Na czasie O tym się mówi Podcasty twojradom.pl Polska i świat Społeczeństwo Wyróżnione Wywiady

Adam Szabelak: „Wczoraj i dziś Burów” to opowieść o RPA z radomskim akcentem

„Wczoraj i dziś Burów” to opowieść o tożsamości, o tym, jak białe plemię w Afryce próbuje znaleźć swoje miejsce na świecie, w której nie brakuje radomskiego akcentu – mówił Adam Szabelak, autor książki „Wczoraj i dziś Burów” w rozmowie z Oskarem Klichem.  Podczas wywiadu poruszono tematy m.in. brutalnych ataków na białych farmerów w RPA oraz ogólnej sytuacji w Republice Południowej Afryki.

Zachęcamy do wysłuchania rozmowy w formie podcastu na naszym kanale na YouTube. Jeżeli spodobał Ci się ten materiał podziękuj za niego redakcji twojradom.pl i postaw nam kawę 

Oskar Klich: Dzisiejszym tematem rozmowy będzie książka „Wczoraj i dziś Burów” autorstwa Adama Szabelaka, redakcyjnego kolegi. Co skłoniło Cię do napisania tej książki​?

Adam Szabelak: W 2017 roku dotarła do mnie wiadomość o tym, że w RPA chcą wywłaszczać białych ludzi z ziemi bez rekompensaty. Wtedy zacząłem ten temat badać. Było to dla mnie szokujące. Wydawało mi się, że polscy dziennikarze wyolbrzymiają pewne sprawy, żeby mieć krzykliwy artykuł. Okazało się, że wcale tak nie jest. Temat po prostu mnie pochłonął.  To jest niesamowity kraj, gdzie jak w soczewce skupiają się spory tożsamościowe, które przez cały nasz świat się przewalają, bo tam nakładają się na siebie: tożsamości etniczne, tożsamości narodowe, tożsamości rasowe, tożsamości plemienne. W RPA jest 11 języków urzędowych i widzimy, że kłócą się ze sobą poszczególne plemiona, kłócą się biali z czarnymi, w przeszłości kłócili się Afrykanerzy z Brytyjczykami, tutaj po prostu każdy z każdym rywalizuje.

W 2018 roku na Uniwersytecie Jagiellońskim, gdzie studiowałem, odbywała się konferencja  naukowa o dysfunkcyjności państw w Afryce. Tam już przygotowałem takie poważniejsze wystąpienie, właśnie na temat RPA. Mówiłem m.in. o tym jak przeszłość tego kraju wpływa na teraźniejszość. Temat apartheidu, czyli dyskryminacji rasowej jest generalnie dobrze znany, ale RPA po 1994 roku, czyli po upadku apartheidu, została jakby w Polsce zapomniana i ja też szukając literatury na ten temat, natknąłem się na jedną książkę wydaną w latach dwutysięcznych. A potem nic. I naprawdę, żeby to zagadnienie być w stanie zbadać, coś się o tym dowiedzieć, musiałem sięgnąć po literaturę anglojęzyczną, która jest dużo bardziej obszerna. Wtedy uświadomiłem sobie, że w Polsce temat współczesnej RPA jest zupełnie nieznany. A jest ciekawy i dlatego też rozpocząłem prace nad pracą dyplomową o współczesnej sytuacji białej ludności w RPA.

Moja książka jest – jak tytuł wskazuje – poświęcona nie tyle Afryce Południowej, co narodowi bursko-afrykanerskiemu. On mnie zafascynował. Jego dzieje, jego historia i jego współczesna sytuacja. Nawiązałem kontakt z  wieloma Afrykanerami, działaczami społecznymi, politykami, autorami książek. Okazało się, że poziom samoorganizacji tego narodu jest na niewyobrażalnym poziomie, bo działa on w warunkach instytucjonalnego rasizmu, gdzie biali są często przez najwyższe władze w państwie oskarżani o całe zło, które dotyka to państwo, a oni zakładają swoje uniwersytety, zakładają swoje organizacje, które skupiają setki tysięcy ludzi. Największa organizacja broniąca praw człowieka w Afryce to AfriForum, liczy ona 250 000 ludzi, już może nawet do 300 000 dobija. To jest organizacja, która za cel sobie stawia między innymi ochronę afrykanerskiego dziedzictwa. Afrykanerów jest w  Afryce Południowej powiedzmy 2-3 miliony. Warto podkreślić, że nie każdy biały jest Afrykanerem oraz nie każdego Afrykanera można określić Burem i o tym na pewno jeszcze powiemy.

