Publicystyka Religia Światełko wiary

Wspomnienia powstańcze Marii Okońskiej – założycielki Instytutu Prymasa Wyszyńskiego

2 października 1944 r. upadło Powstanie Warszawskie. Wielu ludzi wierzyło, że żołnierze walczący w Powstaniu zwyciężą, zdobędą Warszawę i uwolnią jej mieszkańców od niemieckiego terroru. Stało się jednak inaczej, zginęło setki tys. ludzi, a Stolica została przez Niemców w większości zburzona. We wspomnieniach Marii Okońskiej – założycielki „Ósemki”, która wraz z koleżankami pełniła w Powstaniu nietypową służbę, można dostrzec inny wymiar tej akcji zbrojnej – duchowy. Wiele nawróceń, masowe spowiedzi św., nawet po kilkudziesięciu latach, śmierć w łasce uświęcającej.

„Za kilka dni wybuchnie powstanie. Jesteśmy do niego zupełnie nieprzygotowani; nie mamy broni ani amunicji, sam zapał nie wystarczy. Będzie to wielki mord Stolicy. Z Warszawy nie pozostanie kamień na kamieniu (…)” (fragment z książki M. Okońskiej – „Wspomnienie z Powstania Warszawskiego”)

Te prorocze słowa wypowiedział do Marii Okońskiej, kolega jej rodzonego brata, działający w konspiracji. Należał on do Stronnictwa Narodowego, które było przeciwne wybuchowi Powstania. Członkowie tej organizacji wyjechali z Warszawy przed jego wybuchem i to samo zalecali znajomym. Maria Okońska radziła się w tej sprawie kilku osób. Nie wiedziała co ma zrobić, czy uciekać, ratując swoje życie, czy też zostać, narażając się na wiele niebezpieczeństw. Wkrótce, po długich modlitwach, po wielu wewnętrznych walkach, odczytała wolę Bożą. Miała zostać i wraz z koleżankami z „Ósemki” prowadzić pracę apostolską na ulicach Warszawy, ogarniętej walkami, bombardowaniami, cierpieniem i śmiercią.

Dziewczęta z „Ósemki”, późniejszego Instytutu Prymasa Wyszyńskiego, nazwę swojej grupy, zaczerpnęły z ewangelicznych ośmiu błogosławieństw. Instytut ten został założony  1 listopada 1942 r. w Laskach pod Warszawą. Jego założycielką była Maria Okońska, a ojcem duchowym był ks. kan. Stefan Wyszyński. Początkowo w „Ósemce” było siedem młodych dziewcząt, potem przybywało ich więcej. Członkinie Instytutu miały służyć Bogu, przez Najświętszą Maryję.

Te, które poszły do Powstania, były przeszkolone i przygotowane do służby jako sanitariuszki, jednak nie otrzymały wezwań do oddziałów. Poszły więc do Powstania w charakterze religijnym i apostolskim, aby dawać nadzieję oraz podnosić na duchu. Ich celem było wzywanie ludzi do nawrócenia oraz do godnego przygotowania do śmierci. Zanim wyruszyły na ulice, aby przemieniać ludzkie serca, najpierw same musiały się do tego zadania przygotować, poprzez własną przemianę, tj. „zmianę starego człowieka w nowego – w człowieka łaski”. Zrozumiały, że taka przemiana może się dokonać jedynie poprzez modlitwę. Postanowiły, że ich pierwszą placówką, będzie kaplica z Najświętszym Sakramentem. Wybrały Dom Zakonny sióstr Zmartwychwstanek na Woli.

Do miejsca, gdzie miały pełnić swoją niezwykłą misję, dotarło tylko trzy z nich: Maria Okońska, Janina Michalska, Maria Wantowska – Lilka. Reszta dziewcząt nie zdążyła dostać się na Wolę, ponieważ zamknięto mosty. Te, które się przedostały, przez pierwsze dni Powstania, trwały dzień i noc na adoracji przed Najświętszym Sakramentem. Wraz z siostrami Zmartwychwstankami, nieustannie modliły się przez przyczynę Matki Bożej, w intencji walczącej Stolicy. Błagały Boga o litość i prosiły o to, aby wszystko odbyło się zgodnie z wolą Bożą, by wszystkim kierował Bóg. Polecały w modlitwie dusze tych, którzy ginęli i którzy jeszcze zginą.

