W Radomiu, mieście, które od lat zmaga się z odpływem młodych talentów i brakiem ambitnych inwestycji, właśnie rodzi się nowy absurd. Obok istniejącego Powiatowego Urzędu Pracy (PUP), który obsługuje cały region, od stycznia 2026 roku wystartuje Miejski Urząd Pracy (MUP). Decyzja zapadła: Rada Miejska powiedziała „tak” we wrześniu 2025, ministerstwo pracy wyraziło aprobatę, a prezydent Radosław Witkowski triumfalnie ogłosił: „To historyczna chwila!”. Koszt? Blisko 7,56 mln zł na zakup zabytkowego biurowca przy ul. Żeromskiego 75A (dawny ZEOW) od Polskich Sieci Elektroenergetycznych, plus 1,5 mln zł na adaptację, w tym sprzęt teleinformatyczny i meble. Do tego roczna eksploatacja na poziomie 1,5 mln zł. Zatrudnienie? Około 100 nowych urzędników w MUP, którzy dołączą do około 140 pozostałych w PUP – łącznie blisko 240 osób.
Władza nad kasą
Oficjalnie MUP ma „dostosować usługi do lokalnego rynku”, „zwiększyć elastyczność” i „skierować środki bezpośrednio do mieszkańców”. Brzmi szlachetnie? A w rzeczywistości chodzi raczej o coś innego – na przykład o kontrolę nad niemałymi środkami finansowymi? Jak podają władze miasta, w ostatnich latach Radom finansował PUP kwotą ok. 14 milionów zł, co dawało ok 60% budżetu. Resztę dokładało Starostwo Powiatowe, które zarządzało urzędem. I stąd właśnie decyzja o utworzeniu nowej instytucji. Nie oszukujmy się, że w całej tej operacji chodzi o cokolwiek innego niż realną kontrolę nad pieniędzmi w obliczu zupełnego braku dialogu między miastem rządzonym przez Koalicję Obywatelską, Lewicę i Polskie Stronnictwo Ludowe, a powiatem i większością ościennych gmin rządzonymi przez Prawo i Sprawiedliwość. Zamiast współpracy i ustalania działań dla dobra całego regionu mamy kolejną odsłonę plemiennej wojny, na której koszty zrzucimy się my wszyscy.
Jak pisaliśmy przed ostatnimi wyborami samorządowymi: „Niestety, trudno nie odnieść wrażenia, że w oparciu o zasady klientelizmu i partykularyzmu w Radomiu tworzy się system kleptokracji, w której interes grupy trzymającej władzę opiera się na korupcjogennej dystrybucji łupów sprawowania władzy – m.in. w postaci stanowisk. (…) Obecnie bardzo dużo instytucji w Radomiu obsadzanych jest generalnie wedle klucza partyjnego lub rodzinnego. Niestety, jest to praktyka na tyle powszechna, że już nie wzbudza większego oburzenia. A powinna. Brakuje nam w Radomiu – zresztą podobnie jak w całej Polsce – warstwy fachowców, którzy niezależnie od zmiany władzy wykorzystywaliby swoją wiedzę do kierowania miejskimi spółkami i instytucjami. Żebym tylko został dobrze zrozumiany – w wielu miejscach np. w Urzędzie Miejskim pracują świetni profesjonaliści, ale po prostu zdecydowanie zbyt częstą praktyką jest działanie wedle wskazanego już klucza”.
Nieoficjalnie mówi się, że na czele może stanąć wiceprezydent Łukasz Molenda (PO), niedawno mianowany pełnomocnikiem ds. tworzenia MUP, a który dopiero co zrezygnował z funkcji wiceprezydenta – co pachnie politycznym układem w ramach koalicji. W zamian? Może gwarancja głosów w następnych wyborach samorządowych? Klasyczny mechanizm: „daj pracę, a dostaniesz lojalność”…
Efekt? Podbieranie kadr między urzędami, dublowanie procedur i marnotrawstwo. Jak zauważył jeden z komentatorów na portalu x.com:
„Oba urzędy będą realizować funkcję walki z bezrobociem poprzez dawanie pracy swoim pracownikom. Wszystko się zgadza”. Inni idą dalej: „Kolejnym krokiem powinien być trzeci urząd, np. gminny, a potem dzielnicowy – DUP”.
