Na czasie Publicystyka Radom i okolice Społeczeństwo Wyróżnione Wywiady

Jak powstała Młodzież Wszechpolska w Radomiu? „Nie było wzorców, tylko wiara w ideę”

– Nie było internetu, nie było gotowych wzorców. Była tylko idea i wewnętrzna potrzeba działania – wspomina Małgorzata Zugaj, która w latach 90. założyła pierwsze koło Młodzieży Wszechpolskiej w Radomiu. W rozmowie z Pauliną Delegą opowiada o ówczesnych realiach, młodzieńczym idealizmie, niechęci wobec Unii Europejskiej i próbach budowania struktur w trudnych warunkach organizacyjnych.

Zdjęcie tytułowe: Małgorzata Zugaj na radomskim Marszu Tysiąclecia Królestwa Polskiego, 13.09.2025 r.

Zacznijmy od początku. Jak to się wszystko zaczęło z Młodzieżą Wszechpolską? Mogłaby Pani opowiedzieć co pamięta z tego okresu?

Pamiętam, że wszystko zaczęło się od spotkania organizowanego przez Witolda Bałażaka. Przez jakiś czas, około roku, regularnie uczęszczałam na spotkania Stronnictwa Narodowego. Później pan Bałażak opowiedział mi o jednym z obozów organizowanych przez Młodzież Wszechpolską. Pojechałam tam razem z siostrą i kolegą. Po powrocie z obozu założyliśmy na początku 1997 roku koło Młodzieży Wszechpolskiej w Radomiu. I tak to się zaczęło.

Czy były w tamtym czasie jeszcze organizacje o podobnym profilu ideowym?

Szukałam wtedy czegoś dla siebie, ale to nie było łatwe, bo nie było internetu. Wcześniej trafiłam do Ruchu Odbudowy Polski, ale nie do końca mi się tam podobało. Uważałam, że ich program gospodarczy był zbyt socjalistyczny. Pytałam wówczas dlaczego nazywają się prawicą, ale nie dostałam satysfakcjonującej odpowiedzi, więc nie zostałam na dłużej. Unia Polityki Realnej organizowała spotkania w barze „Artus”, dziś już nie istniejącym, np. z Januszem Korwin-Mikke. Kiedyś na takie spotkanie się wybrałam, ale Korwin akurat wtedy nie dotarł i zamiast niego przyjechał Stanisław Michalkiewicz, co też mi się podobało. Było też biuro ówczesnego posła Jana Łopuszańskiego.

A Konfederacja Polski Niepodległej?

KPN też działał, ale zawsze był u nich zamknięty lokal. Za każdym razem, gdy do niego przychodziłam, nikogo na miejscu nie mogłam zastać. Później, trochę przypadkiem, trafiłam na spotkanie organizowane przez pana Bałażaka, związanego ze Stronnictwem Narodowym. I tam właśnie zostałam na pewien czas.

Fot. Obchody Święta Niepodległości w Radomiu w 1998 roku

Skąd pomysł na założenie koła Młodzieży Wszechpolskiej?

W Radomiu nie było nic podobnego. Szukałam, ale nie znalazłam żadnej organizacji, która by mi w pełni odpowiadała.

Czy Stronnictwo Narodowe nie spełniało do końca Pani oczekiwań?

Miałam wtedy 18 lat i byliśmy razem z siostrą, bratem i kilkoma kolegami, którzy też czasem chodzili na spotkania, raczej najmłodsi w tym gronie. Brakowało mi tam młodzieży i bardziej dynamicznej działalności. Spróbowaliśmy więc rozwinąć koło Młodzieży Wszechpolskiej, ale to się nie udało tak jak byśmy chcieli. Zorganizowaliśmy tylko jedną manifestację antyunijną w 1997 roku. Regularnie spotykaliśmy się u mnie w pokoju albo w przestrzeni publicznej, np. w parkach albo na placach zabaw.

Fot. Kartka pocztowa krytykująca Unię Europejską rozdawana przez Młodzież Wszechpolską

Skąd w ogóle zainteresowanie ideą narodową?