„Wy, tam na barykadach obsługując karabiny, nie macie czasu na długą modlitwę. My, w takt waszych wystrzałów powstańczych, modlimy się z Wami i za Was. W ten sposób dzielimy się rolami”.

Dziewczęta z „Ósemki” starały się każdego dnia uczestniczyć we Mszy św. i przyjmować Komunię św. Początkowo przychodził do kaplicy ksiądz z pobliskiego kościoła, jednak potem stawało się to coraz trudniejsze ze względu na liczne naloty. Eucharystia i Komunia Św. były dla nich źródłem mocy do przetrwania najgorszych chwil.

Wkrótce przekonały się, że zadanie, jakiego z woli Bożej podjęły się, nie jest łatwe. Miały czuwać na modlitwie przed Najświętszym Sakramentem, gdy inni szli pomagać w budowie barykad, oraz w chwilach niebezpiecznych. Ich życie często było zagrożone, lecz za każdym razem z pomocą Matki Bożej, wychodziły cało z niejednej opresji. Ze względu na liczne bombardowania, Przełożona Zmartwychwstanek, kilkakrotnie przenosiła Tabernakulum do innych pomieszczeń, także do piwnicy. W końcu doszło do tego, że musiały opuścić dom. To nie było łatwe zadanie, jednak z Bożą pomocą, wszyscy zdołali stamtąd wyjść i uciec z zagrożonego rejonu. Blisko 50 osób, wydostało się z ruin Domu Zakonnego na podwórko i przeszło bezszelestnie za plecami własowca. Wcześniej przyjęły Komunię świętą. Rozdała ją łyżeczką Matka Przełożona, zgodnie z poleceniem, jakie otrzymała od księdza kapelana. Chodziło o to, aby Święte Hostie nie pozostawały w Tabernakulum, gdyż mogłyby być sprofanowane przez wrogów.

Moment ten dziewczęta z „Ósemki” uznały za koniec służby przed Najświętszym Sakramentem.

Aby modlitwa płynęła nieustannie, organizowały punkty modlitwy. Szły do schronów, piwnic i wzywały do modlitwy ludzi, którzy ukrywali się tam. Rozdawały im teksty modlitw i poświęcone różańce, oraz obrazki z obliczem Matki Bożej Częstochowskiej. Wiedziały, że jedynym ratunkiem dla Warszawy, było upadnięcie na kolana i błaganie Boga o zmiłowanie.

Maria Okońska, z natchnienia Bożego, napisała „Nową mobilizację walczącej Warszawy”. Była to odezwa do ludności cywilnej i powstańców, aby podjąć wspólną nowennę w dniach 15 – 26 sierpnia. Wzywano w niej do spowiedzi i Komunii św., oraz do codziennego odmawiania modlitwy różańcowej.

Oto fragment tekstu „Nowej mobilizacji”:

„W rocznicę cudu nad Wisłą (15 sierpnia) w przeddzień święta Królowej z Jasnej Góry (26 sierpnia) – Warszawa – wierne macierzyńskie serce Polski krwią i męką rodzące wolność Ojczyzny, wzywa swych synów i cały Naród do nowej mobilizacji, do walki o wewnętrzne przemienienie Narodu w duchu Bożej i braterskiej miłości, do szturmu już nie tylko o wolną, ale i świętą Polskę. (…) Gdy cała Warszawa sypnie ogniem różańcowych granatów, gdy padną z serc naszych zapalające bomby modlitwy, gdy każde serce zjednoczy się z Bogiem, który jest nam wierny i na pozycjach walki i w tułaczce podziemnej – zwycięży Ojczyzna, runie w zniszczeniu nieprzyjaciel, zapanuje miłość na świecie”.

