Wywiady

Wspomnienia z Czerwca 1976 roku – wywiad z Kazimierzem Staszewskim

 

Gorący, upalny dzień, wtorek 31 maja 2016 roku, około godz. 14:00 w naszej siedzibie zjawia się Kazimierz Staszewski – uczestnik Protestu Robotniczego 25 czerwca 1976 roku w Radomiu. W czasie Wydarzeń Czerwca Radomskiego 1976 roku miał 21 lat i pracował w Zakładach Przemysłu Tytoniowego. Aktualnie jest pracownikiem MPK Sp. z o. o., jak również działaczem związkowym, członkiem Komisji Krajowej NSZZ „Solidarność” oraz  radnym miejskim Miasta Radomia (IV kadencja).

Krzysztof Górak: Panie Kazimierzu, obchodzimy w tym roku okrągłą, parafrazując „Misia” – 40-tą rocznicę tych jakże tragicznych wydarzeń dla Radomia, ale jednocześnie napawających taką dumą, nas radomian jako mieszkańców… Spróbujmy cofnąć się do 25 czerwca 1976 roku. Panie Kazimierzu, proszę podzielić się swoimi wspomnieniami z tego pamiętnego dnia…

Kazimierz Staszewski: W tym dniu pracowałem w Zakładach Przemysłu Tytoniowego jako pracownik fizyczny – ślusarz. W godzinach rannych dowiedzieliśmy, że w mieście jest protest robotników z innych zakładów i mają one związek z podwyżkami cen żywności, jakie wprowadził rząd Jarosiewicza i partia rządząca (PZPR). W szczególności bardzo ostre niektórych artykułów stanowiących 100%. Ten protest rozpoczął się w Zakładach Metalowych. Część ludzi na wózku akumulatorowym, jak również na dwóch ciągnikach rolniczych, jeździła do innych zakładów pracy, informowała ich, że taki protest jest i oczywiście nawoływała do uczestnictwa. Również byli w naszym Zakładzie, gdzie pracowałem i do nas takie słuchy doszły. Około godz. 13:30, wychodząc z pracy, postanowiliśmy w grupie kilkudziesięciu osób udać się do centrum miasta, a konkretnie w okolice Ronda św. Kazimierza, gdzie był tłum protestujących. Po przemarszu m.in. ulicą Żeromskiego znalazłem się wśród protestujących pod budynkiem Komitetu Wojewódzkiego. Około godz. 15:00 zaczęły interweniować jednostki ZOMO, które wtedy przybyły z Lublina. Pierwsze rozpoczęły szturm jednostki z Sadkowa w postaci armatek wodnych.  Przylatywały helikoptery, jak się można było przyjrzeć. Już w tym czasie na dawnej ulicy 1 Maja, nastąpiły walki uliczne. Tam miało również miejsce wydarzenie tragiczne, gdyż użyta przeciwko ZOMO-wcom rozpędzona przez protestujących naczepa wjechała w dwie osoby i ci ludzie zginęli. Zaczął się bunt. Część myślała, że to od rozpędzonej naczepy, a część myślała, że to od ataku ZOMO, więc wściekłość również nasza, mieszkańców była dużo większa. W grupie większej przy ul. Kelles-Krauza zaczęliśmy odbijać ten teren. Tu się odbywały walki: ZOMO z użyciem armatek wodnych, a my – protestujący tylko kamienie. Walki przeniosły się te wtedy z ul. 1 maja, dzisiaj ul. 25 czerwca w kierunku ul. Słowackiego. Tam zaczęli używać dziwnych pocisków, chyba gumowych. Atakowaliśmy lub broniliśmy się w grupach kilkuset osobowych samemu człowiek się nie wychylał, gdyż wyposażenie oddziałów ZOMO było lepsze, m.in. wyposażeni w pały 70-cio centymetrowe, a także broń. Nastąpiło wybijanie szyb w sklepach, ale pierwsze uderzenia były według mnie od agentów SB. Propaganda komunistyczna w późniejszym przekazie informowała, że zamieszki to głównie cel grabieży, mienia.

