Publicystyka Religia Światełko wiary

Radomscy męczennicy: Bł. Kazimierz Sykulski

Bł. Kazimierz Sykulski był kapłanem diecezji sandomierskiej. Pochodził z Końskich. Wśród wiernych krzewił właściwe zasady moralne i wartości chrześcijańskie. Dużo serca wkładał w działalność społeczną, kulturalną i charytatywną. Po odzyskaniu przez Polskę niepodległości przez trzy lata był posłem na Sejm Ustawodawczy. W czasie wojny polsko-bolszewickiej pełnił rolę kapelana wojskowego. Był pierwszym proboszczem parafii Opieki Najświętszej Maryi Panny, dzisiejszej katedry radomskiej. Podczas okupacji niemieckiej, jako proboszcz koneckiej parafii, niósł pomoc ofiarom wojny. Założył kuchnie polowe, pomagał zakonnicom w szpitalu. Głosił kazania, które podtrzymywały ludzi na duchu, przywracały wiarę i nadzieję. Zginął w obozie koncentracyjnym w Oświęcimu.

Ks. Kazimierz Tomasz Sykulski urodził się 29 grudnia 1882 r. w Końskich. Drugiego dnia po narodzinach został ochrzczony w kościele św. Mikołaja w Końskich. Był z kolei dziewiątym dzieckiem Michała i Tekli z domu Cybińskich. Jak podają niektóre źródła archiwalne, jego ojciec był szewcem i z trudem zapewniał byt życiowy swojej rodzinie. Skromne warunki w domu przyczyniły się do wyrobienia u przyszłego kapłana wrażliwości i zrozumienia dla potrzeb osób najuboższych. 

Po śmierci ojca, opieką, wychowaniem i początkową edukacją młodszego rodzeństwa, w tym również Kazimierza, zajął się starszy o 12 lat brat Józef, który posiadał wykształcenie pedagogiczne.

Edukacja, droga kapłańska i posługa duszpasterska

W 1896 r. Kazimierz udał się do Sandomierza. Tam do 1899 r. uczył się w Progimnazjum Miejskim. Szkołę tą, dzięki zdobyciu gruntownej wiedzy w domu, rozpoczął od razu od drugiej klasy. Nie ukończył jej jednak egzaminem maturalnym, gdyż nie posiadała pełnych uprawnień szkoły średniej.

W 1899 r., wstąpił do sandomierskiego Seminarium Duchownego. Uczył się tam 6 lat, ponieważ musiał uzupełnić wiedzę z zakresu szkoły średniej. Był jednym ze zdolniejszych seminarzystów.

22 września 1900 r. otrzymał tonsurę z rąk bp Antoniego Sotkiewicza. Kolejne cztery mniejsze święcenia przyjął 29 czerwca 1902 r. od biskupa płockiego Jerzego Szembeka. Pozostałe wyższe święcenia (subdiakonat i diakonat) odebrał z rąk bp Stefana Zwierowicza, w katedrze sandomierskiej. Natomiast święcenia kapłańskie przyjął 2 lipca 1905 r., mając wówczas niecałe 23 lata.

W 1906 r. został skierowany do parafii pw. św. Apostołów Piotra i Pawła w Radoszycach. Był tam wikariuszem zaledwie przez  miesiąc. Następnie przeszedł na placówkę duszpasterską do Wierzbicy, do parafii pw. św. Stanisława biskupa i męczennika. Posługiwał tu jako samodzielny wikariusz. Proboszczem tej parafii był ks. Marian Ryx – późniejszy biskup ordynariusz diecezji sandomierskiej, który ze względu na pełnione funkcje: rektora seminarium duchownego i wikariusza generalnego konsystorza, nie rezydował w swojej parafii. Na co dzień przebywał w Sandomierzu. W wierzbickiej parafii pojawiał się tylko w okresie ferii świątecznych i wakacji. Sytuacja ta umożliwiała młodemu wikaremu wykazanie się swoimi umiejętnościami, zarówno organizacyjnymi jak i duszpasterskimi.

