Historia Na czasie O tym się mówi Radom i okolice Religia Wyróżnione

Ks. Roman Kotlarz – ofiara komunistycznych represji

Ks. Roman Kotlarz 25 czerwca 1976 r. przyłączył się do protestujących na ulicach Radomia robotników. Potem go za to prześladowano, a w końcu zamordowano. Był kapłanem gorliwym, zatroskanym o dusze ludzkie. Zwracał szczególną uwagę na katolickie wychowanie dzieci i młodzieży. Potrafił przekonywać ludzi, że sprawy Boże zawsze powinny być na pierwszym miejscu.

Ks. Roman Kotlarz urodził się w Koniemłotach 17 października 1928 r. Był najmłodszym dzieckiem Szczepana Kotlarza i Walerii z domu Czerwców, którzy byli rolnikami. Miał pięcioro rodzeństwa, brata Mariana i cztery siostry: Helenę, Leokadię, Zofię i Michalinę. Uczył się w miejscowej szkole. Gdy wybuchła wojna, kontynuował naukę na tajnych kompletach w Staszowie. Tam ukończył pierwszą i drugą klasę gimnazjum. W 1944 r. wskutek ofensywy Armii Czerwonej, cała rodzina została przesiedlona przez Niemców w okolice Połańca. Jego edukacja została wówczas przerwana. W rodzinne strony powrócił w styczniu 1945 r. Dalszą naukę podjął w gimnazjum w Busku-Zdroju, które ukończył w 1947 r., uzyskując tzw. małą maturę.

Czerwiec ’76 – miasto z wyrokiem, kpiny ze sprawiedliwości, śmierć nieosądzona. Wywiad z Arkadiuszem Kutkowskim

Trudna droga do spełnienia największego życiowego pragnienia

Od najmłodszych lat chciał zostać kapłanem. Po raz pierwszy starał się o przyjęcie do Seminarium Duchownego w Sandomierzu, w 1947 r. Przeszkodą w realizacji jego życiowych planów było niepełne wykształcenie. Musiał nadrobić zaległości w nauce i zdać maturę. Pomimo wielu trudności, ukończył pierwszą klasę licealną w Staszowie. Potem przeniósł się do Krakowa, gdzie uczył się w Szkole Ogólnokształcącej Stopnia Licealnego im. Króla Jana III Sobieskiego. W 1949 r. zdał egzamin dojrzałości w IV Państwowym Liceum i Gimnazjum im. Henryka Sienkiewicza w Krakowie, które dziś już nie istnieje. Ponownie złożył dokumenty w Seminarium Duchownym. Tym razem w Częstochowskim z siedzibą w Krakowie. Jako alumn studiował na Wydziale Teologicznym Uniwersytetu Jagiellońskiego. Na II roku włożył sutannę, na III otrzymał tonsurę z rąk biskupa częstochowskiego.

Latem 1952 r. przeniósł się do Seminarium Duchownego w Sandomierzu, co nie było wcale proste. Przez obrzęd tonsury został przyjęty do diecezji częstochowskiej. Żeby móc dalej kontynuować formację kapłańską w innym seminarium, musiał na to wyrazić zgodę biskup częstochowski. Rok po jej uzyskaniu został inkardynowany do nowej diecezji.

8 grudnia 1953 r. w katedrze sandomierskiej otrzymał święcenia diakonatu, a 30 maja 1954 święcenia kapłańskie. Udzielił mu ich bp Jan Kanty Lorek. Po święceniach, wraz z innymi neoprezbiterami, złożył w siedzibie Prezydium Wojewódzkiej Rady Narodowej w Kielcach ślubowanie na wierność PRL, co w tamtych czasach było obowiązkowe. Wtedy po raz pierwszy miał styczność z władzami państwowymi.

Częste zmiany parafii i niełatwa posługa duszpasterska

Duszpasterską posługę rozpoczął w dużej parafii pw. św. Zygmunta w Szydłowcu. W szkole podstawowej uczył dzieci religii. Z proboszczem ks. Janem Węglickim, jak się po latach okazało współpracownikiem SB, nie miał dobrych relacji.

