Na czasie Polityka Polska i świat Radom i okolice Społeczeństwo Wyróżnione Wywiady

Tomasz Świtka: Zielony Ład jest w całości do kosza. Rząd jednak woli straszyć rolników

– Myśleliśmy, że ta Unia to będzie taka, że będzie się wsłuchiwać w głos rolników, ale też w ogóle w głos mieszkańców, ludzi zwykłych. A teraz wybieramy kogoś, on idzie i głosuje przeciwnie do tego, co obiecywał.  Stąd to niezadowolenie, frustracja rolników. Strajkujemy któryś miesiąc z kolei, sam już się gubię, ale to już na pewno jest więcej niż trzy miesiące, i nie ma odzewu. Im się wydaje, że rolnicy się zmęczą, pójdą w pole, pójdą pracować i odpuszczą. Tak nie będzie. (…) Musimy stać na tej straży wolności, będziemy domagać się opłacalności, mówiąc najkrócej, a Zielony Ład to dla nas jest po prostu w całości do kosza. (…) Wielu rolników ma problemy, są wzywani na policję, są straszeni, przygotowuje się dla nich oskarżenia – mówił Tomasz Świtka, wiceprzewodniczący NSZZ Rolników Indywidualnych Ziemi Radomskiej w rozmowie z Oskarem Klichem. W trakcie wywiadu poruszono m.in. kwestię genezy strajków rolników, ich celu, przyszłości oraz zagrożeń wynikających z wprowadzenia tzw. Zielonego Ładu.

Zachęcamy do wysłuchania rozmowy w formie podcastu na naszym kanale na YouTube. Jeżeli spodobał Ci się ten materiał podziękuj za niego redakcji twojradom.pl i postaw nam kawę.

Panie Tomaszu, jaka jest geneza strajków rolników? Od czego one się zaczęły i przede wszystkim dlaczego? Jakie są ich cele?

Cel podstawowy jest taki, by produkcja rolna była opłacalna. Według nas jest coraz gorzej, opłacalność spada, a dochodzi do tego Zielony Ład, który nakazuje rzeczy, które są wręcz niemożliwe do spełnienia. Trochę to przypomina świat faraonów, którzy straszyli zaćmieniem słońca. Jak im poddani nie dadzą daniny, to będzie koniec. Dzisiaj tym faraonem jest Bruksela, a tutaj my, ten naród niby ciemny, który na niczym się nie zna, będzie składał kolejne i kolejne daniny po to, żeby ci biurokraci z Brukseli mogli za te pieniądze, całkiem nieźle, prosperować.

Kiedy to się wszystko zaczęło? Bo wiemy, że strajki już trwają nawet w całej Europie od dłuższego czasu, tak?

Tak, te strajki trwają od dłuższego czasu i są w zasadzie ciągłe, bo ciągle gdzieś rolnicy protestują. Przykro jest nam, że do tej pory premier rządu się z nami nie spotkał. Nawet nie potrafił powiedzieć, że ta grupa protestujących to rolnicy. To takie trochę dziwne. Liczyliśmy przynajmniej, że postulaty, które podnosimy, zostaną przekazane, że coś chociaż zostanie obiecane, a tu nawet obietnic nie ma. Co tylko ludzi drażni, bo jeżeli pszenica kosztowała po 1700 czy 1500 zł, a dzisiaj jest po 600 zł, po 550 zł, to ja się pytam, czy chleb staniał albo czy mąka staniała? Kto na tym zarabia? Jabłka z Grójca w niektórych sklepach potrafią kosztować nawet 6,5 zł, a my sprzedajemy je po 80 groszy.

Niektórzy ludzie mówią, że rolnicy mają drogie ciągniki. Tak, ale są one przeważnie w leasingu lub na raty i jeszcze są spłacane. Rolnicy muszą inwestować w nawozy, w opryski, trzeba inwestować w nasiona i co się okazuje, tej pewności na dalszą przyszłość nie ma. Dzisiaj przy tej cenie za pszenicę nie jesteśmy w stanie nawet podatku zapłacić, a co dopiero dzieci wyżywić, wyedukować, zapłacić różne daniny, których jest cała masa i stąd to niezadowolenie. Tak naprawdę my wcale nie chcemy, żeby nam zrobili jakąś dopłatę, tylko żeby to było rozsądnie uregulowane. Dlaczego uważamy, że walczymy również dla konsumenta. U nas trzeba mieć certyfikat na każdy oprysk. Dodatkowo osoba, która te opryski robi, też musi być wyszkolona odpowiednio. Wszystko jest dopuszczone i zbadane, to zawsze można skontrolować. A my dostajemy żywność niewiadomego pochodzenia. Na przykład na Ukrainie nie ma takich certyfikatów, nie ma takich obostrzeń. Czym chcą, tym pryskają.