Czyli uważa Pan, że to były SB-ckie prowokacje?

Dalej tak uważam. Również z takiego powodu, że zostałem zatrzymany. Przechodząc obok dawnego WKU wtedy po bezpiecznym przejściu napadło mnie dwóch agentów SB, wykręcono mi ręce. Prowadzono mnie głową dołem do ziemi, ale dojrzałem, że tajniacy wybiegali z Komendy Wojewódzkiej. Powtórzę, że zostałem zatrzymany przez SB-ków (działających po cywilnemu) i przeprowadzony na tzw. „dołek” Komendy Wojewódzkiej MO. Byłem przesłuchiwany w godzinach wieczornych i prawdopodobnie w przesłuchaniu uczestniczyli również pracownicy Wydziału Urzędu Wojewódzkiego. Nastąpiło pierwsze bicie, nie jakieś z buta, ale bicie po plecach, po głowie. 26 czerwca 1976 r. w godzinach rannych zaczęto nas wyprowadzać i zostaliśmy przewiezieni do więzienia w Piaskach, do Kielc. Zrobiono z nas kryminalistów – odciski palców, zdjęcia, rysopisy; przy tym również bijąc nas pałkami. Podam przykład znęcania się: rozbieranie się do spodenek w gorący dzień – w południe, bicie po plecach, zastraszanie, poganianie, poszturchiwania. Ja tego nie zaliczam jeszcze do „ścieżek zdrowia”, bo według mnie wystąpiły później. Na wieczór zostaliśmy przewiezieni do Radomia. 30-40 ludzi przewożono w sukach (STARy policyjne). Przewieziono nas na plac do Aresztu Śledczego Radomia, tam, gdzie jest dzisiejsza Kuria. Na dziedzińcu samochód się zatrzymał. Puszczano nas pojedynczo. Musieliśmy klęknąć, przeżegnać się. Czy ktoś powiedział, czy wierzy, czy nie, bity przez środek głowy, po plecach. Aby dostać się do celi więziennej, puszczano nas w szpalerze ZOMO-wców. Biegliśmy między nimi, a ci pałowali nas jak w amoku, nie patrząc, gdzie uderzają. Następowały potknięcia, wycieńczeni z bólu i ze strachu.

Czyli to można nazwać, że to były „ścieżki zdrowia”?

Tak, już wtedy zaczęły się „ścieżki zdrowia”. Później powtarzały się podczas wywozów, przewozów, kiedy stawiano nas przed Kolegiami. Tam już była słynna szkółka ze Szczytna. Byli uzbrojeni w pały, tarcze, znęcali się poprzez wyrywanie, strzyżenie głowy przypadkowymi nożyczkami. Później wywieziono nas do Białegostoku. Tam traktowano nas jak typowych więźniów, zostaliśmy przebrani w ubrania więzienne. Ja siedziałem w celi 24 osobowej. Tam już nas nie bili, ale był ciągły terror i żyliśmy w ciągłym strachu.

Byliście bez żadnego wyroku?

Dostałem 3 miesiące aresztu przez Kolegium do Spraw Wykroczeń. Tam byłem do 2 sierpnia.

Mieszano was z innymi więźniami?

W celi byli tylko aresztowani z Radomskiego Czerwca. Przetrzymali tam nas miesiąc, później wysłali do aresztu w Radomiu, skąd wyszedłem na wolność. Tak mnie pobili, że rodzice mnie nie poznali. Mama mówi: „ktoś dzwoni”, a tata: „co Ty, syna nie poznajesz?” Byliśmy tak zmienieni, a przecież pobyt nasz w Białymstoku miał służyć „wyleczeniu”, abyśmy nie mogli pójść do lekarza i dokonać obdukcji.

Panie Kazimierzu, co było dalej po wyjściu z więzienia?