Zawsze lubiłam historię. W liceum uczył mnie pan Dariusz Żytnicki, który świetnie prowadził lekcje, choć nie narzucał żadnych poglądów. To od niego zaczęła się moja fascynacja historią, a potem polityką. W rodzinie nie miałam przekazanych tradycji zaangażowania społecznego. Mój dziadek zmarł krótko po wojnie w niejasnych okolicznościach, zostawiając babcię z szóstką dzieci. Babcia zawsze powtarzała, że dziadek prosił, byśmy trzymali się z dala od polityki. Mówiła, że był związany z PPS-em, ale szczegółów nie znamy. Ja trochę na przekór zdecydowałam się jednak zaangażować. Czułam potrzebę działania, szczególnie że nie podobały mi się pomysły związane z wejściem do Unii Europejskiej. To był idealizm młodego człowieka.

Jakie przekonania były wtedy dla Pani najważniejsze?

Nie podobała mi się gospodarka planowana oraz to, że informacje o świecie były bardzo ograniczone. Moim zdaniem Polska po transformacji też nie wyglądała najlepiej. W przestrzeni publicznej była wszechobecna prounijna propaganda i trudno było uzyskać rzetelne informacje co nam przyniesie wejście do Unii Europejskiej. Chciałam działać przeciwko wstąpieniu Polski do UE. Uważałam, że jak już odzyskaliśmy niepodległość, to nie powinniśmy się jej tak łatwo pozbywać w zamian za unijne fundusze.

Fot. Manifestacja przeciw wstąpieniu Polski do Unii Europejskiej, Warszawa 24.05.2003

Jak wyglądały początki koła Młodzieży Wszechpolskiej?

Współpracowaliśmy ze Stronnictwem Narodowym, próbowaliśmy organizować spotkania w Klubie Inteligencji Katolickiej, ale koło niestety szybko się rozpadło.

Ile osób liczyło koło?

Formalnie około pięciu, ale nieformalnie przychodziło więcej. Część z nich była niepełnoletnia, a rodzice nie zawsze pozwalali im na udział w naszych działaniach. Pamiętam kolegę, który nie mógł pójść na manifestację, bo rodzice mu zabronili, choć był już blisko osiemnastki.

Jakie były wymagania, żeby zostać członkiem MW?

Trzeba było mieć 16 lat i wypełnić deklarację członkowską. Formularz przysyłano z Warszawy. 13-latek mógł formalnie zostać sympatykiem.

Czy przy zakładaniu koła kontaktowała się Pani osobiście z przedstawicielami z centrali?

Na wspomnianym już obozie dostałam pełnomocnictwo od organizatorów. Na tej podstawie działałam. Cała korespondencja z centralą odbywała się listownie, bo to były czasy bez internetu i telefonów komórkowych. Z członkami innych kół kontaktowaliśmy się głównie przez listy i czasami telefonicznie. Przy akcjach, jak zbieranie podpisów, przyjeżdżali działacze z innych miast, byli u nas koledzy z Legnicy i Szczecina, np. Piotr Ślusarczyk, późniejszy prezes MW. My też jeździliśmy, na przykład do Łodzi, pomagać.

Jak wyglądały pierwsze spotkania?

Podobnie jak spotkania Stronnictwa Narodowego – głównie rozmowy, bez wielkich akcji. Chcieliśmy coś robić, ale brakowało struktur. Pamiętam, że gdy Jerzy Wiatr został ministrem edukacji, wtedy we współpracy z Federacją Młodych Ruchu Odbudowy Polski, zorganizowaliśmy akcję protestacyjną i rozdawaliśmy ulotki w szkołach.

Jak długo działało koło?

Myślę, że około roku, może półtora.

Co sprawiło, że przestało funkcjonować?

Trudności w prowadzeniu działalności społecznej, zarówno organizacyjne jak i materialne. Dla wielu to było chwilowe zainteresowanie. Koło naturalnie się rozpadło.

Czy problemem był brak struktur czy bardziej chwilowy zapał?

Dla mnie to był głównie brak struktur. Nie umiałam też pracować z ludźmi, publiczne występy były dla mnie trudne. Nie mieliśmy miejsca na spotkania ani funduszy – wszystko robiliśmy za własne pieniądze, co wtedy nie było łatwe.