Dziewczętom zależało na tym, aby tekst odezwy mógł przeczytać każdy Polak, znajdujący się w Stolicy. Jednak, żeby tak się stało, musiały znaleźć kogoś, kto ten tekst wyda. Potrzebowały też pozwolenia od dowódcy Rejonu, aby móc go rozkolportować. W realizacji tego przedsięwzięcia pomogła im Matka Boża. Spotkały księdza, któremu przedstawiły cała sprawę i ubłagały go, aby zaprowadził je do dowódcy Rejonu.

Dowódca przebywał w Śródmieściu, w budynku Komendy IV Rejonu. Szły do niego podziemnymi przejściami, przekopami. Nie zdawały sobie sprawy, że prawie całe miasto można było przejść piwnicami. Zostały zaprowadzone do naczelnego kapelana AK, ks. „Korda”. Był to ks. Wiktor Potrzebski, z diecezji włocławskiej, którego Maria Okońska, miała okazję poznać kilka lat wcześniej. Ks. Korda o wszystkim powiadomił dowódcę IV Rejonu, majora Zagończyka (Stanisław Wiktor Steczkowski).

Wszystkie dziewczęta otrzymały pseudonimy powstańcze i wkrótce spotkały się z dowódcą „Zagończykiem”. Przedstawiły mu sprawę, że chcą prowadzić pracę apostolską, pomagać ludziom, podnosić ich na duchu, rozdawać różańce i obrazki z obliczem Matki Bożej Jasnogórskiej, organizować Msze Święte. Dowódca przyjął je z otwartymi ramionami, stwierdzając, że teraz one są bardziej potrzebne niż żołnierze. Wydał również odpowiednie rozporządzenie, aby wydrukować tekst odezwy.

Po raz drugi zostały przyjęte na żołnierzy AK (były nimi, gdy wyruszały do Powstania, ale nie miały przydziału). W końcu spełniło się to, czego bardzo chciały: być przez kogoś kierowane, otrzymywać rozkazy, pełnić służbę w duchu programu odnowy moralnej narodu polskiego. Otrzymały też przydział – do wydziału oświaty i propagandy, którym dowodził porucznik „Niezłomny” (Rajmund Habermas). U niego złożyły przysięgę wojskową, otrzymały legitymacje AK i biało-czerwone opaski na rękę. Dostały też przepustki, dzięki którym mogły poruszać się bez ograniczeń, o każdej porze dnia i nocy, po całej Stolicy. Mogły również korzystać ze stołówek wojskowych.

Były zadowolone z tego, że nareszcie są prawdziwymi powstańcami. Od tej pory używały haseł, otrzymywały kolejne polecenia i zadania do wykonania, a pod koniec dnia składały meldunki. Różniły się od żołnierzy tym, że miały inny sposób walki.

Szły do ludzi ukrytych w schronach, aby ich podnosić na duchu, umacniać, modlić się z nimi, wspierać. Organizowały Mszę św. w schronach i na placówkach powstańczych. Sprowadzały tam księdza, dostarczały komunikanty. Do swojej pracy wciągały inne osoby, które były chętne do pomocy, szczególnie dziewczęta z Sodalicji Marjańskiej i z „Ósemki”.

Konieczność podjęcia przez nich pracy apostolskiej potwierdzały meldunki, jakie napływały  do IV Komendy. Informowano w nich o dramatycznej sytuacji powstańców i ludności cywilnej. O braku broni, amunicji i żywności. O stwarzaniu przez ludzi przeszkód w walce, nie przepuszczaniu powstańców. O wielkim załamaniu wśród ludzi, ich żalu do żołnierzy i do dowódców Powstania.

W swojej pracy napotykały na różne przeszkody. Czasami zdarzało im się nie zgłosić po hasło. Dawały wówczas wartownikowi różaniec, mówiąc, że to jest ich hasło i przechodziły,  Tego typu argumenty przemawiały do młodych powstańców, w których był płomień wiary.    Pewnego razu, gdy poszukiwały papieru do druku, ich przepustką był ryngraf z Matką Bożą. Wartownik, który go otrzymywał czuł się wyróżniony.