Śmiech? Tak, ale gorzki.
Władze chcą przeznaczać miliony na pióropusze, gdy miasto tonie w długach
Powiedzmy to głośno: brakuje wizji przyszłości naszego miasta, które zwyczajnie tonie w długach, wynoszących już niemal 1,5 miliarda złotych. Wszystkie kosztowne operacje rządzących typu utworzenie MUP robione są na kredyt, który spłacać będziemy my i nasze dzieci.
Radom stracił swego czasu status miasta wojewódzkiego, przez co stracił również ogromne środki – dziś pilnie potrzebuje impulsu rozwojowego. Co zamiast tego robią lokalni włodarze? Miliony na nowy urząd, który pochłonie kolejne fundusze na pensje i biurokrację. Gdzie pieniądze realne działania mające na celu zapewnienie radomianom dobrze płatnych miejsc pracy, poza stanowiskami dla szefów urzędów oczywiście?
Tu warto przypomnieć pomysł, który krąży po Radomiu już od 2024 roku, a wciąż czeka na realizację. Jak pisał na łamach twojradom.pl Leo Mausbach – radomianin z wyboru, pochodzący z Berlina Niemiec, który osiedlił się w mieście dzięki żonie i utożsamia z lokalnymi wyzwaniami:
„Gdy Radomski Pakt Samorządowy Radosława Witkowskiego chce przekonać radomian do tego, że jest w stanie przekonać partyjnych kolegów w Warszawie do znaczących inwestycji rozwojowych w Radomiu, to teraz jest czas na to. (…) Radom jest położony w centrum produkcji zbrojeniowej Polski, godzinę od politycznego dowództwa w Warszawie i posiada lotnisko wojskowe. Nie ma bardziej oczywistego miejsca na stworzenie nowej Akademii lub Politechniki Wojskowej”.
Mausbach, absolwent politologii i stosunków międzynarodowych, pracujący w Polsko-Niemieckiej Izbie Przemysłowo-Handlowej, proponował konkret: wykorzystać puste biurowce po PSE przy Żeromskiego (dziś adaptowane pod MUP!) i historyczny gmach po Fabryce Broni koło dworca. W czasach, gdy wydatki na obronę przekraczają 4% PKB, a wojna na Wschodzie trwa, to nie fanaberia – to szansa na tysiące inżynierów, droniarzy i specjalistów.
W kampanii wyborczej Radosław Witkowski przekonywał, że przyciągnie do Radomia niesamowite inwestycje, dzięki doskonałym kontaktom ze swoimi partyjnymi kolegami i koleżankami w Warszawie. Trudno nie odnieść wrażenia jednak, że to w czasie rządów „wrogiego” Prawa i Sprawiedliwości, do Radomia płynęły setki milionów złotych na inwestycje typu lotnisko czy wiadukt na Żeromskiego… A teraz „doskonałe” kontakty Radomskiego Układu Samorządowego wykorzystywane są, żeby „przyklepać” dla siebie nowe stanowiska do obsadzenia.
Czas na otrzeźwienie, zanim Radom stanie się cyrkiem
Tworzenie MUP to nie „strategia rozwoju”, jak twierdzi prezydent Witkowski, lecz ucieczka do przodu – od realnych problemów ku iluzji działania. Miasto, które mogłoby stać się polskim centrum zbrojeniowym, tonie w drobnostkach. Potrzebujemy skoncentrowanych inwestycji w rynek pracy – nie kolejnego pośredniaka, który „kreuje miejsca pracy” dla partyjnych nominatów (podkreślmy to po raz kolejny – nie każdy urzędnik to „partyjny nominat”, wszystkim zatrudnionym fachowcom należą się ogromne podziękowania za ich świetną pracę!). Radomianie zasługują na więcej niż żarty o “DUP-ie, czyli Dzielnicowym Urzędzie Pracy”. Czas, by koalicja rządząca w Warszawie – ta sama, co przytaknęła pomysłowi realizacji MUP – dostarczyła prawdziwych inwestycji. Inaczej Radom pozostanie peryferiami: z dwoma urzędami pracy i zerem realnych zmian.