Prace nad książką okazały się dla wielką przygodą. Miałem nawet jechać do RPA, jednak z przyczyn rodzinnych mi się to nie udało, ale całe szczęście mamy internet i mogłem łączyć się z ludźmi z tego kraju. Udało mi się dotrzeć do wielu świetnych osób, między innymi do polityków, którzy uczestniczyli w przemianach lat 90. i wciąż są w aktywnej polityce, do ideologów afrykanerskiego samostanowienia. I to jest jeden z 3 filarów książki. Oprócz tego opisałem „wczoraj” i „dziś” Burów, a także przetłumaczyłem dokumenty dotyczące afrykanerskiego samostanowienia i dążenia do założenia niezależnego państwa.

Czy mógłbyś nakreślić, jak wygląda dzisiejsza Republika Południowej Afryki i z jakimi problemami się zmaga?

Dzisiejsza Republika Południowej Afryki to kraj niesamowicie podzielony, niesamowicie biedny i niesamowicie źle zarządzany. Co wynika z tej pierwszej rzeczy, o której powiedziałem, czyli ogromnych podziałów.  To nie tylko podziały biali-czarni, ale też podziały wśród czarnych. Np. Zulusi się nie lubią z plemieniem Xhosa, chcą zagarniać dla siebie kolejne i kolejne obszary rządu czy funkcjonowania państwa. No i tak to po prostu funkcjonuje. Tam przeciętna kobieta ma obecnie większe szanse na zostanie zgwałconą, niż na zdobycie wyższego wykształcenia. Poziom bezpieczeństwa jest niewyobrażalny dla nas w Polsce. Kiedy się spotkałem z jednym Afrykanerem w Lublinie, to zszokowało mnie, że on za naturalne uznał to, że założył ramię plecaka za jedną z nóg krzesła, żeby nie można było tego plecaka łatwo wyrwać. U nas jak się idzie do kawiarni to się kładzie plecak obok stolika i wszystko jest w porządku, a jeżeli by tak siedział w Afryce Południowej to byłoby ryzyko, że podjedzie młody czarnoskóry mężczyzna – bo tak jest główny profil przestępcy w RPA – i wyrwie mu ten plecak. Tak więc, z jednej strony jest to kraj borykający się z wieloma problemami.

Oprócz tego sytuacja polityczna jest tam też taka, którą nam trudno sobie wyobrazić, bo tam tematy rasowe, właśnie jak wywłaszczenie białych z ziemi bez rekompensaty, są na porządku dziennym. System apartheidu skończył się w 1994 roku, ale trochę się odwrócił i teraz ten kraj jest mało wydajny i w związku z tym szuka się tutaj kozła ofiarnego. I tym kozłem ofiarnym często są po prostu biali ludzie. W RPA prezydent kraju jest w stanie mówić wprost, że wszystkie problemy Afryki Południowej zaczęły się 1652 roku, kiedy biali ludzie przybyli  do tej części świata. Albo lider trzeciej największej partii politycznej w RPA, który śpiewa na wielkich stadionach na kilkudziesięciotysięcznych wiecach piosenkę „Zabić Bura” i później Trybunał Konstytucyjny, Trybunał Praw Człowieka uznają, że to wcale nie była mowa nienawiści, bo czarnoskórzy mają prawo śpiewać takie piosenki o tym, żeby zabijać białych ludzi, bo to jest ich dziedzictwo walki z apartheidem…

Mamy z jednej strony to, że ten kraj źle działa, źle funkcjonuje i o tym mówią publicyści i  komentatorzy życia publicznego. Jest szereg ludzi, którzy wprost mówi, że za apartheidu była  była segregacja rasowa, ale przynajmniej mogli pójść do szpitala, a teraz nie jest to takie oczywiste. W książce sporo takich wypowiedzi przytaczam. Z drugiej strony mamy rasizm instytucjonalny w postaci polityk typu Black Economic Empowerment czy akcji afiramtywnej, w wyniku których skład firm państwowych jest określony przez ustawę odgórnie, czyli że w firmie musi być zatrudnionych na przykład 80-90 czarnoskórych, 5 białych i 1 Hindus.

