16 stycznia 1945 roku miało miejsce „wyzwolenie” Radomia. Jak wyglądał ten brutalny okres historii naszego miasta?
Artykuł przygotowany został we współpracy z Delegaturą Instytutu Pamięci Narodowej w Radomiu.
Ostatnie dni okupacji niemieckiej
Radom zajęty został przez Wehrmacht 8 września 1939 roku. Przez 5 lat mieszkańcy naszego miasta żyli w cieniu brutalnego terroru niemieckiego okupanta. O egzekucjach m.in. na Firleju słyszał chyba każdy.
Latem 1944 roku front zatrzymał się na linii rzeki Wisły. Do stycznia 1945 roku do miasta dochodziły wiadomości mówiące o tym co się dzieje na Lubelszczyźnie. Mówiło się o przeprowadzanej reformy rolnej. Jak pisała pani Walewska pochodząca z Kowali – radomianie mieli świadomość, że być może stracą swój majątek. Rosjanie kojarzyli się jak najgorzej, z rokiem 1920 i 1939, ale jednak raczej powszechne było przekonanie, że to co nadejdzie nie może być gorsze od okupacji niemieckiej. Spodziewano się, że Polska będzie państwem demokratycznym i choć część wolności sprzed wojny zostanie przywrócona. Pamiętajmy – ostatni transport do obozu koncentracyjnego wyszedł z Radomia na kilka dni przed sowiecką ofensywą, a ostatnia egzekucja na Firleju to de facto dzień przed wejściem Rosjan.
Z tego względu wśród radomian przed wejściem Sowietów dominowała raczej radość z kończącej się okupacji niemieckiej. Niestety, „wyzwolenie” przyniesione przez sowieckich żołnierzy było początkiem kolejnego terroru.
Wkroczenie Armii Czerwonej
Radom stanowił ważny punkt niemieckiego oporu, który przez wiele miesięcy był przygotowywany do zatrzymania szturmów wojsk sowieckich. Rosjanie rozpoczęli natarcie od strony Jedlińska. Ich działania zostały powstrzymane z powodu dobrze zorganizowanej obrony. Teren miasta Radomia i teren przyległy był obsadzony przez znaczne siły Wehrmachtu i policji, natomiast drogi dojazdowe wzmocnione były środkami przeciwpancernymi. Niemcy mieli świadomość, że w przypadku załamania obrony jedynym kierunkiem odwrotu będzie miasto Łódź, a Rosjanie jednocześnie za wszelką cenę pragnęli zablokować drogi prowadzące do Przysuchy czy Wyśmierzyc.
14 stycznia 1944 r. wojska I Frontu Białoruskiego przystąpiły do zmasowanego natarcia. Armia Czerwona po dotarciu do Radomia zatrzymana została w okolicy ul. Warszawskiej. Niedługo Rosjanie otoczyli miasto półpierścieniem. 15 stycznia po południu pierwsi czerwonoarmiści dotarli na przedmieścia Radomia. Walki toczyły się przez całą noc.
Dowództwo sowieckie po dotarciu żołnierzy do Glinic postanowiło 16 stycznia o podjęciu próby przedostania się do miasta czołgami poprzez wiadukt znajdujący się na ul. Słowackiego. Szturmem dowodził major Michaił Orłow – uznany później ze względów propagandowych honorowym obywatelem miasta Radomia (i wciąż nim pozostający). Po dotarciu czołgistów na radomski rynek rozpoczyna się ucieczka Niemców w stronę Łodzi.
Dużymi sukcesami nacierających Rosjan było przejęcie siedziby Gestapo na ul. Kościuszki 6, a także komendy Schutzpolizei przy ul. Mickiewicza. Ten drugi budynek zapadł szczególnie w pamięć mieszkańców miasta, ponieważ na dziedzińcu jednej z kamienic stały klatki dla psów, w których uwięziono żołnierzy niemieckich wziętych do niewoli.
Nie jest znana liczba niemieckich żołnierzy, którzy polegli w walkach o Radom, nie wiadomo także nic nt. miejsca ich pochówku. Polegli żołnierze sowieccy pochowani zostali na Cmentarzu Prawosławnym na ul. Warszawskiej (wcześniej 34 mogiły ulokowano w Parku Kościuszki dla wzmocnienia przekazu propagandowego).
