O tym się mówi Okiem redakcji Polityka Radom i okolice Wyróżnione

Radom będzie finansował in vitro – skąd na to pieniądze?

Radosław Witkowski, budżet Radomia

W budżecie miasta znalazły się pieniądze na finansowanie wzbudzającego kontrowersje programu in vitro. Jednocześnie zabrakło funduszy na szereg ważnych inwestycji czy innych projektów z budżetu obywatelskiego. 

Podczas poniedziałkowej sesji Rady Miejskiej prezydent przedstawił budżet Radomia na rok 2023. Ogólne dochody miasta wyniosą 1,297 mld zł, zaś wydatki to kwota 1,435 mld zł. Wynika z tego deficyt w wysokości 138 mln zł. Pierwszy raz pojawi się ujemna nadwyżka operacyjna (około 40 mln zł). W związku z kiepską sytuacją budżetową w życie wejdzie m.in. znacząca podwyżka cen biletów MZDiK oraz wzrosną koszty związane ze Strefą Płatnego Parkowania. Bilet normalny ma kosztować teraz 5 zł zamiast 3 zł, a ulgowy 2,5 zł zamiast 1,5 zł. Prezydent postulował także podwyższenie podatku od nieruchomości.

Przyszłoroczny budżet Radomia nie przewiduje żadnych środków finansowych na dokończenie stadionu RCS, co stawia to inwestycję pod wielkim znakiem zapytania. Nieustannie rośnie koszt dokończenia stadionu. Aktualnie kwota dopłaty wynosi około 30 mln zł brutto…

Pieniędzy zabrakło również na budowę zapowiedzianej na 2022 rok ścieżki rowerowej wzdłuż ulicy Szarych Szeregów. Inwestycja nie znalazła się także w budżecie na rok 2023. Dlaczego brak tej inwestycji jest szczególnie interesujący? Bo jednocześnie miasto Radom i radni Koalicji Obywatelskiej poparli inny, stworzony przez Lewicę, projekt z budżetu obywatelskiego – finansowanie z miejskich pieniędzy (których nie ma!) in vitro. Za wpisaniem projektu do budżetu głosowało 14 radnych, 8 było przeciw, 5 się wstrzymało.

Wszystko wskazuje na to, że przyjęcie projektu związanego z finansowaniem in vitro jest motywowane ideologicznie i ma na celu „przykrycie” tą „świetną” wiadomością problemów finansowych naszego miasta. Jest to po prostu temat zastępczy – w mediach pojawia się tyle samo (lub więcej informacji) nt. kolejnej konferencji związanej z in vitro, zbiórki podpisów czy przyjęcia uchwały, niż na temat problemów finansowych miasta, braku dobrego zarządzania inwestycjami czy ignorowania innych projektów obywatelskich.

Radom jako jedyne miasto z deficytem budżetowym w województwie mazowieckim

Poświęćmy teraz kilka zdań na wyjaśnienie, dlaczego in vitro wzbudza tyle kontrowersji.

Nie promujmy in vitro. Leczmy niepłodność

In vitro reklamowane jest jako „metoda leczenia bezpłodności”, co zwyczajnie nie jest prawdą. Jest to procedura sztucznego rozrodu nie zajmująca się w żaden sposób przyczynami problemu, a prowadząca do „osiągnięcia ciąży” w wyniku szeregu, dość wątpliwych z punktu widzenia medycznego i moralnego, poczynań. Temat opisywałem szerzej w artykule „Nie promujmy in vitro. Leczmy niepłodność”. Poniżej przedstawię jedynie najważniejsze fragmenty linkowanego tekstu, do którego lektury w całości gorąco zachęcam.

Pragnienie dziecka ze strony małżonków jest czymś całkowicie naturalnym. Niepłodność, jakakolwiek byłaby jej przyczyna i rokowanie, jest dla nich ciężką próbą. Zmaga się z nią blisko 20% par w Polsce, czyli około 1,5 miliona osób. Jednymi z najbardziej prozaicznych powodów (nie jedynymi!) są stres czy zła dieta, czyli ogółem po prostu niewłaściwy tryb życia. Należy odróżniać niepłodność od bezpłodności (co w przypadku wielu polityków nie jest wcale oczywiste!), czyli trwałej niezdolności do zostania rodzicami m.in. w wyniku uszkodzeń narządów płciowych. Niepłodność można leczyć i tym się zajmuje np. naprotechnologia.