To jest polityka po prostu rasistowska, oparta na kolorze skóry, co też dla nas w Polsce jest niewyobrażalne.

W latach 2001-2018 roku w RPA doszło do ponad 1600 morderstw na farmach, a rasa sprawców nie jest podawana przez władze. Jaki jest tego powód?

Tematem, który obecnie często pojawia się w naszej części świata i kojarzy się z Afryką Południową, są przeraźliwie brutalne morderstwa na farmach. Mówimy o sytuacjach, w których sprawcy są w stanie przybić małą dziewczynkę do stołu i pozwolić jej umierać. To także sprawy, w których ludzi zalewa się wrzątkiem w wannie, by oderwać od nich całą skórę.

Więc to nie są zwykłe napady rabunkowe. Przywołuję te brutalne opisy, ponieważ to właśnie one dominują w relacjach z miejsc zbrodni. Istnieją dwie teorie dotyczące motywacji tych ataków. Jedna z nich sugeruje, że ataki są motywowane rasistowsko, ponieważ większość ofiar to ludzie biali, a większość sprawców to ludzie czarni. Jednakże warto zaznaczyć, że wynika to także z faktu, że większość farm w Południowej Afryce nadal należy do ludzi białych. Tradycyjnie Burowie zajmowali się rolnictwem, podczas gdy społeczność czarnoskóra jest zazwyczaj uboższa, co wiąże się z wyższym poziomem przestępczości. Więc można by powiedzieć, że to są zwykłe napady rabunkowe, tego stanowiska trzyma się rząd Południowej Afryki, który argumentuje, że nie ma potrzeby koncentrować się na kwestii rasowej i traktować jej poważnie. Jeśli to jest po prostu kwestia zwykłej przestępczości, to nie jest to nic specjalnego. Jednak z drugiej strony istnieją poważne poszlaki wskazujące na to, że na przykład Julius Malema, ten od śpiewania „Zabić Bura” na stadionie, odgrywa pewną rolę w tych morderstwach. Może mieć on powiązania z przestępcami, którzy organizowali te ataki.  Z drugiej strony rasistowskim mordom sprzyja klimat panujący w przestrzeni publicznej w RPA. W latach 90., kiedy pewien czarnoskóry mężczyzna usłyszał piosenkę „Zabić Bura” na takim wiecu, był takim nastroju, że był gotów zaatakować każdego białego człowieka, który  wpadłby mu w ręce. To wynika z jego zeznań. Później poszedł na farmę i zabił farmera.

Liczba morderstw pozostaje na stosunkowo stałym poziomie przez wiele lat, ale liczba ataków wzrasta. Dlaczego? To jest pytanie, na które trudno znaleźć odpowiedź, ponieważ liczba ataków nie przekłada się bezpośrednio na liczbę morderstw. Dlatego, że Afrykanerzy również organizują system sąsiedzkiej samoobrony, co pomaga im w lepszym zabezpieczeniu swoich domostw. Temat mordów na farmach ma też aspekt polityczny. Przykładowo, działacze organizacji AfriForum dostarczyli listę zamordowanych farmerów przedstawicielom partii Juliusa Malemy, lecz ci wyrzucili ją do rynsztoka. To jest poziom debaty w tym kraju. Jest to nienawiść, która wydaje się przekraczać pewną skalę, którą trudno nam zrozumieć, i będzie to miało swoje konsekwencje. Jestem pewien, że te konsekwencje ukażą się w najbliższych latach lub dekadach.

Czemu występujące w RPA ataki na farmerów nie są nagłośnione? Nie oszukujmy się, nie często słychać o rasizmie wobec białych. Czy powinno się to zmienić?

Podstawowe spostrzeżenie, które powinniśmy sobie uświadomić, to jest to, że rasizm może przybierać różne formy. Wykluczenie kogoś ze względu na kolor skóry może dotyczyć zarówno czarnoskórych, jak i białych. W przeszłości czarnoskórzy byli społecznie i ekonomicznie słabsi, byli wykorzystywani jako niewolnicy, dlatego rasizm dotykał głównie ich. Jednak obecnie, na przykład w krajach takich jak Południowa Afryka, widzimy, że biali są mniejszością, mimo że wcześniej prowadzili politykę rasistowską. To jednak temat na zupełnie oddzielną rozmowę.