Po wyjściu z aresztu było zastraszanie nas. Gdy wychodziło się na słynną „Żeromkę”, ciężko było się pokazać, wyróżniający się z daleka, głowy ogolone, brak akceptacji ludzi i ciężko było się pokazywać na mieście. Udałem się do firmy, gdzie dowiedziałem się, że dostałem zwolnienie z pracy z Art. 52 za nieobecność z 26 czerwca 1976 r., także za nieobecność 3 lipca. Najbardziej boli mnie to, że dotychczas nie doszliśmy do rzeczywistej prawdy, a sędziowie, którzy wtedy uczestniczyli w haniebnych wyrokach, pracują dalej w sądach.

To jest takie niestety smutne podsumowanie…

Tak, to jest dochodzenie do prawdy. Przykro o tym wszystkim mówić. Radom w drodze do uzyskania niepodległości, to jeden z ważniejszych etapów – 1976 r. przed sierpniem i „Solidarnością”.

W kontekście upamiętnienia tych wydarzeń, kiedyś został postawiony kamień węgielny. Jak Pan sądzi, czy doczekamy się jakiegoś Pomnika 1976 roku? W tym mieście to się stało, miasto powinno jakoś uhonorować…

W tym roku mamy dwie rocznice. 25 lat – rocznica wizyty Papieża Jana Pawła II. Uczestniczyłem w tej wizycie na lotnisku, gdzie również było wtedy poświęcenie sztandaru radomskiej „Solidarności”, byłem w poczcie sztandarowym. Wtedy, a także później jako „Solidarność” mieliśmy ideę, by zbudować Pomnik. Dzisiaj, według mnie, nie jest wskazana budowa nowego pomnika w innym miejscu. Wiemy, że gdzie Papież przebywał, to te miejsca są porównywalne do miejsc świętych. Muszę dodać, że rzeczywistość jest taka, że przy tworzeniu nowego pomnika, to my się poróżnimy i zakłócimy, a on nie powstanie. Zróbmy więc trwałe upiększenia tego miejsca, a już będzie dobrze i tam będziemy świętować dalsze rocznice. Zachęcam do uczestnictwa w corocznych uroczystościach.

Jakie były konsekwencje udziału w Wydarzeniach z Radomskiego Czerwca 1976 roku?

Z pracy zostałem zwolniony karnie, ukarany aresztem. Po wyjściu ponownie stawiano nas na kolegium. Wszędzie mówili: „Warchole, nie masz pracy”. Ukończyłem technikum. W pracy miałem dobrą opinię. Przyjęli mnie z powrotem do pracy, lecz z najniższą grupą. SB nachodziło dom, już wtedy byłem w wojsku. Później wysłano mnie szybko do wojska. Oczywiście SB poinformowała jednostkę wojskową o moim uczestnictwie w proteście robotniczym.

Czy była jakaś pomoc państwa polskiego dla uczestników protestu i Miasta Radomia?

W latach 2006-2007 została stworzona ustawa, uczestnicy „Czerwca” dostali pomoc za rządów PiS-u. Teraz powstała nowa ustawa, która leżała w Senacie przez 2 lata, ale w końcu weszła w życie. Daje ona pewne uprawnienia, można starać się o statut kombatanta i pomoc społeczną. Mnie osobiście te ustawy pomagają w życiu, bo udało mi się wiele rzeczy wyprostować, m.in. zmienić wyrok. Przypomnę tylko, że dotyczyło to kilkuset osób, uczestników protestu. Po Czerwcowym Proteście w 1976 roku Radom został ukarany przez komunistów i aparatczyków z PZPR. Według mnie, a mówię to nie tylko, jako uczestnik, ale także, jako działacz społeczny. Radom jako miasto i nasza społeczność do tej pory jeszcze cierpią, gdyż krzywd po Czerwcu 1976 roku nie naprawiła również III RP.

Mija w tym roku 40 lat. Gdyby mógł Pan cofnąć czas, uczestniczyłby Pan ponownie?

Uczestniczyłbym, ponieważ uczestniczyłem jako związkowiec (należący do NSZZ „Solidarność”) w co najmniej kilkunastu manifestacjach, protestach i dodam, że również parokrotnie używano siły przeciwko nam, a przecież była wolna Polska.

 

A. Wygonna