Wkrótce ks. Kazimierz został wysłany na dalsze studia do katolickiej Akademii Duchownej w Petersburgu. Przyczynił się do tego proboszcz wierzbickiej parafii, który wsparł jego starania o możliwość dalszego kształcenia.

Studia rozpoczął 29 sierpnia 1908 r. Ukończył je 1 września 1911 r., uzyskując stopień kandydata teologii. Podjął jednak decyzję, że nie będzie dalej podążać drogą nauki.

Będąc w Sankt Petersburgu, wygłosił kazanie „O godności kapłaństwa”, w którym tłumaczył kim jest kapłan i jakie są jego zadania. Mówił m.in.:

On jest nauczycielem nieumiejących — przewodnikiem błądzących — podporą chwiejących się i słabych — ojcem ubogich i opuszczonych — pocieszycielem tych, którzy płaczą. On uczy prawdy, cnoty, i wskazuje prostą drogę do nieba. A w swej pracy kapłańskiej, w wypełnieniu obowiązków swego stanu przed niczem się nie cofnie. Nic go nie przerazi. Raz złożywszy Bogu ofiarę z życia, z zaparciem się, z poświęceniem żyć powinien dla Boga, dla szczęścia bliźnich swoich, ludzi!

Miał wiele obowiązków, jednak każdą wolną chwilę poświęcał na czytanie książek, pisanie utworów poetyckich. Publikował też w czasopismach katolickich. Wiedza zdobyta w czasie studiów, niezwykła inteligencja, nabyte umiejętności, jak dar krasomówczy, znajomości kilku języków obcych: łacińskiego, francuskiego, niemieckiego, rosyjskiego i greki, były bardzo pomocne w pracy duszpasterskiej. Przyczyniły się także do szybkiego zdobycia poważania. Do tego troska o bliźnich będących w potrzebie zjednywała mu serca ludzkie.

Gdy powrócił w 1911 r. do rodzimej diecezji, sprawował funkcję wikariusza w katedrze sandomierskiej, a także posługiwał jako kapelan sandomierskiego więzienia. Było to jednak przez krótki czas, albowiem jeszcze w tym samym roku został nominowany na wikarego w parafii pw. Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny we wsi Solec nad Wisłą. Tu także był krótko.

2 grudnia 1911 r. objął parafię pw. św. Barbary w Słupi Nadbrzeżnej. Była to parafia filialna, a więc nie posiadająca pełnej samodzielności. W tym samym roku został na krótko wikariuszem w parafii św. Jana Chrzciciela w Radomiu i jednocześnie posługiwał jako kapelan więzienny. Był tam do 27 lutego 1912 r.

Kolejną placówką duszpasterską, do której został skierowany była parafia św. Józefa w Bzinie (dziś Skarżysko-Kamienna). Był to również kościół filialny, w którym był wikariuszem. W Bzinie pełnił także funkcję prefekta w dwóch szkołach: w prywatnej szkole Heleny Wegner i w Wyższej Szkole Początkowej Pawła Wasylewicza Jeremiewa. W tej miejscowości zastał go wybuch I wojny światowej. W tym czasie założony został Komitet Obywatelski, w którym ks. Kazimierz odgrywał znaczącą rolę. Z jego inicjatywy powstały również: Komisja Dobroczynności i Komisja Szkolna Komitetu Obywatelskiego, które prowadziły działalność aprowizacyjną, charytatywną i komunalną. Przyczynił się też do utworzenia na tym terenie polskich szkół ludowych. W 1915 r. zorganizował wraz z tamtejszą ludnością prywatne Progimnazjum Filologiczne w Kamiennej.