Ja teraz mogę powiedzieć, że przepraszamy tych, którym utrudniamy życie, bo na pewno tak się może zdarzyć, ale nigdy nie robimy tego specjalnie. Chcemy osiągnąć cel, a celem naszym jest polska, zdrowa i dobra żywność na polskich stołach.

Pan wspomniał o „Zielonym Ładzie”. Jakie są zagrożenia związane z jego wprowadzeniem? Jakie są zagrożenia dla rolników?

Myślę, że bardzo duże i poważne. Przede wszystkim, jak już tu wspomniałem, chociażby na przykład opryski. Te opryski mają być słabszej mocy. Trzeba będzie pryskać częściej albo mniej. To jest jedna rzecz. Te opryski są dopuszczone i sprawdzone. Mało tego, dochodzą kwestie przykładowo obornika. Mówią, żeby obornik zaorać po dwunastu godzinach, a przecież wystarczy, że popada deszcz, że zmieni się pogoda i nie da się zrobić tego w ciągu dwunastu godzin.

Nasza wieś się zmienia. Coraz więcej ludzi mieszka na wsi będąc niezwiązanym z rolnictwem. My staramy się nikomu nie utrudniać życia, ale zdarzają się takie przypadki, że ktoś zgłasza, że kogut pieje, że pies szczeka, że znowu jedzie maszyna – a tu akurat nie ma rosy i można młócić, czy kosić wieczorem, czy wręcz w nocy. Naprawdę są takie interwencje.

Jednak z drugiej strony nie wiem, ile można wytrzymać bez żywności, która na wsi wymaga pracy. Ja podam taki przykład, że Japonia mogłaby sobie sprowadzić z Chin ryż, który byłby 7x tańszy, ale jednak ten kraj woli te 7x więcej zapłacić swojemu rolnikowi i mieć tę pewność, że to lokalny towar. My mieliśmy pandemię, mamy wojnę za miedzą i wiemy, że człowiek może pochodzić w gorszych ubraniach czy butach, ale bez jedzenia nie wytrzyma długo. Ja głodu nie pamiętam, nie znam, ale wiem, co znaczył brak kromki chleba.

Tu na wstępie przytoczył Pan temat Ukrainy. Jakie zagrożenia niesie import produktów stamtąd?

Przede wszystkim, jeżeli stamtąd to zboże przychodzi, jest tak tanie, że my nie jesteśmy w stanie w ogóle wytrzymać konkurencyjności. Ja akurat miałem taką przyjemność, że zjechałem Ukrainę wszerz i wzdłuż i widziałem ich rolnictwo. To niekoniecznie są gospodarstwa rodzinne, tak jak my tutaj mamy. Tam są gospodarstwa wielkich oligarchów, którzy często w ogóle nawet nie płacą na Ukrainie podatków, tylko w rajach podatkowych za granicą. Te wielkie koncerny obracają tysiącami, nawet dziesiątkami tysięcy hektarów. Widziałem tych biednych, bo jednak biednych ludzi, którzy jeszcze na ZiŁ-ach jadą z motykami, żeby coś tam zrobić, gdzie nie wejdzie duży sprzęt.

Rolnicy przekonują, że strajki prowadzone są dla dobra wszystkich obywateli, więc jak przekonać tych, którzy sprzeciwiają się protestom? Co wprowadzenie Zielonego Ładu i innych europejskich przepisów zmieni w życiu Polaków?

Myślę, że ludzie nie są przeciwko tym naszym protestom. Oni nie chcą jeść czegoś, co nie jest sprawdzone, czegoś, na co nie wydał pozwolenia nasz sanepid czy nasza weterynaria. Już się rolnicy nawet przekonali, kupując chociażby niekoniecznie certyfikowane opryski, że zamiast być skutecznym, to wręcz zostało zniszczone to, co zostało opryskane. Przede wszystkim my mamy sprawdzone produkty, mamy to certyfikowane, jakościowe. Jest to zatwierdzone przez nasze służby, więc to jest główny argument. Często Polacy wyjeżdżają za granicę, mają okazję sprawdzić jedzenie zagraniczne. Ja nie mam nic przeciwko, bo przecież dobrze jest nieraz skosztować czegoś nowego, ale jednak zawsze jak się wróci do kraju, to jedzenie smakuje lepiej.