Po wielu trudach i przeszkodach, udało się wydać odezwę. Najpierw w powstańczej prasie umieszczono notatkę o tym, że jest nowa mobilizacja. Ogłoszono też, że następnego dnia rozpoczyna się nowenna. Wydrukowano teksty „nowej mobilizacji walczącej Warszawy”, w ilości 10 000 egzemplarzy. Postarano się, aby tekst otrzymał „imprimatur”. Potem harcerze umieszczali tekst odezwy, w formie plakatów, na murach i schronach, w stołówkach, w ruinach domów.

Na terenie domów utworzone były organizacje blokowe. Wyznaczano też blokowego, który był pewnego rodzaju cywilnym dowódcą, Miał on za zadanie pilnować porządku w schronach przeciwlotniczych, pełnił też straż przeciwpożarową. Oprócz tego podawał różne ważne ogłoszenia, wśród nich, to, że generał Bór zarządził spowiedź całej Warszawy. Podawał również do wiadomości, gdzie można się wyspowiadać.

Odzew ten potraktowano jako rozkaz, który wypełniło wiele osób. Do kina „Imperial”, gdzie spowiadali księża przychodziło bardzo dużo ludzi, których życie religijne było zaniedbane. Często były to osoby, które nie spowiadały się nawet kilkadziesiąt lat.

Czas, w którym trwała nowenna był pokrzepiający dla ludzkich serc, był czasem niezwykłej ufności. Przy ołtarzykach Matki Bożej Jasnogórskiej zapalano świece, modlono się. Kapłani udzielali powszechnej absolucji generalnej.

Pod koniec sierpnia wiele oddziałów powstańczych zostało bez broni. Dzień 26 sierpnia – Święto Matki Bożej Częstochowskiej, był najtragiczniejszym, najbardziej przerażającym dniem od początku Powstania. Samoloty niemieckie zrzucały bomby burzące i zapalające, do tego waliły ciężkie działa. Zawaliło się wiele domów, schrony były zasypane, przekopy zawalone. Tego właśnie dnia, kiedy ludzie liczyli na cud ocalenia Warszawy, stało się coś przeciwnego. Powstanie chyliło się ku upadkowi, do tego było mnóstwo zniszczeń. Zginęło bardzo wielu ludzi.

Patrząc z ludzkiego punktu widzenia, była to klęska, natomiast spojrzawszy na wymiar duchowy, było to zwycięstwo. Tego dnia Bóg odzyskał swoje zagubione dzieci. Dzięki podjęciu nowenny, ludzie jednali się z Bogiem, umierali w stanie łaski uświęcającej. Tysiące dusz zostało zbawionych. Maria Okońska uważała, że Bóg ma swoje tajemnice. Cokolwiek się dzieje, trzeba wierzyć, że dzieje się to z woli Bożej. Z każdego zła Pan Bóg wyprowadza dobro.

W końcowej fazie Powstania, broniły się tylko trzy dzielnice: Mokotów, Czerniaków i Śródmieście, a tam było istne piekło na ziemi, ciągłe bombardowania za dnia, a w nocy wystrzały z ciężkich dział. Niemcy wykańczali Warszawę.

Gdy Powstanie upadło, na ulice wyszły setki tysiące ludzi. Powstańców brano do niewoli, a ludzi ładowano do wagonów bydlęcych. Potem niektórzy trafiali do obozów koncentracyjnych, inni byli wywożeni do Niemiec, do prac przymusowych. Również i dziewczęta z ‘’Ósemki” wraz ze znajomymi, w sumie 13 osób, były w jednym z takich wagonów, ale z Bożą pomocą całej grupie udało się stamtąd po prostu wyjść na oczach pilnujących żołnierzy niemieckich, pod osłoną płaszcza Matki Bożej.

 

Źródło: „Wspomnienie z Powstania Warszawskiego” Maria Okońska

Foto: z książki Marii Okońskiej „Przez Maryję wszystko dla Boga” – wspomnienia z 1920 – 1948.

Na zdjęciu: po lewej stronie Lilka Wantowska, po prawej Maria Okońska, w środku Irena Szamocka