Nominacje na stanowiska proboszczowskie i dziekańskie

10 marca 1917 r. został oficjalnie mianowany proboszczem parafii w Policznie. Wszystkie posługi duszpasterskie na tym obszarze sprawował sam. Po odzyskaniu przez Polskę niepodległości, wystartował w wyborach do Sejmu Ustawodawczego w 1919 r. Poparcie uzyskał na wiecu chłopskim. Kandydował z bloku narodowowiejskiego z okręgu miasta Radom i powiatów: radomskiego i kozienickiego. Poselskie obowiązki pełnił do 1922 r.  

Gdy w 1920 r. wybuchła wojna polsko-bolszewicka, wstąpił do Armii Polskiej. Służył jako kapelan, niosąc pomoc duchową żołnierzom walczącym w obronie Rzeczypospolitej.

Od 10 lipca 1921 r. zaczął pełnić obowiązki Proboszcza nowo utworzonej parafii Opieki Najświętszej Maryi Panny w Radomiu. Był ceniony za zdolności kaznodziejskie. Jego kazania przyciągały tłumy wiernych. Umiał w nich uchwycić istotę poruszanych spraw i dotrzeć do sumień parafian. Z jego inicjatywy założono w parafii Sodalicję Mariańską.

W tym czasie przyjaźnił się z pierwszym prezydentem Rzeczpospolitej, który udzielił mu pomocy materialnej na zakup blachy potrzebnej do pokrycia dachu kościoła.

W 1922 r. otrzymał od  Stolicy Apostolskiej tytuł tajnego szambelana za liczne zasługi.

W lipcu 1927 r. został mianowany wizytatorem nauki religii w szkołach powszechnych w parafiach: Policzna, Gródek, Oleksów i Łagów Kozienicki.     

10 września 1928 otrzymał nominację na kanonika gremialnego Kapituły Opatowskiej za zasługi w pracy duszpasterskiej i prospołecznej.

Z kolei na początku 1929 r. został mianowany proboszczem parafii pw. św. Mikołaja w Końskich oraz dziekanem dekanatu koneckiego, który był na drugim miejscu w diecezji sandomierskiej, pod względem liczby wiernych, zaraz po dekanacie radomskim.

Ks. Kazimierz przyczynił się do założenia w Końskich kilku stowarzyszeń katolickich: Akcji Katolickiej, Sodalicji Mariańskiej, Stowarzyszenia św. Zyty, oraz organizacji o charakterze charytatywnym, takich jak: Konferencja Pań św. Wincentego a Paulo oraz Caritas, w których pełnił posługę duszpasterską. Praca w tych stowarzyszeniach należała do jego najbardziej ulubionych form duszpasterstwa.

We wrześniu 1934 r. zorganizował dekanalny Kongres Kół Żywego Różańca, który odbywał się na terenie Końskich. To przyczyniło się do rozpowszechnienia modlitwy różańcowej wśród wiernych.  

Bardzo zależało mu na pogłębieniu kultu Matki Bożej. W tym celu organizował pielgrzymki do miejsc świętych, m.in. do Lourdes. Co roku uczestniczył w pielgrzymkach na Jasną Górę. Organizował także dekanalne kongresy Kół Żywego Różańca, a także brał udział w Kongresie Eucharystycznym – najpierw w Radomiu, a potem w Budapeszcie.

Interesował się również losem koneckich hutników. Co roku odprawiał w ich intencji nabożeństwo do św. Barbary. I gdy tego potrzebowali wstawiał się za nimi, udzielał wsparcia. Podczas strajku, odprawił Mszę św. na terenie zakładu i tym aktem doprowadził do zażegnania konfliktu. 

W 1938 r. sprowadził do Końskich trzy siostry pasjonistki, które opiekowały się najpierw przytułkiem dla osób starszych, a następnie domem dziecka.

Za swoją niestrudzoną działalność, otrzymał Złoty Krzyż Zasługi, prałaturę oraz tytuł dziekana Kapituły Opatowskiej.