Trudno natrafić na jakieś wspomnienia mieszkańców naszego miasta z tego okresu – większość z nich spędziła go… w piwnicach. Stąd brak znanych nam szczegółów nt. pierwszych godzin okupacji rosyjskiej.
Finalnie zdobycie Radomia zostało uznane przez Rosjan za ogromny sukces. Z informacji zdobytych przez historyków, przejęcie naszego miasta było świętowane salwami artyleryjskimi na Placu Czerwonym, a niektórym oddziałom, które szturmowały Radom, nadano przydomki „radomski”.
Zmiana okupanta
W Radomiu środowisko komunistyczne było raczej nieliczne i pozbawione wpływów. Na pewno w mieście funkcjonowały struktury sowieckiego wywiadu – późniejsze działania sowieckiego kontrwywiadu wojskowego Smiersz nie były przypadkowe. Funkcjonariusze znali personalia, adresy, doskonale wiedzieli kto jest kim w strukturach konspiracyjnych i w życiu społecznym. Rosjanie byli doskonale przygotowani do przejęcia władzy i okazali się niezwykle skuteczni. Już 17 stycznia okupanci przeczesując miasto aresztowali około stu osób. W większości byli to sędziowie, adwokaci i inne ważne dla życia społecznego osoby. Pierwsze działania komunistów zapowiadały kolejny ciemny okres historii miasta.
Sowieci zgłosili się najpierw do ówczesnego radomskiego sędziego oraz prezesa sądu okręgowego, Adama Bobkowskiego, którego poproszono, aby zorganizował spotkanie wszystkich pracowników wymiaru sprawiedliwości z komendantem wojennym miasta Radomia majorem Iwanem Wołkowem. Zachętą była informacja, że Rosjanie planują przydzielenie poniemieckich mieszkań osobom znajdującym się w najgorszej sytuacji materialnej.
Zebranie odbyło się w budynku sądu mieszczącym się przy ul. Piłsudskiego. Rosjanie poczekali aż zapadnie zmrok i… zwolnili do domu część sędziów i pracowników sądownictwa. Nie wiadomo do dzisiaj co było powodem takiej decyzji. Najprawdopodobniej chodziło o wytworzenie w radomskim społeczeństwie atmosfery nieufności. Aresztowane osoby przewieziono do byłem siedziby Schutzpolizei.
W nocy z 19 na 20 stycznia 1945 r. więźniów zebranych z różnych miejsc odosobnienia na terenie miasta załadowano na ciężarówki i przetransportowano do Przyłęka, niewielkiej wsi na Lubelszczyźnie między Garwolinem a Dęblinem, gdzie znajdował się prowizoryczny sowiecki obóz jeniecki. Następnie część uwięzionych – w tym wszyscy, którzy przyznali się do działalności w konspiracji – trafiła do obozów pracy na Ural. Niewielu z nich wróciło do domu. Wśród nich byli dwaj sędziowie – Jarosław Dubrzyński i Tytus Kaun.
„Gdy ojciec powrócił do domu był tak zmieniony zewnętrznie, że nie mogliśmy go poznać. Przy swoim wzroście 188 cm ważył zaledwie 47 kg, był owrzodzony na całym ciele, miał rany do kości na nogach” – wspominała córka sędziego Dubrzyńskiego.
Więcej o rosyjskiej obecności w Radomiu i losach radomskich łagierników przeczytać można w artykule Sebastiana Piątkowskiego „1945: znad Wisły na Ural. Losy ostatnich radomskich łagierników”.
Opór
Po zakończeniu niemieckiej okupacji ludzie pragnęli przede wszystkim spokoju. Wojna sprawiła, że naród był wyniszczony i… zmęczony. Jednakże nie wszystkim podobała się nowa władza, przez co rozwinęło się, także w regionie radomskim, antykomunistyczne podziemie.
Jedną z najgłośniejszych akcji partyzantów w tym okresie było rozbicie więzienia na ul. Malczewskiego we wrześniu 1945 roku. W placówce przetrzymywany był szereg osób aresztowanych w ramach zwalczania opozycji antykomunistycznej.