Ja byłem parę razy w Brukseli, takiego niedobrego jedzenia jak tam, to ja jeszcze nie jadłem nigdzie na świecie. Naprawdę, ta wędlina czy te produkty rzekomo mięsne były bez smaku, wręcz jak trawa albo papier toaletowy. Więc jadłem tylko miód i dżem, bo to nie było aż tak niedobre. Ja rozumiem, że jak człowiek głodny zje wszystko, ale my nie chcemy, żeby takie czasy nastały.

W mediach pojawiły się informacje o tym, że rolnicy planują nową formę strajków skierowaną w większym stopniu w polityków. Jak ona ma wyglądać?

Tylko przypomnę, że przecież Solidarność Ziemi Radomskiej przynajmniej cztery razy gościła w biurze najpierw pani minister, a później pani premier, Ewy Kopacz, też mieliśmy uwagi i zastrzeżenia. Zawsze robiliśmy to kulturalnie i trochę z poczuciem humoru, bo chociażby dostarczając, śliwki, mirabelki czy szczaw. Patrząc jednak, że ci politycy unikają nas, nie chcą się ani spotkać, ani rozmawiać, to ta forma zrobi się trochę mniej przyjemna, bo są różne pomysły, chociażby z użyciem gnojowicy czy innych mniej czy bardziej „pachnących” środków. Z drugiej strony jednak też widzimy, gdzie te biura są. Nie chcemy, żeby przez to ucierpiał cały wieżowiec, czy cały pion mieszkalny. Byli rolnicy pod biurami nie raz, no i cóż, zastawaliśmy kartkę z napisem „awaria drzwi”. Oczywiście nikt w to nie wierzy. Polityka nie będzie w biurze, zostawi swojego asystenta, każe mu zamknąć drzwi, ten je zamknie, powie „klucz zgubiliśmy, nie otworzymy”. Można jedynie pod wycieraczkę włożyć petycję, ale co z tego, żeśmy przedstawili petycję tutaj naszemu wicewojewodzie, który nawet nie odpowiedział.

Na manifestacjach pojawiały się nieraz osoby związane z samorządami lub wyższymi szczeblami w polityce. Czy widać wśród nich chęć współpracy z protestującymi?

Polityk też jest człowiekiem, też ma prawo nas wesprzeć i powiedzieć dobre słowo, więc jeżeli są, to sam nie widzę jakiś przeciwwskazań. To co robimy nie jest polityczne, ale w tej chwili mimo to tak naprawdę wszystko jest polityczne. Nasze protesty są pokojowe, ale tak naprawdę gdzieś polityka jest, bo w końcu ta Bruksela coś ustala i uchwala. Nie do takiej Unii wchodziliśmy, zresztą też mieliśmy wtedy protesty w Radomiu. Sam nimi kierowałem.

Jak wchodziliśmy do UE do rolnik z NRD dostawał 100% dopłat, a my ledwo 25%. Potrzeba było wielu lat, żeby trochę wyrównać ten stan rzeczy, ale i tak nie doszliśmy do równego traktowania wszystkich. Jeszcze trochę jesteśmy traktowani po macoszemu. Składki, które płacimy jako państwo polskie, wracają do nas, ale z drugiej strony wracają w takiej formie, że z 1 euro zwracamy prawie 90 eurocentów, bo otworzyliśmy rynek zbytu i to widać, tylko po co tu się oszukiwać.

Myśleliśmy, że ta Unia to będzie taka, że będzie się wsłuchiwać w głos rolników, ale też w ogóle w głos mieszkańców, ludzi zwykłych. A teraz wybieramy kogoś, on idzie i głosuje przeciwnie do tego, co obiecywał.  Stąd to niezadowolenie, frustracja rolników, bo jak już Pan zauważył, strajkujemy któryś miesiąc z kolei, sam już się gubię, ale to już na pewno jest więcej niż trzy miesiące, i nie ma odzewu. Im się wydaje, że rolnicy się zmęczą, pójdą w pole, pójdą pracować i odpuszczą. Tak nie będzie.
Co z tego, że dzisiaj ktoś nam obiecuje 200 zł czy 300 zł dopłaty, jak pszenica kosztuje 500 zł, a kosztowała 1200 zł i już wtedy były dopłaty. Miałem okazję być w Afryce, widzieć też tamtejsze rolnictwo i tam też wiedzą, że jeżeli coś przychodzi za darmo albo za pół darmo, to ci miejscowi też tracą na tym. A żywność do Polski napływa nie tylko ukraińska, ale i z Ameryki Południowej.