Po kilkunastu miesiącach pracy w szydłowieckiej parafii, Prezydium WRN w Kielcach zwróciło się do kurii sandomierskiej, aby udzielono duchownemu ostrzeżenia. Powodem były głoszone przez niego kazania, w których krytykował nauczycieli za przekonania światopoglądowe. Uznano to za poniżające ich godność osobistą i złożyli skargę.

30 lipca 1956 r. został przeniesiony do parafii pw. św. Mikołaja w Żarnowie. Pracował tam tylko dwa lata, gdyż coraz bardziej uwidaczniały się jego problemy zdrowotne. W lipcu 1958 r. został oddelegowany do parafii św. Floriana w Koprzywnicy. Uczył w szkole religii i przygotowywał do przyjęcia sakramentów św. dzieci i młodzież. Był to czas kiedy narastały konflikty władz partyjno-rządowych z Kościołem. Lekcje religii mogły się odbywać przed zajęciami obowiązkowymi lub po nich. W salach szkolnych zabraniano wieszać krzyży. Wszystko zmierzało do całkowitego usunięcia nauki religii ze szkół.

Ks. Kotlarz odważnie się temu sprzeciwiał na ambonie. Jego wypowiedzi, nie zawsze precyzyjnie odtworzone przez osoby podsłuchujące, zostały wykorzystane jako pretekst do pozbawienia go prawa do nauczania religii w szkole.

Po niecałym roku władze uznały jego obecność w parafii w Koprzywnicy za wysoce szkodliwą. 9 lutego 1959 r. Wydział Oświaty PPRN w Sandomierzu postanowił pozbawić ks. Kotlarza prawa do nauczania religii nie tylko w Koprzywnicy, ale również w okolicznych wioskach: Gnieszowicach, Sośniczanach i Błoniach. Od tej decyzji kapłan odwołał się do kieleckiego kuratorium oświaty. W celu przywrócenia mu prawa do nauczania religii w szkole i pozostawienia go w koprzywnickiej parafii powstał Społeczny Komitet Obrony Księdza Romana Kotlarza. Do oskarżeń odniósł się również bp Lorek, który wystosował obszerne pismo skierowane do Urzędu do spraw Wyznań. Nic to jednak nie dało. Ks. Kotlarz na mocy dekretu o organizowaniu i obsadzaniu stanowisk kościelnych, wbrew wszystkim go broniącym, został pozbawiony funkcji wikariusza w koprzywnickiej parafii. To był wielki cios dla parafian, którzy cenili go za gorliwość w wypełnianiu obowiązków duszpasterskich i za prowadzenie skromnego życia.

20 lipca 1959 r. biskup Lorek przeniósł ks. Kotlarza do parafii pw. św. Leonarda w Mircu, koło Starachowic. Na skutek zaistniałych w Inspektoriacie Oświaty PPRN w Starachowicach nieporozumień, otrzymał on na pewien czas prawo do nauczania religii w dwóch szkołach: w Osinach i Tychowie. Później mu to prawo odebrano. W związku z tym zorganizował w wynajmowanych mieszkaniach prywatnych cztery punkty katechetyczne: w Tychowie, Osinach, Trębowcu i Jagodnem. Aby przyciągnąć młodzież zakupił projektor filmowy i wyświetlał filmy. Organizował im przejażdżki rowerowe i wycieczki.

W lipcu 1960 r. poprosił o urlop zdrowotny. Miał zaburzenia czynności serca i lekarz zalecił mu kurację. Władze diecezji nie chciały na to przystać, gdyż miał jeszcze do zaliczenia drugi egzamin wikariuszowski. Ks. Kotlarz przedstawił jednak zaświadczenie lekarskie, był to także czas zmian personalnych w parafii w Mircu, więc finalnie otrzymał zgodę.