Aby opowiedzieć o historii Południowej Afryki i zrozumieć wszystkie mity związane z systemem apartheidu, trzeba naprawdę długiej rozmowy. Wracając jednak do głównego tematu, biali mieli swoją własną historię rasizmu praktykowanego w Południowej Afryce. Po roku 1994 oddali władzę, a ten sam rasizm zaczął być stosowany wobec nich, ponieważ stali się mniejszością, są politycznie słabsi i mają mniejsze wpływy. Nie mają władzy i dlatego są traktowani jako obywatele drugiej kategorii. Jeżeli wniosek o wywłaszczenie ludzi bez rekompensaty opiera się wyłącznie na kolorze skóry, to widzimy skalę problemu.

A jak wygląda sytuacja Hindusów w RPA?

Hindusi zamieszkują głównie Durban i żyją w dużym skupieniu. Tak samo doświadczają rasizmu, ale tam nie jest to kwestia polityczna. Oznacza to, że politycy nie obwiniają Hindusów za problemy tego kraju, dlatego Hindusi, dzięki swojemu skupieniu geograficznemu z powodzeniem rozwijają swoje biznesy. Nie padają ofiarami takiej nagonki jak biali.

Wiele środowisk prawicowych uważa, że ataki są częścią rasistowskiego spisku rządu RPA przeciwko białym farmerom i stanowią swego rodzaju ludobójstwo. Czy zgadzasz się z tym?

To co się dzieje na farmach nie spełnia formalnej definicji ludobójstwa, ale zdecydowanie pasuje do definicji zaawansowanej przestępczości motywowanej rasowo. To problem, który wymaga uwagi społeczności międzynarodowej, chociaż trudno jest oczekiwać działania ze strony instytucji państwa w Południowej Afryce. Na pewno powinno to być tematem międzynarodowym. Jednak, kiedy ten temat pojawił się na forum międzynarodowym za sprawą byłego prezydenta USA Donalda Trumpa, ten spotkał się z „antyrasistowską” nagonką. To stanowi pewien problem, ponieważ obecnie na Zachodzie, w Stanach Zjednoczonych i Europie Zachodniej, mówi się często o kolonializmie i walce z rasizmem, ale tylko w odniesieniu do czarnoskórych. Dlatego niekoniecznie politycznie poprawne byłoby mówienie o rasizmie wobec białych. Na marginesie warto zauważyć, że ruch Black Lives Matter również miał swoje odgałęzienia w Południowej Afryce, gdzie występował pod nazwą Rhodes Must Fall. Obalano pomniki Cecila Rhodesa, które w gruncie rzeczy mogliby też obalić sami Afrykanerzy. Oprócz tego obalono m.in. pomnik… koni poległych w wojnach burskich.

Patrząc w przyszłość, czy uważasz, że w najbliższym czasie poprawi się jakość życia białych farmerów w RPA?

Nie sądzę, chyba że Afrykanerom uda się zrealizować swoje marzenie o własnym państwie narodowym. Jest to bardzo trudne zadanie, a na chwilę obecną istnieje wiele przeszkód i wyzwań do pokonania. Nie jestem pewien, czy są wystarczająco zorganizowani, aby osiągnąć ten cel. Obecnie Afrykanerzy starają się tworzyć społeczeństwo równoległe, co można zobaczyć na przykładzie istniejących uniwersytetów i organizacji samopomocowych. Istnieje wiele takich organizacji, które zrzeszają miliony ludzi, głównie Afrykanerów, ale także czarnoskórych. Są to również media oraz związki zawodowe. Afrykanerzy trochę się izolują, aby żyć w pewnym stopniu w poczuciu bezpieczeństwa. Warto w tym miejscu zaznaczyć różnicę między pojęciami „Afrykaner” a „Bur”. „Afrykaner” to ogólny termin odnoszący się do białych ludzi o korzeniach niemieckich, francuskich i holenderskich posługujących się językiem afrikaans, który jest dla Afrykanerów szczególnie ważny. To chyba jedyny język na świecie, który ma swój pomnik, gdzie znajdują się elementy symbolizujące różne jego składowe, w tym np. język malajski. Bur natomiast to potomek voortrekkerów, czyli afrykanerskich osadników, którzy w pierwszej połowie XIX wieku wyruszyli w Wielki Trek.

