jesteśmy też w stanie dopasować się do każdej odwiedzającej nas osoby. Nie jesteśmy instytucją, która zmienia swój wystrój co chwila. W zasadzie zmieniamy aranżację trzy razy do roku: na Boże Narodzenie, na Wielkanoc i w ciągu lata. Staramy się jednak, aby te aranżacje co roku się różniły.
Jak Pani myśli, co wpływa na to, że ludzie tak chętnie odwiedzają Muzeum Wsi Radomskiej?
Cisza. Spokój. Relaks. Nie ma obowiązku zwiedzania z przewodnikiem. Można przyjść samemu lub ze swoim pupilem – psem na smyczy. Tego nie ma w innych muzeach gablotowych. U nas można być cały dzień. Radom jest ubogi w parki, w takie miejsca odpoczynku. Zalew na Borkach może nie wystarczać. Pobyt w ciszy, słuchanie śpiewu ptaków to głównie fascynuje turystów w Muzeum. Latem i w okresie jesienno-zimowym, kiedy pogoda jest bardzo ładna, to mamy bardzo dużo turystów. Osób, które przychodzą pospacerować – obserwujemy to na co dzień. Ludziom potrzeba wyciszenia, spokoju i kontaktu z naturą. Bardzo się cieszę, gdy widzę tyle osób odwiedzających nasze muzeum. Mam nadzieję, że osoby, które do nas przychodzą również są zadowolone i ładują swoje akumulatory.
Która z imprez Muzeum cieszy się największą popularnością?
Pani się pewnie spodziewa, że powiem Święto Chleba. Jest to impreza specyficzna. Mnie bardziej cieszą przedsięwzięcia robione tylko i wyłącznie przez Muzeum Wsi Radomskiej. Mam dwie swoje ulubione imprezy. Jedna z nich to niedziela palmowa. Nie przychodzi na nią bardzo dużo turystów. W tym przedsięwzięciu cieszy mnie to, że Muzeum jest promowane przez Telewizję Polonia. Cieszy mnie to, że możemy dać radość i satysfakcję Polakom, naszym rodakom, którzy nie mogą obchodzić niedzieli palmowej tak jak my, bo np. mieszkają w Danii. Drugim przedsięwzięciem, które mnie osobiście się bardzo podoba jest festiwal ziemniaka. Zawsze przy festiwalu ziemniaka wspominam swoich dziadków. Zawsze sobie myślę: „Boże, pamiętam jak musiałam zbierać te ziemniaki”. Pamiętam połacie pól, na których musiałam zbierać ziemniaki. Teraz małe dzieci z radością to robią, bo większość nie ma już dziadków na wsi. Poza tym wieś również się zmieniła. Nikt teraz nie zbiera ziemniaków ręcznie. Dzisiejsze dzieci nie mają już takiej satysfakcji. Proszę mi wierzyć, że ja również się schylam, zbieram ziemniaki, a potem idę je upiec w ognisku. Tą imprezę lubię przede wszystkim dlatego, że wracam do lat dzieciństwa. Z wielkiego sentymentu, bo bardzo kochałam dziadków. Kiedyś nie lubiłam zbierać tych ziemniaków. Dzisiaj jednak z sentymentem wracam tam myślami.
Czy oprócz pracy ma Pani jeszcze jakieś pasje?
Mam wiele pasji i zainteresowań. Brakuje mi tylko czasu na ich rozwijanie. Bardzo lubię dobre kino. Lubię czytać, ale mam na to coraz mniej czasu. Czytam lekkie książki, aby się zrelaksować i odpocząć. Lubię pływać. Nie lubię za to jazdy na rowerze. Lubię spacerować. Staram się nie zanosić pracy do domu, ale czasem za bardzo zatracam się w niej. Staram się mieć czas na kino, na spotkania z koleżankami, abym mogła się przy nich zrelaksować.
Wspominała Pani, że Muzeum planuje złożyć wnioski o dofinansowanie. Czy może Pani zdradzić, co to za wnioski? I jakie plany ma Muzeum Wsi Radomskiej?
Rozpoczyna się nowa perspektywa unijna na lata 2014-2020. Komitety monitorujące instytucje zarządzające mają już wszystkie wytyczne. Pierwszym terminem ma być marzec 2016 roku. Kończąc projekt „Zdarzyło się kiedyś nad wodą” mieliśmy już kilka pomysłów. Skończyła się jednak perspektywa i nie mogliśmy ich zrealizować. Marzy mi się hotel i karczma. Turyści domagają się przede wszystkim ścieżki turystycznej. Pomost jest zamknięty, ponieważ drewno uległo zniszczeniu. Chcemy poprawić całą tą ścieżkę turystyczną. W naszym kościele brakuje organów. Jest już zrobiony chór, ale brakuje organów. Chcemy, żeby pojawiły się dzwony na naszej dzwonnicy. Chcemy także uatrakcyjnić chałupy. Niezbędna jest wymiana strzechy, wymiana gontu. Będziemy się przede wszystkim skupiać na takich rzeczach. Mam nadzieję, że powstanie zagroda młynarza. W ramach poprzedniego projektu powstały dwa młyny. Brakuje jeszcze zagrody. Chcemy również doprowadzić do translokacji wewnętrznej skansenu, czyli przeniesienia jednego wiatraka z jednego miejsca na drugie tak, aby był on bardziej widoczny od tej nowej strony, od ul. Stawowej. Planów mamy dużo, również wydawniczych. W 2015 roku wydaliśmy cztery duże publikacje. W tym roku będą następne. Tym bardziej, że to dla nas rok szczególny. Muzeum będzie obchodziło 40-lecie istnienia. Będziemy chcieli, aby ten nasz jubileusz był zauważony. Nasze plany to projekty dwuletnie. W jeden rok nie uda nam się ich spełnić. Końcówka 2017 roku i początek 2018 roku to będzie kolejne nowe odkrycie Muzeum Wsi Radomskiej.
Trzymamy mocno kciuki, aby plany się spełniły. Dziękuję za rozmowę.
Również dziękuję.