Działalność w okresie okupacji niemieckiej

Gdy wybuchła II wojna światowa, niósł wsparcie przerażonym mieszkańcom. Do koneckiego szpitala przeniósł Najświętszy Sakrament, z obawy przed zbombardowaniem kościoła. Posługiwał w nim, pocieszając, przenosząc rannych i chorych. Spowiadał, zaopatrywał Najświętszymi Sakramentami konających. Wszystkich krzepił modlitwą, dobrym słowem, uśmiechem. Pomagał siostrom zakonnym, które jako jedyne pozostały w szpitalu, gdyż personel sanitarny wraz z większą częścią mieszkańców, opuścił miasto. Nosił z nimi konwie z wodą z sąsiedniej posesji.

Gdy tylko wojska niemieckie wkroczyły do Końskich, powrócił ze szpitala na swoją plebanię. Po opuszczeniu miasta przez władze administracyjne, stał się najważniejszą osobą reprezentującą interesy lokalnej społeczności i to zarówno dla mieszkańców Końskich jak i dla władz okupacyjnych. Z tego powodu został kilkakrotnie aresztowany i przetrzymywany w charakterze zakładnika, wraz z grupą osób cieszących się w mieście powszechnym szacunkiem i uznaniem. Niemcy zabezpieczali się w ten sposób przez zamachami na życie ich urzędników i żołnierzy, ze strony oddziałów majora Henryka Dobrzańskiego „Hubala”.

Ks. Sykulski pomagał ludziom, jak tylko mógł. Po uzyskaniu zgody od władz okupacyjnych, założył Komitet Pomocy Ofiarom Wojny, który w późniejszym okresie wszedł w skład Rady Głównej Opiekuńczej.

Prowadził liczne akcje charytatywne. Z jego inicjatywy i z pomocą oraz wsparciem parafian, powstały w mieście dwie darmowe kuchnie polowe. Organizował zbiórki żywności, odzieży, leków i pieniędzy dla poszkodowanych mieszkańców spacyfikowanych wsi, które Niemcy spalili w zemście za okazaną pomoc oddziałom mjr. Hubala. Niósł również pomoc ludności polskiej wysiedlonej brutalnie z rodzinnych domostw, znajdujących się na ziemiach wcielonych do Rzeszy. U władz okupacyjnych wystarał się o przekazanie dla potrzeb tych osób pałacu, który Niemcy siłą odebrali pewnej szlacheckiej rodzinie. Przyczynił się także do powstania Stacji Opieki nad Matką i Dzieckiem, gdzie dożywiano dzieci, otoczono również opieką więźniów, z którymi ks. Sykulski nawiązał kontakt.

Jego kazania i okazywana pomoc potrzebującym, podtrzymywały ludzi na duchu, krzepiły ich zbolałe serca, przywracały wiarę i nadzieję, za to drażniły Niemców. Coraz częściej życzliwi parafianie ostrzegali go przed planowanym przez hitlerowców aresztowaniu. Gdy ktoś doradzał mu, aby opuścił miasto, on spokojnie odpowiadał, że tu jest jego miejsce, a los jego jest w rękach Boga. Był jednak świadomy grożącego mu niebezpieczeństwa, dlatego też spisał testament. Wypowiedział również niemalże prorocze słowa:

Wiem, że śmierć mnie wkrótce spotka i z tą myślą jestem już oswojony, ale przyznam, iż nie wiem jak ja przetrzymam męczeństwo.

Z czasem sytuacja w mieście zaostrzyła się. Ks. Kazimierz coraz częściej doświadczał szykan ze strony władz okupacyjnych. Liczniejsze też były na niego donosy, dlatego postanowił na pewien czas opuścić rodzinne strony. Trwało to jednak niedługo. We wrześniu 1941 r. powrócił do Końskich.