Tysiące mężczyzn i kobiet porzuciło wszystko, aby wyzwolić się spod brytyjskiego panowania i ruszyło na północ, aby znaleźć wolność i niezależność. To jest niesamowita historia dążenia do szczęścia i poszukiwania niepodległości, co stanowi główny mit narodu Afrykanerów. Bur jest człowiekiem, który myśli o swoim narodzie nie tylko w kontekście wspólnoty kulturowej i językowej, ale także dąży do osiągnięcia pewnej niezależności. Myśl o utworzeniu własnego państwa jest żywa w tym narodzie, choć pojawiają się pytania o formę tego państwa, czy ma być to odrębnie terytorialny byt czy może pewien stopień autonomii w ramach RPA.

Zbliżamy się do końca naszej rozmowy. Czy chciałbyś powiedzieć naszym słuchaczom kilka słów zachęcających do zakupu Twojej książki?

Myślę, że warto przeczytać tę książkę, bo to jest po prostu dobra opowieść. Oczywiście, to nie jest jakieś bajdurzenie  – wszystko jest oparte na faktach, wszystkie informacje są udokumentowane. Książka jest napisana w stylu naukowym, ale historia Afrykanerów to po prostu świetna opowieść. To, co się działo na tym skrawku Afryki, jak kształtowały się tam stosunki między jedynym białym plemieniem Afryki, czyli Afrykanerami, a czarnoskórymi mieszkańcami. To nie jest tak, że przodkowie Burów przybyli na te ziemie i wybili pokojowo mieszkających tam czarnoskórych. Bo wtedy, kiedy biali tutaj przybyli, na tych ziemiach zamieszkiwały ludy Khoi-San. To nie byli ci sami ludzie co Bantu, którzy przybyli do Afryki Południowej od północnego-wschodu, spychając Khoi-San na zachód, mniej więcej w tym samym czasie, kiedy na południowym-wschodzie wylądowali biali. Pierwsze zetknięcie osadników z bantu to połowa XVIII wieku. Obecnie potomkami Khoi-San są nieliczni Buszmeni oraz grupa rasowa kolorowych, która powstała w wyniku mieszania się między sobą Khoi-San i Burów. Czarni przybyli więc na te ziemie w podobnym czasie co biali. To jedno bardzo ważne spostrzeżenie.

Inne ważnym spostrzeżeniem jest to, że de facto to nie było tu regularnej kolonizacji. Przybyło trochę osadników, a także trochę uciekinierów, na przykład kalwinów z Francji, i oni założyli tu swoją społeczność. Później nie mieliśmy do czynienia z wzmożoną imigracją z Europy. Ta społeczność rozwijała się głównie dzięki dzietności swoich kobiet. Rozwijała się jak plemię. Jedyne białe plemię w Afryce. Potem nadszedł czas imperializmu brytyjskiego, kiedy Brytyjczycy zagarnęli ten obszar światła dla siebie. Burowie, jak już powiedziałem, ruszyli w Wielki Trek. Następnie Brytyjczycy próbowali zagarnąć również Republiki Oranii i Transwalu, które Burowie założyli. Stąd wynikły wojny burskie, a później w XX wieku dążenie do niepodległości od Brytyjczyków. Apartheid miał właśnie temu służyć. Jego pierwotnym założeniem było nie tyle odseparowanie się od czarnoskórych, co ograniczenie wpływów Brytyjskich. W 1948 roku Brytyjczycy samo utworzyli swój rząd narodowy i próbowali zrobić wszystko, aby pozostać wolnymi i zachować swoją tożsamość. Później cały okres apartheidu, mieliśmy do czynienia z małym i dużym apartheidem. Duży apartheid wychodził z założenia, że każdy lud powinien żyć na swoim terenie i rozwijać swoją tożsamość, kultywować swoją kulturę na swoim terytorium. Stąd wynikała koncepcja bantustanów.

„Wczoraj i dziś Burów” to opowieść o tożsamości, o tym, jak białe plemię w Afryce próbuje znaleźć swoje miejsce na świecie, w której nie brakuje radomskiego akcentu. Wszak Janusz Waluś, który znacząco wpłynął na historię RPA, mieszkał w naszym mieście.

Dziękuję za rozmowę.