We wrześniu 1960 r. został przeniesiony do parafii św. Władysława w Kunowie. Miejscowa ludność była w większości rolnikami. Tu także przebywał krótko, bo wkrótce zachorował na zapalenie płuc i ponownie poprosił o urlop zdrowotny. Przebywał na kuracji zdrowotnej w Zakopanem, w Domu św. Józefa prowadzonym przez siostry zakonne. Decyzją biskupa nie wrócił już do Kunowa. Został przeniesiony do parafii pw. św. Wawrzyńca w Nowej Słupi, gdzie probostwo objął jego dawny przełożony z Mirca. Jednak w grudniu 1960 r. miał krwawienia z przewodu pokarmowego, co było spowodowane owrzodzeniem żołądka. Musiał się poddać leczeniu szpitalnemu i operacji, a następnie dłuższej rekonwalescencji. Potem doszło jeszcze zapalenie wyrostka robaczkowego i znowu był poddany operacji. Jego nieobecność w parafii przedłużała się i w końcu biskup znowu go przeniósł. Tym razem na obrzeża Radomia.

Ostatni przystanek – parafia w Pelagowie

W tym rejonie akurat tworzona była nowa parafia. Na jej terenie głównie zamieszkiwali robotnicy z radomskich fabryk. Proboszczem był ks. Skowron, który kiedyś uczył ks. Kotlarza religii i był dla niego wielkim autorytetem.

Ks. Kotlarz pełnił w tej parafii funkcję wikariusza-zastępcy, ze względu na zły stan zdrowotny ks. Skowrona. Aby móc samodzielnie wykonywać funkcje duszpasterskie, otrzymał uprawnienia proboszczowskie. Nigdy nie był nominowany na proboszcza, nawet po śmierci ks. Skowrona, ponieważ nie zaliczył wymaganego przez prawo kościelne egzaminu proboszczowskiego. Przeszkadzały mu w tym nieustanne problemy ze zdrowiem.

Po śmierci ks. Skowrona, oprócz obowiązków proboszcza, pełnił też rolę kapelana w Szpitalu w Krychnowicach. Miał tak wiele zadań, że niektóre wypełniał w nocy, przez co często nie dosypiał. Bardzo angażował się w sprawy personelu szpitalnego, co nie było na rękę władzom. Upatrywali w tym przyczynę słabego upartyjnienia tamtejszej załogi szpitalnej. Poza tym nie podobały im się jego kazania i liczne obciążenia finansowe wobec PRL. Zalegał z opłatami podatków, grzywien za nieprowadzenie księgi inwentarzowej. Nie składał sprawozdań z działalności punktów katechetycznych na terenie parafii. Władze zaczęły więc go nękać psychicznie.

Wydarzenia czerwcowe i męczeńska śmierć

25 czerwca 1976 r. radomscy robotnicy zaprotestowali przeciwko dużym podwyżkom żywności. Pracownicy Zakładów Metalowych im. gen. „Waltera”, RZPS „Radoskór”, Radomskiej Wytwórni Telefonów oraz Zakładów Mięsnych, wyszli na ulice.

Tego dnia ks. Roman był akurat w Radomiu, aby zjeść obiad w stołówce dla księży przy par. św. Jana Chrzciciela. Po drodze widział tłum robotników zmierzających pod Komitet Wojewódzki PZPR. Razem z demonstrantami doszedł do kościoła Świętej Trójcy i ze schodów świątyni błogosławił protestujących. Potem dołączył do kolejnej grupy robotników. Swoją obecnością wywołał wśród nich entuzjazm. Jego obecność odebrali jako wsparcie Kościoła.

Później kilkakrotnie w niedzielnych kazaniach nawiązywał do radomskiego protestu. Po rozruchach czerwcowych zaczęła się nim interesować MO. Wielokrotnie wzywano go na komendę, gdzie był przesłuchiwany i bity. Coraz bardziej zdawał sobie sprawę z tego, że za stanięcie w obronie strajkujących robotników może zapłacić wysoką cenę. Funkcjonariusze Służby Bezpieczeństwa nagrywali jego kazania i przekazywali je do centrali MSW w Warszawie.

12 lipca 1976 r., dzień po wygłoszeniu kazania, w którym wyrażał solidarność z osobami represjonowanymi, dostał wezwanie na tzw. rozmowę ostrzegawczą w prokuraturze. Zaczęły się mocne represje wobec niego. Był napadany na plebanii, bity, niemal katowany do nieprzytomności. Wszystko wskazuje na to, że sprawcami pobić byli funkcjonariusze działający w obrębie Samodzielnej Grupy „D” Departamentu IV MSW, „wyspecjalizowanej” w sprawach Kościoła katolickiego.