Wszystko co dzieje się z naszym organizmem ma swoje przyczyny. Wszelkie choroby są dla nas sygnałem ostrzegawczym – nasze ciało mówi nam „przepracowujesz się”, „masz złe relacje z bliskimi, denerwujesz się”, „jesz śmieciowe jedzenie” itd. Taką chorobą jest także niepłodnosć, określana mianem „plagi zdrowotnej XXI wieku”. Upowszechnienie niepłodności także ma swoje źródła. Coś się w naszym społeczeństwie wyraźnie pozmieniało przez ostatnie dekady. I to zdecydowanie nie na lepsze.

Współczesnemu człowiekowi wmawia się „możesz być kim chcesz” i „możesz robić co chcesz”, co jest zwykłym kłamstwem. „Bycie” i „robienie” co się „chce”, kończy się w 99% przypadkach na wchłonięciu tego co wielkie korporacje czy inni „influencerzy” nam wmawiają. Wielu ludzi niestety uwierzyło w taką „wolność”, co ma swoje konsekwencje także w dziedzinie planowania rodziny. Ograniczenia naturalne potencjalni rodzice chcą obchodzić za pomocą technologii – pragną efektów nie sięgając do źródeł problemu. Dziecko staje się nie naturalnym owocem miłości, a w pewnym stopniu – jakby to brutalnie nie brzmiało – „produktem laboratoryjnym” zamówionym przez wychowawców (nie zawsze przecież rodziców, zależnie od techniki in vitro nasienie może być pobierane od obcego mężczyzny lub ciąża może być donoszona przez obcą kobietę).

wywiadzie dla brytyjskiego „The Guardian”, ekspert w dziedzinie płodności dr Gedis Grudzinskas stwierdził, że zbyt dużo wiary pokładamy w medycznych rozwiązaniach tego problemu.

 

Jak mówi, „musimy przestać udawać, że rozwój medycyny pozwoli na luksus opóźnionego zakładania rodziny”. „Płodność zaczyna spadać po 28. roku życia. W przypadku niektórych kobiet dzieje się to bardzo szybko, u innych jest to powolny proces. Spadek przyspiesza około 35. roku życia. Nawet jeśli bylibyśmy w stanie przewidzieć datę menopauzy i dokładnie wiedzieli, ile pozostało komórek jajowych, na tym etapie nie potrafimy powiedzieć, w jakim stanie są te komórki. To, że została ich jakaś liczba, nie oznacza jeszcze, że są zdrowe i normalne” – podkreśla.

„Chciejstwo” rodziców nieuwzględniające naturalnych ograniczeń ich organizmów ma swoje tragiczne konsekwencje. Są to liczne wady wrodzone wśród poczętych za pomocą in vitro dzieci, a także embriony, zalążki nowego życia, zabijane jako „niepotrzebne”.

Najwyraźniej przeciwko in vitro od dawna występuje Kościół katolicki. Jan Paweł II w encyklice „Evangelium vitae” z 25 marca 1995 r. pisał: „Różne techniki sztucznej reprodukcji, które wydają się służyć życiu i często są stosowane z tą intencją, w rzeczywistości stwarzają możliwość nowych zamachów na życie. Są one nie do przyjęcia z punktu widzenia moralnego, ponieważ oddzielają prokreację od prawdziwie ludzkiego kontekstu aktu małżeńskiego, a ponadto stosujący te techniki do dziś notują wysoki procent niepowodzeń: dotyczy to nie tyle samego momentu zapłodnienia, ile następnej fazy rozwoju embrionu wystawionego na ryzyko rychłej śmierci”.

Jednak aby odrzucić in vitro nie trzeba być osobą wierzącą. Jest to procedura, która próbuje oszukać naszą, pełną ograniczeń, naturę. Jeżeli za pomocą technologii chcemy „przeskoczyć” problemy sygnalizowane przez nasze ciało to możemy być pewni – one prędzej czy później, w ten czy inny sposób powrócą.