Co z tego, że my będziemy teraz dbać o emisję CO2, jeżeli tak naprawdę europejskie rolnictwo wytwarza go bardzo mało w skali globalnej. Jeżeli byśmy chcieli zrobić coś dla tej planety, jeśli to miałoby być sensowne, to trzeba to zrobić globalnie. Chiny, Ameryka, Afryka – tam jest dopiero emisja CO2. Tak więc obniżenie i tak niskiej emisji przez nas nic nie zmieni, a staniemy się niekonkurencyjni, obłożą nas dodatkowymi podatkami, które trzeba będzie płacić i się nie utrzymamy.

Dzisiaj, jeżeli ktoś wziął chociażby te dotacje na czyste powietrze, docieplił dom, kupił piec, to okazuje się na przykład, że jak sadownicy mają drzewo ze swojego sadu, piękne, twarde pachnące, gruszki, jabłonki, śliwki, które mają swoje lata, to nie mogą nimi palić. Mogą dostać za to taką karę, że jeszcze zwrócą z odsetkami to, co dostali.

Mamy takich przykładów całe mnóstwo, to widać gołym okiem. Kiedyś już górnicy strajkowali o węgiel, bo nagle dla Unii ten węgiel okazał się niedobry, ale na razie nie mamy ani elektrowni atomowej i cóż, będziemy chyba ze świeczką siedzieć i będziemy liczyć na to, że na słońce ogrzeje. Ja zachęcam, żeby dziesiątego, też przyłączyli się inni do nas, do tego protestu w Warszawie, bo jedziemy, jadą autokary, są miejsca, można się zapisać w Solidarności, na Traugutta, jeżeli ktoś by miał ochotę na tym, to chcę to zaapelować, pojedźmy, pokażmy się. Oczywiście manifestacja jest pokojowa, jedziemy tylko z flagami i ewentualnie gwizdkami. Zbiórka jest pod Zamkiem Królewskim, przy Kolumnie Zygmunta, a później przemarsz pod Sejm.

Czy do tej pory przez organizowanie strajków wypracowano jakiekolwiek zmiany?

Wielu rolników ma problemy, są wzywani na policję, są straszeni, przygotowuje się dla nich oskarżenia. Niedawno mieliśmy spotkanie Solidarności, Radę Krajową. Podczas spotkania dowiedzieliśmy się, że rolnicy są już wzywani, są przesłuchiwani, bo akurat mieli nie chodzić po przejściu, a jednak chodzili, mieli, mówić, jak bardzo kochają rząd, a oni powiedzieli, że go nie kochają, więc są takie problemy. Albo jednak zakłócili tę ciszę tego posła czy senatora, który miał te drzwi popsute, bo po co tam poszli, więc trzeba teraz ich przesłuchać. Czego my właściwie chcemy? Przecież naprawdę nasz kraj jest miodem i mlekiem płynący!

Czy narracje medialne zostały przez strajkujących odebrane pozytywnie? Bo często też było można spotkać nagłówki, które krytykowały rolników, którzy swoją drogą walczą w słusznej sprawie.

Tutaj z panem mogę rozmawiać, mam nadzieję, że bez cenzury. Na media lokalne można liczyć, na główne raczej nie. Myślę, że Republika to jest telewizja, która śmie mówić, to co się dzieje. Widzimy, że nawet nie jest wpuszczana, czy nie mogą zadać pytań. No oczywiście telewizja Trwam, ale telewizja Trwam też ma bardzo dużo spraw, więc tych informacji bardzo ważnych też jest dużo. Jesteśmy krajem katolickim, te informacje są potrzebne. A Jedynka, TVP Info, niestety, ale nie daje się tego słuchać. Ktoś tam coś powie, że jest jakiś protest, że jakaś grupa, ale jeżeli jest 600 protestów, 600 blokad i jest tyle tysięcy ludzi i tej informacji nie ma, to jest przykre. Ja byłem wychowany na słuchaniu radia Wolna Europa, wydaje się, że dzisiaj przydałyby się te rozgłośnie, bo naprawdę informacji nie mamy. Mamy je jednostronnie podawane, a właściwie to te informacje są dla nas wymyślane.

Nie mogę tutaj zachęcać do oglądania czy słuchania, ale naprawdę można zobaczyć jak się różnią programy na ten sam temat i jak o tych samych sprawach mówią jedni i drudzy. Warto posłuchać, każdy ma swój rozum i zrozumie.