Traumatyczne przeżycia odbiły się na jego zdrowiu fizycznym i psychicznym. Spowodowały całkowity rozstrój nerwowy, musiał brać leki uspakajające. Prosił parafian, by go często odwiedzali i zapewniali mu opiekę.

W niedzielę 15 sierpnia 1976 r. ks. Kotlarz odprawił ostatnią Mszę św. Następnego dnia został odwieziony do szpitala w Krychnowicach. Zmarł tam 18 sierpnia 1976 r. o godz. 8.00 rano, po zaopatrzeniu w sakramenty św. Miał 48 lat.

Tak opisywała jego ostatnie chwile życia rodzona siostra: Był po śmierci bardzo zmieniony. Twarz była spuchnięta, plecy były całe czarne. Lekarze i pielęgniarki mówili, że miał wszystko odbite – nerki, wątrobę. Przed śmiercią dostał krwotoku – krew lała mu się ustami, nosem, uszami.

Następnego dnia po śmierci przeprowadzono szpitalną sekcję zwłok. Jako przyczynę zgonu podano obustronne krwotoczne zapalenie płuc. Stwierdzono też, że nie znaleziono na ciele śladów pobicia. W związku z tym, nie powiadomiono prokuratury i nie przeprowadzono sekcji sądowej. Okoliczności jego śmierci do dzisiaj nie zostały w pełni wyjaśnione.

20 sierpnia 1976 r. jego ciało przewieziono do Pelagowa, gdzie odprawiono Mszę żałobną. Uczestniczyło w niej ponad 800 wiernych i 100 księży. Aby wszyscy mogli zobaczyć swojego duszpasterza, trumnę z jego ciałem podniesiono wysoko i tak pochylono, że znalazła się niemal w pozycji pionowej. Następnie przewiezioną ją do rodzinnych Koniemłotów. W uroczystościach pogrzebowych uczestniczyła pomimo wielu trudności duża grupa parafian z Pelagowa.

1 grudnia 2018 r. rozpoczęto proces beatyfikacyjny ks. Romana Kotlarza, mający na celu udowodnienie męczeństwa tego niezłomnego kapłana. Bp Henryk Tomasik, ordynariusz diecezji radomskiej powiedział wówczas: Ksiądz Kotlarz w swoim kapłańskim życiu gorliwie szukał woli Bożej i realizował ją, gorliwie służąc ludziom i wypełniając wskazanie Chrystusa o błogosławionych, którzy łakną i pragną sprawiedliwości.

Czy słynny radomski działacz „Solidarności” został otruty? Przeprowadzono ekshumację zwłok

Opinie parafian o księdzu Kotlarzu

Wierni pelagowskiej parafii widzieli w nim prawdziwego duszpasterza, zatroskanego o dusze ludzkie. Wymagającego i stanowczego w kwestiach wiary i moralności. Żyjącego skromnie, wręcz ubogo. Dzielącego się w sposób dyskretny z potrzebującymi tym, czym mógł. Zawsze starającego się być blisko swoich parafian, których odwiedzał w imieniny, składał życzenia, pocieszał w trudnych chwilach, podnosił na duchu, radził w sprawach rodzinnych, godził zwaśnionych, zachęcał do przebaczenia. Wiele obowiązków wypełniał sam lub z pomocą niektórych parafian.

Cieszył się ogólnym uznaniem. Cenili go za jego skromność, otwartość, życzliwość, troskliwość, prostolinijność i empatię.

Pokaz reżyserskiej wersji filmu „Klecha” w Pionkach

Źródło: Szczepan Kowalik i Arkadiusz Kutkowski, „ŚMIERĆ NIEOSĄDZONA Sprawa księdza Romana Kotlarza”, Instytut Pamięci Narodowej Komisja Ścigania Zbrodni Przeciwko Narodowi Polskiemu Oddział w Lublinie

Postaw mi kawę na buycoffee.to