Decyzja o odbiciu aresztowanych zapadła latem. Dokonano koncentracji oddziałów podziemia poakowskiego mających przeprowadzić akcję. Udało się zebrać sześć oddziałów partyzanckich, dowództwo nad całością akcji objął Stefan Bembiński ps. „Harnaś”. Pozostałymi oddziałami dowodzili: Witold Drozdowski ps. „Lot”, Adam Gomuła ps. „Bej”, Zbigniew Halama ps. „Kudejar” oraz Henryk Podkowiński ps. „Ren”. W akcji wzięło udział ok. 120 żołnierzy podziemia.
9 września 1945 r. żołnierze przystąpili do akcji. Zdobytymi czterema wojskowymi ciężarówkami wjechali do centrum Radomia i zaatakowali budynek więzienia. Przy użyciu materiałów wybuchowych sforsowano bramę i w krótkiej walce pokonano strażników. Za pomocą zdobytych kluczy przystąpiono do otwierania cel, część więźniów sama wyważyła drzwi. Po trzydziestu minutach akcja została zakończona, w jej wyniku uwolniono 292 osoby, w tym sześćdziesięciu represjonowanych żołnierzy NSZ i AK.
W czasie walki poległo dwunastu żołnierzy podziemia, dwóch żołnierzy Armii Czerwonej, dwóch funkcjonariuszy Milicji Obywatelskiej oraz jeden żołnierz Ludowego Wojska Polskiego.
Inną głośną akcją podziemia antykomunistycznego w regionie radomskim była zasadzka zorganizowana 18 lipca 1946 roku przez ppor. Tadeusza Zielińskiego ps. „Igła”, w wyniku której zginął ppłk Alfred Wnukowski (dowódca rzeszowskiego pułku Wojsk Bezpieczeństwa Wewnętrznego, odpowiedzialny za niszczenie podziemia antykomunistycznego na Rzeszowszczyźnie) i kilku żołnierzy z jego obstawy.
Nie było to pierwsze spotkanie z podziemiem poakowskim w regionie. W ręce partyzantów wpadł kilka miesięcy wcześniej, lecz prawdopodobnie Wnukowski zdążył wtedy zniszczyć swoją legitymację, przez co „leśni” nie wiedzieli z kim mają do czynienia i wypuścili go z ogólnym ostrzeżeniem.
Żona Wnukowskiego – Irena Sztejmach – wraz z kilkoma żołnierzami została po lipcowej akcji wzięta do niewoli. Wyznaczeni partyzanci mieli ich przeprowadzić przez las w stronę Radomia i po jakimś czasie wypuścić. Prawdopodobnie więźniowie w pewnej chwili zaczęli uciekać, a partyzanci otworzyli do nich ogień. W efekcie zginęła żona Wnukowskiego, a kilku żołnierzom udało się zbiec. W późniejszej komunistycznej propagandzie przedstawiono jakoby Sztejmach była w ciąży – w rzeczywistości jednak urodziła ona 3 miesiące wcześniej. Na początku komuniści zarzucali „Igle” właśnie, że dziecko zostało bez rodziców.
Warto dodać, że ppłk. Wnukowski był najwyższym rangą sowieckim oficerem poległym w walce z oddziałami polskiego podziemia antykomunistycznego, co może uzasadniać wściekłość i późniejsze komunistyczne kłamstwa wypisywane np. w „dziełach” byłego funkcjonariusza UB Stefana Skwarka, czy wspomniany już obelżywy przydomek „nieugiętej bestii”, nadany ppor. „Igle” w pisanych (i wielokrotnie wznawianych) przez płk. UB Stanisława Wałacha wspomnieniach, który nota bene w swoich książkach w podobnie ordynarny i kłamliwy sposób „mieszał z błotem” także innych dowódców i żołnierzy niepodległościowego podziemia (wcześniej biorąc udział w ich likwidacji), m.in. mjr. Józefa Kurasia „Ognia”, Stanisława Ludzię „Harnasia”, kpt. Jana Dubaniowskiego „Salwę”, mjr. Jana Tabortowskiego „Bruzdę”, por. Stanisława Marchewkę „Rybę”, i wielu innych.