Radom pamięta czerwiec 1976 roku – dzień, gdy gniew robotników wstrząsnął miastem, a podwyżki cen żywności ogłoszone przez premiera Jaroszewicza w wieczornym dzienniku stały się iskrą do ulicznych starć. Podpalony budynek KW PZPR, grad kamieni rzucony w milicjantów. Potem „ścieżki zdrowia” w komendach MO, polowania na ludzi, wyroki po kilka lat za udział w proteście. Z tego piekła wyłonił się zalążek opozycji – Komitet Obrony Robotników, a w dalszej perspektywie Solidarność. Po niemal pięćdziesięciu latach od tamtych wydarzeń ta historia czeka na ekranizację w postaci filmu fabularnego pt. „Czerwcowy Człowiek” na podstawie scenariusza wrocławianina Andrzeja Lorenca.
Zbyszek, główny bohater filmu to zwykły pracownik radomskich zakładów metalowych z amatorską kamerą w ręku. Filmuje protest, trafia do aresztu, przechodzi „ścieżkę zdrowia” i więzienie. Tam rodzi się solidarność z innymi osadzonymi. Po wyjściu na wolność musi zmierzyć się z konsekwencjami dla rodziny i przyjaciół.
Scenariusz Andrzeja Lorenca to nie sucha lekcja historii. To opowieść o przemianie i codzienności PRL-u w Radomiu: zakładowa PZPR, bufet dla „swoich”, polewaczka zmiatająca łuski po granatach.
Projekt zebrał rekomendacje od uznanych ekspertów. Wiesław Saniewski, reżyser i scenarzysta filmowy, twórca „Nadzoru”, podkreśla, że autor uniknął pułapki nadmiaru publicystyki i wątków historycznych kosztem psychologii postaci oraz relacji międzyludzkich.
– Jak trudno jest napisać dobry scenariusz oparty na znanych faktach, wie niemal każdy autor. Pozornie to nic prostszego, jak tylko spisać dramatyczne fakty i ułożyć je w sensowną całość
pisze Saniewski, porównując projekt do „Człowieka z marmuru” Aleksandra Ścibora-Rylskiego.
Chwali, że obecna wersja jest profesjonalnie dopracowana, bez nachalnego przechyłu w stronę politycznych zdarzeń, co mogłoby zniechęcić młodzież. Bohaterowie nie są papierowi, to ludzie z krwi i kości. Przemiana Zbyszka jest poruszająca i pouczająca bez dydaktyzmu. Autor nawiązuje do „Amatora” Kieślowskiego, ale idzie dalej – pokazuje jednostkowe dramaty na szerokim tle społecznym i politycznym.
– To wszystko sprawia, że bez wątpienia warto „Czerwcowego człowieka” zrealizować i pokazać nie tylko polskiej publiczności
przekazał.
Prof. dr hab. Włodzimierz Suleja z IPN, historyk specjalizujący się w opozycji antykomunistycznej, dodaje, że radomski Czerwiec, choć mniej znany niż Poznań ’56 czy Grudzień ’70, był prologiem Sierpnia ’80.
– Trudno orzec, co złożyło się na ten stan rzeczy. Być może zdecydował relatywnie krótki czas samego protestu […] tylko w trzech ośrodkach: Radomiu, Płocku i Ursusie, miały one gwał gwaltowny i dramatyczny przebieg
tłumaczy.
Suleja chwali scenariusz za historyczną wiarygodność: od braku broni palnej w pacyfikacji, przez podpalenie KW PZPR i barykady, po „ścieżki zdrowia” jako symbol zezwierzęcenia.
– Opis budzenia się świadomości bohatera, paralelny z tym, co nakręcił niegdyś Krzysztof Kieślowski w „Amatorze”, jest i psychologicznie wiarygodny, i historycznie prawdopodobny. Znakomicie uchwycony został historyczny kontekst czasu PRL w zakładach pracy, z omnipotentną rolą zakładowej PZPR, podobnie jak siermiężna codzienność
dodaje prof. dr hab. Włodzimierz Suleja.
Podkreśla, że film ułatwi najmłodszemu pokoleniu zrozumienie „realnego komunizmu” i dlaczego nie warto za nim tęsknić.
– Film, który powinien powstać w oparciu o scenariusz Andrzeja Lorenca, uznaję za więcej aniżeli potrzebny. I mam nadzieję, że do jego realizacji wreszcie dojdzie
mówi.

