Mimo rosnących strat, rząd nie zamierza rezygnować z portu lotniczego Warszawa–Radom. Wiceminister infrastruktury Maciej Lasek przekonuje, że obiekt może odegrać kluczową rolę w systemie transportu lotniczego w Polsce, gdy warszawskie Okęcie osiągnie maksymalną przepustowość.
Port lotniczy w Radomiu kosztował już około 850 mln zł, a według raportu Polskich Portów Lotniczych w 2025 roku jego strata wyniesie blisko 67 mln zł. Prognozy wskazują, że do 2032 roku deficyt może sięgnąć od 600 mln zł w wariancie optymistycznym do nawet 800 mln zł w pesymistycznym.
Te dane nie zniechęcają jednak przedstawicieli rządu.
– To nie jest czas, aby się poddawać. Szukamy naprawdę dobrego rozwiązania dla tego lotniska
zapewniał Maciej Lasek podczas wtorkowej konferencji w Ministerstwie Infrastruktury.
Wiceminister przypomniał, że deficyt był wpisany w pierwsze lata funkcjonowania portu. Głównym założeniem inwestycji było odciążenie warszawskiego Lotniska Chopina, gdy to osiągnie szczyt swoich możliwości obsługi pasażerów.
– Patrząc na wyniki Okęcia, ten moment nadejdzie wcześniej niż powstanie CPK czy ewentualna jego rozbudowa
podkreślił Lasek.
Jego zdaniem zwiększenie liczby połączeń oraz pozyskanie nowych przewoźników może znacząco ograniczyć straty.
– W Polsce działa kilka portów lotniczych, które nie są rentowne, ale stanowią ważny element infrastruktury krytycznej i z tego powodu je utrzymujemy – zaznaczył.

Odniósł się też do współdzielenia pasa startowego z 42. Bazą Lotnictwa Szkolnego w Radomiu. Jak zauważył, na świecie istnieje wiele przykładów, gdzie cywilne i wojskowe operacje są prowadzone jednocześnie i bez zakłóceń.
Źródło: Radom24