Aresztowanie i męczeńska śmierć

1 października 1941 r. został aresztowany przez gestapo, pod pretekstem odnalezienia w jego domu nabojów do pistoletu. Księża, którzy przebywali na plebani udzielili mu rozgrzeszenia, o które ich prosił. Przetransportowano go do radomskiego więzienia. Tam oficjalnie oskarżono go o przyjmowanie przysięgi od grupy konspiracyjnej, działającej na terenie Końskich. Podczas śledztwa był brutalnie maltretowany, jednak nie ujawnił ani jednego nazwiska. Oprawcom odpowiadał: z konfesjonału wiem, kto należał, ale jestem księdzem katolickim i tajemnicy spowiedzi nie zdradzę.

Były podejmowane próby uwolnienia go z więzienia. W jego sprawie interweniował administrator apostolski diecezji  sandomierskiej bp Jan Kanty Lorek, pewien niemiecki lekarz oraz parafianie, ale Niemcy byli nieugięci. Nienawidzili go za to, że podtrzymywał w koneckim społeczeństwie ducha narodowego i prowadził według nich działalność polityczną. Przewidzieli dla niego najwyższy wymiar kary.

24 października 1941 r. przewieziono go wraz kilkoma innymi konecczanami do obozu koncentracyjnego w Oświęcimiu. Miał nr 2196251. Początkowo pracował przy kopaniu fundamentów pod baraki na dawnym placu apelowym. W tej ciężkiej pracy pomagał obozowym kolegom.

We wspomnieniach gwardiana Ojców Kapucynów z Warszawy, który też był tam osadzony, można się dowiedzieć, że ks. Sykulski, mimo ciężkiej pracy, bicia, poniżania, złego traktowania przez obozową służbę, nigdy się nie załamał. Nie tracił też humoru. Jego ujmująca osobowość, pogoda ducha, życzliwość, zjednywały mu serca współwięźniów. Przez krótki czas wykonywał lżejsze prace, w lepszym komandzie. Wystarał się o to znany działacz polityczny i publicysta.

11 grudnia 1941 r. dotarł do obozowych władz wyrok śmierci na ks. Sykulskiego wydany przez Sąd Doraźny w Radomiu. Rano na apelu został wywołany wraz z kilkoma kolegami z Końskich. Rozstrzelano go o godz. 15.00, a jego ciało spalono w krematorium.

Wydarzenia po śmierci

15 lutego 1946 r. został pośmiertnie odznaczony Krzyżem „Virtuti Militari” przez powojenne władze komunistyczne. Taką decyzję wydało Prezydium Krajowej Rady Narodowej.

13 czerwca 1999 r. odbyła się jego beatyfikacja. Znalazł się w gronie 108 błogosławionych męczenników II wojny światowej. Beatyfikował ich papież Jan Paweł II.

Grupa wiernych ufundowała tablicę pamiątkową, której oficjalne odsłonięcie odbyło się 13 czerwca 2000 r. Znajduje się ona na jednej ze ścian kościoła św. Mikołaja (koneckiej kolegiaty).

Natomiast 12 czerwca 2008 r. nastąpiło oficjalne odsłonięcie i poświęcenie pomnika ks. Sykulskiego, przed budynkiem Starostwa Powiatowego w Końskich. Ogłoszono wówczas jego czcigodną osobę Patronem Powiatu Koneckiego.  

Ks. Kazimierz Sykulski do końca swoich dni pozostawał wierny Bogu, Kościołowi i Ojczyźnie. W liście, który wysłał z obozu do współpracujących z nim koneckiej parafii kapłanów, napisał: „Pamiętajcie o mnie”.

Z całą pewnością zasługuje na trwałą pamięć. Jest również dobrym wzorem dla przyszłych pokoleń.

Źródła: „Błogosławiony ks. Kazimierz Sykulski (1882 – 1941)” – Mariusz Klocek UJK, Kielce   /   swzygmunt.knc.pl

Foto: diecezja.radom.pl