Czy możemy powiedzieć, że przyszłość rolnictwa w Polsce jest zagrożona?

Myślę, że tak, że możemy tak powiedzieć, bo rolnictwa nie da się odbudować z dnia na dzień.  Te gospodarstwa mocniejsze przetrwają, więc zostanie ich może mniej, może przestaną produkować, bo wcale to nie jest taka lekka praca rolnika, tam nie ma dnia wolnego, nie ma święta, nie ma, że można nie napoić, nie nakarmić, nie przygotować, to wszystko trzeba zrobić na czas, na godzinę i to musi być zrobione 7 dni w tygodniu i nieważne, czy to jest święto narodowe, kościelne czy urodziny, imieniny, trzeba to zrobić, więc jeżeli byśmy zostawili to rolnictwo, a tak może być, bo jeżeli się dołoży rok, dołoży drugi rok, to już na trzeci rok nie starczy. Nie starczy, nikomu nie starczy, kredytów też nie dadzą, bo poprzednie są niespłacone.

Mało tego, być może gospodarstwa zostaną zlicytowane i wtedy może też powstaną u nas te latyfundia, w końcu ktoś przejmie tę ziemię. Pamiętam nasze protesty, kiedy była wyprzedaż polskiej ziemi, kiedy wspieraliśmy rolników z zachodniopomorskiego, ale i z Dolnego Śląska, więc zatrzymane to było, ale około trzy powiaty są, nie wiadomo w czyich rękach. Ta ziemia jest sprzedana. To są jakieś spółki, jakieś korporacje oczywiście nie z naszego kraju i stoi tablica, bo miałem taką okazję ją widzieć, z flagą unijną, zakaz wstępu, zakaz wjazdu. Oczywiście w Polsce ten człowiek jest ubezpieczony, bo jest rolnikiem i ma wszystkie prawa, ale tak naprawdę ani nie czuje się Polakiem, ani nie czuje się współobywatelem, któremu zależy na dobru Polski, naszej ojczyzny, bo dla niego to jest albo Europa, albo nawet nie wiadomo co, bo nawet zapytać się nie można, bo jak to już powiedziałem, wstęp zabroniony. Tak więc jest zagrożenie i jeżeli zaprzestaniemy walki na tym etapie, to nie jest tak, że to się odtworzy w jeden rok czy w dwa. Musimy stać na tej straży wolności, będziemy domagać się opłacalności, mówiąc najkrócej, a Zielony Ład to dla nas jest po prostu w całości do kosza.

Czy rolnicy nie tracą nadziei w zmianę?

Mówią, że nadzieja umiera ostatnia, więc jeszcze nie umieramy.

Jakie są kolejne plany i kiedy odbędą się kolejne strajki?

No tak jak już wspomniałem, 10 maja, ten ogólnopolski strajk z Solidarnością Pracowniczą, ale też i z innymi osobami, które powiedzmy, nie identyfikują się ze związkiem zawodowym, czy jednym, czy drugim, więc zapraszamy wszystkich do wyjazdu do Warszawy. Ja myślę, że rządzący czekają na wybory do europarlamentu i tutaj bardzo liczą, że te wybory wygrają, a ja myślę, że jednak przegrają. Tutaj jednak muszą być wybrani ludzie, którym dobro ojczyzny, dobro Polski leży na sercu, są patriotami i którzy szanują rolnika, ale i pracownika czy transportowca, czy w ogóle każdego Polaka. Widzimy, jak cała Polska się zmniejsza, jest niż demograficzny, można by humorystycznie powiedzieć, jak to w tym kawale było, że mamy problem z emigrantami i dzwoni ten wódz indiański i mówi: „my też, dlatego dzwonię z rezerwatu”. Więc może Polska, nie będzie tym rezerwatem, tylko będzie dalej Polską. Rolnicy często mówią, że należy zapytać, czy my w ogóle chcemy być w tej Unii, jeśli ona miałaby taka być, że już nawet nie pytamy w referendum o Zielony Ład? Jeżeli tak by to miało być, ile ta Unia może przetrwać? Anglikom miało być tak źle, a wcale tak źle im nie jest. Więc takie głosy się słyszy i one są bardzo często już podnoszone na naszych protestach. Nie możemy nic zrobić, bo w Unii premier boi się odezwać.
Jaka Unia, taki Premier.

Dziękuję za rozmowę.

Dziękuję.