Fot. Turniej piłkarski Młodzieży Wszechpolskiej, Warszawa 10.11.2023

Czyli organizacja spoczywała głównie na Pani barkach?

Tylko w tym początkowym etapie. Gdy powstała Liga Polskich Rodzin i weszła do Sejmu, pojawiły się środki na wynajem lokalu. Pamiętam, że zaangażował się wtedy m.in. Filip Chrzanowski, a Dawid Łukasiewicz jako prezes świetnie wszystko ponownie zorganizował. Dołączyło więcej starszych działaczy i organizacja zaczęła lepiej funkcjonować.

Jakie akcje organizowaliście?

Na pierwszym etapie naszej działalności udało nam się zorganizować wspomnianą manifestację antyunijną w 1997 roku. Później już we współpracy z Ligą Polskich Rodzin zdecydowanie więcej się działo. Zamawialiśmy w szwalni, a następnie sprzedawaliśmy polskie flagi w ramach akcji „Polska flaga w polskim domu”. Biało-czerwone flagi w tamtym czasie nie były tak powszechnie dostępne jak dzisiaj. Była pikieta przeciwko wypowiedzi Andrzeja Leppera, że „Adolf Hitler miał naprawdę dobry program”. Były organizowane spotkania otwarte z ciekawymi gośćmi. Jeździliśmy też 11 listopada na manifestacje z okazji odzyskania przez Polskę niepodległości do Krakowa, Wrocławia czy Warszawy.

Czy były jakieś problemy związane z takimi działaniami?

Nie, żadnych większych starć. Mama czasem się martwiła, że to niebezpieczne, że mogę mieć problemy w szkole lub z pracą. I częściowo miała rację – w szkole zdarzały się nieprzyjemności, głównie ze strony rówieśników. Należałam do subkultury skinów. W okresie buntu i dorastania po prostu inaczej się ubierałam, moi znajomi byli raczej… z osiedla. W pewnej chwili obcięłam włosy, założyłam „fleka” i glany. Dla mojego otoczenia to było trudne do zaakceptowania.

Jak Pani godziła rolę lidera, w środowisku raczej męskim, z byciem kobietą?

Nie patrzyłam tak na to. Nasze środowisko traktuje kobiety z ogromnym szacunkiem. Nigdy więc nie spotkałam się z żadnym problemem wynikającym z faktu bycia kobietą.

Czy miała Pani okazję poznać Romana Giertycha, ówczesnego lidera?

Spotkałam go kilka razy, pierwszy raz na obozie w Halinie pod koniec 1996 roku. Raz rozmawialiśmy krótko, ale nie byliśmy na stopie koleżeńskiej. Był starszy, uznawany za „wodza”. Struktury były otwarte, można było podejść i porozmawiać, ale nie czułam takiej potrzeby. Szeregowych działaczy traktowano nieco protekcjonalnie.

Czy znała Pani osobiście Mariusza Kamińskiego, Dominika Tarczyńskiego lub Krzysztofa Bosaka?

Osobiście spotkałam tylko Krzysztofa Bosaka. Rozmawiałam z nim, gdy miał około 20 lat. Był spokojny, merytoryczny i inteligentny – już wtedy było widać, że wie, o co pytać. Prowadził ciekawe szkolenia. Najbardziej lubiłam słuchać Wojciecha Wierzejskiego, bo mówił w bardzo angażujący sposób.

Czy obecnie jest Pani związana z jakimiś organizacjami?

Nie, nie jestem związana z żadnymi organizacjami. Zostałam zaproszona na ten wywiad, czasem chodzę na koncerty, gdy mam czas, ale to wszystko.

Jak ocenia Pani obecny stan Młodzieży Wszechpolskiej w porównaniu z dawnymi czasami?

Nie mam pełnego obrazu, bo moje kontakty są sporadyczne, ale odnoszę wrażenie, że organizacja działa dużo lepiej. Na przykład na wyborach, na które byłam zaproszona, widziałam ogromny postęp w porównaniu z tym, co było kiedyś.

Fot. Małgorzata Zugaj jako gość honorowy na wyborach radomskiego koła Młodzieży Wszechpolskiej, 15.01.2022. Obok ówczesny prezes Młodzieży Wszechpolskiej Ziemowit Przebitkowski